Tytuł serii: Dyskusja z bronią.
Podtytuł: Wado, Sandai Kitetsu, Shuusui, Yoru, Kogatana
Fandom: One Piece.
Status: zakończone.
Występują: Zoro, Mihawk, Perona + patrz: tytuł
Występują: Zoro, Mihawk, Perona + patrz: tytuł
Ostrzeżenia: brak.
Uwagi: jest to seria one-shootów. Wszystkie mają podobny styl, ale nie są ze sobą powiązane. Różny czas, miejsce, inni bohaterowie itd.
Opis: Co stałoby się, gdyby bronie potrafiły przybrać ludzki kształt i całkiem normalnie rozmawiać z właścicielem i osobami z jego otoczenia?
~~~~
~~~~
Zoro przewrócił
kartkę w gazecie, nawet nie zwracając uwagi na to, co było w niej
zapisane. Czytanie go nudziło, ale musiał coś robić, żeby nie
zwariować. Chociaż najwyraźniej niewiele to pomagało…
- Możemy w końcu
potrenować? - zapytał w końcu, odkładając czasopismo na stół z
głośnym uderzeniem.
Siedzący
naprzeciwko niego Mihawk, podniósł wzrok. Przez chwilę wpatrywał
się uważnie w zielonowłosego, po czym sięgnął po kieliszek z
winem, upijając z niego drobny łyk.
- Nie mam zastrzeżeń
– powiedział po chwili, posyłając młodszemu towarzyszowi
rozbawione spojrzenie. Rzadko kiedy się uśmiechał, ale Zoro
nauczył się odczytywać jego uczucia po oczach. - Obawiam się
jednak, że nie możemy tego robić bez broni, prawda?
Roronoa sklął w
myślach, po czym zerknął na sąsiednią kanapę. Oczywiście, na
środku, jak zwykle, królował Kogatana. Mały chłopiec miał
czarne włosy i niebieskie oczy. Jego kimono było długie, koloru
złotego. Otaczały go wszystkie trzy mieszkanki Kuraigany płci
żeńskiej.
Perona ściskała
swojego misia i jadła jakieś ciasto, uśmiechając się do
pozostałych. Yoru objęła jednym ramieniem mniejszego towarzysza i
uśmiechała się ciepło, co nieco złagodziło jej surowe rysy
twarzy. Wado rozlokowała się po drugiej stronie, mówiąc coś z
zapałem. Również na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech.
Odkąd Zoro przybył
na tą wyspę, co miało miejsce jakiś rok wcześniej, niewiele miał
okazji do ćwiczeń z Jastrzębiookim. Każdą wolną chwilę, ich
żeńskie towarzyszki spędzały razem, rozpływając się nad
„słodkością” Kogatany.
- Wado, Yoru!
Możecie się ruszyć i pomóc nam w treningu? - zapytał z irytacją
w głosie.
Miał stać się
silniejszy! Jak później wytłumaczy się Luffiemu? „Nie
trenowałem, bo moja broń była zajęta rozpieszczaniem innej
broni”?
- Poradzicie sobie
bez nas. - Ichimonji machnęła ręką, dając mu wyraźny znak, że
ma nie przeszkadzać.
- Wado, nie powinnaś
uchylać się od treningów – upomniał niskim głosem osobnik
stojący za fotelem zielonowłosego.
Jego czerwone oczy
potrafiły wzbudzić respekt nawet w kimś takim, jak biała katana.
Czarne włosy okalały poważną i nieco przerażającą twarz.
Granatowe kimono jedynie podkreślało zarysowane pod materiałem
stalowe mięśnie.
- Dzięki, Shuusui –
rzucił Zoro, uśmiechając się pod nosem. Najsilniejszy z jego
mieczy zdołał podporządkować sobie pozostałe dwa.
- Cóż… - zaczęła
Ichimonji, ale Kokuto jej przerwała.
- Nic się nie
stanie, jeżeli ona sobie daruje. Macie dwa miecze, poradzicie sobie
– rzuciła, ponownie skupiając wzrok na Kogatanie.
- Co z nimi jest nie
tak? - zapytał z niedowierzaniem Sandai Kitetsu, kręcąc głową.
- Wszystko –
zaproponował Shuusui.
Mihawk zaśmiał
się pod nosem, wracając do przerwanej lektury. Uznał, że w ten
sposób młodszy szermierz nigdy nie zdoła zmusić go do treningu.
Roronoa, słysząc jego śmiech, zdenerwował się. Podniósł się
gwałtownie z fotela i podszedł energicznym krokiem do strajkujących
katan.
- Idziecie z nami!
Mam zamiar w końcu potrenować! - warknął, zaczynając je
odciągać. Przez przypadek złapał za rękę Kogatany, używając
nieco zbyt dużo siły, jak na tak delikatne ramie.
- Auć – syknął
sztylet, co niemal natychmiast wywołało reakcję ze strony Wado.
- Hej, nie atakuj
go! - wykrzyknęła, zamierzając się na swojego właściciela.
Właściwie, nikt
nie był pewny, co się stało, jednak chwilę później Zoro leżał
na podłodze, rękoma zakrywając lewą część twarzy, kiedy spod
jego palców sączyła się krew.
- Co się stało? -
Mihawk podniósł się ze swojego miejsca, chcąc sprawdzić stan
swojego ucznia.
- Wado! - Głos
Shuusui był ostry, pełen nagany.
- Przepraszam, Zoro!
Nie chciałam… - Ichimonji zasłoniła usta dłońmi, nie będąc w
stanie zrozumieć zaistniałej sytuacji.
Perona zerwała się
z miejsca i chwyciła apteczkę.
- Zajmę się nim –
zadeklarowała, pomagając zielonowłosemu wstać i szybko zabierając
się za bandażowanie jego rany.
Wkrótce potem padł
werdykt: oko stracone. Życiu szermierza nie groziło
niebezpieczeństwo, ale zniszczonego organu raczej nie mógł
odzyskać. Chłopak nie przejął się tym jednak za bardzo,
korzystając z jedynej zalety, która wynikła z całego wydarzenia:
zarówno Wado, jak i Yoru czuły mocne poczucie winy, przez co
zgodziły się na uczestnictwo w treningach.
Jakiś tydzień po
wypadku, dwójka szermierzy ponownie stanęła naprzeciw siebie,
szlifując swoje umiejętności. I tak dzień w dzień, aż do
momentu, kiedy…
Kiedy poczucie winy
obu kobiet opadło. Czyli, przez jakieś dwa miesiące.
- Możecie
przestać?! - wykrzyknął Zoro z desperacją, kiedy kobiety ponownie
zebrały się wokół Kogatany, a on już tydzień nie miał ani
jednego pojedynku z Jastrzębiookim.
- Daj spokój. Nie
wmawiaj mi, że nie dasz sobie rady bez nas… - rzuciła lekko Yoru,
posyłając mu słodki uśmiech.
Roronoa przez
chwilę stał jak wryty, wpatrując się z niedowierzaniem w miecz
przeciwnika. Po czym warknął coś pod nosem i szybkim krokiem
ruszył w stronę kuchni.
Panie wymieniły
rozbawione spojrzenia. Spodziewały się, że znowu przywłaszczy
sobie jakąś butelkę sake, upijając się z braku innego zajęcia.
Dlatego też zdziwiły się niezmiernie, kiedy po chwili zielonowłosy
wrócił, dzierżąc w rękach… Dwa noże kuchenne.
Jeden z nich rzucił
do, równie zaskoczonego, jak reszta, Mihawka. Wolną ręką zgarnął
Shuusui i Kitetsu.
- Proszę bardzo!
Potrafię sobie radzić! - wykrzyknął, rzucając wściekłe
spojrzenie osobom, okupującym kanapę. - Trening! Teraz! - dodał
warknięciem, kierując to do starszego szermierza.
Ten uśmiechnął
się nieznacznie, rozbawiony gniewem ucznia, ale posłusznie dopił
wino i ruszył za nim w kierunku wyjścia z zamku. Zważył w dłoni
swoją nową broń… Po raz pierwszy miał walczyć nożem
kuchennym. Mimochodem zastanowił się, czy Roronoa zdawał sobie
sprawę z tego, że to, co mu dał, było nożem do ryb...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz