sobota, 14 stycznia 2017

"Dyskusja z bronią" ("Sztylet x Kran") [OP]

Tytuł serii: Dyskusja z bronią.
Podtytuł: Sztylet x Kran
Fandom: One Piece.
Status: zakończone.
Występują: Ace, Sabo + patrz: tytuł
Ostrzeżenia: spoilery (dość mocne do okolic przeskoku, mniej ważne do okolic Dressrosy), może trochę angstowate...
Uwagi: jest to seria one-shootów. Wszystkie mają podobny styl, ale nie są ze sobą powiązane. Różny czas, miejsce, inni bohaterowie itd.
Opis: Co stałoby się, gdyby bronie potrafiły przybrać ludzki kształt i całkiem normalnie rozmawiać z właścicielem i osobami z jego otoczenia?


~~~~
W międzyczasie, w równoległej rzeczywistości.
Spotkanie, do którego miało nigdy nie dojść.
Dwójka mężczyzna wpatrywała się w siebie z uwagą. Żaden z nich nie był pewny tego, co właśnie zobaczył. Czy to na pewno było prawdziwe?
Dwaj bracia, którzy byli pewni, że się już nigdy nie spotkają. Obydwoje byli przekonani, że ten drugi nie żyje. Przecież Ace na własne oczy widział, jak Sabo zostaje postrzelony przez tamten statek. Sabo osobiście odwiedził grób Ace'a.
A jednak byli tutaj, wpatrując się w siebie nawzajem. Pomału szok na ich twarzach został zastąpiony przez szerokie uśmiechy. Bo przecież to wszystko, co się zdarzyło już nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że ponownie są razem.
- Ace!
- Sabo!
Powitanie było niezwykle ciepłe i entuzjastyczne. Jak to z reguły następuje, gdy dwie bliskie sobie osoby ponownie spotykają się po wielu latach.
Długo rozmawiali. Tak po prostu, o niczym szczególnym. Wspólnie cieszyli się, że ich najmłodszy braciszek jest bezpieczny. Opowiadali sobie o swoich przygodach, o ludziach, których spotkali, o przeciwnikach, których pokonali.
Żaden nie odważył się wspomnieć o śmierci drugiego. Nie chcieli wiedzieć gdzie są, jak do tego doszło, że są razem. Ważne było tylko to, że są. Gdzieś w głębi siebie wiedzieli, że to nie jest realne, że naprawdę ich tu wcale nie ma. Obydwoje mieli głęboką nadzieję, że przez to spotkanie, ich braciszek nie cierpi jeszcze bardziej.
- Pamiętasz, jak zawsze walczyliśmy, gdy byliśmy dziećmi? - przypomniał sobie w pewnym momencie Sabo.
Ace pokiwał głową.
- Jasne, jak mógłbym zapomnieć? Luffy zawsze przegrywał, a my na końcu osiągaliśmy remis.
- Ciekawe, który z nas teraz jest silniejszy?
- Chcesz się przekonać?
Bracia stanęli naprzeciwko siebie. Przyjęli pozycje bojowe, ale na ich twarzach wciąż gościły szerokie uśmiechy. Traktowali walkę jako zabawę, dokładnie tak samo, gdy cała trójka była jeszcze dziećmi.
Ace sprawił, że jego pięści stanęły w płomieniach, ale Sabo pokręcił głową.
- To raczej nie ma sensu - powiedział, pokazując bratu, że on też włada ogniem.
W tej chwili obydwoje zdali sobie sprawę z tego, że to spotkanie nie jest prawdziwe. Że tak naprawdę ich tu nie ma. Ale żaden nie chciał tego przyznać. Nie mogli przecież zaakceptować śmierci własnego brata... Może nawet swojej. Zachowywali się więc tak, jakby to było całkiem normalne. Jakby na świecie mogły istnieć dwie osoby, posiadające moce tego samego owocu...
- W takim razie, co powiesz na używanie zwykłych broni? - zaproponował Ace, wskazując na sztylet, przyczepiony do jego uda.
- Dobry pomysł - zgodził się Sabo, wyciągając zza pleców swoją rurę.
Zaatakowali, wymieniając po kilka ciosów. Obydwoje jednak zatrzymali się, wyczuwając, że coś jest nie tak.
- Jak możesz kazać mi walczyć z tak piękną kobietą, Ace? - Mężczyzna, który stał obok szatyna nie wyglądał na zachwyconego całym pomysłem walki.
Miał jasno-brązowe włosy sięgające ramion, zieloną koszulkę i brązowe spodnie. Jego żółte oczy wpatrywały się z uwagą w ich niedawnego przeciwnika. Albo raczej osobę, stojącą obok niego.
Kobieta z jasnymi włosami i szarymi oczami z równym zaciekawieniem przyglądała się stojącemu naprzeciw niej mężczyźnie.
- Nie walczyłem z nią, tylko z moim bratem - warknął Ace, rzucając swojej broni zirytowane spojrzenie.
- Witaj, piękna. Jestem Sztylet. Jak się nazywasz? - zapytał brązowowłosy, podchodząc do kobiety i delikatnie całując jej dłoń.
- Och, jestem Kran - odpowiedziała, z pozytywnym zaskoczeniem obserwując poczynania faceta.
- Miło cię poznać, Kran-chan - powiedział z uśmiechem.
- Ciebie również, Sztylet-kun. - Też się uśmiechnęła.
- Co ty na to, żebyśmy zostawili tych dwóch brutalów i wyskoczyli na jakąś kawę? Ja stawiam - zaproponował, wystawiając ramię.
- Z wielką przyjemnością - przyjęła zaproszenie, chwytając rękę mężczyzny.
Już chwilę później odchodzili wspólnie, oddalając się od swoich właścicieli.
- To... było dziwne - uznał Ace, wciąż wlepiając wzrok w plecy idących broni.
- Czy twój sztylet właśnie poderwał moją rurę? - upewnił się Sabo.
- Na to wygląda...
- To... Co teraz?
- Um... Kontynuujemy bez broni?
- Dobry pomysł.
Na twarzach dwójki braci ponownie pojawiły się uśmiechy, gdy znowu zaczęli wymieniać się ciosami. Żadnych broni, żadnych niesamowitych umiejętności. Znowu czuli się tak, jakby mieli po dziesięć lat, a ich młodszy braciszek tylko czekał, by przyłączyć się do walki.
Żaden z nich nie chciał, by to się skończyło. Nie chcieli wiedzieć, co stanie się później.
Sabo czuł, że obraz zaczyna mu się rozmywać. Z całej siły starał się pozostać tutaj, związany w walce ze swoim bratem, ale jakaś siła coraz mocniej ciągnęła go w przeciwną stronę. W końcu do jego świadomości dotarły czyjeś słowa, niosące ze sobą ostrzeżenie.
- Sabo, wstawaj! Mamy problem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz