Fandom: One Piece.
Występują: Zoro, Mihawk, nieznany z imienia szermierz
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: śmierć postaci, może trochę angst
Uwagi: Znajomość fandomu (przynajmniej do Arlong Parku) potrzebna do zrozumienia treści, future!fic, zainspirowane piosenką "Never Surrender"
Opis: Kim tak naprawdę jest nasz największy przeciwnik?
~~~~
Mimo, że od
tamtego wydarzenia minęło już tyle lat, wciąż doskonale pamiętał
słowa, które zostały wypowiedziane. Słowa, które na początku
nic dla niego nie znaczyły. Były jedynie czczą pogróżką,
bezwartościowym ostrzeżeniem, pochodzącym z ust umierającego
człowieka. Bo wtedy naprawdę zdawały się nie mieć najmniejszego
sensu.
To nie ja byłem
twoim największym przeciwnikiem.
Co to niby miało
znaczyć? Dla szermierza, który dopiero co zdobył tytuł
najlepszego, brzmiały co najmniej absurdalnie. Kto mógłby być
większym przeciwnikiem od człowieka, który do tej pory dzierżył
miano najpotężniejszego? Dlatego zachowywał się tak, jakby te
słowa nigdy nie padły.
Ta walka nie
zakończy twoich zmagań.
To wydawało się
oczywiste. Przecież, żeby zachować swój tytuł, musiał wciąż
trenować. Żeby nie dać się pokonać kolejnym przeciwnikom. Tych z
pewnością było jeszcze wielu na świecie. Jednak, jak zwykle,
tamten drań miał na myśli coś zdecydowanie innego.
Najgorszy
przeciwnik to ten, który widzi rzeczy, które wolałbyś, żeby
nigdy nie ujrzały światła dziennego.
To zdanie sprawiło,
że wtedy poczuł wstręt do pokonanego przeciwnika. Jedyna osoba,
która potrafiła dostrzec jego największe tajemnice, była
jednocześnie jego najlepszym przyjacielem. A w stosunku do niego,
mógł być pewien tylko jednej rzeczy: kapitan nigdy by go nie
zdradził. Dlatego właśnie słowa odchodzącego wojownika stały
się dla niego jeszcze mniej istotne. Jakby nie potrafił pogodzić
się z porażką, więc usiłował skłócić go z towarzyszami.
Chyba nigdy nie pomylił się aż tak bardzo. Ponieważ w tej
sprawie, tamten mężczyzna również miał rację. I wcale nie miał
na myśli jego przyjaciela.
Nigdy nie
poczujesz się wystarczająco silny.
To również była
prawda. Nigdy nie zaprzestał treningów. Z biegiem czasu odsunął
od siebie wszystkich, którzy mieli dla niego jakiekolwiek znaczenie.
W pewnym momencie, nawet kapitan odpuścił. A on wciąż dawał z
siebie wszystko, poprawiając swoje nieprawdopodobnie wysokie
umiejętności. Bo była jeszcze jedna osoba, która wciąż zdawała
sobie sprawę ze wszystkich jego słabości. Jedna osoba, przed którą
nie był w stanie ukryć niczego. Jego największy wróg, którego
nie był w stanie pokonać.
Dostrzeżesz to
wtedy, kiedy w pełni zrozumiesz wynik tego pojedynku.
Wtedy myślał, że
starszy szermierz sobie z niego kpił. Przecież to rozumiał.
Wygrał. Był najlepszy. Zrobił to. Jednak świadomość tego
dochodziła do niego powoli, stopniowo. I dopiero kilka tygodni
później, pojął to w pełni. To wtedy też zaczął katować się
treningami i odsuwać się od najbliższych. Nie było go przy nich
nawet wtedy, kiedy ci spełniali swoje największe marzenia. Był
zajęty przygotowywaniem się na walkę ze swoim najgroźniejszym
przeciwnikiem. Na walkę, która nigdy nie nadeszła i nigdy miała
nie nadejść.
Dopiero na końcu
zrozumiesz, że nie był to przeciwnik wart takiego poświęcenia.
Tak, teraz to
rozumiał. Tyle poświęcił, tyle stracił… Wszystko ze względu
na tą jedną osobę. Osobę, która nie zasługiwała na choćby
odrobinę uwagi. Na cień zaufania, którą została obdarzona. Na to
zainteresowanie, jakie wzbudzała. Na spojrzenia pełne zawodu, które
co jakiś czas otrzymywała. I w końcu na te łzy, które zapewne
wycisną się, mimo woli, z kilku par oczu, kiedy już to wszystko
się zakończy.
Wiesz, o kim
mówię, Roronoa?
Wtedy tego nie
wiedział. Nie chciał wiedzieć. Nie obchodziło go to. Teraz, kiedy
w jego polu widzenia widniał jedynie ten kawał żelastwa, wystający
z jego klatki piersiowej oraz zmęczony i wciąż nieco niepewny
uśmiech jego następcy, usta Jatrzębiookiego poruszyły się
ponownie w jego wspomnieniach. I teraz świetnie wiedział, co tamten
próbował mu przekazać.
- Sam dla siebie
będziesz największym przeciwnikiem – powtórzył teraz na głos,
chociaż sam nie wiedział, czy była to ostatnia mądrość, jaką
mógł przekazać następcy, oddanie hołdu poprzednikowi… Czy też
może ostatni przebłysk zrozumienia, kiedy dotarły do niego błędy,
popełnione w życiu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz