poniedziałek, 2 stycznia 2017

"Brudzisz moje łóżko!" [OP, SnK]

Tytuł: Brudzisz moje łóżko!
Fandom: One Piece, Shingeki no Kyoujin
Występują: Zoro, Levi, kilku losowych zwiadowców i tytani
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: przekleństwa

Uwagi: Znajomość fandomów potrzebna do zrozumienia treści.
Opis: Grupka zwiadowców zostaje uratowana przez nieznanego człowieka, a Zoro znowu się gubi.



~~~~
 W zamku zwiadowców panowało zwyczajne zamieszanie. Każdy śpieszył się do wykonania swoich obowiązków. Szczególnie, że prace nadzorował Levi, którego obawiali się prawie wszyscy jego podwładni.
Cały ruch ustał jednak, kiedy na plac przed budynkiem wpadło kilku ludzi na koniach, niemal natychmiast podjeżdżając do kaprala.
- Co się stało? - zapytał tamten, zerkając krzywo na swoich podwładnych. Ich oddechy były mocno przyśpieszone, a stroje zniszczone w wielu miejscach.
- Zostaliśmy zaatakowani przez dużą liczbę tytanów! - zameldował jeden z nich. - Skończył nam się gaz i zużyliśmy wszystkie zapasowe ostrza...
- To jak udało wam się uciec? - Levi zmarszczył brwi, słuchając wypowiedzi mężczyzny.
- Ktoś nas uratował.
- Zwiadowca? - Brwi kaprala uniosły się. Przecież nikt inny nie opuszczał terenu zamku... A przynajmniej nikt nie powinien.
- Nie. Nikt z naszych. Nawet nie miał sprzętu do trójwymiarowego manewru! - zameldował tamten.
- To jak was uratował?
- Nie wiem. Po prostu zatrzymał wszystkie tytany. Przecinał je... Na początku chyba nawet nie znał ich słabych punktów, ale gdy mu powiedzieliśmy, gdzie ma celować, natychmiast się ich pozbył.
- Gdzie on teraz jest?
- Był z nami, ale teraz gdzieś zniknął... - mężczyzna podrapał się niepewnie po głowie, a Levi westchnął z rezygnacją.
- Poszukajcie go – rozkazał.
- Tak jest!
Kapral uznał, że chwilowo ma dość i udał się w kierunku swojego gabinetu.
*
Zoro sklął w myślach idiotę, który budował tak skomplikowane zamki. Nie, wróć! On przeklinał idiotę, który wybudował tak pojebaną wyspę!
Zszedł ze statku tylko po to, żeby iść do miasta i kupić sobie trochę sake. A trafił na jakieś wielkie bestie, które mógł zniszczyć tylko cios w kark i grupę identycznie wyglądających ludzi, którzy kazali mu iść z nimi. Poszedł, bo miał nadzieję, że dadzą mu coś do picia i wskażą drogę powrotną... Ale oni mu gdzieś zniknęli!
Warknął, mijając kolejny zakręt i odkrywając, że jest na drugim piętrze. Kiedy on się tutaj znalazł? Pokręcił z rezygnacją głową i otworzył jakieś drzwi. Zauważył łóżko, więc uznał, że najwyższa pora na drzemkę. Szukać może później.
Nie udało mu się złapać za dużo snu. Obudził się, czując, że ktoś wchodzi do pokoju. I najwyraźniej ten ktoś był wkurzony. Przekręcił się i szybko zerwał, wyczuwając nogę, która prawdopodobnie obrała za cel jego głowę. Spojrzał bykiem na człowieka przed nim... I zauważył czarnowłosego mężczyznę, który sięgał mu ledwo do piersi. Ledwo powstrzymał się od parsknięcia, za to warknął w jego stronę:
- Czego chcesz?
- Ja czego chcę? - nieznajomy wydawał się równie wkurzony. - To ty leżysz w moim łóżku, brudząc je!
- Brudząc...? - Roronoa przekrzywił głowę, wpatrując się z niedowierzaniem w rozmówcę. Naprawdę to były jego priorytety?
- Kim jesteś? Nie kojarzę cię – Krasnal zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie szermierzowi.
- Ja ciebie też pierwszy raz na oczy widzę. - Wzruszył ramionami. - Jestem Roronoa Zoro. A ty to..?
- Jestem kapralem w oddziale zwiadowców, Levi Ackerman.
- Zwiadowców... Nic mi to nie mówi. - Zoro ponownie rzucił się na łóżko, postanawiając chwilowo zignorować nieznajomego. - Tak czy inaczej, daj mi spać.
Levi poczuł, jak wypełnia go wściekłość. Domyślił się, że to o tym człowieku mówili jego ludzie, ale nie miał zamiaru z tego powodu traktować go ulgowo.
- Wstawaj! Nie dostałeś pozwolenia na przerwę... I na korzystanie z mojego łóżka!
Pirat leniwie uchylił powiekę i rzucił rozmówcy wyzywające spojrzenie.
- Zmuś mnie... karzełku.
Czarnowłosy szybkim krokiem podszedł do obcego i ponownie spróbował go kopnąć. Jego noga została zamknięta w stalowym chwycie rąk tamtego. Wyciągnął jeden miecz zamierzył się nim na przeciwnika.
Zoro jednym, płynnym ruchem zerwał się z łóżka i uniknął ostrza. Uśmiechnął się drapieżnie i mocno popchał nogę zwiadowcy, którą wciąż trzymał. Brunet dotarł do okna i zatrzymał się, przytrzymując framugi.
- Chcesz coś jeszcze powiedzieć, czy wolisz spotkanie z betonem na dole? - zapytał lekko Roronoa.
- Pieprz się! - warknął Levi, po czym użył sprzętu do trójwymiarowego manewru.
Dwie linki wystrzeliły i wbiły się w ściany budynków za oknem. On sam szybko wyniósł się z pomieszczenia i zawisł jakieś trzy metry ponad placem. Rzucił przeciwnikowi wyzywające spojrzenie.
- Wygląda interesująco – uznał szermierz, przeskakując nad parapetem i lądując miękko na ziemi. Wyciągnął katany, jedną z nich umieszczając w zębach. - Zabawmy się – zaproponował.
- Dawaj! - warknął kapral, starając się ukryć zaskoczenie, które go dopadło po tym, jak obcy tak po prostu zeskoczył z okna na drugim piętrze.
Zoro wzmocnił chwyt na katanach i wyskoczył w powietrze, celując ostrzami w przeciwnika. Ten dosłownie w ostatniej chwili zdołał odsunąć się, sprawnie manewrując linkami.
Sam podleciał do zielonowłosego, usiłując go trafić, ale on bez żadnych problemów zablokował jego ostrza, sam zadając cios. Levi zauważył, że nie zdąży uciec korzystając ze sprzętu, więc odbił się stopą od ramienia szermierza i odskoczył w tył. Dopiero wtedy ponownie zawisł na linkach, notując sobie w pamięci, że musi być znacznie ostrożniejszy.
Walczyli jeszcze jakiś czas, chociaż polegało to głównie na tym, że Levi usiłował zbliżyć się do Zoro, po czym ponownie się oddalał, gdy orientował się, że nie ma sposobności na wyprowadzenie ciosu. Roronoa poczuł się tym znudzony dość szybko.
- Trzeba chyba uziemić karzełka- rzucił z pozoru lekkim tonem, chociaż widział, jak te słowa denerwowały jego przeciwnika.
Ponownie skoczył, markując atak na zwiadowcę, ale gdy ten chciał uciec, zamachnął się i odciął liny. Brunet spadł na ziemię, obijając się mocno.
- Teraz wygląda to dużo lepiej. - Pokiwał głową z zadowoleniem.
- Zabiję cię za to! - warknął kapral, chociaż podejrzewał, że nie ma za dużych szans na spełnienie tej obietnicy.
- Próbuj – zaproponował Zoro, rzucając się do ataku.
Cięcia zostały zablokowane, ale katany bez większego problemy przecięły ostrza przeciwnika. Szermierz w ostatniej chwili obrócił swoje miecze tak, by uderzyć przeciwnika tępą stroną. Mimo to, siła uderzenia była na tyle duża, że Levi poleciał kilka metrów do tyłu i uderzył twardo w ziemię. Prawdopodobnie stracił przytomność, bo już się nie podniósł.
- Kapralu! - Roronoa usłyszał kilka krzyków i rozejrzał się, orientując, że wokół placu zebrał się spory tłumek. Większość zebranych rzucała mu niezbyt przychylne spojrzenia, ale chwilowo chyba nie zamierzali go atakować.
Zoro wzruszył ramionami i schował katany. Obrał przypadkowy kierunek i zaczął iść przed siebie. Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć jakiś sklep, gdzie sprzedawali sake, zanim wróci na statek.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz