Fandom: One Piece.
Występują: Zoro, Sanji, Nami, Usopp, Chopper, Robin, Luffy
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: przekleństwa, wspomniane prześladowanie.
Uwagi: Jest to pierwszy tekst napisany do challenge'a na rok 2017 z One Piece'a. Zasady są bardzo proste. Początek miesiąca: pada temat. Koniec miesiąca: wrzucam opowiadanie dotyczące właśnie tego tematu. Kolejny miesiąc: powtórka z rozrywki. Temat na styczeń: paranormalne.
Opis: Tabliczka Ouija ma służyć ludziom do przywoływania duchów i demonów. Przynajmniej w teorii. A co, jeżeli tak naprawdę działa to w przeciwną stronę?
Zoro upewnił się,
że jego katany gładko wychodzą z pochw, zanim przytroczył je
sobie do pasa. Przez chwilę jedynie delektował się poczuciem siły,
jakie niosło ze sobą posiadanie broni, po czym rozejrzał się po
pokoju w poszukiwaniu swojej sportowej torby.
Pomieszczenie nie
było jakoś specjalnie imponujące, ale ze skromnością również
nie przesadzono. Pod jedną ze ścian stało proste łóżko. Obok
niego znajdowała się niewielka szafka nocna z budzikiem na
wierzchu. Umiejscowione pod oknem biurko nie zawierało zbędnych
ozdób i wydawało się raczej uporządkowane. Poza nimi, jedynym
meblem w pokoju była spora szafa, zajmująca większą część
ściany, obok drzwi.
Chłopak wypatrzył
szukany przedmiot pod łóżkiem. Pokręcił głową, widząc
ciemnozielony koc przykrywający mebel. Prezent od siostry. Musiał
mocno jej zaleźć za skórę, że zasłużył sobie na ten kolor.
Przejechał dłonią po włosach, swoją barwą przypominających
raczej świeżą trawę niż normalną fryzurę, po czym uznał, że
nie powinien o tym myśleć. Znowu.
Wygrzebał z szafy
strój sportowy i wrzucił do torby. Kiedy sięgnął, aby odpiąć
broń od pasa, usłyszał wołanie dochodzące z korytarza:
- Zoro, wychodzę! -
krzyknęła jego siostra, Kuina. Chwilę później do jego uszu
dobiegło ciche podzwanianie kluczy.
- Jasne. Powodzenia!
- odpowiedział, uśmiechając się pod nosem, zapominając na moment
o swoich mieczach.
Dziewczyna miała
dzisiaj kolejny etap turnieju kendo dla szkół wyższych. Zoro był
od niej trzy lata młodszy i wciąż chodził do liceum. Tylko
dlatego teraz pakował się na kolejny trening, a nie towarzyszył
jej. Poza tym, wiedział, jak to się skończy. W rejonie, dziewczyna
nie miała sobie równych. Finały mogły okazać się całkiem
ciekawe, ale póki chodziło o eliminacje, nie miał czego żałować.
Dźwięk
zatrzaskiwanych drzwi upewnił go, że został w domu sam. Narzucił
swoją kurtkę i już miał zamiar złapać telefon, leżący na
stoliku, kiedy poczuł dziwne szarpnięcie w żołądku. Zachwiał
się, ale zdołał ustać na nogach. Zamrugał kilkakrotnie, po czym
zorientował się, że… Że już nie znajdował się we własnym
pokoju. Rozejrzał się z dezorientacją.
Był w sporym
salonie. Ściany miały przyjemny, pomarańczowy odcień. Na środku
stała kanapa, wyglądająca na całkiem wygodną i niski stolik do
kawy. Po przeciwnej stronie, stały dwa fotele. Na dwóch ścianach
królowały wysokie biblioteczki, w całości zapełnione
różnorodnymi książkami.
Jednak tym, co
najbardziej go zaskoczyło, były trzy osoby, w tej chwili stojące
obok kanapy. Czarnowłosy chłopak posiadał nieprawdopodobnie długi
nos. Drugi, znacznie mniejszy chłopiec, miał brązowe włosy.
Rudowłosa dziewczyna znajdowała się pomiędzy nimi. I może nie
wyglądaliby aż tak dziwnie, gdyby nie fakt, że wszyscy mieli na
głowie po parze rogów, a za ich nogami drgały nerwowo długie,
szpiczasto zakończone ogony.
Zielonowłosy
widział ich szeroko rozwarte oczy, pełne szoku i przerażenia, oraz
usta, które otwierały się coraz szerzej. Cisza zdawała się
przeciągać w nieskończoność, chociaż tak naprawdę trwała może
dwie sekundy. Nie był pewny, które z dziwnej grupki zaczęło
krzyczeć, ale chwilę później, z trzech gardeł dobywał się
głośny i przerażony okrzyk. Towarzystwo obróciło się i w pełnej
panice zaczęli uciekać. Zoro usłyszał jeszcze coś, co zabrzmiało
nieco jak: „Mówiłem, żeby tego nie ruszać!” Zamrugał
zaskoczony. Co tu się właśnie stało?
Ponownie rozejrzał
się po pustym już pomieszczeniu. Tym razem zauważył niewielką,
drewnianą tabliczkę leżącą w miejscu, w którym jeszcze chwilę
temu stały trzy tajemnicze istoty. Zrobił krok do przodu,
spoglądając na nią z uwagą. Rozpoznał przedmiot dopiero po
chwili. Gdyby nie to, że jego przyjaciel wręcz lubował się w
różnorakich opowieściach o duchach i demonach, pewnie nie
potrafiłby tego zrobić.
Była to tabliczka
Ouija. Szermierz wzdrygnął się, podnosząc wzrok na drzwi, za
którymi zniknęli jego, prawdopodobnie, gospodarze. Czy to możliwe,
że byli oni demonami? Do tej pory uważał to za bajki, nadające
się jedynie dla dzieci (oraz jego dziecinnego przyjaciela). Ale
teraz…
Odwrócił się
gwałtownie, kiedy usłyszał kroki w korytarzu za sobą.
- Co się stało,
Nami-san? Słyszałem krzyki. Czy ci idioci znowu… - W progu
pojawił się jakiś blondyn, niosący plastikową miskę pełną
ładnie pachnącego jedzenia. On również posiadał ogon i rogi, a
grzywka zasłaniała mu połowę twarzy. Jednak, kiedy tylko zobaczył
obcego, zamarł w pół ruchu, wypuszczając naczynie z rąk. Jego
wzrok padł szybko na tablicę, wciąż zalegającą na podłodze, po
czym ponownie utkwił spojrzenie w zielonowłosym.
- Ty… Co im
zrobiłeś?! - wykrzyknął, na jego twarzy przerażenie mieszało
się z wściekłością.
Ręka Zoro niemal
odruchowo powędrowała do rękojeści katany. Zmierzył demona
uważnym spojrzeniem. Nie wydawał się być jakimś szczególnie
wymagającym przeciwnikiem, ale zielonowłosy powinien wziąć pod
uwagę, że nie mógł oceniać go ludzką miarą. Dlatego też
uznał, że chwilowo należałoby dowiedzieć się, o co tu właściwie
chodzi, zamiast wdawać się w bezsensowne walki.
- Nic. - Wzruszył
ramionami, wciąż jednak trzymał dłoń w pobliżu broni. -
Uciekli, kiedy tylko mnie zobaczyli.
Blondyn zmarszczył
brwi, po czym zerknął szybko na drzwi, którymi chwilę wcześniej
uciekła trójka jego przyjaciół. Przestąpił z nogi na nogą,
chyba usiłując ustalić, jak powinien zachować się w towarzystwie
nieznajomego. I czy aby na pewno sam nie powinien uciec.
- Czy ty jesteś…
Człowiekiem? - zapytał ostrożnie.
Szermierz
uśmiechnął się, nieco wbrew sobie.
- Stuprocentowym –
przytaknął. - A wy jesteście demonami? - upewnił się jeszcze.
Jego rozmówca
pokiwał głową, może nieco zbyt energicznie, żeby wydawało się
to naturalne.
- Czy… Nie masz
nic przeciwko, żebym upewnił się, że zresztą wszystko w
porządku? - ponownie odezwał się demon, robiąc ostrożny krok w
stronę drugiego wyjścia z pomieszczenia.
Zoro przyjrzał mu
się uważniej. Nie, zdecydowanie mu się nie wydawało. Gość
najwyraźniej obawiał się go. Zielonowłosy uznał, że może to
potraktować jako pewną przewagę, dlatego rozluźnił się nieco,
szerokim gestem wskazując na odpowiednie drzwi.
- Nie krępuj się –
rzucił, robiąc krok w tył, żeby zapewnić blondynowi więcej
miejsca na przejście.
Ten przemknął
szybko obok niego, wciąż jednak mając go na oku. Dopiero, kiedy
gospodarz zniknął za progiem, Zoro podszedł do zapomnianej już
miski i podniósł ją. W środku znalazł różnorodne przekąski,
prawdopodobnie przeznaczone na spędzenie miłego wieczoru. Chłopak
wzruszył ramionami i wrzucił jedną do ust. Musiał przyznać, że
lepszych w życiu nie jadł, chociaż nie wiedział, czy powinien
uznać to za zasługę kucharza, który je przygotował, czy może za
jakieś nieznane składniki. Uznając, że demonom podjęcie
jakichkolwiek decyzji może chwilę zająć, opadł na jeden z
foteli, obracając go delikatnie w taki sposób, że miał widok na
wszystkie wyjścia z pomieszczenia. Katany oparł o podłokietnik,
chcąc mieć je pod ręką.
Miał rację, co do
przewidywanego czasu. Zdążył przebrnąć przez niemal połowę
zawartości miski, kiedy drzwi uchyliły się delikatnie, a w progu
ponownie pojawiła się głowa blondyna. Demon wszedł do środka i
obrzucił człowieka uważnym spojrzeniem, z całą pewnością
dostrzegając własne jedzenie. Jednak nie skomentował tego w żaden
sposób, chociaż widać było, że nieco go to zirytowało.
- Czego od nas
oczekujesz? - zapytał, siląc się na spokojny ton.
Zoro ponownie tego
dnia był zdezorientowany. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że
faktycznie, jego nagłe pojawienie się mogło wywołać spore
wrażenie, jeżeli demony myślały o ludziach to samo, co ludzie o
demonach. A ta tablica Ouija wydawała się to potwierdzać.
Jednak szermierz
nie miał zamiaru udawać, że ma jakieś niesamowite moce. W tej
chwili, pragnął jedynie powrócić do domu. Miał przecież udać
się na trening. A spotkanie czterech demonów nigdy nie należało
do jego marzeń…
- Ja od was? To wy
mnie tu ściągnęliście. Skoro, jak widzę, była to jedynie
pomyłka, to możecie odesłać mnie z powrotem i zapomnimy o całym
zajściu – rzucił, wgryzając się w kolejnego mini-pierożka. Te
z mięsem wyjątkowo mu zasmakowały.
Demon zmarszczył
brwi, chociaż szermierz nie był pewien, czy z powodu jego słów,
czy też przez wyjadanie jego zapasów.
- Obiecujesz nic nam
nie zrobić? Zawołam resztę i… - zawahał się blondyn.
- Niczego wam nie
obiecam – warknął niemal natychmiast, nauczony zbyt dużą
ilością filmów. Jednak po chwili uświadomił sobie, że w jego
sytuacji, nic nie przypominało filmów. - Ale nie zaatakuję was,
jeżeli nie dacie mi do tego żadnych powodów – dodał znacznie
spokojniej.
Gospodarz nie
wydawał się usatysfakcjonowany odpowiedzią, ale pokiwał głową.
Ponownie zniknął za drzwiami, a już po chwili pojawił się w
towarzystwie pozostałej trójki. Teraz Zoro mógł przyjrzeć im się
lepiej. Czarnowłosy był znacznie od niego niższy, jak i
drobniejszy, jednak nawet przez koszulkę na krótki rękaw Zoro był
w stanie dostrzec, że miał dość rozbudowaną muskulaturę
Rudowłosa miała kobiece kształty, z wyraźnie zaznaczonymi
biodrami i piersiami. Rogi tej dwójki, tak jak i blondyna, były
dość krótkie, ale wyglądały na mocne i delikatnie się wyginały
ku górze. Ich ogony były smukłe i długie, zakończone trójkątnym
kawałkiem skóry. Najmniejszy z nich, miał mocno rozbudowane rogi,
przypominające nieco te jelenia, albo łosia… Natomiast jego
ogonek był króciutki, widoczny jedynie w formie uwypuklenia z tyłu
spodni.
Blondyn odchrząknął
niepewnie.
- Jestem Sanji. To
są Nami-san, Usopp i Chopper – przedstawił po kolei swoich
kompanów. Jako Nami wskazał na kobietę, Usoppem był czarnowłosy,
a najmniejszy z nich okazał się być Chopperem.
Roronoa pokiwał
głową, usiłując ich zapamiętać. Na szczęście, nie było zbyt
dużo imion, więc istniała szansa, że sobie z tym poradzi.
- Jestem Zoro –
odparł.
Zmarszczył brwi,
kiedy demony wciągnęły głośno powietrze, słysząc to. Czy
powiedział coś nie tak?
- Czy… - zająknął
się Usopp. - Czy znajomość twojego imienia nie daje nam nad tobą
pełnej władzy? - zapytał niepewnie.
- Nie, dlaczego tak
myślisz? - Spojrzał na czarnowłosego ze zdziwieniem. Akurat
takiego pytanie z pewnością się nie spodziewał.
- Bo… Jesteś
człowiekiem. Podobno wy tak macie…
Zielonowłosy
zaśmiał się, słysząc tą niedorzeczność. Że niby imię
miałoby dać komukolwiek kontrolę nad nim? Jednak po chwili
zamilkł, zdając sobie sprawę z czegoś jeszcze. Do tej pory,
poglądy demonów na ludzi… Były dokładnie takie same, jak
poglądy ludzi na temat demonów. Czy możliwe było, że miało to
jakiś związek. A może było tego jeszcze więcej?
- Strasznie mało o
nas wiecie – zauważył, uważnie obserwując swoich gospodarzy.
Tamci wymienili się
niepewnymi spojrzeniami. W końcu odezwała się Nami.
- W takim razie…
Dlaczego nam czegoś o sobie nie opowiesz?
Szermierz zamyślił
się. Nie brzmiało to jak zły pomysł, ale… Miał trening! Pewnie
już był spóźniony!
- Wolałbym wracać.
Wiecie, trochę się śpieszę… - rzucił w ramach wytłumaczenia.
- W takim razie, co
cię tutaj trzyma? - zapytał Sanji, najwyraźniej nabierając
pewności siebie.
- Nic szczególnego.
- Zoro nie dał się podpuścić i tylko wzruszył ramionami. - Po
prostu nie mam pojęcia, jak wrócić.
- Co?! - czwórka
demonów krzyknęła niemal jednocześnie.
Roronoa skrzywił
się. Dlaczego byli aż tak zdziwieni?
- Czemu się
dziwicie? To wy mnie tu sprowadziliście, więc chyba logiczne jest,
że powinniście mnie też odesłać z powrotem.
Tamci poruszyli się
niespokojnie.
- My nawet nie
wiedzieliśmy, że to naprawdę zadziała! Skąd mamy wiedzieć, jak
cię odesłać? - wykrzyknął Usopp. Gdy tylko Zoro przeniósł na
niego swoje spojrzenie, ten natychmiast zrobił krok do tyłu,
częściowo chowając się za Sanjim.
- To prawda! -
bojowo poparł towarzysza Chopper. - Jesteś człowiekiem, wy
potraficie przenosić się do naszego świata i z powrotem!
Szermierz nie mógł
powstrzymać delikatnego uśmiechu. Niemal od razu poczuł sympatię
do niewielkiego demona. Ale i tak musiał sprostować kilka rzeczy.
- Żaden człowiek,
którego znam, nigdy nie przeniósł się w magiczny sposób do
innego świata. Do tej pory nawet nie wierzyłem, że demony
faktycznie istnieją – wyrzucił, po czym skrzywił się. - Wiszę
dychę Luffy’emu…
Przez chwilę
panowała cisza, kiedy gospodarze usiłowali przetrawić nowe
informacje.
- Czyli… Nie
wiedziałeś o naszym istnieniu? - upewniła się Nami.
Roronoa tylko
pokiwał głowa.
- Skoro tak, to
dlaczego pojawiłeś się tutaj z tymi mieczami? - zapytał ostro
Sanji, najwyraźniej nie mając zamiaru uwierzyć zielonowłosemu.
- Właśnie miałem
pójść na trening, dlatego wziąłem je ze sobą. Tak swoją drogą,
prawdopodobnie jestem już spóźniony.
- W takim razie… -
Blondyn podszedł do tabliczki Ouija i chwycił ją w dłoń. -
Znikaj stąd! - wykrzyknął, rzucając nią w głowę Zoro.
Ten instynktownie
wyciągnął rękę i chwycił przedmiot w ostatniej chwili. Z
niedowierzaniem najpierw spojrzał na literki wypisane na drewnianej
powierzchni, po czym przeniósł wzrok na demona.
- Co ty
odpierdalasz!? Chciałeś mnie zabić!? - wrzasnął, podrywając się
z miejsca i rzucając tabliczkę na fotel. To samo, ale znacznie
delikatniej, zrobił z miską przekąsek, upewniając się, że nic
się nie wysypie.
Sanji tylko
wzruszył ramionami, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i
odpalając jednego.
- Miałem nadzieję,
że to cię przeniesie z powrotem.
Szermierz zacisnął
zęby, zirytowany postawą mężczyzny. Chwycił katany i skoczył do
przodu, wymierzając pierwszy atak.
Większość
demonów odsunęła się z przerażeniem, ale blondyn uniósł nogę,
blokując pierwszy cios podeszwą buta. Chwilę później, obydwoje
byli pogrążeni w walce, uchylając się od nadlatujących ciosów,
wyprowadzając własne i starając się zdobyć przewagę nad
przeciwnikiem.
Sanji do walki
używał jedynie stóp, co nieco zdezorientowało Roronoę na
początku, ale szybko przestawił się na jego styl walki. Musiał
przyznać, że, z wyjątkiem Kuiny, dawno nie trafił na tak silnego
przeciwnika. Jeżeli nie chciał oberwać, nie mógł się
ograniczać.
Im dłużej trwała
potyczka, tym większą satysfakcję odczuwał. Pozwolić sobie na
zdjęcie wszelkich ograniczeń podczas walki… Dawno czegoś takiego
nie doświadczył. Uczucie było po prostu genialne. Nawet, jeżeli
wywołała je walka z demonem. Po minie blondyna mógł wywnioskować,
że tamten czuł się podobnie. Jednak, kiedy kolejne minuty mijały,
obydwoje byli coraz bardziej zmęczeni, jak i coraz bardziej świadomi
obecności pozostałej trójki demonów, chowających się aktualnie
za kanapą.
W pewnym momencie
odskoczyli od siebie, bez jakiegoś wcześniejszego znaku, ale wciąż
równocześnie. Zoro schował katany i przyjrzał się demonowi.
Tamten odwzajemnił spojrzenie.
- Całkiem nieźle,
jak na takie chuchro – przyznał szermierz, raz jeszcze oceniając
szczupłą sylwetkę blondyna. Nie widać było, żeby w tym drobnym
ciele drzemała aż taka siła.
- To samo mogę
powiedzieć o takim mchu, jak ty – odgryzł się Sanji, wyraźnie
nawiązując do włosów Roronoy.
- Coś powiedział,
kręcona brewko? - warknął, dopiero teraz zauważając, że
widoczna brew demona zakręcona była w zabawny sposób.
- Sanji! Jesteś
ranny? - wykrzyczał Chopper, wynurzając się zza swojej
dotychczasowej kryjówki i podbiegając do przyjaciela, zaczynając
go oglądać.
- Nie, wszystko w
porządku, Chopper – uspokoił go Sanji. Chociaż szermierzowi nie
umknął fakt, że potarł nieznacznie prawy bok. Zoro używał do
tej walki tępych stron katan, przez co każde trafienie, zamiast
niebezpiecznych ran, zostawiało jedynie bolesne obicia. A był
pewien, że trafił co najmniej kilka razy. Sam też nabawił się
dość mocnego kopnięcia w brzuch, chociaż nie miał zamiaru
okazywać, że coś go bolało.
- W… wiedziałem,
że ten człowiek jest niebezpieczny! - wykrzyknął zza kanapy
Usopp, wskazując drżącym palcem na szermierza.
Ten jedynie
przewrócił oczami. Przecież ta walka nie była na poważnie. Nie
było nawet jednej sytuacji, w której czyjeś życie byłoby
zagrożone.
- Jasne… -
mruknął, kręcąc głową. - Macie jakiś pomysł, żeby mnie
odesłać?
- Możemy spróbować
zrobić to samo, co wtedy, gdy ty się pojawiłeś… - zaproponowała
Nami, najwyraźniej uznając, że może już bezpiecznie opuścić
swoją kryjówkę.
- W porządku. -
Wzruszył ramionami i sięgnął po miskę, którą zostawił
wcześniej, połykając kolejną przekąskę. Po czym przeniósł
spojrzenie na demony. - Chcecie? - zaproponował, wyciągając
naczynie w ich stronę.
- Jak to miło z
twojej strony, że proponujesz nam MOJE jedzenie – rzucił
ironicznie Sanji.
- Twoje? - zapytał
zielonowłosy, kiedy Chopper podszedł do niego i wziął od niego
miskę. - To tłumaczyłoby ten okropny smak… - Uśmiechnął się
złośliwie. Co prawda, żarcie było wyśmienite, ale nie miał
zamiaru tego przyznawać. Z niewiadomych powodów, blondyn sprawiał,
że miał ochotę go jeszcze podrażnić.
- Okropny?! Nie
pozwolę, żeby ktokolwiek obrażał moją kuchnię! Nawet, jeśli
jesteś człowiekiem! - wykrzyknął demon, a zielonowłosy odruchowo
sięgnął do rękojeści miecza.
- Możecie się
uspokoić?! - warknęła Nami, na co Sanji natychmiast spokorniał.
- Oczywiście,
Nami-swan~
Zoro tylko
prychnął.
- Żałosne… -
wymamrotał, widząc posłuszeństwo chłopaka.
- Dobra, weźmy się
do roboty! - zakrzyknęła dziewczyna, ucinając wszelkie dyskusje.
- Hmm… Nami…? -
zagadnął niepewnie Usopp. - Nie jestem pewien, czy to jest dobry
pomysł. A co, jeżeli sprowadzimy kolejnego człowieka?
Rudowłosa
zatrzymała się w pół kroku do fotela Roronoy, na którym wciąż
spoczywała tabliczka Ouija.
- O tym nie
pomyślałam… - przyznała.
- Nie, nie róbmy
tego! A co, jeżeli tamten będzie jeszcze straszniejszy? - zapytał
z przerażeniem Chopper. Po czym spojrzał przepraszająco na
zielonowłosego. - Nie miałem na myśli… - zaczął się
tłumaczyć.
Zoro tylko machnął
ręką.
- Nie musisz
przepraszać – rzucił, posyłając mu uspokajający uśmiech.
Naprawdę polubił małego demona, chociaż znał go niecałą
godzinę.
Brązowowłosy
odprężył się widocznie. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała
cisza.
- To… Co robimy? -
zapytał Usopp.
- Może zróbcie to
samo, co wcześniej, tylko odwrotnie? - zaproponował Zoro, mając
już dość tego planowania. - No wiecie, skoro mnie przywołaliście,
a teraz chcecie uzyskać odwrotny efekt, czyli odesłać mnie z
powrotem…
- To jest dobry
pomysł! - wykrzyknęła ochoczo Nami.
- Nie sądziłem, że
ktoś z trawnikiem zamiast włosów, może coś takiego wymyślić…
- wymruczał z udawanym zaskoczeniem Sanji.
- Nie powinien mówić
tego ktoś, kto ma tarczę strzelniczą na czole! - odgryzł się
Roronoa, wskazując na brew blondyna.
- Masz coś do moich
brwi?
- To samo, co ty do
moich włosów!
- Dobra, dobra,
uspokójcie się, co? - zaproponował Usopp.
- Musimy przypomnieć
sobie, co zrobiliśmy wcześniej i odtworzyć to w odwrotnej
kolejności – dodała Nami.
Przekrzykiwania i
drobne utarczki trwały jeszcze chwilę, ale kilka sekund później,
trójka demonów ponownie siedziała dookoła tabliczki Ouija, a Zoro
i Sanji obserwowali ich z boku. Wspólnie uznali, że najlepiej
będzie, jeżeli zrobią to w tym samym składzie, w jakim zaczęli
całe zdarzenie.
Okazało się, że
tak naprawdę, jedyne, co zrobili wcześniej, to wypowiedzieli jakąś
inkantację, dlatego też teraz po prostu wypowiedzieli ją, ale od
końca. Po ostatnim (bądź też pierwszym) słowie, wszyscy
wyczekująco spojrzeli na zielonowłosego. Który siedział w tym
samym miejscu i odwzajemniał ich spojrzenia.
- Dlaczego dalej tu
jesteś? - zapytał Usopp.
- To chyba ja was o
to powinienem pytać. - Szermierz przewrócił oczami.
- Czyli pomysł
glona nie wypalił – podsumował Sanji, odpalając kolejnego
papierosa. - Inne propozycje?
- Hej, to nie moja
wina! To nie ja bawię się w wyrywanie niewinnych ludzi z ich domów!
- Zoro rzucił mu mordercze spojrzenie.
Podczas, gdy dwójka
ponownie szykowała się do starcia, Chopper spojrzał wielkimi
oczami na człowieka.
- Czyli…
Zostaniesz z nami już na zawsze? - zapytał cichutko.
Roronoa przeniósł
na niego nieco zaskoczone spojrzenie. Nie pomyślał o tym, ale
jeżeli faktycznie nie znajdą żadnego sposobu na odesłanie go do
jego świata… To mogło się stać. Nagle opuściła go całkowicie
ochota na dalszą walkę.
- Nie mogę tu
zostać – mruknął, opadając na fotel. Jedną ręką przejechał
po zielonych kosmykach. - Muszę wrócić do swojego świata.
- Masz tam kogoś? -
zainteresowała się Nami.
- Siostrę –
przytaknął. - I kilku przyjaciół.
- Może Robin będzie
wiedzieć, co powinniśmy zrobić! - wykrzyknął nagle Usopp.
- Robin? - Zoro
przekrzywił głowę.
- Tak. To nasza
dobra przyjaciółka. Jest bardzo mądra. Powinna coś wiedzieć –
wytłumaczył szybko Chopper.
- Masz rację.
Jeżeli ktoś ma o tym wszystkim jakieś pojęcie, to na pewno ona –
przytaknęła ochoczo Nami.
- W takim razie,
możecie ją zapytać? - Roronoa uniósł jedną brew, spoglądają
wyczekująco na demony.
- Pojedziemy do niej
– przytaknęła Nami.
- A nie możecie
zadzwonić? - zapytał Zoro. Po czym zmarszczył brwi. - Macie
telefony?
- Oczywiście, że
mamy, glonie. Nie jesteśmy aż tak zacofani – warknął Sanji. -
Tylko, że Robin-chwan nie ma w domu żadnej skomplikowanej
technologii. I tak by nie działały, mieszka w olbrzymim polu
magicznym.
- Och… -
przytaknął, uznając, że nie powinien wspominać, że nie miał
pojęcia o istnieniu czegoś takiego, jak „pola magiczne”…
- Ale… Ty chyba
nie powinieneś z nami jechać w ten sposób – zauważył Usopp,
wskazując na szermierza.
- Dlaczego?
- No wiesz… Widać,
że jesteś… Inny. Demony od razu to zauważą…
Zielonowłosy
zrozumiał, co ten chciał przekazać. Był człowiekiem. Nie miał
ogona, ani rogów, więc nie było szans na to, że mógłby się
wmieszać w tłum, poruszając się w tym ubraniu, jakie miał
obecnie.
- Sanji-kun, masz
jakąś czapkę? I najlepiej płaszcz albo coś podobnego? - zapytała
Nami, spoglądając na blondyna.
Ten zamyślił się,
po czym pokiwał głową.
- Powinienem mieć
coś odpowiedniego. Chodź ze mną – rozkazał, spoglądając na
Roronoę.
Ten skinął głową
i ruszył w ślad za gospodarzem. Chwilę później znaleźli się na
piętrze, w pomieszczeniu, które wyglądało jak sypialnia. Kiedy
demon przeglądał zawartość szafy, szermierz wykorzystał chwilę
i rozejrzał się pobieżnie. Pokój nie był jakoś szczególnie
wielki. Pojedyncze łóżko stało pod oknem, obok niego szafka nocna
z książką na wierzchu. Duża szafa zajmowała niemal całą
powierzchnię jednej ściany a po przeciwnej stronie znajdował się
niewielki regał z książkami.
Zielonowłosy z
zaciekawieniem podszedł i spojrzał na grzbiety, ale szybko odkrył,
że nie jest w stanie odczytać tytułów. Napisane były w nieznanym
mu języku.
- Przymierz to –
odezwał się Sanji, rzucając mu czarny płaszcz.
Zoro bez słowa
narzucił go na ramiona, odkrywając, że ten sięga mu nieco poniżej
kolan. Był co prawda nieco przyciasny, ale kiedy go nie zapinał,
nie przeszkadzało to aż tak bardzo. Po chwili dostał dodatkowo
czapkę z daszkiem, którą nasunął sobie na czoło.
- I jak? - zapytał,
zastanawiając się, czy bardzo widać jego odmienność.
- Nie jest tak źle,
jak na glona – przyznał blondyn, oglądając go uważnie.
Na ustach
szermierza wymalował się niewielki uśmieszek.
- Czy ty mnie
właśnie pochwaliłeś?
- Nie. Tylko
stwierdziłem, że z moim wyczuciem mody, nawet ty możesz się
schować w tłumie – odparł, już kierując się w stronę drzwi.
Tym razem Roronoa
pozwolił uwadze przejść mimo uszu, a zamiast tego ponownie skupił
się na książkach. Wyciągnął jeden tom i przekartkował go
pobieżnie.
- Hej! Kto ci
pozwolił…? - zakrzyknął demon, nagle wyglądając na
zaniepokojonego. Zielonowłosy uśmiechnął się pod nosem.
- A co? Nie
powinienem tego widzieć? - zapytał złośliwie, udając że czyta
jakieś zdanie. - Co tam jest?
- Oddawaj! - warknął
Sanji, wyrywając mu przedmiot z ręki i szybko wsuwając ponownie na
półkę. - Nie musisz tego wiedzieć.
Zoro zaśmiał się,
widząc zdenerwowanie drugiego chłopaka, ale po chwili wzruszył
ramionami.
- I tak bym tego nie
przeczytał. Macie zupełnie inne pismo od naszego.
- Co? - Demon
spojrzał na niego ze zdziwieniem. Po czym odwrócił wzrok. -
Cholera.
- Wydałeś się –
zakpił. Jednak po chwili spoważniał. - Chyba powinniśmy już iść.
- Jasne… - mruknął
niechętnie gospodarz.
Chwilę później
ponownie znaleźli się w salonie, gdzie pozostali czekali na nich ze
zniecierpliwieniem.
- Dawno nie byłem u
Robin… - mówił akurat Chopper, a na jego ustach wymalował się
rozmarzony uśmiech.
- To prawda. Mnie
też tam jakiś czas nie było – przytaknął mu Usopp. Niemal w
tej samej chwili zauważył wchodzącą dwójkę. - O, jesteście!
Już myślałem, że się zgubiliście – zażartował.
Zoro już miał
rzucić jakąś wredną odpowiedź, kiedy zorientował się, że
czarnowłosy nie mówił tego bezpośrednio do niego. Czego jak
czego, ale jego dość żałosnego wyczucia kierunku, demony nie
mogły jeszcze poznać. I miał nadzieję, że ten stan się utrzyma.
- Musiałem znaleźć
coś, co mu pasuje – wytłumaczył szybko Sanji.
Gdy tylko szermierz
rzucił mu wymowne spojrzenie, ten zmarszczył brwi, usiłując
zamordować go wzrokiem. Albo przynajmniej zmusić do milczenia.
Zielonowłosy wzruszył ramionami i nie skomentował tego w żaden
sposób. Nie miałby żadnych zysków z wydania demona.
- Muszę przyznać,
że świetnie w tym wyglądasz – odezwała się nagle Nami, która
otaksowała go oceniającym wzrokiem.
Roronoa spojrzał
na nią z zaskoczeniem. Z całą pewnością nie spodziewał się
tych słów. Szczególnie, że nigdy tak naprawdę nie przejmował
się swoim wyglądem. Bardziej ciekawiło go, czy da radę zamaskować
się w tłumie, pełnym demonów. Ale po minie pozostałych, doszedł
do wniosku, że chyba przejdzie.
- Dzięki. -
Wzruszył ramionami. - Możemy iść? - dodał jeszcze.
Jeszcze chwilę
zajęło, zanim całą piątką wylali się na ulicę, a Sanji
przystanął przy drzwiach, żeby zamknąć je na klucz. Jak się
okazało, dom należał właśnie do blondyna, cała reszta po prostu
spędzała u niego czas wolny.
Zoro rozejrzał
się, zaciekawiony, czy poza budynkiem, świat demonów również
wyglądał podobnie, jak ten ludzki. Okazało się, że owszem, i to
bardzo. Gdyby nie reklamy, pisane w niezrozumiałym dla szermierza
języku, oraz mijające go osoby, posiadające rogi i ogony, nawet
nie byłby w stanie powiedzieć, że opuścił własne miasto.
- Pojedziemy
pociągiem, będzie chyba najwygodniej. - Usłyszał, kiedy ponownie
odwrócił się do towarzyszy. Nami właśnie tłumaczyła coś
reszcie. - Skoro samochód Usoppa odmówił posłuszeństwa, tak
będzie najwygodniej.
- A twój? - zapytał
nieśmiało Chopper.
- Mój jest
czteroosobowy. - Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- W takim razie,
chodźmy - rzucił spokojnie Sanji, odpalając papierosa. - Następny
pociąg odjeżdża za czterdzieści minut, a musimy dojść do
stacji.
Obrócił się w
lewo i ruszył przed siebie, a całą reszta podążyła za nim.
Szermierz w międzyczasie rozglądał się, ale nic szczególnego nie
przykuło jego uwagi. No, może poza pewnym szczegółem.
Chopper przesunął
się, żeby znaleźć się pomiędzy pozostałymi, a ci, jakby
przyzwyczajeni do tego, otoczyli go. Wyglądali niemal jak jacyś
ochroniarze. Roronoa zaczął zastanawiać się, czy są tego
świadomi, bo zrobili to niemal odruchowo. Początkowo był w stanie
uznać, że po prostu byli nieco zbyt opiekuńczy dla najmniejszego z
ich paczki. Po czym zauważył coś jeszcze.
Jelenio-podobne
poroże demona nie występowało u mijających ich osób. Nie ważne,
jak bardzo się nie rozglądał, większość otaczających ich
przechodniów miało proste, krótkie rogi. Do tego, większość z
nich spoglądało na brązowowłosego ze słabo skrywaną, bądź
całkiem jawną odrazą, nieraz nawet z nienawiścią. Dopóki
trzymali się razem, nikt nie odważył się podejść, ale widać
było, że co poniektórzy odczuwali taką ochotę.
- O co chodzi? -
zapytał w pewnym momencie.
- O co chodzi z
czym? - Usopp spojrzał na niego bez zrozumienia.
Zoro ponownie
zmierzył wzrokiem całą grupkę.
- Z waszym
zachowaniem. Nie tylko waszym, ale też całej reszty. - Gdy to
najwyraźniej niczego nie wyjaśniło, postanowił po prostu przejść
do rzeczy. - Czy Chopper jest tutaj źle traktowany, dlatego, że
wygląda inaczej?
Po reakcji
pozostałych doszedł do wniosku, że faktycznie tak było. Sam
brązowowłosy zwiesił smętnie głowę, tym samym przyznając mu
rację. Zarówno Nami, jak i Usopp odwrócili wzrok, jakby wstydząc
się zachowania własnego gatunku. Tylko Sanji spojrzał mu hardo w
oczy, z wyraźnym wyzwaniem malującym się w jego tęczówkach.
- A co? Też masz
ochotę się z niego ponabijać? - warknął, robiąc krok w stronę
człowieka.
Ten spojrzał na
niego z pewnym zaskoczeniem. Spodziewał się, że może to być
nieco drażliwy temat, ale nie, że aż tak bardzo. Jego oczy niemal
samoistnie powędrowały na drobnego chłopca, który stał
niepewnie, nieco skulony, jakby naprawdę obawiał się, że zaraz
zostanie zaatakowany. Szermierz nie potrafił nawet wyobrazić sobie,
że miałby go w jakiś sposób skrzywdzić. Już od momentu, kiedy
się tu pojawił, odczuwał dziwną ochotę na uspokojenie małego
demona. Teraz, gdy spędził z nim trochę czasu, zwyczajnie nie
byłby w stanie pozwolić komukolwiek go skrzywdzić. Mogli znać się
od godziny, ale już traktował brązowowłosego niemal jak młodszego
braciszka.
- Dlaczego miałbym?
- zapytał spokojnie, ponownie spoglądając na Sanjiego. - Jeżeli
chciałbym się z czegokolwiek nabijać, to z twojej głupiej brewki.
Widział
zaskoczenie, które wymalowało się w widocznym oku demona. Po
chwili ten, korzystając z okazji, że był odwrócony tyłem do
reszty, posłał mu wdzięczny uśmiech. Jednak nie miał zamiaru
zignorować przytyku.
- I mówi to ktoś,
komu mech wyrasta z głowy!
- Nie będzie mi
tego wytykał taki zboczony demon!
Ich dalsze
przepychanki słowne zostały jednak powstrzymane przez pozostałych,
którzy dość szybko wkroczyli do akcji i ich rozdzielili.
- Mieliśmy się
śpieszyć na pociąg – przypomniała Nami, odciągając blondyna.
- Tak jest, Nami-san
– zawołał Sanji.
- Chodźmy już –
poprosił Usopp.
Chopper, który w
tym czasie chwycił zielonowłosego i usiłował go odciągnąć od
walki, spojrzał na człowieka z nieśmiałym uśmiechem na ustach.
Ten odwzajemnił grymas, po czym również ruszył za resztą. Wciąż
ciekawiła go kwestia brązowowłosego, ale na szczęście, Nami
postanowiła odpowiedzieć na jego zadane wcześniej pytanie.
Upewniła się, że chłopiec ich nie słyszy i zaczęła wyjaśniać
ściszonym głosem:
- Mamy… Ogólnie,
jest dość dużo rodzai demonów. W tym rejonie, to tacy jak my są
najczęściej spotykani. Jednak większość społeczeństwa nie
toleruje innych. Chopper jest po części innym gatunkiem. Jego
ojciec pochodzi z grupy demonów zmiennokształtnych, którzy
przyjmują postać reniferów. Jego matka była taka sama, jak my,
przez co on stracił zdolność przemiany, ale utknął w stanie, w
którym gatunek jego ojca najbardziej przypominał jednego z nas. Z
tego też powodu przez długi czas nie był akceptowany przez żadną
z grup.
Szermierz pokiwał
głową, spoglądając na brązowowłosego. Cieszył się, że ten
znalazł kogoś, kto go zaakceptował. I zaczynał odczuwać
przemożną ochotę, żeby skopać tyłki wszystkim mijającym ich
demonom.
- Teraz lepiej mieć
się na baczności. - Głos Usoppa wyrwał go z zamyślenia. -
Będziemy mijać niezbyt przyjemną okolicę.
Sanji mu
przytaknął.
- Normalnie pewnie
byśmy ją okrążyli, ale jeżeli mamy zdążyć na pociąg, nie
bardzo mamy inne wyjście.
Roronoa tylko
wzruszył ramionami, uśmiechając się krzywo.
- Obronię cię,
jeśli się boisz.
Słysząc to,
blondyn niemal natychmiast obrócił się na pięcie, śląc pioruny
z oczu.
- Sam sobie świetnie
potrafię radzić! - warknął. Jednak po chwili wziął głęboki
oddech na uspokojenie i powiedział: - Ale jeżeli ty będziesz mieć
problemy…
- Próbujesz sobie
wmówić, że jesteś ode mnie silniejszy?
Znowu zaczęło
zanosić się na walkę, ale na szczęście, Usopp szybko się
wtrącił.
- Możecie wstrzymać
się z tą kłótnią? Patrzą się na nas… - powiedział cichym
głosikiem.
Po szybkim
rozejrzeniu się, cała reszta też mogła to zauważyć: opuścili
szerokie ulice dobrze utrzymanej części miasta i zaczęli zagłębiać
się w ciemne i wąskie alejki, pełne śmieci i dziwnych zapachów.
Oraz podejrzanych osób. Jedna z mijanych grup, znajdująca się w
drugim końcu bocznej uliczki, właśnie mierzyła ich uważnym
spojrzeniem.
- Nami-san, w razie
czego, schowaj się za mną – powiedział już znacznie ciszej
Sanji.
Zoro nie powiedział
niczego, ale delikatnie przesunął się w ten sposób, aby znajdować
się między podejrzanymi ludźmi a Chopperem. Na szczęście, nie
okazało się to konieczne. Dość szybko minęli nieznajomych, przez
nikogo nie nękani. Chociaż zdecydowanie nie mogli się jeszcze
odprężyć. Znajdowali się dopiero na obrzeżach niebezpiecznych
rejonów. Mieli jeszcze kawał do przejścia.
Mimo niezbyt
przyjaznych twarzy mijanych osób, znaczny odcinek trasy pokonali we
względnym spokoju. W pewnym momencie pozwolili sobie nawet na
niezbyt głośne rozmowy, przerywane co jakiś czas przez kłótnie
Zoro i Sanjiego. Nikt tak naprawdę nie potrafił tego wyjaśnić,
ale ta dwójka najwyraźniej czerpała jakąś perwersyjną
przyjemność z uprzykrzania sobie nawzajem życia. Pozostałe demony
postanowiły zostawić ich w spokoju tak długo, jak nie groziło to
regularną bijatyką.
Usopp był akurat w
samym środku opowieści o tym, jak w pojedynkę pokonał cały gang,
w co oczywiście nikt, poza Chopperem, mu nie wierzył, kiedy kolejne
poruszenie w jednej z alejek zwróciło ich uwagę. Tym razem jednak
nie wyglądało to jak następna banda, rzucająca wszystkiemu, co
się rusza, groźne spojrzenia. Kiedy tylko zauważyli przechodzące
osoby, niemal natychmiast podnieśli się ze swoich miejsc i ruszyli
w ich stronę, wyciągając z kieszeni noże i inne podobne bronie.
- Cofnijcie się! -
ostrzegł Zoro, sięgając dłonią do pasa, gdzie miał swoje
katany. Sanji stanął tuż obok niego, mierząc potencjalnych
przeciwników uważnym spojrzeniem. Pozostała trójka szybko
wykonała polecenie, robiąc kilka kroków w tył.
Agresorów było
dużo. Gdyby szermierz nie miał doświadczenia w walce, uznałby, że
przewaga była wręcz powalająca. Jednak był pewny swoich
umiejętności, a i co do siły blondyna zdążył się już
przekonać. Dlatego tez po prostu uśmiechnął się lekko pod nosem,
wysuwając nieco jeden miecz. Chwilowo uznał, że poczeka na ruch ze
strony przeciwników, zanim zdecyduje się podjąć walkę. Czasami
wystarczyło krzywo spojrzeć, żeby pozbawić innych ochoty na
starcie. W tym jednak wypadku wydawało się, że to nie przejdzie.
- Nie tylko
pozwoliliście sobie na naruszenie naszego terenu, ale tez
przyprowadziliście ze sobą tego odmieńca. Jesteście albo bardzo
odważni, albo bardzo głupi – rzucił jeden z nieznajomych,
najwidoczniej przywódca bandy.
Zoro uniósł
kąciki ust. Może i zapowiadało się na dość ciężkie starcie,
ale nie mógł przegapić okazji, żeby dokuczyć nieco Sanjiemu.
- Przesadzacie. -
Machnął ręką. - Wiem, że koleś ma jakieś porypane brwi, ale
mogę was zapewnić, że nie różni się od was za bardzo –
zapewnił, wskazując na blondyna.
Przez chwilę
panowała cisza, kiedy napastnicy najwyraźniej usiłowali zrozumieć
usłyszane słowa.
- Zamorduję cię
później, Marimo! - warknął Sanji, rzucając zielonowłosemu
mordercze spojrzenie.
- Pożałujecie,
nabijania się z nas! - wykrzyknął kolejny z wrogich demonów.
Te słowa
podziałały na pozostałych jak jakiś mechanizm spustowy. Wszyscy
zgodnie rzucili się przed siebie, zapewne z zamiarem szybkiego
pozbycia się intruzów. Jednak nie przewidzieli, że nie tylko
natkną się na aktywny opór, ale też, że pierwsi z nich dość
szybko pożegnają się z dalszą walką.
Szermierz
błyskawicznie wyciągnął swoje ostrza, jedno z nich umieszczając
w ustach. Katany świsnęły cicho, ciągnąc za sobą krwawe smugi,
świadczące o kolejnych pokonanych przeciwnikach. Sanji nie
pozostawał daleko w tyle. Jego nogi poruszały się z zaskakującą
siłą i szybkością, wypychając powietrze z płuc przeciwników i
miażdżąc ich kości. Mimo, że obydwaj tak naprawdę znali się
zaledwie od kilku godzin, zgrali się niemal natychmiast. Zaczęli
współpracować, dzięki czemu zamienili się w barierę nie do
przekroczenia, oddzielającą wrogów od przyjaciół.
Jednak, pomimo ich
niebywałych zdolności, przeciwników zdawało się przybywać z
każdą chwilą. Domyślili się, że musieli przyciągnąć
opryszków z całej okolicy, żeby uzbierała się ich aż tak duża
liczba. To, albo po prostu mieli tak wielkiego pecha, że trafili na
zjazd jakiegoś gangu.
Tak skoncentrowali
się na swojej walce, że nie zauważyli, kiedy trójka ich
przyjaciół wycofała się nieco, by oddalić się od walki. Jednak
z drugiej strony wybiegła kolejna grupka demonów, otaczając ich i
skutecznie odcinając wszelkie drogi odwrotu. Również Zoro i Sanji
zaczęli poddawać się napierającej grupie, dając się rozdzielić.
Wciąż żaden z nich nie miał najmniejszego zamiaru się poddawać,
ale teraz już nie walczyli ramię w ramię, ale w zupełnie innych
miejscach.
Właśnie w tym
momencie, ponad ogólnym hałasem, związanym z bitwą, Zoro usłyszał
dość głośne okrzyki Nami i Choppera. Załatwił kilku
najbliższych przeciwników i rozejrzał się, szybko namierzając
źródło dźwięków. Zauważył, jak wspomniana dwójka stała
plecami do siebie, przyjmując pozycje bojowe, a dziewczyna trzymała
w dłoniach coś na kształt długiego kija. Jakiś metr od nich stał
Usopp, ściskając w rękach niewielką procę, którą starał się
utrzymywać wrogów na dystans.
Zielonowłosy sklął
pod nosem i ponownie przesunął wzrokiem po okolicy, usiłując
namierzyć Sanjiego. Ten niestety, znajdował się całkowicie po
przeciwnej stronie pola bitwy. Po szybkiej wymianie spojrzeń,
szermierz zrozumiał, że blondyn również zorientował się w
sytuacji i też wiedział, że nie miał szans na wystarczająco
szybkie zbliżenie się do przyjaciół. Roronoa skinął mu głową,
dając znak, że zajmie się tym, a demon powinien skupić się na
przedarciu się do nich w swoim tempie. Tamten tylko machnął ręką,
dając do zrozumienia, że przyjął wiadomość.
Zoro ponownie
skupił się na walce i już kilkanaście sekund później zablokował
ostrze, które prawdopodobnie miało ugodzić Nami.
- Dzięki! -
krzyknęła dziewczyna, a w jej głosie pojawiła się dość wyraźne
ulga.
- Lepiej uważajcie
– ostrzegł, chociaż musiał przyznać, że i tak był pod
wrażeniem. Skoro ta trójka zdołała utrzymać się przez ten czas,
oznaczało to, że również musieli mieć jakieś zdolności bojowe.
I to wcale nie jakieś bardzo małe.
- Ty też! -
usłyszał okrzyk Usoppa. Zanim zdążył się odwrócić, tuż koło
jego twarzy przeleciał sporej wielkości kamień, a po zduszonym
okrzyku za sobą, zorientował się, że ugodził w skradającego się
tam mężczyznę.
- Masz to jak w
banku – zaśmiał się i wzmocnił chwyt na mieczach, powracając
do przerwanej walki.
Tym razem miał
zadanie utrudnione o tyle, że musiał zwracać uwagę na
bezpieczeństwo pozostałych. Jednak ci wcale nie byli tak słabi,
jak początkowo przypuszczał. Z procy Usoppa co chwilę wylatywały
kolejne pociski, wyłączając z walki jednego przeciwnika zad
drugim. Kij Nami zgrabnie wywijał w powietrzu, pozbywając się tych
nielicznych demonów, które zdołały się do niej zbliżyć.
Chopper walczył wręcz, a jego styl przypominał nieco kung-fu.
Chociaż był niski i drobny, bez większych problemów pokonywał
agresorów.
Zaledwie kilka
minut później dołączył do nich Sanji, który zdołał przebić
się przez ścianę przeciwników. Całą piątką bardzo szybko
pozbyli się reszty wrogów, a nieliczne niedobitki, widząc, że i
tak nic nie zdziałają, zaczęły uciekać.
Roronoa pozbył się
krwi z katan i umieścił je bezpiecznie w pochwach, biorąc głęboki
oddech. Dawno nie brał udziału w tego typu potyczce i musiał
przyznać, że miło było rozprostować kości. Chociaż
najwyraźniej nie obyło się bez ran.
- Zoro! Jesteś
ranny! - krzyknął z przerażeniem Chopper, ciągnąc szermierza za
rękaw. Ten spojrzał na chłopca i dopiero wtedy poczuł gorącą
ciecz spływającą po jego twarzy i szyi.
Skrzywił się
nieco, unosząc dłoń i szybkim ruchem wycierając policzek. Długie
nacięcie nie wydawało się głębokie, ale kiedy adrenalina opadła,
zaczęło piec nieprzyjemnie.
- To nic takiego –
uspokoił. - Zwykłe skaleczenie.
- Pozwól mi na to
spojrzeć – poprosił chłopiec.
Zielonowłosy
westchnął ciężko, ale przykucnął, żeby demon mógł spokojnie
dostać się do jego twarzy. Zadziwiająco szybko poczuł, jak
pieczenie ustaje, gdy jakaś chłodna maść została umieszczona na
ranie, zatrzymując tym samym wypływ krwi.
- Dzięki – rzucił
z zaskoczeniem. - Dobry w tym jesteś – przyznał.
- Nie myśl, że
twoje słowa uczynią mnie szczęśliwym, głupki! - wykrzyknął
Chopper z wyraźną radością w głosie, na co Roronoa uśmiechnął
się pod nosem.
Podniósł się
nieco i spojrzał uważnie po pozostałych. Nami i Usopp wydawali się
być w porządku, ale Sanji stał nieco z boku, trzymając jedną
rękę bardzo blisko tułowia, schowaną poza ich wzrokiem. Zoro
zmarszczył brwi i podszedł do niego. Niemal od razu zauważył
naderwany rękaw jego garnituru i krew spływającą cienkim
strumieniem po jego ramieniu.
- Nim chyba też
powinieneś się zająć – rzucił do brązowowłosego, otrzymując
tym samym wrogie spojrzenie od blondyna.
- Sanji! Dlaczego
nic nie powiedziałeś!? - krzyknął na niego Chopper i rzucił się,
by opatrzyć i tą ranę.
- Powinniśmy się
stąd szybko zmywać, a nie zajmować się drobnymi urazami –
warknął, ale nie protestował, kiedy przyjaciel chwycił delikatnie
jego rękę i zabrał się za swoje medyczne czary.
- Pokonaliśmy
pewnie większość obecnych tutaj osób, zdolnych do walki. Nie
musimy się śpieszyć – zauważył logicznie Zoro.
- A pociąg? -
Blondyn uniósł brew.
- Wciąż mamy ponad
piętnaście minut. Spokojnie zdążymy – odparła Nami, mierząc
go ostrzegawczym wzrokiem. - Najważniejsze, żeby zająć się
wszystkimi obrażeniami.
- Tak jest,
Nami-san… - mruknął niechętnie, ale nie był w stanie sprzeciwić
się słowom kobiety.
Na szczęście,
bandażowanie przebiegło bardzo szybko i już chwilę później
ponownie przemierzali kręte uliczki nieprzyjaznej dzielnicy, teraz
jednak nie niepokojeni przez nikogo. Na dworzec udało im się dostać
na pięć minut przed zapowiadanym przyjazdem pociągu.
- Robin mieszka
kawałek od miasta, żeby nikt jej nie przeszkadzał w pracy –
wytłumaczył Chopper, który od potyczki praktycznie nie opuszczał
boku szermierza. - Jest archeologiem, ale interesują ją różne
paranormalne zjawiska.
- Takie, jak magia?
- zapytał Zoro, przypominając sobie, że wcześniej demony
wspominały coś o polu magicznym.
- Oczywiście, że
nie, glonie – parsknął Sanji. - To się nazywa technologią. My
tu mówimy o czymś takim, jak chociażby ten tajemniczy „prąd”…
Tym razem była
kolej Roronoy, żeby się zaśmiać. Jednak, widząc zdziwione
spojrzenia pozostałych, zrozumiał, że oni wcale nie żartowali.
- Czekajcie… Czy
to znaczy, że nie wiecie, co to jest prąd? - zapytał, spoglądając
na nich z niedowierzaniem.
- A ty to wiesz? -
blondyn zerknął na niego, unosząc sceptycznie brew.
- To… Prąd jest u
nas w powszechnym użyciu, każdy człowiek zdaje sobie z tego
sprawę. To właśnie magia jest czymś, w co niewielu wierzy.
Demony wydawały
się zafascynowane jego słowami, chociaż zielonowłosy obawiał
się, że nie jest w stanie im pomóc. Wiedział, że temat prądu
był poruszany kiedyś, na jakiś lekcjach, ale nie był w stanie
przypomnieć sobie jego definicji. Dla niego wystarczyła świadomość,
że był i dzięki niemu działał chociażby jego telefon. Inne
informacje nie były mu do szczęścia potrzebne. Ale, patrząc na
wyrazy twarzy demonów, obawiał się, że zostanie poproszony o
jakieś szczegółowe opisy. Na szczęście, akurat w tym momencie
przyjechał pociąg, wybawiając go z opresji.
Udało im się
zająć wolny przedział, przez co mogli prowadzić spokojne rozmowy,
przez okno obserwując otoczenie. Właściwie, nie poruszali żadnych
ważnych tematów. Pytali o drobne różnice kulturowe, wymieniali
się ciekawymi historiami z życia. Zoro dowiedział się, że
Chopper planował zostać lekarzem, przez co cały czas próbował
uczyć się do zawodu. Szermierz powiedział mu, że zna jednego
bardzo dobrego lekarza ze swojego świata i obiecał, że jeżeli
kiedykolwiek będzie miał taką okazję, przedstawi mu go. Usopp
pasjonował się wszelkiego rodzaju urządzeniami, a do tego był
świetny w strzelaniu praktycznie ze wszystkiego. Nami planowała
dostać się na jakiś wybitny w ich świecie uniwersytet, na
kartografię. Natomiast Sanji był kucharzem i pracował w
restauracji swojego przybranego ojca. Również Roronoa zdradził
kilka informacji o sobie. Że trenował kendo odkąd pamiętał, że
jego celem było zyskanie tytułu najlepszego szermierza na świecie,
o swojej siostrze, przyjaciołach…
- Dlaczego trzecią
katanę trzymasz w ustach? - zapytał w pewnym momencie Usopp.
- Bo nie mam jeszcze
jednej ręki. - Wzruszył ramionami.
Szczerze mówiąc,
sam nie bardzo potrafił to wytłumaczyć, chociaż przyzwyczaił się
do tego typu pytań. Pamiętał, że kiedyś, jeszcze jako dzieciak,
uznał, iż skoro nie może pokonać siostry dwoma mieczami, będzie
musiał użyć trzech. I, mimo że teraz nie bardzo potrafił
zrozumieć swojej ówczesnej logiki, zwyczajnie opanował ten styl,
przez co teraz był on jego znakiem rozpoznawczym.
- Zaraz dojedziemy –
zauważyła w pewnym momencie Nami, wyglądając przez okno.
Wszyscy podnieśli
się i podeszli do drzwi akurat w momencie, w którym pociąg
zatrzymał się na stacji. Całą grupką wysiedli z pojazdu i wąską
drogą zaczęli iść w stronę wskazaną przez dziewczyną.
Okolica była
naprawdę spokojna. Mijali sporo pól i pastwisk, przedarli się
przez dość gęsty las, by po jakimś czasie dostrzec zadbany domek
w pobliżu niewielkiego jeziorka. Poza ścieżką, która właśnie
się poruszali, kawałek dalej widoczna była droga, na tyle szeroka,
że mógł nią poruszać się samochód.
- Tam mieszka Robin
– powiedział Chopper, pociągając Zoro za rękaw, żeby zwrócić
jego uwagę.
- Wygląda całkiem
nieźle – uznał ten, rozglądając się dookoła. Mógłby
mieszkać w takim otoczeniu. Spokój, niewielu ludzi i mnóstwo
miejsca do ćwiczeń, które mógłby zmieniać wedle uznania.
Podeszli do drzwi i
Usopp zapukał. Wbrew swoim przypuszczeniom, Roronoa musiał
przyznać, że nie zobaczył dotąd niczego niesamowitego. No, może
poza kilkoma, towarzyszącymi mu demonami. Ściany zbudowane były z
czerwonej cegły, proste drzwi wyglądały jak zrobione z drewna
dębowego… Nic, czego nie mógłby zobaczyć w typowym, ludzkim
domku. Zdecydowanie nie wyglądało to jak schronienie kogoś, kto w
wolnym czasie zajmował się badaniem… ludzi. Chociaż sam nie był
pewien, jak takie coś, według niego, powinno wyglądać.
Dlatego też w
żaden sposób nie skomentował swojego zaskoczenia, a zamiast tego
obserwował, jak po chwili drzwi się otwierają, a w progu staje
wysoka, czarnowłosa kobieta. Uśmiechnęła się delikatnie,
dostrzegając swoich przyjaciół, po czym zatrzymała wzrok na
zielonowłosym nieznajomym.
- Miło, że
przyjechaliście mnie odwiedzić – przywitała się.
- Do ciebie zawsze z
największą przyjemnością, Robin-chwan~ - niemal zaśpiewał
Sanji.
- Cześć, Robin –
przywitała się Nami, a Usopp i Chopper przyłączyli się do
powitania. - To jest Zoro. - Wskazała palcem na mężczyznę.
- Miło poznać. -
Kobieta uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Ciebie również –
odparł niemal odruchowo Roronoa, chwytając wyciągniętą rękę.
- Jesteś
człowiekiem, prawda? - zapytała po prostu.
- Cóż… - zawahał
się. - Tak, to prawda.
Czarnowłosa
pokiwała głową i odsunęła się, wpuszczając ich do środka.
Miała takie same rogi i ogon jak trójka towarzyszących mu demonów.
Szermierz zastanawiał się, jak dowiedziała się, że był
człowiekiem, ale nie mógł wpaść na żadną rozsądną odpowiedź.
- Widzisz? Robin
jest bardzo mądra. Na pewno coś wymyśli. - Chopper uśmiechnął
się do niego szeroko i pobiegł za panią domu, pytając ją, czy ma
ciasteczka.
Niedługo później,
wszyscy usadowili się w salonie. Przed nimi stały kubki z herbatą
i kawą, oraz spory talerz z ciastkami. Nami właśnie kończyła
relacjonować wydarzenia, które doprowadziły do ich przybycia w to
miejsce.
- Rozumiem, że
chcecie, bym powiedziała wam, w jaki sposób pan Szermierz może
wrócić do siebie? - podsumowała, zerkając w stronę Zoro.
- Byłbym wdzięczny.
- Skinął głową.
- Hmmm… Wydaję mi
się, że gdzieś o tym czytałam. Poczekacie chwilę? Muszę
poszukać – powiedziała, po czym podniosła się z fotela i
podeszła do jednego z wielu regałów z książkami.
W pokoju przez
jakiś czas panowała cisza, przerywana tylko co jakiś czas
szelestem kartek. Jednak zaledwie po kilku minutach Robin wróciła
na swoje miejsce, z zadowoleniem wskazując fragment wybranego
egzemplarza.
- Tutaj jest napisane, że
aby dowolnie przemieszczać się między światami, musisz mieć coś
dla siebie ważnego w obydwu z nich. Wtedy, wystarczy, że
skoncentrujesz się na danym przedmiocie, bądź też danej osobie, i
przeniesiesz się do niej – poinformowała.
Zoro zamyślił
się.
- Czyli wystarczy,
że zostawię tutaj coś cennego? - zapytał, nie będąc do końca
przekonanym, czy zrozumiał. Wydawało się to zbyt proste…
- Niestety nie. To
musi być coś pochodzącego z naszego świata. Chociaż akurat w
przypadku przedmiotów nie zawsze to działa, dlatego też lepiej,
jeżeli ważnym akcentem będzie jakaś osoba.
- Pewnie dlatego nie
słyszy się o osobach przemieszczających się między światami –
rzucił Sanji. - Wątpię, żeby wielu było ludzi, którzy są w
stanie uznać jakiegoś demona za ważnego dla siebie. I odwrotnie.
- Szczególnie,
biorąc pod uwagę, że jednak większość wystraszyłaby się
obecności człowieka – dodał Usopp.
- Mówi to osoba,
która najgłośniej krzyczała. - Zielonowłosy przewrócił oczami.
Czarnowłosy
spuścił głowę, na wspomnienie własnej porażki.
- Co chcesz teraz
zrobić? - zapytał Chopper, spoglądając na niego wielkimi oczami.
Roronoa spojrzał
na niego, a po chwili na jego ustach pojawił się niewielki uśmiech.
Może i znał te demony od kilku godzin, ale był w stanie
powiedzieć, że naprawdę się do nich przywiązał. Co ich
poprzednia walka mu uświadomiła, nie pozwoliłby nikomu obcemu ich
tknąć. Było to dla niego dość niezwykłe, bo raczej należał do
osób, których ilość bliskich osób ograniczała się w liczbie
jednocyfrowej, ale wciąż nie mógł zaprzeczyć, że naprawdę ich
polubił. Nawet tą irytującą brewkę…
- Jeżeli znajdę
kogoś ważnego w tym świecie i będę miał taką osobę w swoim,
po prostu będę mógł się przenieść? - upewnił się tylko.
- Na to wygląda –
przytaknęła mu Robin.
- I, w razie, gdybym
miał na to ochotę, mógłbym tutaj kiedyś wrócić?
- Oczywiście.
- W takim razie, nie
ma sprawy – uznał, uśmiechając się lekko.
- Ale nie może to
być przywiązanie, stworzone tylko i wyłącznie w celu powrotu. To
nie będzie prawdziwe – ostrzegła jeszcze kobieta, ale po jej
minie widział, że ta i tak dostrzegła jego uczucia.
- Wiem –
przytaknął.
Rozejrzał się
jeszcze raz po otaczających go demonach. Właściwie, miał ochotę
zostać chwilę dłużej, ale naprawdę powinien wracać. Trening
pewnie i tak mu przepadł, ale jego siostra mogła zacząć się
niepokoić.
- Jeżeli kiedyś
tutaj wrócisz, mógłbyś przynieść coś ze swojego świata?
Bardzo chciałabym was lepiej poznać – poprosiła jeszcze Robin,
na co on pokiwał głową.
- Co? - zapytała
Nami, spoglądając na nich bez zrozumienia. - Jak wrócisz? Czyli
już znalazłeś coś cennego?
Zoro wzruszył
ramionami.
- Na to wygląda. -
Podniósł się ze swojego miejsca. - To… będę się już zbierał.
Nie obrazicie się, jeżeli jeszcze kiedyś wpadnę?
- Oczywiście, że
nie! - zadeklarował Chopper.
- Kiedy tylko
będziesz miał ochotę – zapewniła Nami.
- Wspaniały kapitan
Usopp zaprasza – dodał czarnowłosy.
- Tutaj również
możesz przychodzić. - Robin uśmiechnęła się lekko.
- Rób, co chcesz,
glonie – rzucił Sanji, co w jego przypadku było odpowiednikiem
entuzjastycznego okrzyku.
Roronoa nie mógł
powstrzymać się od uśmiechu. Przymknął oczy i pomyślał o
pierwszej osobie, która wpadła mu do głowy. Wbrew pozorom, nie
była to jego siostra, a najlepszy przyjaciel, Luffy.
Poczuł znajome
szarpnięcie w żołądku, a kiedy tworzył oczy, znajdował się
naprzeciw chłopaka, który akurat pakował sobie do ust kanapkę,
siedząc na jakiejś ławce w parku.
- Zoro! - wykrzyknął
radośnie, jakby fakt, że zielonowłosy nagle się przed nim
pojawił, wcale nie był niczym dziwnym. - Szukałem cię wcześniej!
- Przepraszam,
Luffy, byłem… - przerwał na chwilę, nie będąc pewny, jak może
to wytłumaczyć. Po czym wzruszył ramionami. Pewnie musiałby się
martwić, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. Ale to był Luffy. -
Chyba jestem ci winny dychę. - Westchnął ciężko.
- Za co? - Oczy
gumiaka zapłonęły ciekawością. Jednocześnie przeskanował
okolicę, w poszukiwaniu sklepów z jedzeniem, w których mógłby
wydać zdobyte pieniądze.
- Założyliśmy się
kiedyś, o to, czy demony istnieją.
- Shishishi,
mówiłem! - zawołał zadowolony chłopak, kończąc kanapkę. Po
czym podniósł się i zmierzył przyjaciela uważnym wzrokiem. -
Fajny płaszcz.
Szermierz spojrzał
w dół i zorientował się, że dalej był w ubraniach Sanjiego. No
tak, przecież właśnie to miał na sobie, kiedy wrócił. Po chwili
przypomniał sobie o czymś jeszcze.
- Cholera,
zapomniałem kurtki – jęknął, drapiąc się po karku. Naprawdę
ją lubił.
- Chodźmy coś
zjeść! - zawołał wesoło Luffy, nie przejmując się kompletnie
stanem zielonowłosego. - Będziesz musiał przedstawić mi kiedyś
te demony – dodał jeszcze, ciągnąc przyjaciela za rękę w
stronę najbliższej budki z kebabami.
- Jasne. Myślę, że
ich polubisz. - Na ustach Zoro wymalował się niewielki uśmiech. Po
czym postanowił nieco podrażnić młodszego kompana. - Jeden z nich
jest kucharzem…
- Gotuje dobre
jedzenie? - Głowa chłopaka podskoczyła na wzmiankę o kucharzu.
- Zjadliwe… -
rzucił. Wolał nie przyznawać, że lepszego w życiu nie jadł.
- Zaprośmy ich
kiedyś na imprezę! Ich i Franky’ego, Brooka, Torao…
- Jasne. - Szermierz
przewrócił oczami, nie słuchając dalszego wyliczania. Właściwie,
nie był to aż tak tragiczny pomysł.
__________
- Zniknął! -
wykrzyknął Usopp, spoglądając w miejsce, w którym jeszcze chwilę
temu stał zielonowłosy.
- Prawdopodobnie
wrócił do siebie – powiedziała Robin, uśmiechając się lekko.
- Szkoda. Chciałbym
go jeszcze kiedyś spotkać – zasmucił się Chopper.
- Na pewno wróci –
zapewniła go czarnowłosa.
- Dlaczego tak
właściwie mógł się przenieść? - Nami zmarszczyła brwi. To
prawda, polubiła tego człowieka, ale tamten nie wyglądał, jakby
odwzajemniał to uczucie.
- Najwidoczniej
polubił was bardziej, niż ci się wydaje. - Kobieta uśmiechnęła
się.
- Zabrał mój
płaszcz! - zorientował się nagle Sanji. - I pewnie jego kurtka
została u mnie…
- Mam nadzieję, że
szybko się pojawi ponownie… - rzucił Usopp.
- Jeżeli macie
ochotę, możecie go odwiedzić – odezwała się nagle Robin,
powodując, że cała uwaga nagle przeniosła się na nią.
- Co? Jak?
- Czy to nie
oczywiste? Należy mieć coś ważnego w obydwu światach. Jestem
pewna, że nie będziecie mieć większego problemu, jeżeli chodzi o
nasz świat. A skoro tak się przywiązaliście do pana Szermierza,
macie również jakąś kotwicę w tym drugim świecie.
- Wspaniale! -
wykrzyknął uradowany Chopper. - Czyli będziemy mogli go odwiedzać?
- Naturalnie.
- Zastanawia mnie
tylko, w jaki sposób przeniósł się tutaj na początku –
powiedziała powoli Nami. - Przecież wtedy jeszcze nie miał tutaj
nikogo cennego.
- Kto to wie? -
zapytała Robin, uśmiechając się tajemniczo. - Tyle się mówi o
bratnich duszach i tego typu połączeniach… Może już wcześniej
coś między wami było?
- Wcześniej? -
zainteresował się Chopper.
- Może znaliście
się w poprzednim wcieleniu? Przecież już jakiś czas temu
ustaliliśmy, że wszyscy kiedyś żyliśmy na morzu. Może on też…?
Grupka w zamyśleniu
pokiwała głowami. Robin dość dawno temu sprawdzała, kim wszyscy
byli w poprzednim życiu. Okazało się, że cała piątka pływała
po morzach na jednym statku. Statku, którego załoga liczyła
dziewięć osób. Może zielonowłosy był jednym z nich? A jeżeli
tak, ciekawiło ich, czy odnajdą pozostałą trójkę...
Opowiadanko świetne i licze na drugą część jak cała załoga się spotyka. To by było coś... *rozmarzyła się* No ale, cała akcja świetna ale po zakończeniu nadal mam mnóstwo pytań np. Co sie stanie jak sie wszyscy spotkają? Jak Robin sprawdziła co robili w poprzednim wcieleniu? Czy Luffy miał jakieś powiązanie z demonami jeszcze przed Zoro? Achh... pytań nasuwa się co sekunda! Mam nadzieję że sama to wytłumaczysz ale jeśli nie sama na pewno dopowiem sobie resztę ^^
OdpowiedzUsuńWeny życzę!
Dziękuję :)
UsuńDrugą część z przyjemnością napiszę. Jeszcze nie wiem, kiedy, ale raczej to zrobię. Za bardzo polubiłam te demony, żeby ot tak je porzucić ;)
Co się stanie jak się spotkają? Hmmm... Znając ich, będzie impreza i to całkiem spora xD A co do pozostałych pytań... Taaa :3