poniedziałek, 2 stycznia 2017

"Berserk" [OP]

Tytuł: Berserk
Fandom: One Piece.
Występują: Zoro, Sanji, przypadkowi marynarze

Paring: Zoro x Sanji
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: brutalne opisy, przemoc, śmierć (nie główni bohaterowie), yaoi

Uwagi: Znajomość fandomu pomaga zrozumieć specyfikę postaci. Zainspirowane: Starset "My demons"
Opis: Czasami podczas walki możemy przemienić się w Berserka. Dobrze mieć wtedy kogoś, kto mógłby nas z tego wyciągnąć.

(obrazek nie ma nic wspólnego z tekstem, po prostu jest genialny)


~~~~
 Szczęk stali, wystrzały z pistoletów, okrzyki bitewne, jęki rannych, tupot wielu stóp, głuche odgłosy ciał uderzających o ziemię…
Dźwięki tak przytłaczające dla większości ludzi, na niego działały uzależniająco. Niczym najlepsza skomponowana kiedykolwiek piosenka. Hymn zwycięzców, marsz żałobny poległych, kołysanka dla wojowników.
Ciągły ruch, wysiłek graniczący z niemożliwością. Porażający ból mięśni i ranionych tkanek, tłumiony przez adrenalinę krążącą w żyłach. Rytmiczne wdechy i wydechy, dostarczające płucom jedynie minimum niezbędnego tlenu. Płynne ciosy, uniki, skoki, kroki… Wszystko tak chaotyczne na pierwszy rzut oka, przy bliższym przyjrzeniu stawało się tańcem. Pięknym w swojej brutalności, skomplikowanym w swojej prostocie. Wykonane bez namysłu, a jednak na swój sposób przemyślane, jakby ktoś już wcześniej zaplanował całą choreografię.
Powietrze przesycone zapachem i smakiem krwi, niczym jakimś egzotycznym afrodyzjakiem. Czuł ją w ustach, na dłoniach, twarzy, we włosach. Był w niej skąpany, nawet nie wiedział, czy należała tylko do przeciwników, czy również do niego samego. Nie było to ważne. Liczyło się tylko tu i teraz, chwila, przeciągnięta w wieczność, gdzie pojęcia typu „sumienie” bądź „litość” nie miały znaczenia, nie istniały. Tutaj jedyną mową była mowa ciała, jedynym argumentem: ostrze miecza. Tak długo, jak mógł trwać pogrążony w tym transie, w szale bitewnym, nic więcej się nie liczyło. Nie teraz, kiedy mógł wreszcie spuścić ze smyczy demony siedzące głęboko w nim. Demony, z którymi na co dzień walczył o dominację, teraz mogły się nasycić. I z pewnością nie miały zamiaru się ograniczać.
Krew… Obraz przed jego oczami zaczął się zamazywać, stał się czerwony. Umysł przysłoniła rubinowa mgiełka ekscytacji i pożądania. Tak, chciał więcej tej słodkawej, gęstej cieczy. Chciał ją poczuć na języku, na sobie. Pragnął skąpać się w hektolitrach krwi przeciwników, podzielić się nią ze swoimi ostrzami, żeby te nigdy nie stępiały, pamiętając o swoim przeznaczeniu. Tak bardzo tego chciał… Poczuł dreszcz przebiegający po jego kręgosłupie, kiedy katany rozpłatały kolejne ciało, zasypując ziemię pod jego stopami jelitami i innymi wnętrznościami. To tylko sprawiło, że uśmiech na jego ustach stał się jeszcze szerszy, jeszcze bardziej psychopatyczny, przerażający.
To nie wystarczało… Pragnął więcej. Potrzebował więcej. Więcej krwi, więcej cierpienia, więcej śmierci. To wszystko wciąż było zbyt mało, żeby zaspokoić jego żądze. Chciał osiągnąć spełnienie, ale to wszystko wciąż było stanowczo za mało. Morze krwi dookoła niego nieustannie rosło, góry trupów stawały się coraz wyższe, ale on nadal nie czuł się usatysfakcjonowany. Jego głód rósł, pragnienie stawało się nie do zniesienia. Do tego stopnia, że to aż bolało.
Tracił nad sobą panowanie. Gdzieś, z tyłu podświadomości, zdawał sobie z tego sprawę, ale nie potrafił tego zatrzymać. Już dawno przemienił się w Berserka, walka była jedynym, co się liczyło. Pieprzyć konsekwencje, miał gdzieś, że był już blisko granicy, zza której nie było powrotu. Nie obchodziło go to, że za chwilę mógł się całkowicie pogrążyć. Nie teraz, kiedy jego żądze były tak wielkie. Kiedy pragnienie krwi odbierało zmysły, a ból spowodowany brakiem zaspokojenia stawał się nie do wytrzymania. Kiedy adrenalina w żyłach nie pozwalała rozszalałemu sercu uspokoić swojego tempa, zwolnić chociaż na chwilę, tylko po to, żeby złapać oddech, albo rozejrzeć się i zrozumieć, że zostało zaledwie kilku przeciwników, a pole bitwy opustoszało.
Rozchylił wargi, kiedy kolejne ciało zostało przepołowione. Kilka kropelek rubinowej cieczy spadło na jego usta, które oblizał z cichym, niemal niesłyszalnym jękiem rozkoszy. Tak, właśnie tego potrzebował, tylko to…
Coś wybiło go z rytmu. Jakiś głos, może wroga, może przyjaciela… Nie rozumiał go, zamglony umysł nie potrafił go zinterpretować. Jednak ciało zareagowało, prawdopodobnie w jakiś sposób go kojarząc. Przez chwilę stał w bezruchu, usiłując zrozumieć, co się właśnie stało. Przerwał zaledwie na ułamek sekundy, dla jego przeciwników czas stanowczo zbyt krótki, żeby chociaż pomyśleć o wykorzystaniu go. Jednak najwyraźniej była osoba, dla której on wystarczał.
Poczuł, jak czyjeś ramiona obejmują go w pasie. Ktoś przylgnął całym ciałem do jego pleców. Nie rozumiał tego, wciąż pogrążony był w tym samym transie, w dalszym ciągu pożądając gorącej krwi.
Jego umysł wciąż pozostawał na polu walki. Nie tym, na którym stał obecnie. Nie, tamta bitwa wciąż się rozgrywała. Była połączeniem wszystkich walk, w których mężczyzna brał kiedykolwiek udział oraz tych, które mógł tylko sobie wyobrazić. Słyszał okrzyki wydobywające się z tysięcy gardeł, szczęk oręża, głośne wystrzały, tupot zbyt wielu stóp, żeby dało się je zliczyć, przeraźliwe jęki, świst kul, trzaski ognia…
Jednak przez ten hałas, przez ogłuszający ryk, zaczął przebijać się jeszcze jeden dźwięk. Dźwięk, na początku tak trudny do zdefiniowania, jednak z czasem coraz bardziej wyraźny, nabierający jakiegoś kształtu.
Był to głos. Ktoś coś mówił. Prawdopodobnie do niego. Mężczyzna skupił się na nim, chwycił go z desperacją porównywalną do tej u osoby tonącej. Bo on był taką osobą. Musiał złapać się czegoś, żeby nie dać się pogrążyć całkowicie w głębokich odmętach własnych żądzy, własnego szaleństwa.
- Zoro, przestań. Już wystarczy. Uspokój się…
Słowa stały się możliwe do rozróżnienia, ale ich sens wciąż do niego nie dochodził. Jednak skupił się na nich, uchwycił się tego przebłysku zrozumienia, który towarzyszył usłyszeniu ich. Tej odrobiny człowieczeństwa, którą ze sobą niosły.
- Już nie masz z kim walczyć. Proszę, opanuj się…
Jego ciało rozluźniło się, katany opadły na ziemię. Płuca w końcu zaczerpnęły niezbędnej ilości powietrza. Słodkawy posmak na języku przestał być tak zniewalający, oczy już nie wychwytywały jedynie czerwieni, hałasy napływające do uszu stały się mniej ogłuszające.
- To koniec. Zrozum…
Rozpoznał ten głos. Głęboki, niski, nieco zachrypnięty. Znał te ramiona. Ciepłe i silne, a jednak tak opiekuńcze, trzymające go z taką desperacją. Powoli przypominał sobie, kim był i co tam robił. Wszystko stawało się przejrzystsze.
- Zoro, proszę…
Zoro... Tak, nazywał się Zoro. Miał marzenie, miał przyjaciół. Musiał do nich wrócić, nie mógł pozwolić sobie na całkowite zatracenie. Jeszcze nie. A może: w ogóle nie?
- Zoro, wróć do nas… Wróć do mnie.
Ostatnie zdanie zostało wyszeptane, niemal tak, jakby osoba je wymawiająca obawiała się powiedzieć tego głośno. Jednak stanowiło ostateczny bodziec, pozwalający zamknąć demony i uśpić nieco instynkty Berserka.
Obrócił się, a jego ręce otoczyły sylwetkę osoby stojącej tuż przy nim. Wsadził nos we włosy tego, który pomógł mu się otrząsnąć i wciągnął głęboko w płuca jego zapach. Pragnienie krwi powoli znikało, jednak pożądanie wciąż było obecne, tylko nieco zmieniło swoją formę.
- Znowu to zrobiłeś, cholerne marimo…
Szermierz uśmiechnął się, słysząc to oskarżenie. Tak, znowu to zrobił. I ponownie został uratowany.
- A ty znowu mnie z tego wyciągnąłeś, głupi kuku… - wymruczał, przyciągając ciało drugiego mężczyzny bliżej siebie.
Berserk nie został zaspokojony, ale znał inny sposób, w jaki mógł uspokoić chęć osiągnięcia spełnienia, wykręcającą jego wnętrzności.
Pociągnął ich obu w jedną z bocznych uliczek, zapominając o pobojowisku, które za sobą zostawił. Nie liczyły się już trupy wielu marynarzy, nieważna była krew powoli wsiąkająca w ziemię. Teraz byli tylko oni.
- Dzięki, Sanji – powiedział jeszcze.

W odpowiedzi usłyszał zadowolony pomruk.

2 komentarze:

  1. nie tak powinno się zakończyć kurde napisz co się działo dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tak...? A jak?
      Dalej... Dalej nie ma co pisać. Trochę smutu, po którym chłopaki wrócili na statek i kontynuowali swoją podróż w poszukiwaniu One Piece... Dzień, jak co dzień ;)

      Usuń