poniedziałek, 2 stycznia 2017

"Największy przeciwnik" [OP]

Tytuł: Największy przeciwnik
Fandom: One Piece.
Występują: Zoro, Mihawk, nieznany z imienia szermierz
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: 
śmierć postaci, może trochę angst
Uwagi: Znajomość fandomu (przynajmniej do Arlong Parku) potrzebna do zrozumienia treści, future!fic, zainspirowane piosenką "Never Surrender"
Opis: Kim tak naprawdę jest nasz największy przeciwnik?



~~~~
 Mimo, że od tamtego wydarzenia minęło już tyle lat, wciąż doskonale pamiętał słowa, które zostały wypowiedziane. Słowa, które na początku nic dla niego nie znaczyły. Były jedynie czczą pogróżką, bezwartościowym ostrzeżeniem, pochodzącym z ust umierającego człowieka. Bo wtedy naprawdę zdawały się nie mieć najmniejszego sensu.
To nie ja byłem twoim największym przeciwnikiem.
Co to niby miało znaczyć? Dla szermierza, który dopiero co zdobył tytuł najlepszego, brzmiały co najmniej absurdalnie. Kto mógłby być większym przeciwnikiem od człowieka, który do tej pory dzierżył miano najpotężniejszego? Dlatego zachowywał się tak, jakby te słowa nigdy nie padły.
Ta walka nie zakończy twoich zmagań.
To wydawało się oczywiste. Przecież, żeby zachować swój tytuł, musiał wciąż trenować. Żeby nie dać się pokonać kolejnym przeciwnikom. Tych z pewnością było jeszcze wielu na świecie. Jednak, jak zwykle, tamten drań miał na myśli coś zdecydowanie innego.
Najgorszy przeciwnik to ten, który widzi rzeczy, które wolałbyś, żeby nigdy nie ujrzały światła dziennego.
To zdanie sprawiło, że wtedy poczuł wstręt do pokonanego przeciwnika. Jedyna osoba, która potrafiła dostrzec jego największe tajemnice, była jednocześnie jego najlepszym przyjacielem. A w stosunku do niego, mógł być pewien tylko jednej rzeczy: kapitan nigdy by go nie zdradził. Dlatego właśnie słowa odchodzącego wojownika stały się dla niego jeszcze mniej istotne. Jakby nie potrafił pogodzić się z porażką, więc usiłował skłócić go z towarzyszami. Chyba nigdy nie pomylił się aż tak bardzo. Ponieważ w tej sprawie, tamten mężczyzna również miał rację. I wcale nie miał na myśli jego przyjaciela.
Nigdy nie poczujesz się wystarczająco silny.
To również była prawda. Nigdy nie zaprzestał treningów. Z biegiem czasu odsunął od siebie wszystkich, którzy mieli dla niego jakiekolwiek znaczenie. W pewnym momencie, nawet kapitan odpuścił. A on wciąż dawał z siebie wszystko, poprawiając swoje nieprawdopodobnie wysokie umiejętności. Bo była jeszcze jedna osoba, która wciąż zdawała sobie sprawę ze wszystkich jego słabości. Jedna osoba, przed którą nie był w stanie ukryć niczego. Jego największy wróg, którego nie był w stanie pokonać.
Dostrzeżesz to wtedy, kiedy w pełni zrozumiesz wynik tego pojedynku.
Wtedy myślał, że starszy szermierz sobie z niego kpił. Przecież to rozumiał. Wygrał. Był najlepszy. Zrobił to. Jednak świadomość tego dochodziła do niego powoli, stopniowo. I dopiero kilka tygodni później, pojął to w pełni. To wtedy też zaczął katować się treningami i odsuwać się od najbliższych. Nie było go przy nich nawet wtedy, kiedy ci spełniali swoje największe marzenia. Był zajęty przygotowywaniem się na walkę ze swoim najgroźniejszym przeciwnikiem. Na walkę, która nigdy nie nadeszła i nigdy miała nie nadejść.
Dopiero na końcu zrozumiesz, że nie był to przeciwnik wart takiego poświęcenia.
Tak, teraz to rozumiał. Tyle poświęcił, tyle stracił… Wszystko ze względu na tą jedną osobę. Osobę, która nie zasługiwała na choćby odrobinę uwagi. Na cień zaufania, którą została obdarzona. Na to zainteresowanie, jakie wzbudzała. Na spojrzenia pełne zawodu, które co jakiś czas otrzymywała. I w końcu na te łzy, które zapewne wycisną się, mimo woli, z kilku par oczu, kiedy już to wszystko się zakończy.
Wiesz, o kim mówię, Roronoa?
Wtedy tego nie wiedział. Nie chciał wiedzieć. Nie obchodziło go to. Teraz, kiedy w jego polu widzenia widniał jedynie ten kawał żelastwa, wystający z jego klatki piersiowej oraz zmęczony i wciąż nieco niepewny uśmiech jego następcy, usta Jatrzębiookiego poruszyły się ponownie w jego wspomnieniach. I teraz świetnie wiedział, co tamten próbował mu przekazać.

- Sam dla siebie będziesz największym przeciwnikiem – powtórzył teraz na głos, chociaż sam nie wiedział, czy była to ostatnia mądrość, jaką mógł przekazać następcy, oddanie hołdu poprzednikowi… Czy też może ostatni przebłysk zrozumienia, kiedy dotarły do niego błędy, popełnione w życiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz