niedziela, 1 stycznia 2017

"Zabawy po pijaku" [One Piece]

Tytuł: Zabawy po pijaku
Fandom: One Piece
Występują: Zoro, Law, Robin, Sanji
Status: zakończone
Ostrzeżenia: może być dość brutalne.
Znajomość fandomu raczej potrzebna do zrozumienia specyfiki postaci.
Opis: Po pijaku różne rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy...



~~~~
 Impreza na statku była huczna. Tak, jak to z reguły bywa z tą konkretną załogą. Właśnie przybyli na wyspę, więc mieli pewność, że niczego nie zabraknie. Łącznie z alkoholem.
To właśnie zasługą tego ostatniego był fakt, że dwójka ludzi stała teraz na szczycie zbocza i wpatrywała się w kompleks budynków daleko w dole.
Zoro nie był pijany. On nie odczuwał negatywnych skutków dużej ilości procentów. No, może był nieco bardziej pewny siebie niż zwykle. Jednak w jego przypadku, nie stanowiło to za dużej różnicy.
Law efekty trunku znosił nieco gorzej. Chwiał się delikatnie, ale nie zmniejszyło to jego poczucia własnej wartości. Wręcz przeciwnie.
- Kto przegra, sprząta po imprezie - przypomniał uczynnie Roronoa, wyciągając swoje katany.
- Tak, wiem – przytaknął Trafalgar, wzmacniając chwyt na swoim nodachi.
Zakład był bardzo prosty. Kto zabije więcej marynarzy, wygrywa.
Obydwoje rzucili się biegiem w kierunku bazy wroga.
- Jeden, dwa, trzy... - mruczał Zoro, pokonując kolejnych przeciwników. Stracił chirurga z oczu, ale chwilowo nie miało to dla niego znaczenia. Jego trzy miecze ze świstem przecinały powietrze i pozbawiały wrogów życia. Sam szermierz uśmiechał się, czując ekscytację, jaka towarzyszyła walce. Krew tryskała na wszystkie strony, tak samo jak inne substancje, których mężczyzna nie miał czasu ani ochoty identyfikować.
- Dwieście trzydzieści... - zaciął się i zaprzestał na moment swoich ruchów. Ze zdziwieniem spojrzał na stojących przed nim żołnierzy.
- Na ilu skończyłem? - zapytał, marszcząc brwi.
Marynarz nie wiedział. Okazało się, że ścięcie mu głowy nie przywróciło chłopakowi pamięci. A szkoda.
- Do niczego się nie nadają! - warknął, ponownie atakując.
W tym samym czasie, Law miał nieco inne zmartwienia.
- Czy jeżeli z dziesięciu marynarzy złożę ich dwudziestu, ile zabójstw mam sobie policzyć? - zapytał, trzymając przed sobą głowę jednego z przeciwników. Usta ofiary poruszyły się, próbując wydobyć z siebie głos, ale ich właściciel był za bardzo przerażony na udzielenie odpowiedzi.
- Liczyć, czy nie liczyć, oto jest pytanie – westchnął dramatycznie Trafalgar, w swojej dziwnej interpretacji Hamleta. W końcu wzruszył ramionami i odrzucił trofeum z dala od siebie. Po czym ruszył dalej.
Spotkali się na placu, na którym normalnie odbywały się szkolenia.
- Ilu masz? - zapytał chirurg, spokojnie zbliżając się do sojusznika.
- Nie wiem, zgubiłem się – przyznał niechętnie tamten, wzruszając ramionami. - A ty?
- Też nie wiem. Miałem problem, jak ich liczyć.
Przez chwilę stali w ciszy, zastanawiając się, co powinni dalej zrobić.
- To co, remis? - zaproponował Zoro. Law się zgodził.
Chcieli wracać na statek, żeby kontynuować zabawę, ale drogę zagrodziła im kolejna grupa marynarzy. Trafalgar zmierzył ich nieprzyjaznym wzrokiem.
- Dlaczego nie uciekają? - zapytał zirytowany.
- A dlaczego mieliby uciekać? - Roronoa spojrzał na niego bez zrozumienia.
- Jesteśmy poszukiwanymi piratami, powinni się nas bać.
- Co za różnica? Tak czy inaczej, bez problemów ich pokonamy.
- Tu nie chodzi o to, czy wygramy. Chodzi o respekt. Oni powinni być zbyt przerażeni, żeby z nami walczyć – wytłumaczył chirurg.
- Jak walczą jest więcej zabawy – zauważył szermierz.
- Może i tak, ale jest to irytujące, jak chcesz już sobie iść, a tych ciągle skądś przybywa.
Zielonowłosy wzruszył ramionami. Nie mógł zaprzeczyć, że czasami bywało to męczące. Law zastanowił się chwilę, po czym na jego usta wypłynął sadystyczny uśmiech.
- Możemy pokazać im, dlaczego powinni się nas bać.
- Co masz na myśli? - Zoro wciąż nie wiedział, o czym myśli drugi mężczyzna, ale już był pewny, że będzie to zabawne.
- Najpierw oni. - Wskazał na grupkę przed nimi. - Zostawmy sobie jednego.
- Załatwię to – zadeklarował Roronoa i chwycił mocniej rękojeść katany.
Cały plac otoczyła niebieskawa powłoka i w jednej chwili szermierz znalazł się pośrodku grupy przeciwników, kiedy jeden z nich pojawił się obok chirurga. Większość wrogów została pokonana w ciągu kilku sekund, a jedyny ocalały leżał na ziemi, przyszpilony butem Trafalgara.
- Teraz mogę ci pokazać, jak wygląda anatomia człowieka – zaproponował Law.
- Nigdy mnie to nie interesowało. - Wzruszył ramionami tamten. Jednak po chwili uśmiechnął się. - Ale chętnie pomogę ci unieruchomić go – zamruczał, po czym szybkim ruchem wbił miecz w dłoń żołnierza, przybijając ją do betonu.
Krzyk marynarza poniósł się echem po okolicy. Piraci wymienili rozbawione spojrzenia. Chwilę później druga ręka mężczyzny skończyła w podobny sposób, jak pierwsza, a ofiara leżała na plecach, niezdolna do poruszania górnymi kończynami.
- Powinno wystarczyć. - Uśmiechnął się Trafalgar. - Zacznijmy może od jelit... - dodał, naciskając końcem swojego ostrza na podbrzusze ich ofiary.
Przez następne pół godziny przeprowadzał dość szczegółowy wykład z anatomii ludzkiej, zagłuszany od czasu do czasu przeraźliwymi wrzaskami. Zoro nie wyglądał, jakby miał cokolwiek z tego zapamiętać, ale zdecydowanie podobało mu się przedstawienie. Udało mu się nawet wyciąć wątrobę, chociaż nie miał pojęcia, czym był organ, który wyjął.
Inni marynarze pojawili się tylko raz. Ale po zobaczeniu wyrazu twarzy piratów i tego, co ci robili, niemal natychmiast się wycofali.
W końcu Roronoa uznał, że chce się czegoś napić. Law musiał przyznać, że on też chętnie wróciłby na statek. Obaj wciąż byli mocno wstawieni i mieli ochotę się zdrzemnąć.
Po wejściu na pokład statku, niewielu załogantów wciąż było przytomnych. Sanji opieprzył ich za to, że sam musiał sprzątać (zarówno szermierz, jak i chirurg całkowicie zapomnieli o zakładzie), a Robin poleciła im kąpiel, żeby pozbyć się krwi, którą wciąż mieli na sobie.
Archeolog przez chwilę zastanawiała się, czy którykolwiek z nich będzie pamiętał te wydarzenia. W końcu alkohol różnie działa na ludzi...


1 komentarz: