środa, 25 stycznia 2017

"Ouija" (Styczeń: paranormalne) [OP]

Tytuł: Ouija
Fandom: One Piece.
Występują: Zoro, Sanji, Nami, Usopp, Chopper, Robin, Luffy
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: przekleństwa, wspomniane prześladowanie.

Uwagi: Jest to pierwszy tekst napisany do challenge'a na rok 2017 z One Piece'a. Zasady są bardzo proste. Początek miesiąca: pada temat. Koniec miesiąca: wrzucam opowiadanie dotyczące właśnie tego tematu. Kolejny miesiąc: powtórka z rozrywki. Temat na styczeń: paranormalne.
Opis: Tabliczka Ouija ma służyć ludziom do przywoływania duchów i demonów. Przynajmniej w teorii. A co, jeżeli tak naprawdę działa to w przeciwną stronę?



 Zoro upewnił się, że jego katany gładko wychodzą z pochw, zanim przytroczył je sobie do pasa. Przez chwilę jedynie delektował się poczuciem siły, jakie niosło ze sobą posiadanie broni, po czym rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu swojej sportowej torby.
Pomieszczenie nie było jakoś specjalnie imponujące, ale ze skromnością również nie przesadzono. Pod jedną ze ścian stało proste łóżko. Obok niego znajdowała się niewielka szafka nocna z budzikiem na wierzchu. Umiejscowione pod oknem biurko nie zawierało zbędnych ozdób i wydawało się raczej uporządkowane. Poza nimi, jedynym meblem w pokoju była spora szafa, zajmująca większą część ściany, obok drzwi.
Chłopak wypatrzył szukany przedmiot pod łóżkiem. Pokręcił głową, widząc ciemnozielony koc przykrywający mebel. Prezent od siostry. Musiał mocno jej zaleźć za skórę, że zasłużył sobie na ten kolor. Przejechał dłonią po włosach, swoją barwą przypominających raczej świeżą trawę niż normalną fryzurę, po czym uznał, że nie powinien o tym myśleć. Znowu.
Wygrzebał z szafy strój sportowy i wrzucił do torby. Kiedy sięgnął, aby odpiąć broń od pasa, usłyszał wołanie dochodzące z korytarza:
- Zoro, wychodzę! - krzyknęła jego siostra, Kuina. Chwilę później do jego uszu dobiegło ciche podzwanianie kluczy.
- Jasne. Powodzenia! - odpowiedział, uśmiechając się pod nosem, zapominając na moment o swoich mieczach.
Dziewczyna miała dzisiaj kolejny etap turnieju kendo dla szkół wyższych. Zoro był od niej trzy lata młodszy i wciąż chodził do liceum. Tylko dlatego teraz pakował się na kolejny trening, a nie towarzyszył jej. Poza tym, wiedział, jak to się skończy. W rejonie, dziewczyna nie miała sobie równych. Finały mogły okazać się całkiem ciekawe, ale póki chodziło o eliminacje, nie miał czego żałować.
Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi upewnił go, że został w domu sam. Narzucił swoją kurtkę i już miał zamiar złapać telefon, leżący na stoliku, kiedy poczuł dziwne szarpnięcie w żołądku. Zachwiał się, ale zdołał ustać na nogach. Zamrugał kilkakrotnie, po czym zorientował się, że… Że już nie znajdował się we własnym pokoju. Rozejrzał się z dezorientacją.
Był w sporym salonie. Ściany miały przyjemny, pomarańczowy odcień. Na środku stała kanapa, wyglądająca na całkiem wygodną i niski stolik do kawy. Po przeciwnej stronie, stały dwa fotele. Na dwóch ścianach królowały wysokie biblioteczki, w całości zapełnione różnorodnymi książkami.
Jednak tym, co najbardziej go zaskoczyło, były trzy osoby, w tej chwili stojące obok kanapy. Czarnowłosy chłopak posiadał nieprawdopodobnie długi nos. Drugi, znacznie mniejszy chłopiec, miał brązowe włosy. Rudowłosa dziewczyna znajdowała się pomiędzy nimi. I może nie wyglądaliby aż tak dziwnie, gdyby nie fakt, że wszyscy mieli na głowie po parze rogów, a za ich nogami drgały nerwowo długie, szpiczasto zakończone ogony.
Zielonowłosy widział ich szeroko rozwarte oczy, pełne szoku i przerażenia, oraz usta, które otwierały się coraz szerzej. Cisza zdawała się przeciągać w nieskończoność, chociaż tak naprawdę trwała może dwie sekundy. Nie był pewny, które z dziwnej grupki zaczęło krzyczeć, ale chwilę później, z trzech gardeł dobywał się głośny i przerażony okrzyk. Towarzystwo obróciło się i w pełnej panice zaczęli uciekać. Zoro usłyszał jeszcze coś, co zabrzmiało nieco jak: „Mówiłem, żeby tego nie ruszać!” Zamrugał zaskoczony. Co tu się właśnie stało?
Ponownie rozejrzał się po pustym już pomieszczeniu. Tym razem zauważył niewielką, drewnianą tabliczkę leżącą w miejscu, w którym jeszcze chwilę temu stały trzy tajemnicze istoty. Zrobił krok do przodu, spoglądając na nią z uwagą. Rozpoznał przedmiot dopiero po chwili. Gdyby nie to, że jego przyjaciel wręcz lubował się w różnorakich opowieściach o duchach i demonach, pewnie nie potrafiłby tego zrobić.
Była to tabliczka Ouija. Szermierz wzdrygnął się, podnosząc wzrok na drzwi, za którymi zniknęli jego, prawdopodobnie, gospodarze. Czy to możliwe, że byli oni demonami? Do tej pory uważał to za bajki, nadające się jedynie dla dzieci (oraz jego dziecinnego przyjaciela). Ale teraz…
Odwrócił się gwałtownie, kiedy usłyszał kroki w korytarzu za sobą.
- Co się stało, Nami-san? Słyszałem krzyki. Czy ci idioci znowu… - W progu pojawił się jakiś blondyn, niosący plastikową miskę pełną ładnie pachnącego jedzenia. On również posiadał ogon i rogi, a grzywka zasłaniała mu połowę twarzy. Jednak, kiedy tylko zobaczył obcego, zamarł w pół ruchu, wypuszczając naczynie z rąk. Jego wzrok padł szybko na tablicę, wciąż zalegającą na podłodze, po czym ponownie utkwił spojrzenie w zielonowłosym.
- Ty… Co im zrobiłeś?! - wykrzyknął, na jego twarzy przerażenie mieszało się z wściekłością.
Ręka Zoro niemal odruchowo powędrowała do rękojeści katany. Zmierzył demona uważnym spojrzeniem. Nie wydawał się być jakimś szczególnie wymagającym przeciwnikiem, ale zielonowłosy powinien wziąć pod uwagę, że nie mógł oceniać go ludzką miarą. Dlatego też uznał, że chwilowo należałoby dowiedzieć się, o co tu właściwie chodzi, zamiast wdawać się w bezsensowne walki.
- Nic. - Wzruszył ramionami, wciąż jednak trzymał dłoń w pobliżu broni. - Uciekli, kiedy tylko mnie zobaczyli.
Blondyn zmarszczył brwi, po czym zerknął szybko na drzwi, którymi chwilę wcześniej uciekła trójka jego przyjaciół. Przestąpił z nogi na nogą, chyba usiłując ustalić, jak powinien zachować się w towarzystwie nieznajomego. I czy aby na pewno sam nie powinien uciec.
- Czy ty jesteś… Człowiekiem? - zapytał ostrożnie.
Szermierz uśmiechnął się, nieco wbrew sobie.
- Stuprocentowym – przytaknął. - A wy jesteście demonami? - upewnił się jeszcze.
Jego rozmówca pokiwał głową, może nieco zbyt energicznie, żeby wydawało się to naturalne.
- Czy… Nie masz nic przeciwko, żebym upewnił się, że zresztą wszystko w porządku? - ponownie odezwał się demon, robiąc ostrożny krok w stronę drugiego wyjścia z pomieszczenia.
Zoro przyjrzał mu się uważniej. Nie, zdecydowanie mu się nie wydawało. Gość najwyraźniej obawiał się go. Zielonowłosy uznał, że może to potraktować jako pewną przewagę, dlatego rozluźnił się nieco, szerokim gestem wskazując na odpowiednie drzwi.
- Nie krępuj się – rzucił, robiąc krok w tył, żeby zapewnić blondynowi więcej miejsca na przejście.
Ten przemknął szybko obok niego, wciąż jednak mając go na oku. Dopiero, kiedy gospodarz zniknął za progiem, Zoro podszedł do zapomnianej już miski i podniósł ją. W środku znalazł różnorodne przekąski, prawdopodobnie przeznaczone na spędzenie miłego wieczoru. Chłopak wzruszył ramionami i wrzucił jedną do ust. Musiał przyznać, że lepszych w życiu nie jadł, chociaż nie wiedział, czy powinien uznać to za zasługę kucharza, który je przygotował, czy może za jakieś nieznane składniki. Uznając, że demonom podjęcie jakichkolwiek decyzji może chwilę zająć, opadł na jeden z foteli, obracając go delikatnie w taki sposób, że miał widok na wszystkie wyjścia z pomieszczenia. Katany oparł o podłokietnik, chcąc mieć je pod ręką.
Miał rację, co do przewidywanego czasu. Zdążył przebrnąć przez niemal połowę zawartości miski, kiedy drzwi uchyliły się delikatnie, a w progu ponownie pojawiła się głowa blondyna. Demon wszedł do środka i obrzucił człowieka uważnym spojrzeniem, z całą pewnością dostrzegając własne jedzenie. Jednak nie skomentował tego w żaden sposób, chociaż widać było, że nieco go to zirytowało.
- Czego od nas oczekujesz? - zapytał, siląc się na spokojny ton.
Zoro ponownie tego dnia był zdezorientowany. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że faktycznie, jego nagłe pojawienie się mogło wywołać spore wrażenie, jeżeli demony myślały o ludziach to samo, co ludzie o demonach. A ta tablica Ouija wydawała się to potwierdzać.
Jednak szermierz nie miał zamiaru udawać, że ma jakieś niesamowite moce. W tej chwili, pragnął jedynie powrócić do domu. Miał przecież udać się na trening. A spotkanie czterech demonów nigdy nie należało do jego marzeń…
- Ja od was? To wy mnie tu ściągnęliście. Skoro, jak widzę, była to jedynie pomyłka, to możecie odesłać mnie z powrotem i zapomnimy o całym zajściu – rzucił, wgryzając się w kolejnego mini-pierożka. Te z mięsem wyjątkowo mu zasmakowały.
Demon zmarszczył brwi, chociaż szermierz nie był pewien, czy z powodu jego słów, czy też przez wyjadanie jego zapasów.
- Obiecujesz nic nam nie zrobić? Zawołam resztę i… - zawahał się blondyn.
- Niczego wam nie obiecam – warknął niemal natychmiast, nauczony zbyt dużą ilością filmów. Jednak po chwili uświadomił sobie, że w jego sytuacji, nic nie przypominało filmów. - Ale nie zaatakuję was, jeżeli nie dacie mi do tego żadnych powodów – dodał znacznie spokojniej.
Gospodarz nie wydawał się usatysfakcjonowany odpowiedzią, ale pokiwał głową. Ponownie zniknął za drzwiami, a już po chwili pojawił się w towarzystwie pozostałej trójki. Teraz Zoro mógł przyjrzeć im się lepiej. Czarnowłosy był znacznie od niego niższy, jak i drobniejszy, jednak nawet przez koszulkę na krótki rękaw Zoro był w stanie dostrzec, że miał dość rozbudowaną muskulaturę Rudowłosa miała kobiece kształty, z wyraźnie zaznaczonymi biodrami i piersiami. Rogi tej dwójki, tak jak i blondyna, były dość krótkie, ale wyglądały na mocne i delikatnie się wyginały ku górze. Ich ogony były smukłe i długie, zakończone trójkątnym kawałkiem skóry. Najmniejszy z nich, miał mocno rozbudowane rogi, przypominające nieco te jelenia, albo łosia… Natomiast jego ogonek był króciutki, widoczny jedynie w formie uwypuklenia z tyłu spodni.
Blondyn odchrząknął niepewnie.
- Jestem Sanji. To są Nami-san, Usopp i Chopper – przedstawił po kolei swoich kompanów. Jako Nami wskazał na kobietę, Usoppem był czarnowłosy, a najmniejszy z nich okazał się być Chopperem.
Roronoa pokiwał głową, usiłując ich zapamiętać. Na szczęście, nie było zbyt dużo imion, więc istniała szansa, że sobie z tym poradzi.
- Jestem Zoro – odparł.
Zmarszczył brwi, kiedy demony wciągnęły głośno powietrze, słysząc to. Czy powiedział coś nie tak?
- Czy… - zająknął się Usopp. - Czy znajomość twojego imienia nie daje nam nad tobą pełnej władzy? - zapytał niepewnie.
- Nie, dlaczego tak myślisz? - Spojrzał na czarnowłosego ze zdziwieniem. Akurat takiego pytanie z pewnością się nie spodziewał.
- Bo… Jesteś człowiekiem. Podobno wy tak macie…
Zielonowłosy zaśmiał się, słysząc tą niedorzeczność. Że niby imię miałoby dać komukolwiek kontrolę nad nim? Jednak po chwili zamilkł, zdając sobie sprawę z czegoś jeszcze. Do tej pory, poglądy demonów na ludzi… Były dokładnie takie same, jak poglądy ludzi na temat demonów. Czy możliwe było, że miało to jakiś związek. A może było tego jeszcze więcej?
- Strasznie mało o nas wiecie – zauważył, uważnie obserwując swoich gospodarzy.
Tamci wymienili się niepewnymi spojrzeniami. W końcu odezwała się Nami.
- W takim razie… Dlaczego nam czegoś o sobie nie opowiesz?
Szermierz zamyślił się. Nie brzmiało to jak zły pomysł, ale… Miał trening! Pewnie już był spóźniony!
- Wolałbym wracać. Wiecie, trochę się śpieszę… - rzucił w ramach wytłumaczenia.
- W takim razie, co cię tutaj trzyma? - zapytał Sanji, najwyraźniej nabierając pewności siebie.
- Nic szczególnego. - Zoro nie dał się podpuścić i tylko wzruszył ramionami. - Po prostu nie mam pojęcia, jak wrócić.
- Co?! - czwórka demonów krzyknęła niemal jednocześnie.
Roronoa skrzywił się. Dlaczego byli aż tak zdziwieni?
- Czemu się dziwicie? To wy mnie tu sprowadziliście, więc chyba logiczne jest, że powinniście mnie też odesłać z powrotem.
Tamci poruszyli się niespokojnie.
- My nawet nie wiedzieliśmy, że to naprawdę zadziała! Skąd mamy wiedzieć, jak cię odesłać? - wykrzyknął Usopp. Gdy tylko Zoro przeniósł na niego swoje spojrzenie, ten natychmiast zrobił krok do tyłu, częściowo chowając się za Sanjim.
- To prawda! - bojowo poparł towarzysza Chopper. - Jesteś człowiekiem, wy potraficie przenosić się do naszego świata i z powrotem!
Szermierz nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu. Niemal od razu poczuł sympatię do niewielkiego demona. Ale i tak musiał sprostować kilka rzeczy.
- Żaden człowiek, którego znam, nigdy nie przeniósł się w magiczny sposób do innego świata. Do tej pory nawet nie wierzyłem, że demony faktycznie istnieją – wyrzucił, po czym skrzywił się. - Wiszę dychę Luffy’emu…
Przez chwilę panowała cisza, kiedy gospodarze usiłowali przetrawić nowe informacje.
- Czyli… Nie wiedziałeś o naszym istnieniu? - upewniła się Nami.
Roronoa tylko pokiwał głowa.
- Skoro tak, to dlaczego pojawiłeś się tutaj z tymi mieczami? - zapytał ostro Sanji, najwyraźniej nie mając zamiaru uwierzyć zielonowłosemu.
- Właśnie miałem pójść na trening, dlatego wziąłem je ze sobą. Tak swoją drogą, prawdopodobnie jestem już spóźniony.
- W takim razie… - Blondyn podszedł do tabliczki Ouija i chwycił ją w dłoń. - Znikaj stąd! - wykrzyknął, rzucając nią w głowę Zoro.
Ten instynktownie wyciągnął rękę i chwycił przedmiot w ostatniej chwili. Z niedowierzaniem najpierw spojrzał na literki wypisane na drewnianej powierzchni, po czym przeniósł wzrok na demona.
- Co ty odpierdalasz!? Chciałeś mnie zabić!? - wrzasnął, podrywając się z miejsca i rzucając tabliczkę na fotel. To samo, ale znacznie delikatniej, zrobił z miską przekąsek, upewniając się, że nic się nie wysypie.
Sanji tylko wzruszył ramionami, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i odpalając jednego.
- Miałem nadzieję, że to cię przeniesie z powrotem.
Szermierz zacisnął zęby, zirytowany postawą mężczyzny. Chwycił katany i skoczył do przodu, wymierzając pierwszy atak.
Większość demonów odsunęła się z przerażeniem, ale blondyn uniósł nogę, blokując pierwszy cios podeszwą buta. Chwilę później, obydwoje byli pogrążeni w walce, uchylając się od nadlatujących ciosów, wyprowadzając własne i starając się zdobyć przewagę nad przeciwnikiem.
Sanji do walki używał jedynie stóp, co nieco zdezorientowało Roronoę na początku, ale szybko przestawił się na jego styl walki. Musiał przyznać, że, z wyjątkiem Kuiny, dawno nie trafił na tak silnego przeciwnika. Jeżeli nie chciał oberwać, nie mógł się ograniczać.
Im dłużej trwała potyczka, tym większą satysfakcję odczuwał. Pozwolić sobie na zdjęcie wszelkich ograniczeń podczas walki… Dawno czegoś takiego nie doświadczył. Uczucie było po prostu genialne. Nawet, jeżeli wywołała je walka z demonem. Po minie blondyna mógł wywnioskować, że tamten czuł się podobnie. Jednak, kiedy kolejne minuty mijały, obydwoje byli coraz bardziej zmęczeni, jak i coraz bardziej świadomi obecności pozostałej trójki demonów, chowających się aktualnie za kanapą.
W pewnym momencie odskoczyli od siebie, bez jakiegoś wcześniejszego znaku, ale wciąż równocześnie. Zoro schował katany i przyjrzał się demonowi. Tamten odwzajemnił spojrzenie.
- Całkiem nieźle, jak na takie chuchro – przyznał szermierz, raz jeszcze oceniając szczupłą sylwetkę blondyna. Nie widać było, żeby w tym drobnym ciele drzemała aż taka siła.
- To samo mogę powiedzieć o takim mchu, jak ty – odgryzł się Sanji, wyraźnie nawiązując do włosów Roronoy.
- Coś powiedział, kręcona brewko? - warknął, dopiero teraz zauważając, że widoczna brew demona zakręcona była w zabawny sposób.
- Sanji! Jesteś ranny? - wykrzyczał Chopper, wynurzając się zza swojej dotychczasowej kryjówki i podbiegając do przyjaciela, zaczynając go oglądać.
- Nie, wszystko w porządku, Chopper – uspokoił go Sanji. Chociaż szermierzowi nie umknął fakt, że potarł nieznacznie prawy bok. Zoro używał do tej walki tępych stron katan, przez co każde trafienie, zamiast niebezpiecznych ran, zostawiało jedynie bolesne obicia. A był pewien, że trafił co najmniej kilka razy. Sam też nabawił się dość mocnego kopnięcia w brzuch, chociaż nie miał zamiaru okazywać, że coś go bolało.
- W… wiedziałem, że ten człowiek jest niebezpieczny! - wykrzyknął zza kanapy Usopp, wskazując drżącym palcem na szermierza.
Ten jedynie przewrócił oczami. Przecież ta walka nie była na poważnie. Nie było nawet jednej sytuacji, w której czyjeś życie byłoby zagrożone.
- Jasne… - mruknął, kręcąc głową. - Macie jakiś pomysł, żeby mnie odesłać?
- Możemy spróbować zrobić to samo, co wtedy, gdy ty się pojawiłeś… - zaproponowała Nami, najwyraźniej uznając, że może już bezpiecznie opuścić swoją kryjówkę.
- W porządku. - Wzruszył ramionami i sięgnął po miskę, którą zostawił wcześniej, połykając kolejną przekąskę. Po czym przeniósł spojrzenie na demony. - Chcecie? - zaproponował, wyciągając naczynie w ich stronę.
- Jak to miło z twojej strony, że proponujesz nam MOJE jedzenie – rzucił ironicznie Sanji.
- Twoje? - zapytał zielonowłosy, kiedy Chopper podszedł do niego i wziął od niego miskę. - To tłumaczyłoby ten okropny smak… - Uśmiechnął się złośliwie. Co prawda, żarcie było wyśmienite, ale nie miał zamiaru tego przyznawać. Z niewiadomych powodów, blondyn sprawiał, że miał ochotę go jeszcze podrażnić.
- Okropny?! Nie pozwolę, żeby ktokolwiek obrażał moją kuchnię! Nawet, jeśli jesteś człowiekiem! - wykrzyknął demon, a zielonowłosy odruchowo sięgnął do rękojeści miecza.
- Możecie się uspokoić?! - warknęła Nami, na co Sanji natychmiast spokorniał.
- Oczywiście, Nami-swan~
Zoro tylko prychnął.
- Żałosne… - wymamrotał, widząc posłuszeństwo chłopaka.
- Dobra, weźmy się do roboty! - zakrzyknęła dziewczyna, ucinając wszelkie dyskusje.
- Hmm… Nami…? - zagadnął niepewnie Usopp. - Nie jestem pewien, czy to jest dobry pomysł. A co, jeżeli sprowadzimy kolejnego człowieka?
Rudowłosa zatrzymała się w pół kroku do fotela Roronoy, na którym wciąż spoczywała tabliczka Ouija.
- O tym nie pomyślałam… - przyznała.
- Nie, nie róbmy tego! A co, jeżeli tamten będzie jeszcze straszniejszy? - zapytał z przerażeniem Chopper. Po czym spojrzał przepraszająco na zielonowłosego. - Nie miałem na myśli… - zaczął się tłumaczyć.
Zoro tylko machnął ręką.
- Nie musisz przepraszać – rzucił, posyłając mu uspokajający uśmiech. Naprawdę polubił małego demona, chociaż znał go niecałą godzinę.
Brązowowłosy odprężył się widocznie. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza.
- To… Co robimy? - zapytał Usopp.
- Może zróbcie to samo, co wcześniej, tylko odwrotnie? - zaproponował Zoro, mając już dość tego planowania. - No wiecie, skoro mnie przywołaliście, a teraz chcecie uzyskać odwrotny efekt, czyli odesłać mnie z powrotem…
- To jest dobry pomysł! - wykrzyknęła ochoczo Nami.
- Nie sądziłem, że ktoś z trawnikiem zamiast włosów, może coś takiego wymyślić… - wymruczał z udawanym zaskoczeniem Sanji.
- Nie powinien mówić tego ktoś, kto ma tarczę strzelniczą na czole! - odgryzł się Roronoa, wskazując na brew blondyna.
- Masz coś do moich brwi?
- To samo, co ty do moich włosów!
- Dobra, dobra, uspokójcie się, co? - zaproponował Usopp.
- Musimy przypomnieć sobie, co zrobiliśmy wcześniej i odtworzyć to w odwrotnej kolejności – dodała Nami.
Przekrzykiwania i drobne utarczki trwały jeszcze chwilę, ale kilka sekund później, trójka demonów ponownie siedziała dookoła tabliczki Ouija, a Zoro i Sanji obserwowali ich z boku. Wspólnie uznali, że najlepiej będzie, jeżeli zrobią to w tym samym składzie, w jakim zaczęli całe zdarzenie.
Okazało się, że tak naprawdę, jedyne, co zrobili wcześniej, to wypowiedzieli jakąś inkantację, dlatego też teraz po prostu wypowiedzieli ją, ale od końca. Po ostatnim (bądź też pierwszym) słowie, wszyscy wyczekująco spojrzeli na zielonowłosego. Który siedział w tym samym miejscu i odwzajemniał ich spojrzenia.
- Dlaczego dalej tu jesteś? - zapytał Usopp.
- To chyba ja was o to powinienem pytać. - Szermierz przewrócił oczami.
- Czyli pomysł glona nie wypalił – podsumował Sanji, odpalając kolejnego papierosa. - Inne propozycje?
- Hej, to nie moja wina! To nie ja bawię się w wyrywanie niewinnych ludzi z ich domów! - Zoro rzucił mu mordercze spojrzenie.
Podczas, gdy dwójka ponownie szykowała się do starcia, Chopper spojrzał wielkimi oczami na człowieka.
- Czyli… Zostaniesz z nami już na zawsze? - zapytał cichutko.
Roronoa przeniósł na niego nieco zaskoczone spojrzenie. Nie pomyślał o tym, ale jeżeli faktycznie nie znajdą żadnego sposobu na odesłanie go do jego świata… To mogło się stać. Nagle opuściła go całkowicie ochota na dalszą walkę.
- Nie mogę tu zostać – mruknął, opadając na fotel. Jedną ręką przejechał po zielonych kosmykach. - Muszę wrócić do swojego świata.
- Masz tam kogoś? - zainteresowała się Nami.
- Siostrę – przytaknął. - I kilku przyjaciół.
- Może Robin będzie wiedzieć, co powinniśmy zrobić! - wykrzyknął nagle Usopp.
- Robin? - Zoro przekrzywił głowę.
- Tak. To nasza dobra przyjaciółka. Jest bardzo mądra. Powinna coś wiedzieć – wytłumaczył szybko Chopper.
- Masz rację. Jeżeli ktoś ma o tym wszystkim jakieś pojęcie, to na pewno ona – przytaknęła ochoczo Nami.
- W takim razie, możecie ją zapytać? - Roronoa uniósł jedną brew, spoglądają wyczekująco na demony.
- Pojedziemy do niej – przytaknęła Nami.
- A nie możecie zadzwonić? - zapytał Zoro. Po czym zmarszczył brwi. - Macie telefony?
- Oczywiście, że mamy, glonie. Nie jesteśmy aż tak zacofani – warknął Sanji. - Tylko, że Robin-chwan nie ma w domu żadnej skomplikowanej technologii. I tak by nie działały, mieszka w olbrzymim polu magicznym.
- Och… - przytaknął, uznając, że nie powinien wspominać, że nie miał pojęcia o istnieniu czegoś takiego, jak „pola magiczne”…
- Ale… Ty chyba nie powinieneś z nami jechać w ten sposób – zauważył Usopp, wskazując na szermierza.
- Dlaczego?
- No wiesz… Widać, że jesteś… Inny. Demony od razu to zauważą…
Zielonowłosy zrozumiał, co ten chciał przekazać. Był człowiekiem. Nie miał ogona, ani rogów, więc nie było szans na to, że mógłby się wmieszać w tłum, poruszając się w tym ubraniu, jakie miał obecnie.
- Sanji-kun, masz jakąś czapkę? I najlepiej płaszcz albo coś podobnego? - zapytała Nami, spoglądając na blondyna.
Ten zamyślił się, po czym pokiwał głową.
- Powinienem mieć coś odpowiedniego. Chodź ze mną – rozkazał, spoglądając na Roronoę.
Ten skinął głową i ruszył w ślad za gospodarzem. Chwilę później znaleźli się na piętrze, w pomieszczeniu, które wyglądało jak sypialnia. Kiedy demon przeglądał zawartość szafy, szermierz wykorzystał chwilę i rozejrzał się pobieżnie. Pokój nie był jakoś szczególnie wielki. Pojedyncze łóżko stało pod oknem, obok niego szafka nocna z książką na wierzchu. Duża szafa zajmowała niemal całą powierzchnię jednej ściany a po przeciwnej stronie znajdował się niewielki regał z książkami.
Zielonowłosy z zaciekawieniem podszedł i spojrzał na grzbiety, ale szybko odkrył, że nie jest w stanie odczytać tytułów. Napisane były w nieznanym mu języku.
- Przymierz to – odezwał się Sanji, rzucając mu czarny płaszcz.
Zoro bez słowa narzucił go na ramiona, odkrywając, że ten sięga mu nieco poniżej kolan. Był co prawda nieco przyciasny, ale kiedy go nie zapinał, nie przeszkadzało to aż tak bardzo. Po chwili dostał dodatkowo czapkę z daszkiem, którą nasunął sobie na czoło.
- I jak? - zapytał, zastanawiając się, czy bardzo widać jego odmienność.
- Nie jest tak źle, jak na glona – przyznał blondyn, oglądając go uważnie.
Na ustach szermierza wymalował się niewielki uśmieszek.
- Czy ty mnie właśnie pochwaliłeś?
- Nie. Tylko stwierdziłem, że z moim wyczuciem mody, nawet ty możesz się schować w tłumie – odparł, już kierując się w stronę drzwi.
Tym razem Roronoa pozwolił uwadze przejść mimo uszu, a zamiast tego ponownie skupił się na książkach. Wyciągnął jeden tom i przekartkował go pobieżnie.
- Hej! Kto ci pozwolił…? - zakrzyknął demon, nagle wyglądając na zaniepokojonego. Zielonowłosy uśmiechnął się pod nosem.
- A co? Nie powinienem tego widzieć? - zapytał złośliwie, udając że czyta jakieś zdanie. - Co tam jest?
- Oddawaj! - warknął Sanji, wyrywając mu przedmiot z ręki i szybko wsuwając ponownie na półkę. - Nie musisz tego wiedzieć.
Zoro zaśmiał się, widząc zdenerwowanie drugiego chłopaka, ale po chwili wzruszył ramionami.
- I tak bym tego nie przeczytał. Macie zupełnie inne pismo od naszego.
- Co? - Demon spojrzał na niego ze zdziwieniem. Po czym odwrócił wzrok. - Cholera.
- Wydałeś się – zakpił. Jednak po chwili spoważniał. - Chyba powinniśmy już iść.
- Jasne… - mruknął niechętnie gospodarz.
Chwilę później ponownie znaleźli się w salonie, gdzie pozostali czekali na nich ze zniecierpliwieniem.
- Dawno nie byłem u Robin… - mówił akurat Chopper, a na jego ustach wymalował się rozmarzony uśmiech.
- To prawda. Mnie też tam jakiś czas nie było – przytaknął mu Usopp. Niemal w tej samej chwili zauważył wchodzącą dwójkę. - O, jesteście! Już myślałem, że się zgubiliście – zażartował.
Zoro już miał rzucić jakąś wredną odpowiedź, kiedy zorientował się, że czarnowłosy nie mówił tego bezpośrednio do niego. Czego jak czego, ale jego dość żałosnego wyczucia kierunku, demony nie mogły jeszcze poznać. I miał nadzieję, że ten stan się utrzyma.
- Musiałem znaleźć coś, co mu pasuje – wytłumaczył szybko Sanji.
Gdy tylko szermierz rzucił mu wymowne spojrzenie, ten zmarszczył brwi, usiłując zamordować go wzrokiem. Albo przynajmniej zmusić do milczenia. Zielonowłosy wzruszył ramionami i nie skomentował tego w żaden sposób. Nie miałby żadnych zysków z wydania demona.
- Muszę przyznać, że świetnie w tym wyglądasz – odezwała się nagle Nami, która otaksowała go oceniającym wzrokiem.
Roronoa spojrzał na nią z zaskoczeniem. Z całą pewnością nie spodziewał się tych słów. Szczególnie, że nigdy tak naprawdę nie przejmował się swoim wyglądem. Bardziej ciekawiło go, czy da radę zamaskować się w tłumie, pełnym demonów. Ale po minie pozostałych, doszedł do wniosku, że chyba przejdzie.
- Dzięki. - Wzruszył ramionami. - Możemy iść? - dodał jeszcze.
Jeszcze chwilę zajęło, zanim całą piątką wylali się na ulicę, a Sanji przystanął przy drzwiach, żeby zamknąć je na klucz. Jak się okazało, dom należał właśnie do blondyna, cała reszta po prostu spędzała u niego czas wolny.
Zoro rozejrzał się, zaciekawiony, czy poza budynkiem, świat demonów również wyglądał podobnie, jak ten ludzki. Okazało się, że owszem, i to bardzo. Gdyby nie reklamy, pisane w niezrozumiałym dla szermierza języku, oraz mijające go osoby, posiadające rogi i ogony, nawet nie byłby w stanie powiedzieć, że opuścił własne miasto.
- Pojedziemy pociągiem, będzie chyba najwygodniej. - Usłyszał, kiedy ponownie odwrócił się do towarzyszy. Nami właśnie tłumaczyła coś reszcie. - Skoro samochód Usoppa odmówił posłuszeństwa, tak będzie najwygodniej.
- A twój? - zapytał nieśmiało Chopper.
- Mój jest czteroosobowy. - Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- W takim razie, chodźmy - rzucił spokojnie Sanji, odpalając papierosa. - Następny pociąg odjeżdża za czterdzieści minut, a musimy dojść do stacji.
Obrócił się w lewo i ruszył przed siebie, a całą reszta podążyła za nim. Szermierz w międzyczasie rozglądał się, ale nic szczególnego nie przykuło jego uwagi. No, może poza pewnym szczegółem.
Chopper przesunął się, żeby znaleźć się pomiędzy pozostałymi, a ci, jakby przyzwyczajeni do tego, otoczyli go. Wyglądali niemal jak jacyś ochroniarze. Roronoa zaczął zastanawiać się, czy są tego świadomi, bo zrobili to niemal odruchowo. Początkowo był w stanie uznać, że po prostu byli nieco zbyt opiekuńczy dla najmniejszego z ich paczki. Po czym zauważył coś jeszcze.
Jelenio-podobne poroże demona nie występowało u mijających ich osób. Nie ważne, jak bardzo się nie rozglądał, większość otaczających ich przechodniów miało proste, krótkie rogi. Do tego, większość z nich spoglądało na brązowowłosego ze słabo skrywaną, bądź całkiem jawną odrazą, nieraz nawet z nienawiścią. Dopóki trzymali się razem, nikt nie odważył się podejść, ale widać było, że co poniektórzy odczuwali taką ochotę.
- O co chodzi? - zapytał w pewnym momencie.
- O co chodzi z czym? - Usopp spojrzał na niego bez zrozumienia.
Zoro ponownie zmierzył wzrokiem całą grupkę.
- Z waszym zachowaniem. Nie tylko waszym, ale też całej reszty. - Gdy to najwyraźniej niczego nie wyjaśniło, postanowił po prostu przejść do rzeczy. - Czy Chopper jest tutaj źle traktowany, dlatego, że wygląda inaczej?
Po reakcji pozostałych doszedł do wniosku, że faktycznie tak było. Sam brązowowłosy zwiesił smętnie głowę, tym samym przyznając mu rację. Zarówno Nami, jak i Usopp odwrócili wzrok, jakby wstydząc się zachowania własnego gatunku. Tylko Sanji spojrzał mu hardo w oczy, z wyraźnym wyzwaniem malującym się w jego tęczówkach.
- A co? Też masz ochotę się z niego ponabijać? - warknął, robiąc krok w stronę człowieka.
Ten spojrzał na niego z pewnym zaskoczeniem. Spodziewał się, że może to być nieco drażliwy temat, ale nie, że aż tak bardzo. Jego oczy niemal samoistnie powędrowały na drobnego chłopca, który stał niepewnie, nieco skulony, jakby naprawdę obawiał się, że zaraz zostanie zaatakowany. Szermierz nie potrafił nawet wyobrazić sobie, że miałby go w jakiś sposób skrzywdzić. Już od momentu, kiedy się tu pojawił, odczuwał dziwną ochotę na uspokojenie małego demona. Teraz, gdy spędził z nim trochę czasu, zwyczajnie nie byłby w stanie pozwolić komukolwiek go skrzywdzić. Mogli znać się od godziny, ale już traktował brązowowłosego niemal jak młodszego braciszka.
- Dlaczego miałbym? - zapytał spokojnie, ponownie spoglądając na Sanjiego. - Jeżeli chciałbym się z czegokolwiek nabijać, to z twojej głupiej brewki.
Widział zaskoczenie, które wymalowało się w widocznym oku demona. Po chwili ten, korzystając z okazji, że był odwrócony tyłem do reszty, posłał mu wdzięczny uśmiech. Jednak nie miał zamiaru zignorować przytyku.
- I mówi to ktoś, komu mech wyrasta z głowy!
- Nie będzie mi tego wytykał taki zboczony demon!
Ich dalsze przepychanki słowne zostały jednak powstrzymane przez pozostałych, którzy dość szybko wkroczyli do akcji i ich rozdzielili.
- Mieliśmy się śpieszyć na pociąg – przypomniała Nami, odciągając blondyna.
- Tak jest, Nami-san – zawołał Sanji.
- Chodźmy już – poprosił Usopp.
Chopper, który w tym czasie chwycił zielonowłosego i usiłował go odciągnąć od walki, spojrzał na człowieka z nieśmiałym uśmiechem na ustach. Ten odwzajemnił grymas, po czym również ruszył za resztą. Wciąż ciekawiła go kwestia brązowowłosego, ale na szczęście, Nami postanowiła odpowiedzieć na jego zadane wcześniej pytanie. Upewniła się, że chłopiec ich nie słyszy i zaczęła wyjaśniać ściszonym głosem:
- Mamy… Ogólnie, jest dość dużo rodzai demonów. W tym rejonie, to tacy jak my są najczęściej spotykani. Jednak większość społeczeństwa nie toleruje innych. Chopper jest po części innym gatunkiem. Jego ojciec pochodzi z grupy demonów zmiennokształtnych, którzy przyjmują postać reniferów. Jego matka była taka sama, jak my, przez co on stracił zdolność przemiany, ale utknął w stanie, w którym gatunek jego ojca najbardziej przypominał jednego z nas. Z tego też powodu przez długi czas nie był akceptowany przez żadną z grup.
Szermierz pokiwał głową, spoglądając na brązowowłosego. Cieszył się, że ten znalazł kogoś, kto go zaakceptował. I zaczynał odczuwać przemożną ochotę, żeby skopać tyłki wszystkim mijającym ich demonom.
- Teraz lepiej mieć się na baczności. - Głos Usoppa wyrwał go z zamyślenia. - Będziemy mijać niezbyt przyjemną okolicę.
Sanji mu przytaknął.
- Normalnie pewnie byśmy ją okrążyli, ale jeżeli mamy zdążyć na pociąg, nie bardzo mamy inne wyjście.
Roronoa tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się krzywo.
- Obronię cię, jeśli się boisz.
Słysząc to, blondyn niemal natychmiast obrócił się na pięcie, śląc pioruny z oczu.
- Sam sobie świetnie potrafię radzić! - warknął. Jednak po chwili wziął głęboki oddech na uspokojenie i powiedział: - Ale jeżeli ty będziesz mieć problemy…
- Próbujesz sobie wmówić, że jesteś ode mnie silniejszy?
Znowu zaczęło zanosić się na walkę, ale na szczęście, Usopp szybko się wtrącił.
- Możecie wstrzymać się z tą kłótnią? Patrzą się na nas… - powiedział cichym głosikiem.
Po szybkim rozejrzeniu się, cała reszta też mogła to zauważyć: opuścili szerokie ulice dobrze utrzymanej części miasta i zaczęli zagłębiać się w ciemne i wąskie alejki, pełne śmieci i dziwnych zapachów. Oraz podejrzanych osób. Jedna z mijanych grup, znajdująca się w drugim końcu bocznej uliczki, właśnie mierzyła ich uważnym spojrzeniem.
- Nami-san, w razie czego, schowaj się za mną – powiedział już znacznie ciszej Sanji.
Zoro nie powiedział niczego, ale delikatnie przesunął się w ten sposób, aby znajdować się między podejrzanymi ludźmi a Chopperem. Na szczęście, nie okazało się to konieczne. Dość szybko minęli nieznajomych, przez nikogo nie nękani. Chociaż zdecydowanie nie mogli się jeszcze odprężyć. Znajdowali się dopiero na obrzeżach niebezpiecznych rejonów. Mieli jeszcze kawał do przejścia.
Mimo niezbyt przyjaznych twarzy mijanych osób, znaczny odcinek trasy pokonali we względnym spokoju. W pewnym momencie pozwolili sobie nawet na niezbyt głośne rozmowy, przerywane co jakiś czas przez kłótnie Zoro i Sanjiego. Nikt tak naprawdę nie potrafił tego wyjaśnić, ale ta dwójka najwyraźniej czerpała jakąś perwersyjną przyjemność z uprzykrzania sobie nawzajem życia. Pozostałe demony postanowiły zostawić ich w spokoju tak długo, jak nie groziło to regularną bijatyką.
Usopp był akurat w samym środku opowieści o tym, jak w pojedynkę pokonał cały gang, w co oczywiście nikt, poza Chopperem, mu nie wierzył, kiedy kolejne poruszenie w jednej z alejek zwróciło ich uwagę. Tym razem jednak nie wyglądało to jak następna banda, rzucająca wszystkiemu, co się rusza, groźne spojrzenia. Kiedy tylko zauważyli przechodzące osoby, niemal natychmiast podnieśli się ze swoich miejsc i ruszyli w ich stronę, wyciągając z kieszeni noże i inne podobne bronie.
- Cofnijcie się! - ostrzegł Zoro, sięgając dłonią do pasa, gdzie miał swoje katany. Sanji stanął tuż obok niego, mierząc potencjalnych przeciwników uważnym spojrzeniem. Pozostała trójka szybko wykonała polecenie, robiąc kilka kroków w tył.
Agresorów było dużo. Gdyby szermierz nie miał doświadczenia w walce, uznałby, że przewaga była wręcz powalająca. Jednak był pewny swoich umiejętności, a i co do siły blondyna zdążył się już przekonać. Dlatego tez po prostu uśmiechnął się lekko pod nosem, wysuwając nieco jeden miecz. Chwilowo uznał, że poczeka na ruch ze strony przeciwników, zanim zdecyduje się podjąć walkę. Czasami wystarczyło krzywo spojrzeć, żeby pozbawić innych ochoty na starcie. W tym jednak wypadku wydawało się, że to nie przejdzie.
- Nie tylko pozwoliliście sobie na naruszenie naszego terenu, ale tez przyprowadziliście ze sobą tego odmieńca. Jesteście albo bardzo odważni, albo bardzo głupi – rzucił jeden z nieznajomych, najwidoczniej przywódca bandy.
Zoro uniósł kąciki ust. Może i zapowiadało się na dość ciężkie starcie, ale nie mógł przegapić okazji, żeby dokuczyć nieco Sanjiemu.
- Przesadzacie. - Machnął ręką. - Wiem, że koleś ma jakieś porypane brwi, ale mogę was zapewnić, że nie różni się od was za bardzo – zapewnił, wskazując na blondyna.
Przez chwilę panowała cisza, kiedy napastnicy najwyraźniej usiłowali zrozumieć usłyszane słowa.
- Zamorduję cię później, Marimo! - warknął Sanji, rzucając zielonowłosemu mordercze spojrzenie.
- Pożałujecie, nabijania się z nas! - wykrzyknął kolejny z wrogich demonów.
Te słowa podziałały na pozostałych jak jakiś mechanizm spustowy. Wszyscy zgodnie rzucili się przed siebie, zapewne z zamiarem szybkiego pozbycia się intruzów. Jednak nie przewidzieli, że nie tylko natkną się na aktywny opór, ale też, że pierwsi z nich dość szybko pożegnają się z dalszą walką.
Szermierz błyskawicznie wyciągnął swoje ostrza, jedno z nich umieszczając w ustach. Katany świsnęły cicho, ciągnąc za sobą krwawe smugi, świadczące o kolejnych pokonanych przeciwnikach. Sanji nie pozostawał daleko w tyle. Jego nogi poruszały się z zaskakującą siłą i szybkością, wypychając powietrze z płuc przeciwników i miażdżąc ich kości. Mimo, że obydwaj tak naprawdę znali się zaledwie od kilku godzin, zgrali się niemal natychmiast. Zaczęli współpracować, dzięki czemu zamienili się w barierę nie do przekroczenia, oddzielającą wrogów od przyjaciół.
Jednak, pomimo ich niebywałych zdolności, przeciwników zdawało się przybywać z każdą chwilą. Domyślili się, że musieli przyciągnąć opryszków z całej okolicy, żeby uzbierała się ich aż tak duża liczba. To, albo po prostu mieli tak wielkiego pecha, że trafili na zjazd jakiegoś gangu.
Tak skoncentrowali się na swojej walce, że nie zauważyli, kiedy trójka ich przyjaciół wycofała się nieco, by oddalić się od walki. Jednak z drugiej strony wybiegła kolejna grupka demonów, otaczając ich i skutecznie odcinając wszelkie drogi odwrotu. Również Zoro i Sanji zaczęli poddawać się napierającej grupie, dając się rozdzielić. Wciąż żaden z nich nie miał najmniejszego zamiaru się poddawać, ale teraz już nie walczyli ramię w ramię, ale w zupełnie innych miejscach.
Właśnie w tym momencie, ponad ogólnym hałasem, związanym z bitwą, Zoro usłyszał dość głośne okrzyki Nami i Choppera. Załatwił kilku najbliższych przeciwników i rozejrzał się, szybko namierzając źródło dźwięków. Zauważył, jak wspomniana dwójka stała plecami do siebie, przyjmując pozycje bojowe, a dziewczyna trzymała w dłoniach coś na kształt długiego kija. Jakiś metr od nich stał Usopp, ściskając w rękach niewielką procę, którą starał się utrzymywać wrogów na dystans.
Zielonowłosy sklął pod nosem i ponownie przesunął wzrokiem po okolicy, usiłując namierzyć Sanjiego. Ten niestety, znajdował się całkowicie po przeciwnej stronie pola bitwy. Po szybkiej wymianie spojrzeń, szermierz zrozumiał, że blondyn również zorientował się w sytuacji i też wiedział, że nie miał szans na wystarczająco szybkie zbliżenie się do przyjaciół. Roronoa skinął mu głową, dając znak, że zajmie się tym, a demon powinien skupić się na przedarciu się do nich w swoim tempie. Tamten tylko machnął ręką, dając do zrozumienia, że przyjął wiadomość.
Zoro ponownie skupił się na walce i już kilkanaście sekund później zablokował ostrze, które prawdopodobnie miało ugodzić Nami.
- Dzięki! - krzyknęła dziewczyna, a w jej głosie pojawiła się dość wyraźne ulga.
- Lepiej uważajcie – ostrzegł, chociaż musiał przyznać, że i tak był pod wrażeniem. Skoro ta trójka zdołała utrzymać się przez ten czas, oznaczało to, że również musieli mieć jakieś zdolności bojowe. I to wcale nie jakieś bardzo małe.
- Ty też! - usłyszał okrzyk Usoppa. Zanim zdążył się odwrócić, tuż koło jego twarzy przeleciał sporej wielkości kamień, a po zduszonym okrzyku za sobą, zorientował się, że ugodził w skradającego się tam mężczyznę.
- Masz to jak w banku – zaśmiał się i wzmocnił chwyt na mieczach, powracając do przerwanej walki.
Tym razem miał zadanie utrudnione o tyle, że musiał zwracać uwagę na bezpieczeństwo pozostałych. Jednak ci wcale nie byli tak słabi, jak początkowo przypuszczał. Z procy Usoppa co chwilę wylatywały kolejne pociski, wyłączając z walki jednego przeciwnika zad drugim. Kij Nami zgrabnie wywijał w powietrzu, pozbywając się tych nielicznych demonów, które zdołały się do niej zbliżyć. Chopper walczył wręcz, a jego styl przypominał nieco kung-fu. Chociaż był niski i drobny, bez większych problemów pokonywał agresorów.
Zaledwie kilka minut później dołączył do nich Sanji, który zdołał przebić się przez ścianę przeciwników. Całą piątką bardzo szybko pozbyli się reszty wrogów, a nieliczne niedobitki, widząc, że i tak nic nie zdziałają, zaczęły uciekać.
Roronoa pozbył się krwi z katan i umieścił je bezpiecznie w pochwach, biorąc głęboki oddech. Dawno nie brał udziału w tego typu potyczce i musiał przyznać, że miło było rozprostować kości. Chociaż najwyraźniej nie obyło się bez ran.
- Zoro! Jesteś ranny! - krzyknął z przerażeniem Chopper, ciągnąc szermierza za rękaw. Ten spojrzał na chłopca i dopiero wtedy poczuł gorącą ciecz spływającą po jego twarzy i szyi.
Skrzywił się nieco, unosząc dłoń i szybkim ruchem wycierając policzek. Długie nacięcie nie wydawało się głębokie, ale kiedy adrenalina opadła, zaczęło piec nieprzyjemnie.
- To nic takiego – uspokoił. - Zwykłe skaleczenie.
- Pozwól mi na to spojrzeć – poprosił chłopiec.
Zielonowłosy westchnął ciężko, ale przykucnął, żeby demon mógł spokojnie dostać się do jego twarzy. Zadziwiająco szybko poczuł, jak pieczenie ustaje, gdy jakaś chłodna maść została umieszczona na ranie, zatrzymując tym samym wypływ krwi.
- Dzięki – rzucił z zaskoczeniem. - Dobry w tym jesteś – przyznał.
- Nie myśl, że twoje słowa uczynią mnie szczęśliwym, głupki! - wykrzyknął Chopper z wyraźną radością w głosie, na co Roronoa uśmiechnął się pod nosem.
Podniósł się nieco i spojrzał uważnie po pozostałych. Nami i Usopp wydawali się być w porządku, ale Sanji stał nieco z boku, trzymając jedną rękę bardzo blisko tułowia, schowaną poza ich wzrokiem. Zoro zmarszczył brwi i podszedł do niego. Niemal od razu zauważył naderwany rękaw jego garnituru i krew spływającą cienkim strumieniem po jego ramieniu.
- Nim chyba też powinieneś się zająć – rzucił do brązowowłosego, otrzymując tym samym wrogie spojrzenie od blondyna.
- Sanji! Dlaczego nic nie powiedziałeś!? - krzyknął na niego Chopper i rzucił się, by opatrzyć i tą ranę.
- Powinniśmy się stąd szybko zmywać, a nie zajmować się drobnymi urazami – warknął, ale nie protestował, kiedy przyjaciel chwycił delikatnie jego rękę i zabrał się za swoje medyczne czary.
- Pokonaliśmy pewnie większość obecnych tutaj osób, zdolnych do walki. Nie musimy się śpieszyć – zauważył logicznie Zoro.
- A pociąg? - Blondyn uniósł brew.
- Wciąż mamy ponad piętnaście minut. Spokojnie zdążymy – odparła Nami, mierząc go ostrzegawczym wzrokiem. - Najważniejsze, żeby zająć się wszystkimi obrażeniami.
- Tak jest, Nami-san… - mruknął niechętnie, ale nie był w stanie sprzeciwić się słowom kobiety.
Na szczęście, bandażowanie przebiegło bardzo szybko i już chwilę później ponownie przemierzali kręte uliczki nieprzyjaznej dzielnicy, teraz jednak nie niepokojeni przez nikogo. Na dworzec udało im się dostać na pięć minut przed zapowiadanym przyjazdem pociągu.
- Robin mieszka kawałek od miasta, żeby nikt jej nie przeszkadzał w pracy – wytłumaczył Chopper, który od potyczki praktycznie nie opuszczał boku szermierza. - Jest archeologiem, ale interesują ją różne paranormalne zjawiska.
- Takie, jak magia? - zapytał Zoro, przypominając sobie, że wcześniej demony wspominały coś o polu magicznym.
- Oczywiście, że nie, glonie – parsknął Sanji. - To się nazywa technologią. My tu mówimy o czymś takim, jak chociażby ten tajemniczy „prąd”…
Tym razem była kolej Roronoy, żeby się zaśmiać. Jednak, widząc zdziwione spojrzenia pozostałych, zrozumiał, że oni wcale nie żartowali.
- Czekajcie… Czy to znaczy, że nie wiecie, co to jest prąd? - zapytał, spoglądając na nich z niedowierzaniem.
- A ty to wiesz? - blondyn zerknął na niego, unosząc sceptycznie brew.
- To… Prąd jest u nas w powszechnym użyciu, każdy człowiek zdaje sobie z tego sprawę. To właśnie magia jest czymś, w co niewielu wierzy.
Demony wydawały się zafascynowane jego słowami, chociaż zielonowłosy obawiał się, że nie jest w stanie im pomóc. Wiedział, że temat prądu był poruszany kiedyś, na jakiś lekcjach, ale nie był w stanie przypomnieć sobie jego definicji. Dla niego wystarczyła świadomość, że był i dzięki niemu działał chociażby jego telefon. Inne informacje nie były mu do szczęścia potrzebne. Ale, patrząc na wyrazy twarzy demonów, obawiał się, że zostanie poproszony o jakieś szczegółowe opisy. Na szczęście, akurat w tym momencie przyjechał pociąg, wybawiając go z opresji.
Udało im się zająć wolny przedział, przez co mogli prowadzić spokojne rozmowy, przez okno obserwując otoczenie. Właściwie, nie poruszali żadnych ważnych tematów. Pytali o drobne różnice kulturowe, wymieniali się ciekawymi historiami z życia. Zoro dowiedział się, że Chopper planował zostać lekarzem, przez co cały czas próbował uczyć się do zawodu. Szermierz powiedział mu, że zna jednego bardzo dobrego lekarza ze swojego świata i obiecał, że jeżeli kiedykolwiek będzie miał taką okazję, przedstawi mu go. Usopp pasjonował się wszelkiego rodzaju urządzeniami, a do tego był świetny w strzelaniu praktycznie ze wszystkiego. Nami planowała dostać się na jakiś wybitny w ich świecie uniwersytet, na kartografię. Natomiast Sanji był kucharzem i pracował w restauracji swojego przybranego ojca. Również Roronoa zdradził kilka informacji o sobie. Że trenował kendo odkąd pamiętał, że jego celem było zyskanie tytułu najlepszego szermierza na świecie, o swojej siostrze, przyjaciołach…
- Dlaczego trzecią katanę trzymasz w ustach? - zapytał w pewnym momencie Usopp.
- Bo nie mam jeszcze jednej ręki. - Wzruszył ramionami.
Szczerze mówiąc, sam nie bardzo potrafił to wytłumaczyć, chociaż przyzwyczaił się do tego typu pytań. Pamiętał, że kiedyś, jeszcze jako dzieciak, uznał, iż skoro nie może pokonać siostry dwoma mieczami, będzie musiał użyć trzech. I, mimo że teraz nie bardzo potrafił zrozumieć swojej ówczesnej logiki, zwyczajnie opanował ten styl, przez co teraz był on jego znakiem rozpoznawczym.
- Zaraz dojedziemy – zauważyła w pewnym momencie Nami, wyglądając przez okno.
Wszyscy podnieśli się i podeszli do drzwi akurat w momencie, w którym pociąg zatrzymał się na stacji. Całą grupką wysiedli z pojazdu i wąską drogą zaczęli iść w stronę wskazaną przez dziewczyną.
Okolica była naprawdę spokojna. Mijali sporo pól i pastwisk, przedarli się przez dość gęsty las, by po jakimś czasie dostrzec zadbany domek w pobliżu niewielkiego jeziorka. Poza ścieżką, która właśnie się poruszali, kawałek dalej widoczna była droga, na tyle szeroka, że mógł nią poruszać się samochód.
- Tam mieszka Robin – powiedział Chopper, pociągając Zoro za rękaw, żeby zwrócić jego uwagę.
- Wygląda całkiem nieźle – uznał ten, rozglądając się dookoła. Mógłby mieszkać w takim otoczeniu. Spokój, niewielu ludzi i mnóstwo miejsca do ćwiczeń, które mógłby zmieniać wedle uznania.
Podeszli do drzwi i Usopp zapukał. Wbrew swoim przypuszczeniom, Roronoa musiał przyznać, że nie zobaczył dotąd niczego niesamowitego. No, może poza kilkoma, towarzyszącymi mu demonami. Ściany zbudowane były z czerwonej cegły, proste drzwi wyglądały jak zrobione z drewna dębowego… Nic, czego nie mógłby zobaczyć w typowym, ludzkim domku. Zdecydowanie nie wyglądało to jak schronienie kogoś, kto w wolnym czasie zajmował się badaniem… ludzi. Chociaż sam nie był pewien, jak takie coś, według niego, powinno wyglądać.
Dlatego też w żaden sposób nie skomentował swojego zaskoczenia, a zamiast tego obserwował, jak po chwili drzwi się otwierają, a w progu staje wysoka, czarnowłosa kobieta. Uśmiechnęła się delikatnie, dostrzegając swoich przyjaciół, po czym zatrzymała wzrok na zielonowłosym nieznajomym.
- Miło, że przyjechaliście mnie odwiedzić – przywitała się.
- Do ciebie zawsze z największą przyjemnością, Robin-chwan~ - niemal zaśpiewał Sanji.
- Cześć, Robin – przywitała się Nami, a Usopp i Chopper przyłączyli się do powitania. - To jest Zoro. - Wskazała palcem na mężczyznę.
- Miło poznać. - Kobieta uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Ciebie również – odparł niemal odruchowo Roronoa, chwytając wyciągniętą rękę.
- Jesteś człowiekiem, prawda? - zapytała po prostu.
- Cóż… - zawahał się. - Tak, to prawda.
Czarnowłosa pokiwała głową i odsunęła się, wpuszczając ich do środka. Miała takie same rogi i ogon jak trójka towarzyszących mu demonów. Szermierz zastanawiał się, jak dowiedziała się, że był człowiekiem, ale nie mógł wpaść na żadną rozsądną odpowiedź.
- Widzisz? Robin jest bardzo mądra. Na pewno coś wymyśli. - Chopper uśmiechnął się do niego szeroko i pobiegł za panią domu, pytając ją, czy ma ciasteczka.
Niedługo później, wszyscy usadowili się w salonie. Przed nimi stały kubki z herbatą i kawą, oraz spory talerz z ciastkami. Nami właśnie kończyła relacjonować wydarzenia, które doprowadziły do ich przybycia w to miejsce.
- Rozumiem, że chcecie, bym powiedziała wam, w jaki sposób pan Szermierz może wrócić do siebie? - podsumowała, zerkając w stronę Zoro.
- Byłbym wdzięczny. - Skinął głową.
- Hmmm… Wydaję mi się, że gdzieś o tym czytałam. Poczekacie chwilę? Muszę poszukać – powiedziała, po czym podniosła się z fotela i podeszła do jednego z wielu regałów z książkami.
W pokoju przez jakiś czas panowała cisza, przerywana tylko co jakiś czas szelestem kartek. Jednak zaledwie po kilku minutach Robin wróciła na swoje miejsce, z zadowoleniem wskazując fragment wybranego egzemplarza.
- Tutaj jest napisane, że aby dowolnie przemieszczać się między światami, musisz mieć coś dla siebie ważnego w obydwu z nich. Wtedy, wystarczy, że skoncentrujesz się na danym przedmiocie, bądź też danej osobie, i przeniesiesz się do niej – poinformowała.
Zoro zamyślił się.
- Czyli wystarczy, że zostawię tutaj coś cennego? - zapytał, nie będąc do końca przekonanym, czy zrozumiał. Wydawało się to zbyt proste…
- Niestety nie. To musi być coś pochodzącego z naszego świata. Chociaż akurat w przypadku przedmiotów nie zawsze to działa, dlatego też lepiej, jeżeli ważnym akcentem będzie jakaś osoba.
- Pewnie dlatego nie słyszy się o osobach przemieszczających się między światami – rzucił Sanji. - Wątpię, żeby wielu było ludzi, którzy są w stanie uznać jakiegoś demona za ważnego dla siebie. I odwrotnie.
- Szczególnie, biorąc pod uwagę, że jednak większość wystraszyłaby się obecności człowieka – dodał Usopp.
- Mówi to osoba, która najgłośniej krzyczała. - Zielonowłosy przewrócił oczami.
Czarnowłosy spuścił głowę, na wspomnienie własnej porażki.
- Co chcesz teraz zrobić? - zapytał Chopper, spoglądając na niego wielkimi oczami.
Roronoa spojrzał na niego, a po chwili na jego ustach pojawił się niewielki uśmiech. Może i znał te demony od kilku godzin, ale był w stanie powiedzieć, że naprawdę się do nich przywiązał. Co ich poprzednia walka mu uświadomiła, nie pozwoliłby nikomu obcemu ich tknąć. Było to dla niego dość niezwykłe, bo raczej należał do osób, których ilość bliskich osób ograniczała się w liczbie jednocyfrowej, ale wciąż nie mógł zaprzeczyć, że naprawdę ich polubił. Nawet tą irytującą brewkę…
- Jeżeli znajdę kogoś ważnego w tym świecie i będę miał taką osobę w swoim, po prostu będę mógł się przenieść? - upewnił się tylko.
- Na to wygląda – przytaknęła mu Robin.
- I, w razie, gdybym miał na to ochotę, mógłbym tutaj kiedyś wrócić?
- Oczywiście.
- W takim razie, nie ma sprawy – uznał, uśmiechając się lekko.
- Ale nie może to być przywiązanie, stworzone tylko i wyłącznie w celu powrotu. To nie będzie prawdziwe – ostrzegła jeszcze kobieta, ale po jej minie widział, że ta i tak dostrzegła jego uczucia.
- Wiem – przytaknął.
Rozejrzał się jeszcze raz po otaczających go demonach. Właściwie, miał ochotę zostać chwilę dłużej, ale naprawdę powinien wracać. Trening pewnie i tak mu przepadł, ale jego siostra mogła zacząć się niepokoić.
- Jeżeli kiedyś tutaj wrócisz, mógłbyś przynieść coś ze swojego świata? Bardzo chciałabym was lepiej poznać – poprosiła jeszcze Robin, na co on pokiwał głową.
- Co? - zapytała Nami, spoglądając na nich bez zrozumienia. - Jak wrócisz? Czyli już znalazłeś coś cennego?
Zoro wzruszył ramionami.
- Na to wygląda. - Podniósł się ze swojego miejsca. - To… będę się już zbierał. Nie obrazicie się, jeżeli jeszcze kiedyś wpadnę?
- Oczywiście, że nie! - zadeklarował Chopper.
- Kiedy tylko będziesz miał ochotę – zapewniła Nami.
- Wspaniały kapitan Usopp zaprasza – dodał czarnowłosy.
- Tutaj również możesz przychodzić. - Robin uśmiechnęła się lekko.
- Rób, co chcesz, glonie – rzucił Sanji, co w jego przypadku było odpowiednikiem entuzjastycznego okrzyku.
Roronoa nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Przymknął oczy i pomyślał o pierwszej osobie, która wpadła mu do głowy. Wbrew pozorom, nie była to jego siostra, a najlepszy przyjaciel, Luffy.
Poczuł znajome szarpnięcie w żołądku, a kiedy tworzył oczy, znajdował się naprzeciw chłopaka, który akurat pakował sobie do ust kanapkę, siedząc na jakiejś ławce w parku.
- Zoro! - wykrzyknął radośnie, jakby fakt, że zielonowłosy nagle się przed nim pojawił, wcale nie był niczym dziwnym. - Szukałem cię wcześniej!
- Przepraszam, Luffy, byłem… - przerwał na chwilę, nie będąc pewny, jak może to wytłumaczyć. Po czym wzruszył ramionami. Pewnie musiałby się martwić, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. Ale to był Luffy. - Chyba jestem ci winny dychę. - Westchnął ciężko.
- Za co? - Oczy gumiaka zapłonęły ciekawością. Jednocześnie przeskanował okolicę, w poszukiwaniu sklepów z jedzeniem, w których mógłby wydać zdobyte pieniądze.
- Założyliśmy się kiedyś, o to, czy demony istnieją.
- Shishishi, mówiłem! - zawołał zadowolony chłopak, kończąc kanapkę. Po czym podniósł się i zmierzył przyjaciela uważnym wzrokiem. - Fajny płaszcz.
Szermierz spojrzał w dół i zorientował się, że dalej był w ubraniach Sanjiego. No tak, przecież właśnie to miał na sobie, kiedy wrócił. Po chwili przypomniał sobie o czymś jeszcze.
- Cholera, zapomniałem kurtki – jęknął, drapiąc się po karku. Naprawdę ją lubił.
- Chodźmy coś zjeść! - zawołał wesoło Luffy, nie przejmując się kompletnie stanem zielonowłosego. - Będziesz musiał przedstawić mi kiedyś te demony – dodał jeszcze, ciągnąc przyjaciela za rękę w stronę najbliższej budki z kebabami.
- Jasne. Myślę, że ich polubisz. - Na ustach Zoro wymalował się niewielki uśmiech. Po czym postanowił nieco podrażnić młodszego kompana. - Jeden z nich jest kucharzem…
- Gotuje dobre jedzenie? - Głowa chłopaka podskoczyła na wzmiankę o kucharzu.
- Zjadliwe… - rzucił. Wolał nie przyznawać, że lepszego w życiu nie jadł.
- Zaprośmy ich kiedyś na imprezę! Ich i Franky’ego, Brooka, Torao…
- Jasne. - Szermierz przewrócił oczami, nie słuchając dalszego wyliczania. Właściwie, nie był to aż tak tragiczny pomysł.
__________
- Zniknął! - wykrzyknął Usopp, spoglądając w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał zielonowłosy.
- Prawdopodobnie wrócił do siebie – powiedziała Robin, uśmiechając się lekko.
- Szkoda. Chciałbym go jeszcze kiedyś spotkać – zasmucił się Chopper.
- Na pewno wróci – zapewniła go czarnowłosa.
- Dlaczego tak właściwie mógł się przenieść? - Nami zmarszczyła brwi. To prawda, polubiła tego człowieka, ale tamten nie wyglądał, jakby odwzajemniał to uczucie.
- Najwidoczniej polubił was bardziej, niż ci się wydaje. - Kobieta uśmiechnęła się.
- Zabrał mój płaszcz! - zorientował się nagle Sanji. - I pewnie jego kurtka została u mnie…
- Mam nadzieję, że szybko się pojawi ponownie… - rzucił Usopp.
- Jeżeli macie ochotę, możecie go odwiedzić – odezwała się nagle Robin, powodując, że cała uwaga nagle przeniosła się na nią.
- Co? Jak?
- Czy to nie oczywiste? Należy mieć coś ważnego w obydwu światach. Jestem pewna, że nie będziecie mieć większego problemu, jeżeli chodzi o nasz świat. A skoro tak się przywiązaliście do pana Szermierza, macie również jakąś kotwicę w tym drugim świecie.
- Wspaniale! - wykrzyknął uradowany Chopper. - Czyli będziemy mogli go odwiedzać?
- Naturalnie.
- Zastanawia mnie tylko, w jaki sposób przeniósł się tutaj na początku – powiedziała powoli Nami. - Przecież wtedy jeszcze nie miał tutaj nikogo cennego.
- Kto to wie? - zapytała Robin, uśmiechając się tajemniczo. - Tyle się mówi o bratnich duszach i tego typu połączeniach… Może już wcześniej coś między wami było?
- Wcześniej? - zainteresował się Chopper.
- Może znaliście się w poprzednim wcieleniu? Przecież już jakiś czas temu ustaliliśmy, że wszyscy kiedyś żyliśmy na morzu. Może on też…?
Grupka w zamyśleniu pokiwała głowami. Robin dość dawno temu sprawdzała, kim wszyscy byli w poprzednim życiu. Okazało się, że cała piątka pływała po morzach na jednym statku. Statku, którego załoga liczyła dziewięć osób. Może zielonowłosy był jednym z nich? A jeżeli tak, ciekawiło ich, czy odnajdą pozostałą trójkę...


2 komentarze:

  1. Opowiadanko świetne i licze na drugą część jak cała załoga się spotyka. To by było coś... *rozmarzyła się* No ale, cała akcja świetna ale po zakończeniu nadal mam mnóstwo pytań np. Co sie stanie jak sie wszyscy spotkają? Jak Robin sprawdziła co robili w poprzednim wcieleniu? Czy Luffy miał jakieś powiązanie z demonami jeszcze przed Zoro? Achh... pytań nasuwa się co sekunda! Mam nadzieję że sama to wytłumaczysz ale jeśli nie sama na pewno dopowiem sobie resztę ^^
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Drugą część z przyjemnością napiszę. Jeszcze nie wiem, kiedy, ale raczej to zrobię. Za bardzo polubiłam te demony, żeby ot tak je porzucić ;)
      Co się stanie jak się spotkają? Hmmm... Znając ich, będzie impreza i to całkiem spora xD A co do pozostałych pytań... Taaa :3

      Usuń