środa, 4 stycznia 2017

"Bajki na Dobranoc" cz.2 [OP]

Tytuł: Bajki na Dobranoc
Fandom: One Piece.
Status: zakończone.

Część: 2/4
Ostrzeżenia: spoilery, trochę angstowe.

Uwagi: future!fic, znajomość fandomu potrzebna do zrozumienia treści.
Opis: Luffy spełnił swój cel i został królem piratów. Razem z resztą załogi pływają teraz po morzu, szukając kolejnych przygód. Zostają zaatakowani przez marynarkę. Wszystko wydaję się iść dobrze, dopóki jeden z pocisków nie zaczyna wydzielać z siebie tajemniczego dymu. Wszyscy, poza Luffym, przemieniają się w pozbawione pamięci dzieci. Jedyną rzeczą, która łączy gumiaka z przeszłością, jest ich dziennik pokładowy. W czasie, kiedy wraz z Lawem usiłują wszystko odkręcić, opowiada przyjaciołom ich przygody w ramach bajek na dobranoc...




~~~~
- Luffy, co czytasz? - Słomiany usłyszał za sobą zaciekawiony głos należący do Zoro. Odwrócił się, wciąż siedząc na rzeźbie dziobowej i trzymając w ręce książkę.
- To... - Podrapał się po głowie, zastanawiając, co właściwie ma powiedzieć. - To jest dziennik pokładowy - poinformował w końcu.
- Dziennik pokładowy? Co to?
Luffy uśmiechnął się, zdając sobie sprawę z tego, że mimo wszystko dużo rzeczy pozostawało bez zmian. Wciąż szermierz był tym, który najlepiej potrafił odczytać swojego kapitana.
- To jest książka, opisująca przygody pewnej załogi pirackiej.
- Są chociaż silni? - Zielonowłosy przekrzywił głowę, zastanawiając się, czy warto się o nich czegoś dowiedzieć.
- Na początku nie. - Słomiany uśmiechnął się do swoich wspomnień, które powróciły dzięki lekturze tych zapisków. - Gdy zaczynali byli tylko kilkoma dzieciakami, z marzeniami, które wszyscy wokół uważali za głupie.
- Więc dlaczego ich nie zmienili?
- Bo sami w nie wierzyli. Dzięki temu, że się ich trzymali, spotkali się.
- Naprawdę?
- Tak. Gdy cały świat się z nich śmiał, oni robili to co chcieli. Bo byli piratami, a piraci są wolni, prawda? - zapytał z pogodnym uśmiechem na ustach. Zoro widząc go, również się uśmiechnął.
- I co się z nimi stało?
Luffy zastanawiał się chwilę.
- Hej, co ty na to, żebym opowiedział wam całą tą historię? Od początku do końca?
- Jasne! - Roronoa wciąż nie był pewien, czy historia była warta marnowania czasu, ale skoro człowiek przed nim uznał ją za wartą opowiedzenia, to chyba rzeczywiście się opłacało jej wysłuchać.
*
- Hej, Mugiwara-ya.
- Hmm?
- Wezmę dzisiaj nocną wartę. Możesz w tym czasie iść spać.
- Ok. Dzięki.
*
- Luffy, naprawdę opowiesz nam dzisiaj jakąś historię? - zainteresował się Usopp, siadając na swoim hamaku. Był już wieczór, więc wszystkie dzieciaki zebrały się w jednym pokoju.
- Nie opowiem wam jej dzisiaj całej. Jest za długa na jedną noc. Ale dzisiaj zacznę.
- A o kim to jest historia?
- Właściwie historia ta jest o dziewięciu piratach, ale na samym początku nie było ich tylu. Zaczęło się od spotkania dwóch z nich...
*
- Naprawdę? Marynarka im salutowała? Przecież to piraci. - Zaczęły się pytania po tym, jak Luffy skończył opowiadać, o pierwszy spotkaniu Zoro i jego, oraz o dołączeniu szermierza do załogi. Zdawał sobie sprawę, że nie mógł nazywać ich po imionach, bo tamci od razu domyśliliby się, o kogo chodzi. Nazwał ich więc po prostu „kapitan” i „szermierz”.
- Bo im pomogli, to chyba oczywiste, prawda? - Rozpoczęły się dyskusje między słuchaczami.
- Ale piraci, którzy pomagają marynarce? Co to za piraci?
- Nie zrobili tego świadomie. Chcieli po prostu pokonać tego Morgana...
- A ten cały Coby? Dołączył do marynarki?
- Tak. Przyjęli go. Jeszcze kilka razy się później spotkają - odezwał się wreszcie Luffy.
- A co z tym marynarzem?
- Nie jestem pewny... Pewnie go złapali i skazali.
- A dlaczego szermierz zgodził się do dołączenia do piratów? Przecież był wcześniej łowcą piratów, prawda?
- Nie do końca. On polował na piratów tylko wtedy, gdy brakowało mu pieniędzy. Nie zależało mu jakoś szczególnie na dołączenie do którejkolwiek ze stron. Chciał być po prostu najlepszym szermierzem na świecie.
- Tylko dlaczego dołączył?
- Hmmm... Może w zamian za miecze... Hej, Zoro, co o tym sądzisz? - Słomiany poderwał głowę, zastanawiając się, co usłyszy.
Zielonowłosy spojrzał na niego zdziwiony, że to właśnie on został zapytany, ale zastanowił się nad odpowiedzią. W jakiś sposób tamten pirat przypominał mu jego samego. Już w trakcie opowieści pomyślał, że są do siebie bardzo podobni. Teraz spróbował znaleźć odpowiedź, co jego samego zainteresowało w postaci kapitana...
- Myślę, że to nie do końca tak... - zaczął. - Wydaję mi się, że szermierz nabrał szacunku do kapitana. Nie każdy byłby w stanie powiedzieć w samym środku bazy marynarki „zostanę królem piratów”.
- Hahaha, rozumiem. - Luffy uśmiechnął się wesoło, zdając sobie sprawę, że to było to wytłumaczenie nie tylko dla jakiejś ciekawej historii. - Dobra, myślę, że na dzisiaj starczy. Spać - rozkazał, ignorując marudzenie pozostałych. Szybko zagonił ich do łóżek i zgasił światło.
*
Law oderwał się od ściany i zaczął wędrować po pokładzie. Przypadkiem przechodził obok drzwi do sypialni, kiedy usłyszał, jak Luffy zaczyna opowiadać swoją historię. Dość szybko zrozumiał, że było to tak naprawdę jego spotkanie z pierwszym członkiem załogi, więc uznał, że nie chce podsłuchiwać. Było to w pewnym sensie sprawą dość intymną, przeznaczoną tylko dla jego własnej załogi. Jednak coś uniemożliwiło mu oderwanie się od tamtego miejsca. Bardzo chciał dowiedzieć się, jak zaczynała jedyna załoga, do której czuł jakikolwiek respekt. Więc tak został. Oparł się wygodnie plecami o ścianę i słuchał, jak Luffy pomału relacjonował przebieg ich spotkania, delikatnie modyfikując to tak, by dzieciaki nie domyśliły się, o kim to jest. Słyszał również pytania zadawane pod koniec. Doszedł do wniosku, że ta utrata pamięci, jeżeli uda się ją cofnąć, wyjdzie tej załodze na dobre. Dowiedzą się o sobie nawzajem kilku ciekawych rzeczy.
*
- Marynarka! - Luffy, słysząc ten okrzyk, przerwał obserwowanie jedzących dzieciaków i poderwał się z miejsca. W kuchni oprócz słomkowych było kilku członków załogi Lawa. Król piratów spojrzał na jednego z nich.
- Ty... Hookie. Pilnuj, żeby stąd nie wychodzili - rozkazał, pokazując przy tym swoich towarzyszy, po czym wybiegł z kuchni.
- Nie jestem Hookie. - Usłyszał za sobą, ale to zignorował.
Pobiegł do steru, gdzie panowało największe zamieszanie. Rzeczywiście, właśnie nadpływały cztery okręty marynarki. Kątem oka słomiany zobaczył, jak zirytowany Law zbliża się do nich. Najwyraźniej przeszkodzono mu w badaniach.
- Mugiwara-ya, co się dzieje? - zapytał, podchodząc.
- Nic takiego. - Machnął tylko ręką. - Marynarka, ale sam mogę się nimi zająć.
- Skoro już zostałem zmuszony do przyjścia tutaj, pomogę ci - mruknął, poprawiając chwyt na swoim mieczu.
- To co, po połowie? - zaśmiał się Luffy, rozgrzewając ramię.
- Jasne. Biorę te po lewej.
Chwilę później dwóch kapitanów było w powietrzu, zbliżając się do okrętów nieprzyjaciela.
- Gomu gomu no... giganto axe! - wrzasnął Luffy. Jego wyciągnięta w górę stopa urosła do niewyobrażalnych rozmiarów. Już po chwili zaczęła opadać, przyśpieszając z każdą chwilą. Kilka sekund później uderzyła w dwa statki marynarki, miażdżąc je i niemal przełamując na pół.
- Room - mruknął Law, tworząc sferę wokół dwóch pozostałych statków i koncentrując na sobie uwagę żywych marynarzy. Wykonał kilka szybkich cięć mieczem, tnąc okręty na mniejsze kawałki. - Shambles - dokończył, powodując, że wszystkie fragmenty zaczęły chaotycznie latać w różnych kierunkach. W końcu zaczęły luźno spadać, tonąc po opadnięciu na powierzchnię wody.
Po chwili dwójka zwycięzców wylądowała miękko na barierce Sunny, patrząc na tych marynarzy, którym udało się przeżyć i teraz rozpaczliwie chwytali się każdego nietonącego przedmiotu.
- Nawet nie zdążyłem się porządnie rozgrzać - marudził Luffy, patrząc na zniszczenia, których dokonali.
- Co innego mnie martwi - mruknął chirurg, przyglądając się horyzontowi. - Skoro oni tu byli, może to oznaczać, że pojawi się ktoś jeszcze. Wiem, że i tak sobie z nimi poradzimy, ale dzieciaki mogą być zagrożone.
- Przecinamy teraz jeden z ruchliwszych szlaków. Nic dziwnego, że ich spotkaliśmy. Do wieczora będziemy poza zasięgiem kogokolwiek.
- Skąd ta pewność?
- Bo gdyby ktokolwiek, kiedykolwiek tam był, już dawno po całym Grand Line rozeszła by się plotka o jeszcze jednym przejściu przez Red Line - zaśmiał się słomiany, wywołując szok u przyjaciela.
- Jeszcze jedno przejście?
- Yup. Chyba nie myślałeś, że w tak wielkich skałach nie ma ani jednej luki?
- Cóż... Właśnie tak myślałem.
- Przypomnij mi, żebym nigdy nie próbował walczyć z żadnym z nich - mruknął jakiś pirat, do stojącego w pobliżu towarzysza. Obydwoje patrzyli ze zdumieniem na oddalającą się dwójkę.
- Czego innego można spodziewać się po królu piratów i jednym z Yonko...? - odparł tamten, wracając do wcześniejszego zajęcia.
*
W kuchni wszyscy zebrali się przy oknie. Co prawda dzieciaki miały nie opuszczać pomieszczenia, ale nikt nie zabronił im patrzeć. Poza tym, pilnujący ich pirat sam też z ciekawością oglądał walkę. Jeżeli można było to tak nazwać.
- Przerażające - uznał Usopp, cofając się o krok. - Taka siła jest niemożliwa. Jak można jednym ciosem zniszczyć dwa okręty bojowe?
- Robi wrażenie - mruknął Zoro, a Sanji mu przytaknął.
- To dobrze, że Luffy wydaje się nas lubić... Mam nadzieję, że to się nie zmieni. - Westchnęła Nami, patrząc na dwójkę kapitanów, którzy jakby nigdy nic rozmawiali, idąc w ich stronę.
- Nie zmieni się. - Pokręcił głową zielonowłosy.
- Skąd wiesz? - zapytał z obawą Usopp.
- Nie wiem. Po prostu czuję, że tak jest.
- Nie uważasz, że to trochę za mało? - zdenerwowała się rudowłosa.
- Właściwie, ja też tak myślę - Zgłosił się niepewnie Chopper. - Nie pamiętam, co działo się wcześniej, ale mam wrażenie, że mu na nas zależy.
- Też tak mi się wydaję - przytaknął Sanji. - Poza tym, wydaje się naprawdę dobrze nas znać. - Przy tych słowach zerknął na wciąż stojące na stole jedzenie. To właśnie Luffy podpowiedział mu, kto jakie potrawy lubi najbardziej.
Zaabsorbowani rozmową nie zauważyli, kiedy słomiany zdążył podejść. Wszyscy zgodnie odskoczyli, gdy zobaczyli, jak drzwi się otwierają.
- Huh? Co wy wszyscy tu robicie? - zapytał zaskoczony król piratów, patrząc na przyjaciół.
- Oglądaliśmy walkę - poinformowała spokojnie Robin. Kilka osób spojrzało na nią z przerażeniem, ale Luffy tylko się zaśmiał.
- No tak, nie mogłem spodziewać się, że nie zainteresujecie się tym. Ale zaraz wam jedzenie wystygnie - poinformował, wracając do swojego talerza. Pozostali podążyli za jego przykładem.
*
- Co nam dzisiaj opowiesz? - zapytała Robin, zerkając na Luffiego, który rozsiadł się wygodnie na podłodze.
- Dzisiaj będzie część o tym, jak kapitan razem z szermierzem spotykają swoją nawigatorkę. - Uśmiechnął się król piratów, wracając pamięcią do tamtych wydarzeń. - Zaczęło się od wielkiego ptaka, który prawie połknął kapitana!
Zaczął opowiadać o tym, jak wraz z Zoro spotkali się z Nami i o ich walce z Buggym.
Skończył na momencie, kiedy opuszczali wyspę na dwóch niewielkich łódkach, żegnani przez mieszkańców miasteczka. Milczał przez chwilę, czekając na pytania, ale żadnych nie było. Z uśmiechem odkrył, że wszyscy zdążyli usnąć, więc po cichu wyszedł, zamierzając samemu się położyć.
*
- Wielkie. - Westchnienie zachwytu wyrwało się z kilku gardeł naraz, wywołując rozbawienie Luffy'ego. Nawet na twarzy Lawa pojawił się cień uśmiechu.
- Tak. To jest Red Line.
Przed statkiem z wody unosiły się ogromne skały, sięgające wysoko w niebo i rozciągające się dalej, niż mogli je zobaczyć. Ich cień padł na połączone statki, jeszcze bardziej szokując oglądających.
- Gdzie jest twoje tajemne przejście, Mugiwara-ya? - zapytał chirurg.
- O, racja. Muszę im to pokazać, bo bardzo ciężko je stąd zauważyć - zorientował się, po czym pobiegł do steru i zaczął tłumaczyć coś stojącym tam osobom.
- Law-san... czy ty wiesz co się działo, zanim straciliśmy pamięć? - Law opuścił wzrok i zobaczył, jak młoda archeolog się w niego wpatruje. Pozostałe dzieciaki stały blisko niej, równie zaciekawione.
- Tak, wiem. Nie znam oczywiście wszystkich szczegółów, ponieważ nie należałem nigdy do tej załogi, ale mam ogólne pojęcie o tym.
- Zapewne również nie odpowiesz nam na te pytania, które zadawaliśmy panu kapitanowi?
- Nie wiem jakie to były pytania, ale skoro on wam na to nie odpowiedział, ja również raczej tego nie zrobię.
- Rozumiem. - Robin opuściła głowę, zawiedziona, ale Nami postanowiła wykorzystać okazję, by dowiedzieć się czegoś innego.
- Możesz nam przynajmniej powiedzieć, kim dla niego jesteśmy? Albo kim byliśmy?
- Co masz na myśli? - zapytał, nieco zdziwiony pytaniem.
- Luffy jest bardzo silny. Do tego jest piratem. To czyni z niego bardzo niebezpiecznego człowieka, co widzieliśmy, jak walczyliście z marynarką. Jednak jest dla nas bardzo miły i przyjazny. Wydaję się, że nas bardzo dobrze zna i troszczy się o nas. Chcę wiedzieć dlaczego tak jest i czy może się to nagle zmienić. Szczególnie, że jest dość nieobliczalny - wytłumaczyła.
- Więc o to chodzi? - zrozumiał Law. - Jesteście dla niego bardzo ważnymi przyjaciółmi. Myślę, że tyle powinno wam na razie wystarczyć. I nie musicie się obawiać jego nagłej zmiany zdania. On nie jest człowiekiem, który rezygnuje ze swoich przyjaciół. Powiedziałbym, że macie ogromne szczęście, że macie go po swojej stronie. Ten człowiek jest gotowy walczyć przeciw całemu światu, by obronić tych, którzy są dla niego ważni. - Przypomniał sobie, jak Mugiwara-ya pomagał mu w walce z Doflamingo. Nie zostawił go, nawet gdy zorientował się, że sytuacje była beznadziejna. Uważał go za przyjaciela, mimo że Law cały czas się temu sprzeciwiał.
- Walczyć przeciw całemu światu? Całkiem ciekawa metafora - mruknęła Nami, zastanawiając się nad jego słowami.
- Metafora? - Law spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynkę i uśmiechnął się rozbawiony. - To nie była metafora.
- A co?
- To był tylko jeden z jego wyczynów. I to żaden z tych należący do kategorii najniebezpieczniejszych.
- Naprawdę walczył z całym światem? To jest w ogóle możliwe?
- No, może nie walczył dosłownie, ale na pewno wypowiedział mu wojnę. I to nie raz.
Dalsze dyskusje zostały przerwane przez głośny okrzyk ze strony steru.
- Mamy to, zaraz będziemy przepływać przez Red Line. - Rozradowany Luffy poszedł do nich, wskazując palcem jakiś punkt w skałach.
Po dokładniejszym przyjrzeniu się można było dostrzec, że pomiędzy dwoma głazami rzeczywiście odsłania się niewielka szpara. Była trudna do zauważenia, wydawała się za mała, by coś większego od łodzi wiosłowej przez nią się przecisnęło, a do tego znajdowało się w najgrubszej górze na świecie. Law szczerze wątpił by ktokolwiek, nawet jeżeli by tędy przepływał i to zauważył, próbował się do niej zbliżyć. Grand Line, a w szczególności Shin Sekai, było wystarczająco niebezpiecznym miejscem i bez tajemniczych jaskiń w Red Line.
Statki zbliżyły się do szpary. Z bliska prześwit okazał się większy, wystarczający, by okręty mogły bezpiecznie wpłynąć do środka. Po kilku metrach, które obu załogom, poza Luffym, wydawały się ciągnąć w nieskończoność, przejście rozszerzyło się, stając się sporą jaskinią, w której żeglowanie stawało się bezpiecznym zajęciem.
- Co nas tutaj czeka? - zapytał Law, rozglądając się uważnie i wzmacniając chwyt na swoim mieczu.
- Huh? - Nie zrozumiał go Luffy.
- Jesteśmy wewnątrz Red Line. Na pewno są tu jakieś pułapki, morskie potwory czy coś innego, planującego nas zabić.
- Nie ma.
- Co?
- To jest najbezpieczniejsze miejsce na całym Grand Line, które do tej pory odkryliśmy - powiedział nieco zawiedziony słomkowy. - Nie ma tu wrogów, bo żadnych ludzi tu nigdy nie było. Morskie potwory się tu nie mogą dostać, bo dno tuż przy wejściu jest za płytkie i zwierzęta musiałyby wskakiwać, żeby się tu dostać. Czasami robiliśmy tu biwak, gdy chcieliśmy zrobić sobie wakacje od walk. Nudno tu, ale są pyszne ryby.
- Tak po prostu? Przejście między pierwszą a drugą połową Grand Line?
- Yup. Trochę to nudne, ale pokrywanie statku przy każdym przepływaniu jest męczące.
*
- Gdzie dalej dopłynęła załoga? - zapytał Usopp krótko po tym, jak wszyscy ułożyli się wygodnie na swoich posłaniach. Luffy uśmiechnął się. Wszyscy coraz bardziej interesowali się tą historią. Sam Monkey też powoli zaczął wyglądać wieczoru, żeby móc spędzić nieco czasu z wesołymi przyjaciółmi.
- Chcieli znaleźć nową, większą łódkę. Nawigatorka doprowadziła ich do wyspy, na której mieszkał dzielny kapitan...
Po raz kolejny młodzi piraci słuchali z zapartym tchem, jak to Usopp, określony przez Luffiego jako „strzelec”, spotyka załogę i po pokonaniu przeciwników postanawia do nich dołączyć.
- Został kapitanem? - Jako pierwszy odezwał się Usopp.
- Nie. To stanowisko wciąż należało do „kapitana” - zaśmiał się Luffy. - Ale zdobył pozycję strzelca.
- A co z tym statkiem? - zainteresowała się Nami.
- Był wspaniały i towarzyszył im jeszcze przez długi czas.
- A co się stało z tą Kayą?
- Została na wyspie i stała się wspaniałym lekarzem.
- Czy ten strzelec naprawdę używał kłamstw do rozweselania ludzi?
- Oczywiście. Był dobrym kłamcą.
Przez chwilę panowała cisza, więc Luffy potraktował to jako znak, że należy już kończyć.
- A teraz do łóżek - rozkazał wesoło. Chwilę później gasił światło i opuszczał pomieszczenie.
*
- Widzę statek piratek Kuja. - Rozległ się okrzyk z bocianiego gniazda.
Law podniósł głowę i spojrzał na horyzont. Rzeczywiście, w oddali zamajaczyła sylwetka okrętu cesarzowej piratów. Słońce powoli zaczynało zachodzić. Podróż do Amazon Lily naprawdę zajęła im cztery dni, tak jak mówił Luffy.
- Świetnie, płyńcie w ich kierunku - rozkazał chirurg i podniósł się, by poszukać słomianego. Może Hancock zgodziła się ich przyjąć, ale Yonko podejrzewał, że bez Luffy'ego nie przywita ich za ciepło. O niechęci piratek Kuja do mężczyzn krążyły legendy. Law w dalszym ciągu nie wiedział, w jaki sposób tamtemu udało się zdobyć przyjaźń u ich przywódczyni. Nie, żeby się temu dziwił. Mugiwara-ya już dawno przestał go zaskakiwać czymkolwiek.
Law znalazł w końcu słomianego w siłowni na Sunny. Chłopak z uśmiechem na ustach pokazał mu, żeby zachował milczenie i z satysfakcją pokazał na coś, leżącego na kanapie. Dopiero po chwili oczy chirurga przyzwyczaiły się do półmroku panującego w pomieszczeniu na tyle, by zobaczył, co pokazuje mu towarzysz.
Na siedzisku leżały dwie osoby. Zoro i Sanji spali w najlepsze, nie przejmując się faktem, że ich kończyny splątały się ze sobą. Przez sen próbowali wyrwać sobie jedyny koc, którym byli przykryci.
- Myślałem, że się nienawidzą? - zapytał półgłosem Law, unosząc jedną brew.
-Nie.
- To dlaczego ciągle ze sobą walczą?
- Bo są przyjaciółmi. - Luffy wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste. - Zabawnie wyglądają kiedy nie walczą, prawda?
- … Przyszedłem, bo statek Kuja pojawił się w polu widzenia. Niedługo powinniśmy się z nimi spotkać.
- Już idę. - Odwrócili się i razem opuścili pomieszczenie.
*
- Luffy-kun. Tak się stęskniłam - krzyknęła Hancock, gdy tylko statki zbliżyły się do siebie.
Zeskoczyła ze swojego okrętu i podbiegła do Luffy'ego, który przywitał ją swoim szerokim uśmiechem.
- Hancock, dawno się nie widzieliśmy.
- Wszystko jest gotowe. Specjalnie dla ciebie przygotowałam pieczone mięso królów mórz. Będziemy wam towarzyszyć przy przeprawie przez Calm Belt, żeby nic was nie zaatakowało - powiedziała, nie odrywając oczu od swojego ukochanego mężczyzny.
- Jasne, dzięki.
- A kto jest z tobą? - zapytała, przenosząc w końcu wzrok na pozostałe osoby, zbierające się za Luffym. Chłopak odwrócił się.
- To jest Torao. Pomoże mi wyleczyć moich przyjaciół. A tamci to jego załoga - przedstawił krótko.
- Ach, tak. Pamiętam cię. Ty pomogłeś Luffy'emu po wojnie, prawda? - Oczy cesarzowej piratów zwróciły się w stronę Lawa. Ten przytaknął.
- Tak. Jestem Trafalgar Law.
- Nie spodziewałam się, że będzie tu ktoś jeszcze, oprócz twojej załogi, ale to nie ma znaczenia, póki są z tobą. A gdzie twoja załoga? - zapytała, wracając spojrzeniem do króla piratów.
- Nie chciałem, żeby byli na pokładzie podczas przeprawy przez Calm Belt na wypadek, gdyby coś nas zaatakowało.
- Myślałam, że poradzą sobie z tym?
- Normalnie pewnie tak... - Oczy Luffy'ego pociemniały od nagłej fali przygnębienia. Poprowadził Hancock do sypialni i zmusił się do uśmiechu, zanim wszedł do środka.
- Hej wszyscy. To jest Hancock. Zatrzymamy się u niej na pewien czas - zawołał, przechodząc przez próg. Boa weszła tuż za nim i otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
- Co się stało? - zapytała, spoglądając na Monkeya.
- Nie wiem. Właśnie to próbujemy odwrócić - wytłumaczył krótko, rozglądając się dookoła.
- Wow, ale pani jest ładna - odezwała się Nami, podchodząc bliżej i przyglądając się piratce.
Hancock spojrzała na dziewczynkę. Do tej pory czuła zazdrość, jak tylko pomyślała o kobietach w załodze jej ukochanego, ale teraz nie mogła przywołać tego uczucia. Jak mogła być zazdrosna o dziecko? Do tego takie, które najwyraźniej nie wie, co się wokół niej dzieje.
- Wiem, ale dziękuję. Jak się nazywasz?
- Jestem Nami.
- Słyszałam o tobie. Ale teraz powinniśmy ustalić dalszy kurs. - Ostatnie zdanie skierowała do króla piratów, wciąż stojącego obok niej.
- Tak. Poczekajcie tutaj jeszcze trochę. Do wieczora powinniśmy dotrzeć - powiedział do swojej załogi, która przytaknęła i opuścił pomieszczenie.
- Teraz rozumiem, dlaczego chcesz ich zostawić u nas - stwierdziła, kiedy podchodzili do pozostałych czekających na nich piratów.
- Tak, w tym stanie może to być dla nich niebezpieczne - przytaknął jej.
Zauważył, że piratki Kuja skorzystały z okazji, że mogą spotkać mężczyzn i wypytywały piratów serca o różne rzeczy. Większość z nich była zachwycona rozmową ze ślicznymi kobietami, ale Law wyglądał na co najmniej zirytowanego.
- Możemy już płynąć? - zapytał stojące obok niego piratki.
- Możemy płynąć, jak tylko dostaniemy rozkaz od Honcock-sama - odpowiedziała mu.
- Mugiwara-ya. - Trafalgar zauważył zbliżającą się parę. - Lepiej byłoby dostać się na wyspę przed zmierzchem.
- Wypływamy - rozkazał tamten, kiwając głową. Boa słysząc to, zwróciła się do swoich podwładnych.
- Słyszałyście go! Ruszamy!
Przez chwilę na pokładzie panował chaos, ale już po kilku minutach wszystkie statki płynęły gładko w stronę Amazon Lily.
*
- To pierwszy raz, kiedy przypływam na tą wyspę przytomny. - Zaśmiał się Luffy, widząc znajome wybrzeże.
- Jestem taka szczęśliwa, że Luffy w końcu mnie odwiedził - niemal śpiewała z zachwytu Hancock. - Och, widzę, że impreza powitalna jest gotowa - dodała, zauważając ogień w pobliżu portu.
- Impreza? Będzie żarcie? - zainteresował się Luffy.
- Oczywiście. Same najlepsze potrawy dla ciebie.
Przywitanie rzeczywiście było bardzo serdeczne. Pierwszy raz do portu zostali wpuszczeni mężczyźni, więc wszystkie mieszkanki był zainteresowane. Załoganci Lawa również nie mogli narzekać. Piraci słomkowego ekscytowali się przede wszystkim zabawą i tańcami, a Luffy, oczywiście, jedzeniem. Impreza trwała do późna, aż w końcu król piratów zauważył zmęczenie swoich towarzyszy i odesłał ich do łóżek. Trzech pirackich kapitanów zebrało się, żeby przedyskutować dalsze plany.
- Jutro rano chcę wyruszyć. Już i tak straciliśmy dużo czasu, żeby się tu dostać, a nie mamy pewności, czy działanie gazu nie będzie silniej działać z czasem. Powinniśmy zdobyć antidotum jak najszybciej. Szczególnie, że marynarka i inni piraci na pewno zauważą, jeżeli załoga króla piratów przestanie się pokazywać. Jeśli do tego zorientują się, że pływasz z nami, mogą pomyśleć, że nie masz już wystarczającej siły. Wtedy zaczną się zamieszki, których wolelibyśmy uniknąć - tłumaczył Law.
- Ale dopiero przypłynęliście. Nie możesz tak szybko zabrać stąd Luffy'ego - kłóciła się z nim Hancock.
- Musimy działać szybko, żeby skutki były jak najmniejsze.
- Śmiesz mi się sprzeciwiać?
- Hancock, Torao ma rację - wtrącił się do dyskusji słomkowy.
- Skoro ty tak mówisz...
Trafalgar westchnął, mając nadzieję, że Luffy nie wpadnie na żaden głupi pomysł. Na pewno zostałby poparty przez cesarzową, a wtedy chirurg nie miałby innej możliwości, jak posłuchać. Nienawidził być zależny od innych.
- Chciałbym jeszcze dzisiaj uzupełnić zapasy. Brakuje nam przede wszystkim jedzenia - powiedział, spoglądając przy tym na kobietę. Boa zmierzyła go nieprzyjaznym spojrzeniem, ale przytaknęła.
- Skoro Luffy będzie z wami płynąć, dostaniecie wszystko, czego potrzebujecie. Przekażę odpowiednie rozkazy. Niech twoi ludzie przygotują listę potrzebnych wam rzeczy - powiedziała, ale jej wzrok mówił wyraźnie, że nie zrobiłaby tego, gdyby nie chodziło o Monkeya.
- Lista niedługo będzie gotowa - zgodził się Trafalgar, po czym podniósł się i opuścił ich.
- Mój statek zostanie tutaj. Chciałbym, żeby moja załoga miała do niego nieograniczony dostęp - Luffy zwrócił się do Hancock.
- Oczywiście. Przygotujemy im kilka pokoi, ale jeżeli będą chcieli spać na statku, to nie będzie problemu. Oczywiście, zadbamy o to, by był bezpieczny - odpowiedziała niemal natychmiast Boa.
- Dzięki, Hancock. - Uśmiechnął się i pobiegł w kierunku portu. Cesarzowa piratów była w tym czasie zajęta rozpływaniem się nad jego uśmiechem.
*
Luffy wszedł pokład i zajrzał do sypialni. Ze zdziwieniem odkrył, że nikt z jego przyjaciół jeszcze nie spał.
- Luffy - przywitał go Zoro, który pierwszy go zauważył. Pozostali odwrócili się w jego stronę
- Dlaczego nie śpicie?
- Bo nie opowiedziałeś na kolejnej części historii. A jutro wypływasz - powiedziała Robin, która jak zwykle musiała się wszystkiego dowiedzieć.
- Och, no tak, rzeczywiście. - Słomkowy wszedł do środka i usiadł wygodnie na podłodze. Zaczął opowiadać, jak dopłynęli do Baratie. Przedstawił spotkanie z „kucharzem”, pojedynek „szermierza” z Mihawkiem oraz walkę „kapitana” z Kriegiem. Zajęło mu to trochę czasu, więc na tym postanowił skończyć.
- Co się działo dalej?! - wykrzyknęło kilka osób, zauważając, że Monkey najwyraźniej nie zamierza kontynuować.
- Jest już późno, reszta następnym razem - zaśmiał się król piratów.
- Ale „Szermierz” przeżyje?
- Oczywiście. Ma przecież zostać najlepszy, nie mógłby zginąć na samym początku, prawda? Poza tym, obiecał, że nie przegra, dopóki nie będzie najlepszy.
- A dlaczego Kucharz postanowił zostawić restaurację i przyłączyć się do piratów?
- Hmm? Nie jestem pewny... - Luffy zamyślił się, po czym zerknął na Sanjiego. - A co ty o tym myślisz?
- Ja? - Blondyn zdziwił się, ale rozważył pytanie. - Chyba był pod wrażeniem. Zarówno kapitan jak i szermierz byli gotowi oddać życie, żeby spełnić swoje marzenia. Myślę, że mogło mu to zaimponować...
- Rozumiem. - Król piratów uśmiechnął się. Po chwili wstał i zerknął na przyjaciół. - Jest już późno - zauważył. Reszta westchnęła tylko cicho, ale posłusznie ułożyli się spać. - Dobranoc.
*
- Wypływamy! - krzyknął ktoś, powodując spore zamieszanie w porcie. Załoganci Lawa w pośpiechu wnosili ostatnie skrzynie na pokład w czasie, gdy liny zostały odwiązane od pomostu.
Luffy oglądał to wszystko z pokładu swojego statku. Stał na pokładzie z Trafalgarem, który przed chwilą sprawdził ostatni raz stan zdrowia dzieciaków. Monkey westchnął cicho i zaczął iść w kierunku burty, żeby przejść na okręt przyjaciela, kiedy poczuł delikatne pociągnięcie za nogawkę spodni. Odwrócił się.
- Co się stało? - zapytał, widząc przy sobie Choppera z niepewnym wyrazem pyszczka.
- Musisz płynąć? Nie mógłbyś zostać? - zapytał nieśmiało renifer.
- Muszę znaleźć lekarstwo, żeby pomóc wam odzyskać pamięć. Niedługo wrócę. - obiecał, uśmiechając się pokrzepiająco do młodego lekarza.
- Naprawdę nie możemy płynąć z tobą? - Luffy zobaczył, że jego pozostali przyjaciele również wyszli na pokład i teraz patrzyli na niego smutnymi oczami. Wciąż nie byli pewni zaistniałej sytuacji, ale w jakiś sposób czuli, że obecność tego pirata była dla nich najlepszym zapewnieniem bezpieczeństwa.
- To będzie bardzo niebezpieczne. Nie chcę, żeby wam się coś stało.
- Mugiwara-ya... - wtrącił się Law, widząc miny członków załogi króla piratów. - Nie musisz z nami płynąć dzisiaj. Planujemy odwiedzić na początku te mniej strzeżone lokacje. Damy sobie radę bez ciebie. Jeżeli będziemy zmuszeni zaatakować jakieś lepiej pilnowane miejsce, wtedy się do ciebie zgłoszę - powiedział spokojnie. Wiedział, że więź między słomkowymi jest bardzo mocna. Było to szczególnie ważne teraz, kiedy większość załogi była kompletnie zagubiona, a ich kapitan całkowicie rozbity.
- Naprawdę? - Ciężko było stwierdzić, kogo te słowa bardziej ucieszyły: Luffiego czy dzieciaki.
- Jasne. Zostań, my sobie poradzimy. Będziemy w kontakcie. - Wzruszył ramionami i zaczął iść w stronę swojego okrętu.
- Dzięki, Torao! - Monkey poderwał się i zamknął przyjaciela w szybkim uścisku. Lekarz pokiwał głową, nieprzyzwyczajony do tego typu zachowań.
Niedługo później łódź podwodna Yonko zanurzyła się, znikając z pola widzenia słomkowych i obecnych w porcie piratek Kuja.

- Hej, Sanji! Skoro zostaję, możesz zrobić śniadanie - zakrzyknął wesoło Luffy, a kucharz pokiwał ochoczo głową, znikając w swojej świątyni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz