Fandom: One Piece
Występują: Zoro, Law, Robin, Sanji
Status: zakończone
Ostrzeżenia: może być dość brutalne.
Znajomość fandomu raczej potrzebna do zrozumienia specyfiki postaci.
Opis: Po pijaku różne rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy...
~~~~
Impreza na statku była huczna. Tak,
jak to z reguły bywa z tą konkretną załogą. Właśnie przybyli
na wyspę, więc mieli pewność, że niczego nie zabraknie. Łącznie
z alkoholem.
To właśnie zasługą tego ostatniego
był fakt, że dwójka ludzi stała teraz na szczycie zbocza i
wpatrywała się w kompleks budynków daleko w dole.
Zoro nie był pijany. On nie odczuwał
negatywnych skutków dużej ilości procentów. No, może był nieco
bardziej pewny siebie niż zwykle. Jednak w jego przypadku, nie
stanowiło to za dużej różnicy.
Law efekty trunku znosił nieco
gorzej. Chwiał się delikatnie, ale nie zmniejszyło to jego
poczucia własnej wartości. Wręcz przeciwnie.
- Kto przegra, sprząta po imprezie -
przypomniał uczynnie Roronoa, wyciągając swoje katany.
- Tak, wiem – przytaknął Trafalgar,
wzmacniając chwyt na swoim nodachi.
Zakład był bardzo prosty. Kto zabije
więcej marynarzy, wygrywa.
Obydwoje rzucili się biegiem w
kierunku bazy wroga.
- Jeden, dwa, trzy... - mruczał Zoro,
pokonując kolejnych przeciwników. Stracił chirurga z oczu, ale
chwilowo nie miało to dla niego znaczenia. Jego trzy miecze ze
świstem przecinały powietrze i pozbawiały wrogów życia. Sam
szermierz uśmiechał się, czując ekscytację, jaka towarzyszyła
walce. Krew tryskała na wszystkie strony, tak samo jak inne
substancje, których mężczyzna nie miał czasu ani ochoty
identyfikować.
- Dwieście trzydzieści... - zaciął
się i zaprzestał na moment swoich ruchów. Ze zdziwieniem spojrzał
na stojących przed nim żołnierzy.
- Na ilu skończyłem? - zapytał,
marszcząc brwi.
Marynarz nie wiedział. Okazało się,
że ścięcie mu głowy nie przywróciło chłopakowi pamięci. A
szkoda.
- Do niczego się nie nadają! -
warknął, ponownie atakując.
W tym samym czasie, Law miał nieco
inne zmartwienia.
- Czy jeżeli z dziesięciu marynarzy
złożę ich dwudziestu, ile zabójstw mam sobie policzyć? -
zapytał, trzymając przed sobą głowę jednego z przeciwników.
Usta ofiary poruszyły się, próbując wydobyć z siebie głos, ale
ich właściciel był za bardzo przerażony na udzielenie odpowiedzi.
- Liczyć, czy nie liczyć, oto jest
pytanie – westchnął dramatycznie Trafalgar, w swojej dziwnej
interpretacji Hamleta. W końcu wzruszył ramionami i odrzucił
trofeum z dala od siebie. Po czym ruszył dalej.
Spotkali się na placu, na którym
normalnie odbywały się szkolenia.
- Ilu masz? - zapytał chirurg,
spokojnie zbliżając się do sojusznika.
- Nie wiem, zgubiłem się – przyznał
niechętnie tamten, wzruszając ramionami. - A ty?
- Też nie wiem. Miałem problem, jak
ich liczyć.
Przez chwilę stali w ciszy,
zastanawiając się, co powinni dalej zrobić.
- To co, remis? - zaproponował Zoro.
Law się zgodził.
Chcieli wracać na statek, żeby
kontynuować zabawę, ale drogę zagrodziła im kolejna grupa
marynarzy. Trafalgar zmierzył ich nieprzyjaznym wzrokiem.
- Dlaczego nie uciekają? - zapytał
zirytowany.
- A dlaczego mieliby uciekać? -
Roronoa spojrzał na niego bez zrozumienia.
- Jesteśmy poszukiwanymi piratami,
powinni się nas bać.
- Co za różnica? Tak czy inaczej, bez
problemów ich pokonamy.
- Tu nie chodzi o to, czy wygramy.
Chodzi o respekt. Oni powinni być zbyt przerażeni, żeby z nami
walczyć – wytłumaczył chirurg.
- Jak walczą jest więcej zabawy –
zauważył szermierz.
- Może i tak, ale jest to irytujące,
jak chcesz już sobie iść, a tych ciągle skądś przybywa.
Zielonowłosy wzruszył ramionami. Nie
mógł zaprzeczyć, że czasami bywało to męczące. Law zastanowił
się chwilę, po czym na jego usta wypłynął sadystyczny uśmiech.
- Możemy pokazać im, dlaczego powinni
się nas bać.
- Co masz na myśli? - Zoro wciąż nie
wiedział, o czym myśli drugi mężczyzna, ale już był pewny, że
będzie to zabawne.
- Najpierw oni. - Wskazał na grupkę
przed nimi. - Zostawmy sobie jednego.
- Załatwię to – zadeklarował
Roronoa i chwycił mocniej rękojeść katany.
Cały plac otoczyła niebieskawa
powłoka i w jednej chwili szermierz znalazł się pośrodku grupy
przeciwników, kiedy jeden z nich pojawił się obok chirurga.
Większość wrogów została pokonana w ciągu kilku sekund, a
jedyny ocalały leżał na ziemi, przyszpilony butem Trafalgara.
- Teraz mogę ci pokazać, jak wygląda
anatomia człowieka – zaproponował Law.
- Nigdy mnie to nie interesowało. -
Wzruszył ramionami tamten. Jednak po chwili uśmiechnął się. -
Ale chętnie pomogę ci unieruchomić go – zamruczał, po czym
szybkim ruchem wbił miecz w dłoń żołnierza, przybijając ją do
betonu.
Krzyk marynarza poniósł się echem
po okolicy. Piraci wymienili rozbawione spojrzenia. Chwilę później
druga ręka mężczyzny skończyła w podobny sposób, jak pierwsza,
a ofiara leżała na plecach, niezdolna do poruszania górnymi kończynami.
- Powinno wystarczyć. - Uśmiechnął
się Trafalgar. - Zacznijmy może od jelit... - dodał, naciskając
końcem swojego ostrza na podbrzusze ich ofiary.
Przez następne pół godziny
przeprowadzał dość szczegółowy wykład z anatomii ludzkiej,
zagłuszany od czasu do czasu przeraźliwymi wrzaskami. Zoro nie
wyglądał, jakby miał cokolwiek z tego zapamiętać, ale
zdecydowanie podobało mu się przedstawienie. Udało mu się nawet
wyciąć wątrobę, chociaż nie miał pojęcia, czym był organ,
który wyjął.
Inni marynarze pojawili się tylko
raz. Ale po zobaczeniu wyrazu twarzy piratów i tego, co ci robili,
niemal natychmiast się wycofali.
W końcu Roronoa uznał, że chce się
czegoś napić. Law musiał przyznać, że on też chętnie wróciłby
na statek. Obaj wciąż byli mocno wstawieni i mieli ochotę się
zdrzemnąć.
Po wejściu na pokład statku,
niewielu załogantów wciąż było przytomnych. Sanji opieprzył ich
za to, że sam musiał sprzątać (zarówno szermierz, jak i chirurg
całkowicie zapomnieli o zakładzie), a Robin poleciła im kąpiel,
żeby pozbyć się krwi, którą wciąż mieli na sobie.
Archeolog przez chwilę zastanawiała
się, czy którykolwiek z nich będzie pamiętał te wydarzenia. W
końcu alkohol różnie działa na ludzi...
fajne
OdpowiedzUsuń