poniedziałek, 2 stycznia 2017

"Rozkaz kapitana" [OP]

Tytuł: Rozkaz kapitana
Fandom: One Piece.
Występują: Luffy, Zoro, wspomniany Ace

Paring: Luffy x Zoro
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: spoilery (do przeskoku), yaoi, lekki angst na początku

Uwagi: akcja dzieje się po przeskoku. Zalecana jest znajomość fandomu
Opis: W ciągu dwóch lat, wiele może ulec zmianie.



~~~~
Zoro zszedł z bocianiego gniazda i udał się w kierunku kuchni. Tej nocy ponownie wypadała jego warta, ale nie zamierzał narzekać. Przez te dwa lata chyba nawet mu tego brakowało. Szumu wody, cicho uderzającej o burty statku, ciemnego pokładu, który znał na tyle dobrze, że jeszcze nigdy na nic nie wpadł po ciemku i świadomości, że jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo swoich przyjaciół.
- Robię się sentymentalny - mruknął, wchodząc do mesy i nalewając sobie wody do szklanki.
Nawet nie trudził się, żeby zapalić światło. Prawdopodobnie dlatego zauważył, w bladym świetle księżyca, samotną postać, siedzącą na rzeźbie dziobowej. Zmarszczył brwi, rozpoznając sylwetkę przyjaciela. Co Luffy tam robił, siedząc sam w środku nocy? Znając swojego kapitana, powinien on spać razem z większością męskiej części załogi lub próbować wykraść jedzenie. Czy to możliwe, że jego zwyczaje zmieniły się aż tak bardzo przez te dwa lata?
Bez dłuższego namysłu opuścił pomieszczenie i skierował się w stronę młodszego chłopaka. Byli w końcu przyjaciółmi, to było całkiem naturalne, że Zoro martwił się o Monkeya.
- Co się stało? - zapytał, zbliżając się do dziobu.
- Och, Zoro! - Luffy szybko przejechał dłońmi po twarzy. Prawdopodobnie po to, żeby zetrzeć z niej łzy. - Nic się nie stało.
Szermierz westchnął, stając obok gumiaka. Ten gość nigdy nie potrafił kłamać, to najwyraźniej się nie zmieniło.
- Luffy... - zaczął. I przerwał. Nie był pewien, co powinien powiedzieć. - Po prostu to powiedz.
Chłopak odwrócił się, siedząc teraz twarzą do zielonowłosego. Jego mina wyrażała smutek, a oczy przepełnione były rozpaczą i przerażeniem. Zoro nie chciał tego widzieć. Chciał, żeby jego przyjaciel znowu był wesoły. Wyciągnął ramiona i przyciągnął kapitana bliżej, obejmując go mocno. Być może nie było to jego zwyczajne zachowanie, ale w tej chwili nie miało to dla niego znaczenia. W stosunku do tego kretyna, zawsze był stanowczo za miękki.
- Co się stało? - powtórzył pytanie.
- Ja tylko... Nie mogłem spać. Znowu śniło mi się, jak Ace... - Nie dokończył. Nie musiał.
Zoro pokiwał głową, rozumiejąc ból przyjaciela. Wiedział o tragedii, jaka spotkała jego kapitana. Trudno było tego nie wiedzieć. Tylko, że do tego momentu nie wiedział, że Monkey wciąż tak bardzo przeżywa tamto wydarzenie. Wzmocnił uścisk, nie wiedząc, co powinien powiedzieć. Okazało się, że nie musiał.
- Nie byłem w stanie go uratować - wymamrotał Luffy. - Boję się, że was też nie zdołam. Nie chcę być nigdy więcej słaby.
Roronoa zrozumiał.
- Właśnie po to były te dwa lata, prawda? Żebyś mógł stać się silniejszy. My również. Każdy z nas trenował po to, aby być w stanie pływać po Nowym Świecie i nie polegać wyłącznie na tobie. Ale jeżeli zajdzie taka potrzeba, to jestem pewien, że zdołasz nam pomóc. - Szermierz mówił dokładnie to, co myślał. Zawsze należał do tych prostych ludzi.
- Jesteś pewien? - Oczy Luffiego zabłysły nadzieją.
- Oczywiście. Inaczej nie zgodziłbym się być częścią twojej załogi - przypomniał.
Kapitan przez chwilę mrugał, raczej zdziwiony, ale wkrótce potem uśmiechnął się szeroko. Wspiął się na palce i złączył swoje wargi z ustami zielonowłosego. Trwało to zaledwie chwilę, ale Zoro znieruchomiał, wpatrując się ze zdziwieniem w przyjaciela. Ten tylko się zaśmiał.
- Dziękuję, Zoro! - zawołał wesoło.
- Luffy... - Podniósł rękę do twarzy, zastanawiając się, czy to naprawdę miało miejsce. Poczuł, jak jego twarz robi się cieplejsza. Chociaż mógł stwierdzić, że policzki gumiaka również nabrały czerwonej barwy.
- Zróbmy to jeszcze raz! - zaproponował radośnie Monkey, już ciągnąc szermierza do bocianiego gniazda.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł... - zaczął niepewnie.
Przecież Luffy zawsze należał do tych niewinnych i niczego nieświadomych ludzi. Czy to było w porządku ze strony szermierza, zgodzić się na coś takiego? A może przez te dwa lata jego przyjaciel zmienił się bardziej, niż na to wyglądało?
- Zoro... - jęknął Monkey, po czym chyba wpadł na jakiś pomysł. - To jest rozkaz kapitana!
- No, skoro tak...
Tym razem nie stawiał oporu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz