Fandom: One Piece.
Występują: Law, Sanji, OC, wspomniany Chopper
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: brak
Uwagi: zainspirowane wspomnianym w tekście przysłowiem, nie wie, czy ma ono polski odpowiednik, ale ja takowego nie znam, dlatego też fragmenty tekstu są po angielsku, a ich tłumaczenie wrzucam piętro niżej. Znajomość fandomu (a przynajmniej świadomość, kim są obecni w tekście bohaterowie) raczej potrzebna do zrozumienia. Akcja dzieje się po Punk Hazard, ale nie ma to większego znaczenia.
Opis: Czy Law zna stare powiedzenie "An apple a day keeps the doctor away"?
~~~~
Wschody słońca
mają w sobie coś niesamowitego. Człowiek może spokojnie
obserwować, jak piękno nocy zostaje brutalnie zamordowane przez
bezlitosne promienie słoneczne, bez których życie na tej planecie
nie byłoby możliwe…
Uśmiechnęłam się
pod nosem, odkładając książkę na bok i przeciągając się.
Powieki strasznie mi ciążyły, ale uznałam, że chwilowo mogę to
zignorować. Może i zarwanie nocki dla skończenia tej książki nie
było dobrym pomysłem, ale z całą pewnością tego nie żałowałam:
zakończenie było genialne!
Podniosłam się i
ruszyłam w stronę kuchni. Sanji chyba jeszcze nie wstał, ale nie
przeszkadzało mi to szczególnie. Zdążę wypić herbatę i się
nieco rozbudzić, bo sen o tej porze i tak nie ma już większego
sensu. Może później uda mi się złapać jakąś drzemkę?
Po chwili ustawiłam
kubek z herbatą obok mojego zwyczajowego miejsca przy stole i
podeszłam do miski z owocami, szukając czegoś smacznego. Niemal w
tej samej chwili, drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Zerknęłam
przez ramię i zauważyłam, że do środka wszedł Law, który jak
zawsze wydawał się niezbyt z czegoś zadowolony. Pewnie z życia
ogólnie Może po prostu się nie wysypiał? Wiele by to tłumaczyło,
a pojawił się bardzo wcześnie.
- Dobry –
rzuciłam, wracając do przeglądania owoców.
- Dzień dobry –
odpowiedział, chociaż po jego tonie wnioskowałam, że wcale nie
był dla niego aż tak dobry. - Kuroashi-ya jeszcze nie wstał? -
zapytał, podchodząc bliżej i zatrzymując się obok stołu.
- Chyba nie. -
Wzruszyłam ramionami. - Przynajmniej go dzisiaj nie widziałam. A
co, głodny?
- Wytrzymam –
odparł, opierając się biodrem o krawędź mebla.
- Hmmm… -
wymruczałam. Po czym rzuciłam w niego jabłkiem.
Wykazał się
refleksem, łapiąc je. Spojrzał na owoc z zaskoczeniem, po czym
przeniósł wzrok na mnie. W jego oczach malowało się wyraźne
pytanie.
- An aplle a day
keeps the doctor away* – powiedziałam, mrugając do niego.
Pokręcił głową,
chociaż kąciki jego ust również uniosły się odrobinę.
- But if the doctor
is cute, then ditch the fruit – zrewanżował się, odrzucając mi
jabłko.
Powoli pokiwałam
głową, przyglądając się mu w zamyśleniu. Po jego minie
poznałam, że jest niesamowicie z siebie zadowolony. I chyba myślał,
że rozważam właśnie jego poziom słodkości. Och, aż tak łatwo
ze mną nie ma…
- W takim razie się
nie dziwię, że Chopper woli watę cukrową. - Wzruszyłam
ramionami, mijając go.
Zaniemówił,
prawdopodobnie nie spodziewając się takiej odpowiedzi. Z tłumionym
śmiechem wcisnęłam mu jabłko w dłoń i podbiegłam do drzwi. Na
szczęście, zanim Trafalgar mógł coś zrobić, w wejściu stanął
Sanji, uśmiechając się, kiedy tylko mnie zobaczył.
- Dzień dobry,
Mellorin! - zawołał.
- Dobry, Sanji –
przywitałam go radośnie. - Tamten pan chyba ma ochotę na
śniadanie. Polecam racuchy z jabłkami – dodałam i wyszłam na
pokład.
Dopiero tam
pozwoliłam sobie na wybuch śmiechu. Nawet zapomniałam o zarwanej
nocce i stygnącym kubku z herbatą. Och, wystarczyło zobaczyć minę
tego chirurga, żeby uznać, że było warto.
*an apple a day
keeps the doctor away – jabłko dziennie trzyma lekarza z daleka (w
sensie, że jest się zdrowym) (dość popularne powiedzenie
angielskie. Niestety, nie ma polskiego odpowiednika. A przynajmniej
ja o nim nie słyszałam)
*but if the doctor
is cute, then ditch the fruit – ale jeżeli lekarz jest słodki,
porzuć(zostaw, zapomnij o nim...) jabłko (dokończenie tegoż
przysłowia, oczywiście ta wersja nie jest już „oficjalna”, że
się tak wyrażę...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz