Fandom: One Piece.
Status: zakończone.
Część: 2/4
Ostrzeżenia: spoilery, trochę angstowe.
Uwagi: future!fic, znajomość fandomu potrzebna do zrozumienia treści.
Opis: Luffy spełnił swój cel i został królem piratów. Razem z resztą załogi pływają teraz po morzu, szukając kolejnych przygód. Zostają zaatakowani przez marynarkę. Wszystko wydaję się iść dobrze, dopóki jeden z pocisków nie zaczyna wydzielać z siebie tajemniczego dymu. Wszyscy, poza Luffym, przemieniają się w pozbawione pamięci dzieci. Jedyną rzeczą, która łączy gumiaka z przeszłością, jest ich dziennik pokładowy. W czasie, kiedy wraz z Lawem usiłują wszystko odkręcić, opowiada przyjaciołom ich przygody w ramach bajek na dobranoc...
~~~~
- Luffy, co
czytasz? - Słomiany usłyszał za sobą zaciekawiony głos należący
do Zoro. Odwrócił się, wciąż siedząc na rzeźbie dziobowej i
trzymając w ręce książkę.
- To... - Podrapał się po głowie,
zastanawiając, co właściwie ma powiedzieć. - To jest dziennik
pokładowy - poinformował w końcu.
- Dziennik pokładowy? Co to?
Luffy uśmiechnął się, zdając
sobie sprawę z tego, że mimo wszystko dużo rzeczy pozostawało bez
zmian. Wciąż szermierz był tym, który najlepiej potrafił
odczytać swojego kapitana.
- To jest książka, opisująca
przygody pewnej załogi pirackiej.
- Są chociaż silni? - Zielonowłosy
przekrzywił głowę, zastanawiając się, czy warto się o nich
czegoś dowiedzieć.
- Na początku nie. - Słomiany
uśmiechnął się do swoich wspomnień, które powróciły dzięki
lekturze tych zapisków. - Gdy zaczynali byli tylko kilkoma
dzieciakami, z marzeniami, które wszyscy wokół uważali za głupie.
- Więc dlaczego ich nie zmienili?
- Bo sami w nie wierzyli. Dzięki temu,
że się ich trzymali, spotkali się.
- Naprawdę?
- Tak. Gdy cały świat się z nich
śmiał, oni robili to co chcieli. Bo byli piratami, a piraci są
wolni, prawda? - zapytał z pogodnym uśmiechem na ustach. Zoro
widząc go, również się uśmiechnął.
- I co się z nimi stało?
Luffy zastanawiał się chwilę.
- Hej, co ty na to, żebym opowiedział
wam całą tą historię? Od początku do końca?
- Jasne! - Roronoa wciąż nie był
pewien, czy historia była warta marnowania czasu, ale skoro człowiek
przed nim uznał ją za wartą opowiedzenia, to chyba rzeczywiście
się opłacało jej wysłuchać.
*
- Hej, Mugiwara-ya.
- Hmm?
- Wezmę dzisiaj nocną wartę. Możesz
w tym czasie iść spać.
- Ok. Dzięki.
*
- Luffy, naprawdę opowiesz nam dzisiaj
jakąś historię? - zainteresował się Usopp, siadając na swoim
hamaku. Był już wieczór, więc wszystkie dzieciaki zebrały się w
jednym pokoju.
- Nie opowiem wam jej dzisiaj całej.
Jest za długa na jedną noc. Ale dzisiaj zacznę.
- A o kim to jest historia?
- Właściwie historia ta jest o
dziewięciu piratach, ale na samym początku nie było ich tylu.
Zaczęło się od spotkania dwóch z nich...
*
- Naprawdę? Marynarka im salutowała?
Przecież to piraci. - Zaczęły się pytania po tym, jak Luffy
skończył opowiadać, o pierwszy spotkaniu Zoro i jego, oraz o
dołączeniu szermierza do załogi. Zdawał sobie sprawę, że nie
mógł nazywać ich po imionach, bo tamci od razu domyśliliby się,
o kogo chodzi. Nazwał ich więc po prostu „kapitan” i
„szermierz”.
- Bo im pomogli, to chyba oczywiste,
prawda? - Rozpoczęły się dyskusje między słuchaczami.
- Ale piraci, którzy pomagają
marynarce? Co to za piraci?
- Nie zrobili tego świadomie. Chcieli
po prostu pokonać tego Morgana...
- A ten cały Coby? Dołączył do
marynarki?
- Tak. Przyjęli go. Jeszcze kilka razy
się później spotkają - odezwał się wreszcie Luffy.
- A co z tym marynarzem?
- Nie jestem pewny... Pewnie go złapali
i skazali.
- A dlaczego szermierz zgodził się do
dołączenia do piratów? Przecież był wcześniej łowcą piratów,
prawda?
- Nie do końca. On polował na piratów
tylko wtedy, gdy brakowało mu pieniędzy. Nie zależało mu jakoś
szczególnie na dołączenie do którejkolwiek ze stron. Chciał być
po prostu najlepszym szermierzem na świecie.
- Tylko dlaczego dołączył?
- Hmmm... Może w zamian za miecze...
Hej, Zoro, co o tym sądzisz? - Słomiany poderwał głowę,
zastanawiając się, co usłyszy.
Zielonowłosy spojrzał na niego
zdziwiony, że to właśnie on został zapytany, ale zastanowił się
nad odpowiedzią. W jakiś sposób tamten pirat przypominał mu jego
samego. Już w trakcie opowieści pomyślał, że są do siebie
bardzo podobni. Teraz spróbował znaleźć odpowiedź, co jego
samego zainteresowało w postaci kapitana...
- Myślę, że to nie do końca tak...
- zaczął. - Wydaję mi się, że szermierz nabrał szacunku do
kapitana. Nie każdy byłby w stanie powiedzieć w samym środku bazy
marynarki „zostanę królem piratów”.
- Hahaha, rozumiem. - Luffy uśmiechnął
się wesoło, zdając sobie sprawę, że to było to wytłumaczenie
nie tylko dla jakiejś ciekawej historii. - Dobra, myślę, że na
dzisiaj starczy. Spać - rozkazał, ignorując marudzenie
pozostałych. Szybko zagonił ich do łóżek i zgasił światło.
*
Law oderwał się od ściany i zaczął
wędrować po pokładzie. Przypadkiem przechodził obok drzwi do
sypialni, kiedy usłyszał, jak Luffy zaczyna opowiadać swoją
historię. Dość szybko zrozumiał, że było to tak naprawdę jego
spotkanie z pierwszym członkiem załogi, więc uznał, że nie chce
podsłuchiwać. Było to w pewnym sensie sprawą dość intymną,
przeznaczoną tylko dla jego własnej załogi. Jednak coś
uniemożliwiło mu oderwanie się od tamtego miejsca. Bardzo chciał
dowiedzieć się, jak zaczynała jedyna załoga, do której czuł
jakikolwiek respekt. Więc tak został. Oparł się wygodnie plecami
o ścianę i słuchał, jak Luffy pomału relacjonował przebieg ich
spotkania, delikatnie modyfikując to tak, by dzieciaki nie domyśliły
się, o kim to jest. Słyszał również pytania zadawane pod koniec.
Doszedł do wniosku, że ta utrata pamięci, jeżeli uda się ją
cofnąć, wyjdzie tej załodze na dobre. Dowiedzą się o sobie
nawzajem kilku ciekawych rzeczy.
*
- Marynarka! - Luffy, słysząc ten
okrzyk, przerwał obserwowanie jedzących dzieciaków i poderwał się
z miejsca. W kuchni oprócz słomkowych było kilku członków załogi
Lawa. Król piratów spojrzał na jednego z nich.
- Ty... Hookie. Pilnuj, żeby stąd nie
wychodzili - rozkazał, pokazując przy tym swoich towarzyszy, po
czym wybiegł z kuchni.
- Nie jestem Hookie. - Usłyszał za
sobą, ale to zignorował.
Pobiegł do steru, gdzie panowało
największe zamieszanie. Rzeczywiście, właśnie nadpływały cztery
okręty marynarki. Kątem oka słomiany zobaczył, jak zirytowany Law
zbliża się do nich. Najwyraźniej przeszkodzono mu w badaniach.
- Mugiwara-ya, co się dzieje? -
zapytał, podchodząc.
- Nic takiego. - Machnął tylko ręką.
- Marynarka, ale sam mogę się nimi zająć.
- Skoro już zostałem zmuszony do
przyjścia tutaj, pomogę ci - mruknął, poprawiając chwyt na swoim
mieczu.
- To co, po połowie? - zaśmiał się
Luffy, rozgrzewając ramię.
- Jasne. Biorę te po lewej.
Chwilę później dwóch kapitanów
było w powietrzu, zbliżając się do okrętów nieprzyjaciela.
- Gomu gomu no... giganto axe! -
wrzasnął Luffy. Jego wyciągnięta w górę stopa urosła do
niewyobrażalnych rozmiarów. Już po chwili zaczęła opadać,
przyśpieszając z każdą chwilą. Kilka sekund później uderzyła
w dwa statki marynarki, miażdżąc je i niemal przełamując na pół.
- Room - mruknął Law, tworząc sferę
wokół dwóch pozostałych statków i koncentrując na sobie uwagę
żywych marynarzy. Wykonał kilka szybkich cięć mieczem, tnąc
okręty na mniejsze kawałki. - Shambles - dokończył, powodując,
że wszystkie fragmenty zaczęły chaotycznie latać w różnych
kierunkach. W końcu zaczęły luźno spadać, tonąc po opadnięciu
na powierzchnię wody.
Po chwili dwójka zwycięzców
wylądowała miękko na barierce Sunny, patrząc na tych marynarzy,
którym udało się przeżyć i teraz rozpaczliwie chwytali się
każdego nietonącego przedmiotu.
- Nawet nie zdążyłem się porządnie
rozgrzać - marudził Luffy, patrząc na zniszczenia, których
dokonali.
- Co innego mnie martwi - mruknął
chirurg, przyglądając się horyzontowi. - Skoro oni tu byli, może
to oznaczać, że pojawi się ktoś jeszcze. Wiem, że i tak sobie z
nimi poradzimy, ale dzieciaki mogą być zagrożone.
- Przecinamy teraz jeden z ruchliwszych
szlaków. Nic dziwnego, że ich spotkaliśmy. Do wieczora będziemy
poza zasięgiem kogokolwiek.
- Skąd ta pewność?
- Bo gdyby ktokolwiek, kiedykolwiek tam
był, już dawno po całym Grand Line rozeszła by się plotka o
jeszcze jednym przejściu przez Red Line - zaśmiał się słomiany,
wywołując szok u przyjaciela.
- Jeszcze jedno przejście?
- Yup. Chyba nie myślałeś, że w tak
wielkich skałach nie ma ani jednej luki?
- Cóż... Właśnie tak myślałem.
- Przypomnij mi, żebym nigdy nie
próbował walczyć z żadnym z nich - mruknął jakiś pirat, do
stojącego w pobliżu towarzysza. Obydwoje patrzyli ze zdumieniem na
oddalającą się dwójkę.
- Czego innego można spodziewać się
po królu piratów i jednym z Yonko...? - odparł tamten, wracając
do wcześniejszego zajęcia.
*
W kuchni wszyscy zebrali się przy
oknie. Co prawda dzieciaki miały nie opuszczać pomieszczenia, ale
nikt nie zabronił im patrzeć. Poza tym, pilnujący ich pirat sam
też z ciekawością oglądał walkę. Jeżeli można było to tak
nazwać.
- Przerażające - uznał Usopp,
cofając się o krok. - Taka siła jest niemożliwa. Jak można
jednym ciosem zniszczyć dwa okręty bojowe?
- Robi wrażenie - mruknął Zoro, a
Sanji mu przytaknął.
- To dobrze, że Luffy wydaje się nas
lubić... Mam nadzieję, że to się nie zmieni. - Westchnęła Nami,
patrząc na dwójkę kapitanów, którzy jakby nigdy nic rozmawiali,
idąc w ich stronę.
- Nie zmieni się. - Pokręcił głową
zielonowłosy.
- Skąd wiesz? - zapytał z obawą
Usopp.
- Nie wiem. Po prostu czuję, że tak
jest.
- Nie uważasz, że to trochę za mało?
- zdenerwowała się rudowłosa.
- Właściwie, ja też tak myślę -
Zgłosił się niepewnie Chopper. - Nie pamiętam, co działo się
wcześniej, ale mam wrażenie, że mu na nas zależy.
- Też tak mi się wydaję - przytaknął
Sanji. - Poza tym, wydaje się naprawdę dobrze nas znać. - Przy
tych słowach zerknął na wciąż stojące na stole jedzenie. To
właśnie Luffy podpowiedział mu, kto jakie potrawy lubi
najbardziej.
Zaabsorbowani rozmową nie zauważyli,
kiedy słomiany zdążył podejść. Wszyscy zgodnie odskoczyli, gdy
zobaczyli, jak drzwi się otwierają.
- Huh? Co wy wszyscy tu robicie? -
zapytał zaskoczony król piratów, patrząc na przyjaciół.
- Oglądaliśmy walkę - poinformowała
spokojnie Robin. Kilka osób spojrzało na nią z przerażeniem, ale
Luffy tylko się zaśmiał.
- No tak, nie mogłem spodziewać się,
że nie zainteresujecie się tym. Ale zaraz wam jedzenie wystygnie -
poinformował, wracając do swojego talerza. Pozostali podążyli za
jego przykładem.
*
- Co nam dzisiaj
opowiesz? - zapytała Robin, zerkając na Luffiego, który rozsiadł
się wygodnie na podłodze.
- Dzisiaj będzie
część o tym, jak kapitan razem z szermierzem spotykają swoją
nawigatorkę. - Uśmiechnął się król piratów, wracając pamięcią
do tamtych wydarzeń. - Zaczęło się od wielkiego ptaka, który
prawie połknął kapitana!
Zaczął
opowiadać o tym, jak wraz z Zoro spotkali się z Nami i o ich walce
z Buggym.
Skończył na
momencie, kiedy opuszczali wyspę na dwóch niewielkich łódkach,
żegnani przez mieszkańców miasteczka. Milczał przez chwilę,
czekając na pytania, ale żadnych nie było. Z uśmiechem odkrył,
że wszyscy zdążyli usnąć, więc po cichu wyszedł, zamierzając
samemu się położyć.
*
- Wielkie. - Westchnienie zachwytu
wyrwało się z kilku gardeł naraz, wywołując rozbawienie
Luffy'ego. Nawet na twarzy Lawa pojawił się cień uśmiechu.
- Tak. To jest Red Line.
Przed statkiem z wody unosiły się
ogromne skały, sięgające wysoko w niebo i rozciągające się
dalej, niż mogli je zobaczyć. Ich cień padł na połączone
statki, jeszcze bardziej szokując oglądających.
- Gdzie jest twoje tajemne przejście,
Mugiwara-ya? - zapytał chirurg.
- O, racja. Muszę im to pokazać, bo
bardzo ciężko je stąd zauważyć - zorientował się, po czym
pobiegł do steru i zaczął tłumaczyć coś stojącym tam osobom.
- Law-san... czy ty wiesz co się
działo, zanim straciliśmy pamięć? - Law opuścił wzrok i
zobaczył, jak młoda archeolog się w niego wpatruje. Pozostałe
dzieciaki stały blisko niej, równie zaciekawione.
- Tak, wiem. Nie znam oczywiście
wszystkich szczegółów, ponieważ nie należałem nigdy do tej
załogi, ale mam ogólne pojęcie o tym.
- Zapewne również nie odpowiesz nam
na te pytania, które zadawaliśmy panu kapitanowi?
- Nie wiem jakie to były pytania, ale
skoro on wam na to nie odpowiedział, ja również raczej tego nie
zrobię.
- Rozumiem. - Robin opuściła głowę,
zawiedziona, ale Nami postanowiła wykorzystać okazję, by
dowiedzieć się czegoś innego.
- Możesz nam przynajmniej powiedzieć,
kim dla niego jesteśmy? Albo kim byliśmy?
- Co masz na myśli? - zapytał, nieco
zdziwiony pytaniem.
- Luffy jest bardzo silny. Do tego jest
piratem. To czyni z niego bardzo niebezpiecznego człowieka, co
widzieliśmy, jak walczyliście z marynarką. Jednak jest dla nas
bardzo miły i przyjazny. Wydaję się, że nas bardzo dobrze zna i
troszczy się o nas. Chcę wiedzieć dlaczego tak jest i czy może
się to nagle zmienić. Szczególnie, że jest dość nieobliczalny -
wytłumaczyła.
- Więc o to chodzi? - zrozumiał Law.
- Jesteście dla niego bardzo ważnymi przyjaciółmi. Myślę, że
tyle powinno wam na razie wystarczyć. I nie musicie się obawiać
jego nagłej zmiany zdania. On nie jest człowiekiem, który
rezygnuje ze swoich przyjaciół. Powiedziałbym, że macie ogromne
szczęście, że macie go po swojej stronie. Ten człowiek jest
gotowy walczyć przeciw całemu światu, by obronić tych, którzy są
dla niego ważni. - Przypomniał sobie, jak Mugiwara-ya pomagał mu w
walce z Doflamingo. Nie zostawił go, nawet gdy zorientował się, że
sytuacje była beznadziejna. Uważał go za przyjaciela, mimo że Law
cały czas się temu sprzeciwiał.
- Walczyć przeciw całemu światu?
Całkiem ciekawa metafora - mruknęła Nami, zastanawiając się nad
jego słowami.
- Metafora? - Law spojrzał ze
zdziwieniem na dziewczynkę i uśmiechnął się rozbawiony. - To nie
była metafora.
- A co?
- To był tylko jeden z jego wyczynów.
I to żaden z tych należący do kategorii najniebezpieczniejszych.
- Naprawdę walczył z całym światem?
To jest w ogóle możliwe?
- No, może nie walczył dosłownie,
ale na pewno wypowiedział mu wojnę. I to nie raz.
Dalsze dyskusje zostały przerwane
przez głośny okrzyk ze strony steru.
- Mamy to, zaraz będziemy przepływać
przez Red Line. - Rozradowany Luffy poszedł do nich, wskazując
palcem jakiś punkt w skałach.
Po dokładniejszym przyjrzeniu się
można było dostrzec, że pomiędzy dwoma głazami rzeczywiście
odsłania się niewielka szpara. Była trudna do zauważenia,
wydawała się za mała, by coś większego od łodzi wiosłowej
przez nią się przecisnęło, a do tego znajdowało się w
najgrubszej górze na świecie. Law szczerze wątpił by ktokolwiek,
nawet jeżeli by tędy przepływał i to zauważył, próbował się
do niej zbliżyć. Grand Line, a w szczególności Shin Sekai, było
wystarczająco niebezpiecznym miejscem i bez tajemniczych jaskiń w
Red Line.
Statki zbliżyły się do szpary. Z
bliska prześwit okazał się większy, wystarczający, by okręty
mogły bezpiecznie wpłynąć do środka. Po kilku metrach, które
obu załogom, poza Luffym, wydawały się ciągnąć w
nieskończoność, przejście rozszerzyło się, stając się sporą
jaskinią, w której żeglowanie stawało się bezpiecznym zajęciem.
- Co nas tutaj czeka? - zapytał Law,
rozglądając się uważnie i wzmacniając chwyt na swoim mieczu.
- Huh? - Nie zrozumiał go Luffy.
- Jesteśmy wewnątrz Red Line. Na
pewno są tu jakieś pułapki, morskie potwory czy coś innego,
planującego nas zabić.
- Nie ma.
- Co?
- To jest najbezpieczniejsze miejsce na
całym Grand Line, które do tej pory odkryliśmy - powiedział nieco
zawiedziony słomkowy. - Nie ma tu wrogów, bo żadnych ludzi tu
nigdy nie było. Morskie potwory się tu nie mogą dostać, bo dno
tuż przy wejściu jest za płytkie i zwierzęta musiałyby
wskakiwać, żeby się tu dostać. Czasami robiliśmy tu biwak, gdy
chcieliśmy zrobić sobie wakacje od walk. Nudno tu, ale są pyszne
ryby.
- Tak po prostu? Przejście między
pierwszą a drugą połową Grand Line?
- Yup. Trochę to nudne, ale pokrywanie
statku przy każdym przepływaniu jest męczące.
*
- Gdzie dalej dopłynęła załoga? -
zapytał Usopp krótko po tym, jak wszyscy ułożyli się wygodnie na
swoich posłaniach. Luffy uśmiechnął się. Wszyscy coraz bardziej
interesowali się tą historią. Sam Monkey też powoli zaczął
wyglądać wieczoru, żeby móc spędzić nieco czasu z wesołymi
przyjaciółmi.
- Chcieli znaleźć nową, większą
łódkę. Nawigatorka doprowadziła ich do wyspy, na której mieszkał
dzielny kapitan...
Po raz kolejny młodzi piraci słuchali
z zapartym tchem, jak to Usopp, określony przez Luffiego jako
„strzelec”, spotyka załogę i po pokonaniu przeciwników
postanawia do nich dołączyć.
- Został kapitanem? - Jako pierwszy
odezwał się Usopp.
- Nie. To stanowisko wciąż należało
do „kapitana” - zaśmiał się Luffy. - Ale zdobył pozycję
strzelca.
- A co z tym statkiem? - zainteresowała
się Nami.
- Był wspaniały i towarzyszył im
jeszcze przez długi czas.
- A co się stało z tą Kayą?
- Została na wyspie i stała się
wspaniałym lekarzem.
- Czy ten strzelec naprawdę używał
kłamstw do rozweselania ludzi?
- Oczywiście. Był dobrym kłamcą.
Przez chwilę panowała cisza, więc
Luffy potraktował to jako znak, że należy już kończyć.
- A teraz do łóżek - rozkazał
wesoło. Chwilę później gasił światło i opuszczał
pomieszczenie.
*
- Widzę statek piratek Kuja. - Rozległ
się okrzyk z bocianiego gniazda.
Law podniósł głowę i spojrzał na
horyzont. Rzeczywiście, w oddali zamajaczyła sylwetka okrętu
cesarzowej piratów. Słońce powoli zaczynało zachodzić. Podróż
do Amazon Lily naprawdę zajęła im cztery dni, tak jak mówił
Luffy.
- Świetnie, płyńcie w ich kierunku -
rozkazał chirurg i podniósł się, by poszukać słomianego. Może
Hancock zgodziła się ich przyjąć, ale Yonko podejrzewał, że bez
Luffy'ego nie przywita ich za ciepło. O niechęci piratek Kuja do
mężczyzn krążyły legendy. Law w dalszym ciągu nie wiedział, w
jaki sposób tamtemu udało się zdobyć przyjaźń u ich
przywódczyni. Nie, żeby się temu dziwił. Mugiwara-ya już dawno
przestał go zaskakiwać czymkolwiek.
Law znalazł w końcu słomianego w
siłowni na Sunny. Chłopak z uśmiechem na ustach pokazał mu, żeby
zachował milczenie i z satysfakcją pokazał na coś, leżącego na
kanapie. Dopiero po chwili oczy chirurga przyzwyczaiły się do
półmroku panującego w pomieszczeniu na tyle, by zobaczył, co
pokazuje mu towarzysz.
Na siedzisku leżały dwie osoby. Zoro
i Sanji spali w najlepsze, nie przejmując się faktem, że ich
kończyny splątały się ze sobą. Przez sen próbowali wyrwać
sobie jedyny koc, którym byli przykryci.
- Myślałem, że się nienawidzą? -
zapytał półgłosem Law, unosząc jedną brew.
-Nie.
- To dlaczego ciągle ze sobą walczą?
- Bo są przyjaciółmi. - Luffy
wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste. - Zabawnie wyglądają
kiedy nie walczą, prawda?
- … Przyszedłem, bo statek Kuja
pojawił się w polu widzenia. Niedługo powinniśmy się z nimi
spotkać.
- Już idę. - Odwrócili się i razem
opuścili pomieszczenie.
*
- Luffy-kun. Tak się stęskniłam -
krzyknęła Hancock, gdy tylko statki zbliżyły się do siebie.
Zeskoczyła ze swojego okrętu i
podbiegła do Luffy'ego, który przywitał ją swoim szerokim
uśmiechem.
- Hancock, dawno się nie widzieliśmy.
- Wszystko jest gotowe. Specjalnie dla
ciebie przygotowałam pieczone mięso królów mórz. Będziemy wam
towarzyszyć przy przeprawie przez Calm Belt, żeby nic was nie
zaatakowało - powiedziała, nie odrywając oczu od swojego
ukochanego mężczyzny.
- Jasne, dzięki.
- A kto jest z tobą? - zapytała,
przenosząc w końcu wzrok na pozostałe osoby, zbierające się za
Luffym. Chłopak odwrócił się.
- To jest Torao. Pomoże mi wyleczyć
moich przyjaciół. A tamci to jego załoga - przedstawił krótko.
- Ach, tak. Pamiętam cię. Ty pomogłeś
Luffy'emu po wojnie, prawda? - Oczy cesarzowej piratów zwróciły
się w stronę Lawa. Ten przytaknął.
- Tak. Jestem Trafalgar Law.
- Nie spodziewałam się, że będzie
tu ktoś jeszcze, oprócz twojej załogi, ale to nie ma znaczenia,
póki są z tobą. A gdzie twoja załoga? - zapytała, wracając
spojrzeniem do króla piratów.
- Nie chciałem, żeby byli na
pokładzie podczas przeprawy przez Calm Belt na wypadek, gdyby coś
nas zaatakowało.
- Myślałam, że poradzą sobie z tym?
- Normalnie pewnie tak... - Oczy
Luffy'ego pociemniały od nagłej fali przygnębienia. Poprowadził
Hancock do sypialni i zmusił się do uśmiechu, zanim wszedł do
środka.
- Hej wszyscy. To jest Hancock.
Zatrzymamy się u niej na pewien czas - zawołał, przechodząc przez
próg. Boa weszła tuż za nim i otworzyła szerzej oczy ze
zdumienia.
- Co się stało? - zapytała,
spoglądając na Monkeya.
- Nie wiem. Właśnie to próbujemy
odwrócić - wytłumaczył krótko, rozglądając się dookoła.
- Wow, ale pani jest ładna - odezwała
się Nami, podchodząc bliżej i przyglądając się piratce.
Hancock spojrzała na dziewczynkę. Do
tej pory czuła zazdrość, jak tylko pomyślała o kobietach w
załodze jej ukochanego, ale teraz nie mogła przywołać tego
uczucia. Jak mogła być zazdrosna o dziecko? Do tego takie, które
najwyraźniej nie wie, co się wokół niej dzieje.
- Wiem, ale dziękuję. Jak się
nazywasz?
- Jestem Nami.
- Słyszałam o tobie. Ale teraz
powinniśmy ustalić dalszy kurs. - Ostatnie zdanie skierowała do
króla piratów, wciąż stojącego obok niej.
- Tak. Poczekajcie tutaj jeszcze
trochę. Do wieczora powinniśmy dotrzeć - powiedział do swojej
załogi, która przytaknęła i opuścił pomieszczenie.
- Teraz rozumiem, dlaczego chcesz ich
zostawić u nas - stwierdziła, kiedy podchodzili do pozostałych
czekających na nich piratów.
- Tak, w tym stanie może to być dla
nich niebezpieczne - przytaknął jej.
Zauważył, że piratki Kuja
skorzystały z okazji, że mogą spotkać mężczyzn i wypytywały
piratów serca o różne rzeczy. Większość z nich była zachwycona
rozmową ze ślicznymi kobietami, ale Law wyglądał na co najmniej
zirytowanego.
- Możemy już płynąć? - zapytał
stojące obok niego piratki.
- Możemy płynąć, jak tylko
dostaniemy rozkaz od Honcock-sama - odpowiedziała mu.
- Mugiwara-ya. - Trafalgar zauważył
zbliżającą się parę. - Lepiej byłoby dostać się na wyspę
przed zmierzchem.
- Wypływamy - rozkazał tamten,
kiwając głową. Boa słysząc to, zwróciła się do swoich
podwładnych.
- Słyszałyście go! Ruszamy!
Przez chwilę na pokładzie panował
chaos, ale już po kilku minutach wszystkie statki płynęły gładko
w stronę Amazon Lily.
*
- To pierwszy raz, kiedy przypływam na
tą wyspę przytomny. - Zaśmiał się Luffy, widząc znajome
wybrzeże.
- Jestem taka szczęśliwa, że Luffy w
końcu mnie odwiedził - niemal śpiewała z zachwytu Hancock. - Och,
widzę, że impreza powitalna jest gotowa - dodała, zauważając
ogień w pobliżu portu.
- Impreza? Będzie żarcie? -
zainteresował się Luffy.
- Oczywiście. Same najlepsze potrawy
dla ciebie.
Przywitanie rzeczywiście było bardzo
serdeczne. Pierwszy raz do portu zostali wpuszczeni mężczyźni,
więc wszystkie mieszkanki był zainteresowane. Załoganci Lawa
również nie mogli narzekać. Piraci słomkowego ekscytowali się
przede wszystkim zabawą i tańcami, a Luffy, oczywiście, jedzeniem.
Impreza trwała do późna, aż w końcu król piratów zauważył
zmęczenie swoich towarzyszy i odesłał ich do łóżek. Trzech
pirackich kapitanów zebrało się, żeby przedyskutować dalsze
plany.
- Jutro rano chcę wyruszyć. Już i
tak straciliśmy dużo czasu, żeby się tu dostać, a nie mamy
pewności, czy działanie gazu nie będzie silniej działać z
czasem. Powinniśmy zdobyć antidotum jak najszybciej. Szczególnie,
że marynarka i inni piraci na pewno zauważą, jeżeli załoga króla
piratów przestanie się pokazywać. Jeśli do tego zorientują się,
że pływasz z nami, mogą pomyśleć, że nie masz już
wystarczającej siły. Wtedy zaczną się zamieszki, których
wolelibyśmy uniknąć - tłumaczył Law.
- Ale dopiero przypłynęliście. Nie
możesz tak szybko zabrać stąd Luffy'ego - kłóciła się z nim
Hancock.
- Musimy działać szybko, żeby skutki
były jak najmniejsze.
- Śmiesz mi się sprzeciwiać?
- Hancock, Torao ma rację - wtrącił
się do dyskusji słomkowy.
- Skoro ty tak mówisz...
Trafalgar westchnął, mając
nadzieję, że Luffy nie wpadnie na żaden głupi pomysł. Na pewno
zostałby poparty przez cesarzową, a wtedy chirurg nie miałby innej
możliwości, jak posłuchać. Nienawidził być zależny od innych.
- Chciałbym jeszcze dzisiaj uzupełnić
zapasy. Brakuje nam przede wszystkim jedzenia - powiedział,
spoglądając przy tym na kobietę. Boa zmierzyła go nieprzyjaznym
spojrzeniem, ale przytaknęła.
- Skoro Luffy będzie z wami płynąć,
dostaniecie wszystko, czego potrzebujecie. Przekażę odpowiednie
rozkazy. Niech twoi ludzie przygotują listę potrzebnych wam rzeczy
- powiedziała, ale jej wzrok mówił wyraźnie, że nie zrobiłaby
tego, gdyby nie chodziło o Monkeya.
- Lista niedługo będzie gotowa -
zgodził się Trafalgar, po czym podniósł się i opuścił ich.
- Mój statek zostanie tutaj.
Chciałbym, żeby moja załoga miała do niego nieograniczony dostęp
- Luffy zwrócił się do Hancock.
- Oczywiście. Przygotujemy im kilka
pokoi, ale jeżeli będą chcieli spać na statku, to nie będzie
problemu. Oczywiście, zadbamy o to, by był bezpieczny -
odpowiedziała niemal natychmiast Boa.
- Dzięki, Hancock. - Uśmiechnął się
i pobiegł w kierunku portu. Cesarzowa piratów była w tym czasie
zajęta rozpływaniem się nad jego uśmiechem.
*
Luffy wszedł pokład i zajrzał do
sypialni. Ze zdziwieniem odkrył, że nikt z jego przyjaciół
jeszcze nie spał.
- Luffy - przywitał go Zoro, który
pierwszy go zauważył. Pozostali odwrócili się w jego stronę
- Dlaczego nie śpicie?
- Bo nie opowiedziałeś na kolejnej
części historii. A jutro wypływasz - powiedziała Robin, która
jak zwykle musiała się wszystkiego dowiedzieć.
- Och, no tak, rzeczywiście. -
Słomkowy wszedł do środka i usiadł wygodnie na podłodze. Zaczął
opowiadać, jak dopłynęli do Baratie. Przedstawił spotkanie z
„kucharzem”, pojedynek „szermierza” z Mihawkiem oraz walkę
„kapitana” z Kriegiem. Zajęło mu to trochę czasu, więc na tym
postanowił skończyć.
- Co się działo dalej?! -
wykrzyknęło kilka osób, zauważając, że Monkey najwyraźniej nie
zamierza kontynuować.
- Jest już późno, reszta następnym
razem - zaśmiał się król piratów.
- Ale „Szermierz” przeżyje?
- Oczywiście. Ma przecież zostać
najlepszy, nie mógłby zginąć na samym początku, prawda? Poza
tym, obiecał, że nie przegra, dopóki nie będzie najlepszy.
- A dlaczego Kucharz postanowił
zostawić restaurację i przyłączyć się do piratów?
- Hmm? Nie jestem pewny... - Luffy
zamyślił się, po czym zerknął na Sanjiego. - A co ty o tym
myślisz?
- Ja? - Blondyn zdziwił się, ale
rozważył pytanie. - Chyba był pod wrażeniem. Zarówno kapitan jak
i szermierz byli gotowi oddać życie, żeby spełnić swoje
marzenia. Myślę, że mogło mu to zaimponować...
- Rozumiem. - Król piratów uśmiechnął
się. Po chwili wstał i zerknął na przyjaciół. - Jest już późno
- zauważył. Reszta westchnęła tylko cicho, ale posłusznie
ułożyli się spać. - Dobranoc.
*
- Wypływamy! - krzyknął ktoś,
powodując spore zamieszanie w porcie. Załoganci Lawa w pośpiechu
wnosili ostatnie skrzynie na pokład w czasie, gdy liny zostały
odwiązane od pomostu.
Luffy oglądał to wszystko z pokładu
swojego statku. Stał na pokładzie z Trafalgarem, który przed
chwilą sprawdził ostatni raz stan zdrowia dzieciaków. Monkey
westchnął cicho i zaczął iść w kierunku burty, żeby przejść
na okręt przyjaciela, kiedy poczuł delikatne pociągnięcie za
nogawkę spodni. Odwrócił się.
- Co się stało? - zapytał, widząc
przy sobie Choppera z niepewnym wyrazem pyszczka.
- Musisz płynąć? Nie mógłbyś
zostać? - zapytał nieśmiało renifer.
- Muszę znaleźć lekarstwo, żeby
pomóc wam odzyskać pamięć. Niedługo wrócę. - obiecał,
uśmiechając się pokrzepiająco do młodego lekarza.
- Naprawdę nie możemy płynąć z
tobą? - Luffy zobaczył, że jego pozostali przyjaciele również
wyszli na pokład i teraz patrzyli na niego smutnymi oczami. Wciąż
nie byli pewni zaistniałej sytuacji, ale w jakiś sposób czuli, że
obecność tego pirata była dla nich najlepszym zapewnieniem
bezpieczeństwa.
- To będzie bardzo niebezpieczne. Nie
chcę, żeby wam się coś stało.
- Mugiwara-ya... - wtrącił się Law,
widząc miny członków załogi króla piratów. - Nie musisz z nami
płynąć dzisiaj. Planujemy odwiedzić na początku te mniej
strzeżone lokacje. Damy sobie radę bez ciebie. Jeżeli będziemy
zmuszeni zaatakować jakieś lepiej pilnowane miejsce, wtedy się do
ciebie zgłoszę - powiedział spokojnie. Wiedział, że więź
między słomkowymi jest bardzo mocna. Było to szczególnie ważne
teraz, kiedy większość załogi była kompletnie zagubiona, a ich
kapitan całkowicie rozbity.
- Naprawdę? - Ciężko było
stwierdzić, kogo te słowa bardziej ucieszyły: Luffiego czy
dzieciaki.
- Jasne. Zostań, my sobie poradzimy.
Będziemy w kontakcie. - Wzruszył ramionami i zaczął iść w
stronę swojego okrętu.
- Dzięki, Torao! - Monkey poderwał
się i zamknął przyjaciela w szybkim uścisku. Lekarz pokiwał
głową, nieprzyzwyczajony do tego typu zachowań.
Niedługo później łódź podwodna
Yonko zanurzyła się, znikając z pola widzenia słomkowych i
obecnych w porcie piratek Kuja.
- Hej, Sanji! Skoro zostaję, możesz
zrobić śniadanie - zakrzyknął wesoło Luffy, a kucharz pokiwał
ochoczo głową, znikając w swojej świątyni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz