Tytuł: Noc z życia Huncwotów
Fandom: Harry Potter
Występują: Huncwoci
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: brak. Dla tych, którzy nie czytali (oglądali), mogą pojawić się jakieś spoilery (być może...)
Uwagi: Akcja dzieje się, gdy Huncwoci wciąż chodzą do Hogwartu, gdzieś w okolicach ich czwartego/piątego roku.
Opis: Huncwoci stoją przed poważnym problemem. Jeżeli zostaną jeszcze raz przyłapani na łamaniu regulaminu, wylecą ze szkoły. Jednak kto powiedział, że muszą go łamać...?
Na błoniach wokół
Hogwartu już dawno zapadł zmrok. Jednak czwórka osób,
przebywająca obecnie w pokoju wspólnym Gryffindoru, niewiele sobie
z tego robiła. Był piątek: idealny dzień, żeby wywinąć jakiś
numer. Niestety, istniał jeden, aczkolwiek dość istotny, problem.
McGonagall wyraźnie dała im do zrozumienia, że jeżeli jeszcze
raz, w ciągu tego miesiąca, złamią chociaż najmniejszy szkolny
przepis, cała paczka wyleci ze szkoły. Zazwyczaj przymykała oko na
ich wygłupy, większości nawet nie była w stanie im udowodnić,
jednak tym razem miała dość ważne powody, aby pilnować
dyscypliny u swoich uczniów. Mianowicie: wizytacja z ministerstwa.
- Łapo, też
uważam, że przemalowanie pokoju wspólnego Ślizgonów na różowo
to świetny pomysł, ale musimy pamiętać, że jeżeli zostaniemy
złapani na przebywaniu o tej porze poza pokojem, wylecimy. - Remus
westchnął cicho, kiedy po raz kolejny został zmuszony do
tłumaczenia przyjaciołom, dlaczego akurat w tym miesiącu nie
powinni się wychylać.
- On ma rację, nie
powinniśmy narażać się McGonagall – przytaknął szybko Peter,
chociaż jego wzrok powędrował w kierunku Jamesa, jakby mając
nadzieję, że ten nie zacznie się z nimi kłócić.
Potter natomiast
wpatrywał się w tereny Hogwartu widoczne przez okna, jak zawsze, kiedy
usiłował obmyślić kolejny żart. Sprawiło to, że Syriusz
uśmiechnął się szeroko, a Lupin pokręcił głową z
niedowierzaniem. Nawet im nie przejdzie płazem wylecenie ze szkoły…
- Lunatyku… -
zaczął w końcu Rogacz, spoglądając na przyjaciela z nieznacznym
uśmiechem, który pozostali chłopcy znali aż za dobrze. I, pomimo
wcześniejszych różnic poglądów, teraz wszyscy spoglądali na
czarnowłosego z równym podekscytowaniem – powiedz mi, jak
DOKŁADNIE brzmią przepisy dotyczące ciszy nocnej?
Zapytany spojrzał
na niego uważnie, usiłując przypomnieć sobie ten fragment
regulaminu szkoły.
- Uczniowie nie mogą
opuszczać łóżek po godzinie dwudziestej drugiej? - odpowiedział
w końcu, chociaż zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
James pokiwał
głową, uśmiechając się szeroko. Remus dopiero po chwili
zrozumiał sugestię, a na jego ustach odmalował się grymas podobny
do tego, goszczącego na twarzy przyjaciela.
- Rozumiem! -
wykrzyknął po kilku kolejnych sekundach Black, który również
właśnie przetrawił przytoczony punkt kodeksu.
Jedynie Pettigrew
spoglądał po pozostałych chłopcach z niezrozumieniem wypisanym na
twarzy. W końcu poddał się i przestał usiłować nadążyć.
- Nie rozumiem –
przyznał.
Trójka Huncwotów
przeniosła na niego rozbawione spojrzenia. W końcu to Lunatyk był
tym, który postanowił zlitować się nad przyjacielem.
- Glizdogonie,
zastanów się. Nie możemy opuszczać łóżek – podsunął
wskazówkę, nie chcąc wydawać od razu całego planu.
Peter pokiwał
głową, chociaż dalej nie potrafił nadążyć za tokiem myślowym
pozostałej trójki. Nie bez powodu najczęściej po prostu robił za
czujkę, a planowanie pozostawiał innym.
- Dopóki jesteśmy
w łóżkach, nikt nic nie może nam zrobić – dodał James, już
się podnosząc i obracając w stronę dormitorium chłopców.
- Zamierzacie po
prostu iść do łóżek? - Glizdogon wydawał się nieco
zawiedziony. Nie spodziewał się, że sławni Huncwoci tak po prostu
się poddadzą. Chociaż z drugiej strony, odczuwał też pewnego
rodzaju ulgę.
- Tak. - Skinął
głową Syriusz, również kierując się w kierunku schodów. - Do
łóżek. Ale nikt nie sprecyzował, gdzie te łóżka mają się
znajdować.
Dopiero te słowa
sprawiły, że Peter wyszczerzył się szeroko i również poderwał
z fotela, który chwilę wcześniej okupował. Biegiem ruszył za
pozostałymi.
Zaledwie kilka
minut później cała czwórka siedziała na swoich miejscach i
zrzucali z nich ostatnie niepotrzebne rzeczy. Nie chcieli przypadkiem
zgubić po drodze jakiegoś fragmentu garderoby czy ważnych notatek.
- Gotowi? - zapytał
Rogacz, trzymając w dłoni różdżkę.
- Oczywiście –
przytaknęli pozostali Huncwoci.
Wystarczyło jedno
proste zaklęcie, by po chwili cztery łóżka frunęły z pełną
prędkością w stronę wyjścia. Nie było to co prawda to samo, co
latanie na miotle, ale uczucie również było niesamowite. Przy
schodach pojawił się drobny problem, ale wystarczyło poszerzyć
nieco przejście, by nowe pojazdy Gryfonów wydostały się do pokoju
wspólnego, po czym na korytarz, budząc przy okazji Grubą Damę.
Żaden z nich nie
usłyszał narzekań obrazu na tą gwałtowną pobudkę, ponieważ
korytarze wypełniły się głośnym śmiechem czwórki uczniów,
którzy postanowili urządzić sobie wyścig łóżek. Opanowanie
skręcania i przyśpieszania zajęło im zaledwie kilka korytarzy,
dzięki czemu drzwi do Wielkiej Sali minęli już jako cztery
rozmazane smugi. Na prowadzeniu utrzymywali się James i Syriusz,
usiłując wyprzedzić się nawzajem. Zaledwie pół metra za nimi
leciał Remus, który również śmiał się wesoło, ale przy okazji
rozglądał się uważnie dookoła. Mimo wszystko, nie był aż tak
pewny, czy uda im się uniknąć kary. Na szarym końcu leciał
Peter, starając się nadążyć za pozostałymi.
- Lecimy do lochów?
- zapytał Rogacz, oglądając się na pozostałych.
- Jasne! Może uda
się potrącić jakiegoś Ślizgona? - zaproponował Łapa ze
śmiechem.
Mijając kolejne
skrzyżowanie, zostali zmuszeni do gwałtownej zmiany planów. W
korytarzu, prowadzącym do lochów, stał Filch z groźną miną. Nie
zdołał w żaden sposób zatrzymać lecących z olbrzymią
prędkością łóżek, ale sama jego obecność wystarczyła, aby
chłopcy zmienili trasę przelotu.
- Było blisko –
zaśmiał się radośnie James.
Black i Lupin
przyłączyli się do jego wybuchu radości. Remus chwilowo pozwolił
sobie odsunąć od siebie wszelkie obawy. Pozostała trójka zawsze
na niego w ten sposób działała. Peter również zaśmiał się
cicho, jednak on bardziej skupiał się, aby nie stracić z oczu
swoich przyjaciół. Wizja zostania samemu i bycia przyłapanym nieco
go przerażała.
Jednak ich radość
nie trwała zbyt długo. Minęli kolejne kilka korytarzy, jeszcze dwa
zestawy schodów, po czym nagle poczuli, jak ich łóżka zostają
gwałtownie zatrzymane.
- Co ja wam mówiłam
o ponownym łamaniu regulaminu? - usłyszeli niebezpiecznie brzmiący
głos McGonagall.
- Mówiłem…
Mówiłem, że dla nich najlepsze będą kary cielesne… - wysapał
Filch, który znajdował się zaraz obok opiekunki Gryffindoru. Po
jego urywanym oddechu można było przypuszczać, że biegł całą
drogę za kobietą.
- Pani profesor,
jakie łamanie regulaminu? - zapytał niewinnym głosem Łapa,
posyłając nauczycielce swój najbardziej czarujący uśmiech.
- Proszę nie
próbować mnie oszukać, panie Black! Jest zakaz opuszczania pokoi
po ciszy nocnej.
- Nie do końca –
zaprotestował Rogacz, papugując uśmiech przyjaciela.
- Co ma pan na
myśli, panie Potter? - zapytała kobieta, ledwo powstrzymując
kąciki ust przed uniesieniem się. Ta grupka zawsze potrafiła
przebić się do jej gryfońskiego serca.
- Niech pani ich nie
słucha! Należy ich natychmiast ukarać i… - zaczął protestować
woźny, ale Minerwa przerwała mu ostro.
- Nie ma pan
przypadkiem czegoś innego do roboty? Zajmę się karą dla tych
tutaj – zapewniła, posyłając mężczyźnie ostre spojrzenie.
Nawet ktoś taki jak Argus Filch nie był w stanie sprzeciwić się
tej kobiecie.
- Jasne… -
wymamrotał i obrócił się na pięcie, kierując się w inne rejony
szkoły.
- Co macie na swoje
usprawiedliwienie? - zapytała ponownie kobieta, spoglądając srogo
na swoich podopiecznych.
- W regulaminie
szkoły wyraźnie jest napisane, że obowiązuje „zakaz opuszczania
łóżek” po ciszy nocnej. Jak pani widzi, my swoich nie
opuściliśmy – powiedział Lunatyk swoim najlepszym,
dyplomatycznym tonem.
Nauczycielka
transmutacji wytrzymała tylko kolejne kilka sekund, racząc swoich
ulubionych uczniów ostrym spojrzeniem. Po chwili uśmiechnęła się
lekko, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Tym razem wam się
to upiecze. Jednak oczekuję, że natychmiast wrócicie do swoich
dormitoriów. Razem z łóżkami. Możecie być pewni, że regulamin
zostanie odpowiednio zmodyfikowany.
Huncwoci spojrzeli
po sobie, wymieniając się nieznacznymi uśmiechami.
- Tylko pani
profesor wie… Bardzo trudno steruje się czymś tak wielkim… Czy
stanie się coś złego, jeżeli nieco zboczymy z trasy, oczywiście
czystym przypadkiem, i zahaczymy o… Taki pokój wspólny
Slytherinu, na przykład? - zapytał delikatnie James.
- Oczywiście,
podajemy po prostu przykład! I to wcale nie tak, że zrobimy to
celowo, po prostu łóżka to nie miotły! - poparł go natychmiast
Remus.
- A jeżeli ściany
ich pokoju wspólnego będą jutro różowe, to wcale nie z naszej
winy – dołączył Syriusz.
Kobieta ponownie
spojrzała uważnie po twarzach Huncwotów. Jednak w końcu jej
wewnętrzny Gryfon zdobył przewagę nad surowym nauczycielem.
- Tylko, jeżeli
zrobicie to czystym przypadkiem, kierując się do swoich
dormitoriów. Oczywiście, musicie przy tym zachować ciszę. I nie
pomogę wam, jeżeli inny nauczyciel was przyłapie – ostrzegła od
razu.
Na twarzach czwórki
chłopców natychmiast wymalowały się szerokie uśmiechy, kiedy
szybkim machnięciem różdżek odwrócili łóżka i skierowali je w
odpowiednią stronę.
Minerwa zdołała
dotrzeć do swojej komnaty, zanim zgięła się wpół, wybuchając
niepowstrzymanym śmiechem. Och, uwielbiała tych rozrabiaków! Nie
mogła się doczekać miny opiekuna Slytherinu podczas jutrzejszego
śniadania! Ciekawiło ją też, ile osób zwróci uwagę na „drobną”
zmianę w kodeksie szkoły...
*Nie do końca pamiętam, o której godzinie zaczynała się cisza nocna, dlatego też pozwoliłam sobie strzelać. Również miałam pewne wątpliwości, jaki był widok przez okno z pokoju Gryffingoru, dlatego posłużyłam się po prostu określeniem "tereny Howartu"... Rozważałam napisanie jeziora, albo boiska do quidditcha, ale ostatecznie uznałam, że wolę nie zrobić tego typu pomyłki...
*Nie do końca pamiętam, o której godzinie zaczynała się cisza nocna, dlatego też pozwoliłam sobie strzelać. Również miałam pewne wątpliwości, jaki był widok przez okno z pokoju Gryffingoru, dlatego posłużyłam się po prostu określeniem "tereny Howartu"... Rozważałam napisanie jeziora, albo boiska do quidditcha, ale ostatecznie uznałam, że wolę nie zrobić tego typu pomyłki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz