wtorek, 3 stycznia 2017

"Serce" [OP]

Tytuł: Sercce
Fandom: One Piece.
Występują: Zoro, Law, Bepo, wspomnieni inni Słomkowi i załoganci Lawa 

Paring: Law x Zoro
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: spoilery (do okolic Zou), yaoi

Uwagi: (prawdopodobnie) future!fic, znajomość fandomu potrzebna do zrozumienia treści, zainspirowane "Last Christmas" (poważnie)
Opis: Słomiani mają to do siebie, że pokładają głęboką wiarę w swoich towarzyszy. Law im tego zazdrościł. Też chciał komuś zaufać. Może nawet na tyle, żeby oddać mu swoje serce...?



~~~~
 Szum fal towarzyszył im, kiedy zarysy Zou znikały im z oczu. Teraz musieli skoncentrować się na swoim kolejnym celu: Wano oraz tym, co ich tam może spotkać. Obecni na pokładzie Słomiani nie wydawali się specjalnie zmartwieni faktem, że ich następnym przeciwnikiem mógł okazać się jeden z Yonko. Zamiast tego, spokojnie zabrali się za swoje zajęcia, kolejno znikając we wnętrzu żółtej łodzi podwodnej.
W pewnym momencie, na zewnątrz stały już tylko dwie osoby. Law, który zdawał się być za bardzo pogrążony w myślach, żeby zauważyć brak pozostałych towarzyszy, oraz Zoro, który po prostu nienawidził wszelkiego rodzaju ograniczeń, a właśnie za to uznawał przebywanie w zamkniętej przestrzeni „konserwy”, jakim to dumnym mianem określił statek Piratów Serca.
Roronoa stał opart o barierkę i wpatrywał się w horyzont, poważny jak zawsze i skupiony na celu. Starał się nacieszyć ostatnimi powiewami słonej bryzy, zanim kapitan obecnego statku wyda polecenie zanurzenia. Kątem oka obserwował też wspomnianego mężczyznę. Widział, że coś go gnębi, jednak nie był pewny, czy powinien wnikać. Jeżeli byłby to członek załogi, zapewne podszedłby. Jednak, nawet pomimo sojuszu, Trafalgar nie należał do załogi. Może i Luffy go zaakceptował, ale chirurg sam chyba niekoniecznie czuł się częścią tej porąbanej paczki. W związku z tym, zielonowłosy miał pewne opory przed rozpoczęciem tego typu rozmowy. Drugi pirat mógł poczuć się niezręcznie, gdyby ktoś, jakby nie patrzeć, obcy, usiłował porozmawiać z nim o dość prywatnych sprawach. Równie dobrze, mógłby się zwyczajnie wściec i zaatakować go. A tego wolał uniknąć. Nie, żeby bał się przegrać, czy coś w tym stylu, to nawet nie wchodziło w grę, po prostu… Nie chciał zniszczyć okrętu. Tak, chodziło tylko o to.
Jego wątpliwości przestały jednak mieć znaczenie, kiedy Law drgnął, jakby powracając do rzeczywistości, po czym rozejrzał się uważnie. Dostrzegłszy szermierza stojącego kawałek dalej, zacisnął mocniej usta i po chwili podszedł, by znaleźć się bliżej niego. Ten wyprostował się, niewłaściwie odczytując grobową minę lekarza.
- Chcesz już się zanurzać? - zapytał, niechętnie zerkając w stronę wejścia do wnętrza łodzi.
Trafalgar spojrzał na niego uważnie, po czym pokręcił przecząco głową.
- Nie, jeszcze nie – odparł, wbijając wzrok w horyzont.
Zoro pokiwał głową, wracając do swojej poprzedniej pozycji. Tym razem jednak znacznie uważniej obserwował swojego rozmówcę. Widział, że ten chciał z nim pogadać, ale potrzebował czasu na rozpoczęcie tematu. A skoro ten sam miał ochotę na rozmowę, Roronoa nie miał nic przeciwko. Mimo niechęci samego zainteresowanego, chirurg już był traktowany przez Słomkowych jako pełnoprawny członek załogi. A przynajmniej jako nakama.
Starszy z mężczyzn wziął głęboki wdech, otwierając usta, ale zaraz je zamknął, jakby nie wiedząc, jak rozpocząć temat. Powtórzył zabieg kilka razy, aż w końcu zmienił strategię. Obrócił się tak, żeby stać twarzą w kierunku swojego rozmówcy i po prostu zapytał:
- Nie przejmujecie się?
Zielonowłosy nie do końca zrozumiał sens tego pytania.
- Czym? - Zmarszczył brwi, usiłując zrozumieć, czego konkretnego oczekuje jego towarzysz.
- Wszystkim. - Lekarz wzruszył ramionami. - Mugiwara-ya popłynął prosto do kryjówki jednego z Yonko i prawdopodobnie nie obejdzie się bez starcia. My niedługo zmierzymy się z innym…
Szermierz uśmiechnął się.
- Boisz się, że nie dasz rady? - zapytał złośliwym tonem.
Law mruknął coś niezrozumiale, niezbyt zadowolony z takiej odpowiedzi.
- Jeżeli martwisz się o Luffiego, to nie musisz.
- Skąd możesz to wiedzieć? Nie mówimy o jakiś przeciętnych piratach, a o Big Mom. Nawet ktoś o takiej sile, jak Mugiwara-ya…
Zoro prychnął z rozbawieniem.
- Jesteś z nami już tyle czasu, że powinieneś go znać trochę lepiej. Może to idiota, ale poradzi sobie. Nie zginie tak po prostu, ma zostać Królem Piratów. - Wzruszył ramionami, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
Trafalgar pokręcił głową, nie zamierzając kłócić się z tą logiką. Nie do końca był co do niej przekonany, ale chyba faktycznie zbyt dużo czasu spędził w towarzystwie tej załogi.
- A co z resztą? Oni nie mają jego siły, mogą sobie nie poradzić – drążył.
- Nie doceniasz ich. Może na takich nie wyglądają, ale potrafią o siebie zadbać – zapewnił Roronoa, wzdychając ze zniecierpliwieniem. Dla niego wydawało się to oczywiste.
Law przez chwilę przyglądał mu się uważnie, po czym uśmiechnął się nieznacznie.
- Chciałbym mieć taką wiarę, jak ty – rzucił, kręcąc głową.
Zoro spojrzał na niego uważnie, wychwytując w jego głosie jakąś dziwną nutkę, jednak nie potrafił jej zinterpretować.
- Akurat to nie jest trudne, przebywając tyle czasu w towarzystwie Luffiego.
- Być może… - przytaknął powoli, ponownie zagłębiając się we własnych myślach.
Zielonowłosy znów zapatrzył się w horyzont, pozwalając mu na chwilę zadumy. Widział, że chirurga wciąż coś dręczy, tylko potrzebuje jeszcze chwili, żeby to z siebie wyrzucić. Albo, żeby zdecydować, że jednak nie ufa drugiemu mężczyźnie na tyle, żeby mu się zwierzyć.
W końcu jednak żółte tęczówki powróciły na twarz szermierza, a jego usta rozchyliły się, wypuszczając z gardła kolejne słowa.
- Mogę zaufać tobie? - zapytał niespodziewanie.
Roronoa zmarszczył brwi, usiłując zrozumieć swojego rozmówcę. Nie był w stanie określić, czego lekarz od niego oczekuje.
- O tym już ty powinieneś zdecydować – powiedział w końcu, uznając, że będzie to najlepsza możliwa odpowiedź.
Sam raczej nie zdecydowałby się zawierzyć komuś, kto zarzeka, że jest godny zaufania. Uważał siebie za honorowego człowieka, ale do tego Law powinien dojść sam.
- W takim razie… Chcę w was wierzyć. Nie. Chcę wierzyć w ciebie – zadeklarował nagle, wytrącając zielonowłosego z zamyślenia.
Ten zamrugał kilka razy, usiłując zrozumieć, co właśnie usłyszał. Trafalgar chciał wierzyć… w niego? Nie w ich załogę, nawet nie w Luffiego, ale właśnie w niego? Chociaż, w pewnym sensie, poczuł się wyróżniony.
- Nie krępuj się – rzucił, wzruszając ramionami i usiłując nie okazać, ile to dla niego znaczyło.
Chirurg uśmiechnął się i zrobił krok w jego stronę.
- A skoro tak… Mogę powierzyć ci swoje serce? - zapytał, kładąc prawą dłoń na swojej klatce piersiowe, na wysokości wspomnianego organu.
Szermierz zawahał się. Serce? Przecież, jako lekarz, mężczyzna powinien doskonale zdawać sobie sprawę z tego, jakie niosło to ze sobą ryzyko. Nawet zielonowłosy, mimo swoich oczywistych braków wiedzowych w tej dziedzinie, wiedział, że było to niebezpieczne posunięcie. Jednak nie mógłby teraz odmówić. Postawiłoby go to w świetle osoby, której nie można zaufać. Może nawet bez honoru. A do tego nie mógł dopuścić.
Pokiwał głową.
- Jeżeli właśnie tego chcesz… - Ponownie wzruszył ramionami, obserwując uważnie swojego rozmówcę. Nie do końca mógł uwierzyć w to, że Law mógłby za chwilę wyciągnąć własne serce…
Miał rację. Nie wyciągnął go. Zamiast tego, zrobił krok do przodu, naruszając przestrzeń osobistą Roronoy. Zanim ten zdążył jakkolwiek zaprotestować, poczuł, jak jego usta spotykają się z wargami starszego pirata.
Jego zaskoczenie trwało zaledwie kilka sekund. W momencie, w którym poczuł, jak Trafalgar zaczyna się odsuwać, zapewne czując się niepewnie ze względu na brak jakiejkolwiek reakcji, otoczył go ramionami w pasie, przyciągając bliżej siebie i oddając pocałunek.
Zoro marzył o tym już od dawna. Od kiedy jego wzrok po raz pierwszy padł na tą zakazaną gębę wtedy, w domu aukcyjny. Już wtedy poczuł bliżej nieokreśloną ochotę, żeby zbliżyć się do posiadacza tego irytującego uśmieszku i zetrzeć go z jego twarzy. Wtedy jednak nie potrafił, albo nie chciał, określić, skąd brało się to dziwne uczucie. Po pewnym czasie, gdy ponownie się spotkali, przestał odczuwać ochotę, by dokopać chirurgowi, jednak nieznane uczucie pozostawało. Dopiero, gdy poczuł ciepło drugiego ciała tuż obok siebie, zrozumiał, że właśnie tego pragnął. I wychodziło na to, że z wzajemnością.
Dopiero po dłuższej chwili odsunęli się od siebie, czując, że brakuje im oddechu.
- W takim razie, ja oddaję swoje serce tobie. Lepiej tego nie schrzań – zagroził Roronoa, uśmiechając się lekko.
Trafalgar przez chwilę wydawał się nieco zdezorientowany. Po chwili otworzył usta, prawdopodobnie w celu rzucenia jakiejś ciętej riposty, kiedy usłyszeli kroki dobiegające z wnętrza łodzi, a na zewnątrz wybiegł jeden z Piratów Serca.
- Kapitanie, powinniśmy się zanurzyć – zameldował, spoglądając z oczekiwaniem na swojego kapitana.
- Jasne… - odpowiedział, kiwając głową. - Już wchodzimy, możesz przekazać rozkaz zanurzenia – dodał, kierując się w stronę wejścia.
Dopiero, kiedy niemal dotarł do drzwi, obrócił się.
- Powinieneś wejść do środka, Roronoa-ya. Myślę, że uda nam się dokończyć tą rozmowę w bardziej… cywilizowanych warunkach.
Uśmiech na twarzy Zoro przybrał nieco drapieżny wyraz, kiedy skinął i podążył za starszym piratem. Nagle pobyt w „konserwie” przestał mu przeszkadzać...


1 komentarz:

  1. hej jest fajne ale nie tak powinno się skończyć powinno być dalszy ciąg rozmowy i jak się zakończy i dalszy ciąg wydarzeń

    OdpowiedzUsuń