niedziela, 8 stycznia 2017

"Przypadkowe spotkanie" (zakończenie: 3) [OP]

Tytuł: Przypadkowe spotkanie
Fandom: One Piece.
Status: zakończone.

Część: 3/4 (zakończenie #3)
Ostrzeżenia: angst, śmierć postaci, zaburzenia psychiczne (autyzm/zespół Aspergera)

Uwagi: trzecie zakończenie, które wymyśliłam dla tego opowiadania. Żeby rozumieć, o co chodzi, należy przeczytać właściwe opowiadanie (pierwszą część), oraz zakończenie drugie (drugą część). Future!fic.
Opis: Właściciel zaprowadził Zoro tam, gdzie znajduje się Rin. Chociaż niekoniecznie tego szermierz się spodziewał...



~~~~
 Stał, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Robił co mógł, by nie okazać po sobie tego, co czuł w tamtej chwili.
Przez te kilka lat rozważał w głowie różne scenariusze tego spotkania. Najbardziej optymistyczne zakładały nawet, że dziewczyna, w pełni zdrowa, przywita go entuzjastycznie. Wiedział, że nie powinien na to liczyć, ale czasami taki obraz sam przychodził do jego głowy. Owszem, wyobrażał sobie też inne możliwości. Takie, w których Rin pozostawała tą samą, nieobecną osobą. Czasami obawiał się, że jej stan się pogorszy. Kiedy indziej wręcz widział złość w jej oczach, kiedy wykrzykiwała mu prosto w twarz to, że ją wtedy zostawił. Nawet zdawał sobie sprawę z tego, że mogła go zapomnieć. Jednak żadna z jego wizji nie przygotowała go na ten widok.
Piękna, biała, marmurowa płyta stała pod rozłożystym dębem, rzucającym cień na cierpiącego mężczyznę. Pogoda była słoneczna, całkowicie niepasująca do sytuacji. Jakby światu było obojętne cierpienie zielonowłosego. Kolorowe kwiaty, stojące w skromnych wazonach zdawały się kpić z szermierza. Tak samo, jak te litery. To piękne, kaligrafowane pismo, które jedynie trzema literami skutecznie odwrócił uwagę zielonowłosego od całego świata naokoło niego. Trzy, pozornie nic nie znaczące, litery…
„RIN”
Zagryzł wargę, odwracając od nich wzrok, a za to spojrzał na datę pod spodem. Dwa miesiące. Właśnie tyle czasu minęło od jej śmierci. Dwa, cholerne miesiące. Nie mógł uwierzyć w ironię całej sytuacji. Przecież… właśnie tyle czasu trwało świętowanie zdobycia przez Luffiego jego nowego tytułu.
Dopiero po uświadomieniu sobie tego faktu, cała prawda uderzyła w niego z siłą rozpędzonego pociągu. Zachwiał się, ale zdołał ustać na nogach. Wziął jeszcze jeden, głęboki oddech.
Przez te wszystkie lata, myśl o tej jednej osobie trzymała go przy życiu. Gdy myślał, że może najwyższy czas już się poddać, przypominał sobie te puste oczy, które zdołały zdominować jego serce. A teraz… to wszystko już nie miało znaczenia, bo nikt na niego tutaj nie czekał.

Odwrócił się i ruszył w stronę budynku. Tego samego, który opuścił kilka lat wcześniej, goniony przez błagające okrzyki jedynej dziewczyny, która kiedykolwiek zdołała przebić się do jego nieczułego serca.

Uwaga: Zostało jeszcze jedno zakończenie, które zdecydowanie podchodzi pod kategorię "czarny humor" (powiedziałabym, że wręcz wisielczy...). Jeżeli komuś odpowiada to, może nie czytać dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz