poniedziałek, 2 stycznia 2017

"Zawsze możesz na mnie liczyć" [OP]

Tytuł: Zawsze możesz na mnie liczyć
Fandom: One Piece.
Paring: Sanji x Nami
Występują: Sanji, Nami, kilka przypadkowych osób, wspomniany Chopper
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: próba gwałtu

Uwagi: Znajomość fandomu potrzebna do zrozumienia specyfiki postaci, Akcja dzieje się krótko po Alabaście
Opis: Sanji spaceruje po mieście. Natyka się na nieprzyjemną scenę...



~~~~
Słońce stało wysoko na niebie, oświetlając szerokie uliczki miasta portowego, na kolejnej wyspie na Grand Line. Jasne ściany budynków odbijały promienie światła, dodatkowo oświetlając przechodniów i jeszcze bardziej podwyższając temperaturę panującą dookoła. Klimat wyspy należał do tych letnich, więc mieszkańcy byli przyzwyczajeni do gorących warunków pogodowych. Zapewne stąd też jasne barwy dominujące w ich ubiorach.
Sanji sklął pod nosem, ocierając pot, który zebrał mu się na czole. Garnitur, jego ulubiony strój przez większość czasu, teraz okazał się być przekleństwem. Czarne, długie spodnie i taki sam kolor obuwia zdawały się wręcz przyciągać promienie słoneczne. Nie pomógł nawet fakt, że marynarka razem z krawatem zostały na statku, a na sobie miał jasnoniebieską koszulę, której górne guziki były rozpięte. Upał wciąż atakował go bezlitośnie.
Skręcił w jedną z węższych alejek, gdzie panował półmrok. Niemal natychmiast odetchnął z ulgą. W myślach pogratulował sobie, że większość zakupów zrobił wieczorem, poprzedniego dnia i teraz nie musiał się z niczym spieszyć. Zapuścił się do miasta, skuszony wonią nowych, nieznanych sobie przypraw, która wspaniale komponowała się z zapachem soli, dolatującym znad wody.
Tak zagubił się w myślach o egzotycznych składnikach, że nie zauważył, kiedy ciepły i radosny gwar z pobliskiego bazaru został zastąpiony ciszą, charakterystyczną dla miejsc, których każdy porządny obywatel powinien unikać. Dopiero głośny i przerażony krzyk wyrwał kucharza z zamyślenia.
Ruszył biegiem w kierunku, z którego, jak podejrzewał, dobiegało to cudowne, rwące serce wołanie damy w opałach. Bo blondyn był pewien, że krzyczała kobieta. I dopiero po chwili dotarło do niego, że nie byle jaka kobieta, a jego wspaniała Nami-swan!
Mijając róg i wpadając na dwóch, nieznajomych sobie mężczyzn, nie wahał się ani sekundy. Wbił ich w chodnik za pomocą podeszew swoich butów, nie zastanawiając się nawet, czy są jakoś związani z tą sprawą. I właśnie wtedy zobaczył swoją rudowłosą towarzyszkę.
Sytuacja, w której znalazła się dziewczyna, zdecydowanie nie należała do ciekawych. Jej koszulka, której zakupem chwaliła się nie tak dawno, teraz leżała podarta na ziemi. Wciąż miała na sobie stanik, jednak dłonie jakiś podejrzanych typów sugerowały, że zaraz i on miał podzielić los tamtego fragmentu garderoby. Ręce nawigatorki były przyszpilone do muru, nad głową dziewczyny, a jej usta zablokowane kolejną kończyną. Zarówno ta sytuacja, jak i miny pięciu facetów, którzy ją otaczali, mówiły wystarczająco, aby w Sanjim aż się zagotowało z wściekłości.
Nieprzyjaciele nie mieli nawet czasu, żeby się zastanowić, co w nich uderzyło. Chwilę później leżeli wzdłuż ścian sąsiednich budynków, z różnym stanem uszkodzenia ciała. Od kilku połamanych kończyn i żeber (ten, który stał najdalej), po strzaskany kręgosłup i czaszkę (gość, dobierający się do bielizny dziewczyny).
Sam kucharz stał na środku pobojowiska i ściskał łkającą Nami, która wtuliła się, w jego klatkę piersiową. W normalnych warunkach zapewne dostałby co najmniej krwotoku z nosa. Ale to nie były normalne warunki, Dlatego też mocno obejmował nawigatorkę jedną rękę układając na jej drżących plecach, a drugą delikatnie głaszcząc jej włosy. Cały czas szeptał jej uspokajające słowa do ucha, starając się dodać jej otuchy.
Cieszył się, że akurat przechodził w pobliżu. Aż bał się pomyśleć, co by się stało, gdyby przybył chociaż trochę później. Obrazy, które podsuwał mu umysł, wcale nie pomagały. Na szczęście przerwał, zanim do czegokolwiek doszło i teraz łzy dziewczyny były tylko łzami przerażenia i ulgi. Nic, o czym nie dałoby się zapomnieć w przyszłości. Co nie zmieniało faktu, że chciał, by zobaczył ją lekarz.
- Wracajmy na statek, Nami-swan - zaproponował cicho, kiedy rudowłosa uspokoiła się nieco. Ta odsunęła się od niego i pokiwała powoli głową.
Blondyn nie mógł się powstrzymać i sięgnął dłonią, żeby zetrzeć łzy z jej policzka. Posłał jej ciepły uśmiech, dodający otuchy.
- Lepiej, żeby zobaczył cię Chopper - dorzucił jeszcze.
Chciał ruszyć w stronę portu, ale zorientował się, w jakim stroju jest jego towarzyszka. Jego wzrok padł na zapomniany kawałek materiału, który kiedyś był bluzką dziewczyny. To raczej nie nadawało się do noszenia. Nagle pożałował, że nie wziął ze sobą marynarki, ale nie zmieniało to faktu, że dziewczyna musiała coś ubrać.
Z braku innych pomysłów, zaczął odpinać guziki swojej koszuli. Już chwilę później zarzucił ją na ramiona Nami i zabrał się za ponowne jej zapinanie. Gdy skończył, wyprostował się, przyglądając się rudowłosej.
Koszula była na nią zdecydowanie za długa i luźna, jednak zakrywała wszystko, co powinna i to musiało wystarczyć w drodze na statek. Gdy wzrok nawigatorki padł na gołą teraz klatkę piersiową mężczyzny, jej policzki oblały się rumieńcem, a opuchnięte od płaczu oczy skupiły się na chodniku pod jej stopami.
- Dziękuję, Sanji-kun - wymamrotała.
- Zawsze możesz na mnie liczyć - zadeklarował i objął ją lekko ramieniem, prowadząc do portu.
Gdy byli na pokładzie, kucharz zaczął iść w stronę gabinetu Choppera, ale Nami go zatrzymała.
- Poradzę sobie - mruknęła. Czuła się nieco zawstydzona, przebywając w towarzystwie półnagiego mężczyzny, którego koszulę miała na sobie, i który dopiero co pomógł jej w niezbyt komfortowej sytuacji.
- Rozumiem... - Sanji źle zinterpretował i poczuł się odrzucony. Jednak starał się tego po sobie nie okazywać. - Uważaj na siebie, Nami-swan!
Obrócił się, chcąc udać się do kuchni. W końcu miał obiad do przygotowania. Jednak znieruchomiał, gdy poczuł drobne palce zaciskające się na jego przedramieniu.
- Sanji... - zaczęła Nami.
Blondyn spojrzał na nią. Już po chwili czuł, jak jego usta spotykają się z wargami dziewczyny. Wahał się tylko przez moment, po czym sam odwzajemnił pocałunek. Trwali tak jakiś czas, obejmując się. Mieli wrażenie, jakby cały świat dookoła nich przestał istnieć.
Oderwali się od siebie dopiero wtedy, kiedy zabrakło im powietrza. Nami odsunęła się pierwsza, czując, jak jej twarz płonie. Sanji nie pozostawał jej dłużny z wściekle czerwonymi policzkami.
- To było w ramach podziękowania. - Rudowłosa doszła do siebie i teraz starała się ponownie przybrać maskę "chciwej wiedźmy", jak to ją określał pewien osobnik. - Następne już będą cię kosztować. - Mrugnęła do niego, chwytając klamkę do drzwi gabinetu Choppera. - Co powiesz na lody?
Sanji stał jeszcze przez chwilę, wpatrując się w zamknięte drzwi i usiłując wyjść z szoku. W końcu udał się do kuchni i zabrał za przygotowywanie obiadu. W międzyczasie gwizdał wesoło, a szeroki uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Tak samo, jak jaskrawy rumieniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz