Fandom: One Piece.
Występują: Ace, Law, Marco, wspomnieni: Luffy, Białobrody i załoganci Lawa
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: spoilery (może trochę, tak do okolic Alabasty)
Uwagi: Akcja dzieje się krótko po otrzymaniu przez Luffy'ego jego pierwszego listu gończego. Znajomość fandomu raczej potrzebna do zrozumienia treści.
Opis: Ace cieszy się, że jego braciszek dostał swój pierwszy list gończy. Law nie podziela jego entuzjazmu...
~~~~
Powietrze przepełniał gwar rozmów, śmiechów i śpiewów z pobliskich karczm. Typowe dźwięki dla nocy w mieście portowym. Żeglarze i piraci w końcu mogli sobie pozwolić na chwilę relaksu w towarzystwie dobrego alkoholu, z czego z chęcią korzystali.
Jedną z wąskich uliczek szedł Law. On, w przeciwieństwie do towarzyszy, potrafił zachować umiar z napojami wyskokowymi. Dlatego szedł prosto i, nawet jeżeli kręciło mu się w głowie, nie dawał tego po sobie poznać.
W pewnym momencie, drogę zostawił mu jakiś nieznajomy. Miał czarne włosy, a twarz ozdabiały liczne piegi. Gość wydawał się mocno wstawiony, dlatego Trafalgar zmarszczył brwi i usiłował go wyminąć. Nie udało mu się.
Ace, bo to on był pijanym chłopakiem, położył mu rękę na ramieniu, przytrzymując w miejscu. Chirurg był zdziwiony, że ktoś, kto ma w sobie tyle promili, posiada jeszcze takie pokłady siły. Jednak nie dał po sobie niczego poznać, tylko zmierzył przeciwnika niechętnym spojrzeniem.
- O co chodzi? - zapytał chłodno.
- Wiidziałeeś? - wybełkotał tamten, przeciągając niektóre samogłoski. - Mój... braciszek... Został piratem! - pochwalił się, czkając przy okazji.
- To naprawdę wspaniale... - rzucił sarkastycznie Law.
Uśmiech na twarzy Ace'a jasno wskazywał na to, że nie wyczuł ironii.
- Napij się ze mną! - zaproponował, już ciągnąc go w stronę pobliskiego baru.
- Nie mam czasu, żeby z tobą gdziekolwiek iść! - warknął Trafalgar, wyrywając ramię z uścisku i próbując odejść od irytującego typa.
- Próbujesz obrazić mojego braciszka?! - wykrzyknął Portgas, odrzucając go wyzywającym spojrzeniem.
Chirurg ponownie przyjrzał się sylwetce nieznajomego. Ledwie trzymał się na nogach, od wypitego alkoholu, a do tego raczej nie był do końca świadom tego, co się wokół niego działo. Lekarz postanowił to wykorzystać.
- Co powiesz na mały pojedynek? Jeżeli wygrasz, pójdę z tobą. Jeżeli przegrasz, dasz mi spokój.
- Dobra - zgodził się bez chwili zastanowienia.
Law chwycił Kikoku, obserwując poczynania drugiego z mężczyzn. Był niemal pewien, ze tamten złapie sztylet, który miał przypięty do uda. Zamiast tego, gość rzucił się na niego z gołymi pięściami. Nodachi wykręciło luk w powietrzu i już po chwili zagłębiło się w podbrzusze przeciwnika. Jednak zamiast krwi, w tym miejscu pojawiło się kłębowisko ognia, przez które ostrze po prostu przeleciało, tym samym pozbawiając atakującego równowagi. Trafalgar zatoczył się do przodu, a jego twarz spotkała się z pięścią Portgasa. Zrobił kilka kroków do tyłu, zaskoczony tym obrotem spraw.
Ponownie przyjrzał się piegowatemu. Ten stał w pozycji bojowej i nic nie wskazywało na to, że jeszcze chwilę wcześniej został niemal przecięty na pół. Chirurg zmrużył oczy. "Użytkownik?" pomyślał. "To znaczy, że będę musiał być ostrożniejszy."
Ledwo zdążył o tym pomyśleć, w jego stronę poleciało kilka ognistych pocisków. Miał zaledwie sekundy na zareagowanie, dlatego uniósł swoją broń, usiłując się zasłonić. Kikoku zablokował większość ataków, ale dwa i tak zdołały dosięgnąć chirurga. Chwilę później, również Ace biegł w jego stronę.
- Room - mruknął Law, przenosząc się na druga stronę uliczki, a zamiast niego, na torze lotu pieści ognika, pojawiła się jakaś drewniana skrzynka.
Trafalgar ponowił atak, ale zdawał sobie sprawę, że nie za wiele może zdziałać. Jego przeciwnik był Logią, zwykłe ataki na niego nie działały...
Wymiana ciosów trwała jeszcze chwilę, jednak chirurg coraz gorzej widział prawdopodobne zakończenie pojedynku. Ponownie przepołowił przeciwnika, a tamten znowu przemienił się w ogień i zrósł w całość. W momencie, w którym obydwoje mieli po raz kolejny zaatakować, u wylotu uliczki pojawiła się jeszcze jedna postać.
- Oi, Ace! Co ty tu robisz? - zapytał blondyn, mierząc chirurga ostrożnym spojrzeniem.
- Marco! - ucieszył się Portgas. - Widziałeś? Mój braciszek dostał list gończy! - zakrzyknął rozradowany brunet, wyciągając zza pasa pomięty list gończy.
- Tak, pokazywałeś mi to już dzisiaj dokładnie dwadzieścia cztery razy. - Gość machnął ręką. - Ojczulek cię szuka.
Law, który przyglądał się wymianie zdań, teraz przypomniał sobie, skąd kojarzył blondyna.
- Jesteś Marco "Feniks", prawda? Od Białobrodego? - zorientował się.
- Tak - przytaknął tamten. - Obawiam się jednak, że dzisiaj nie skończycie tego pojedynku, bo zaraz musimy wypływać.
Trafalgar pokiwał głową. Ace wymamrotał coś jeszcze jękliwie, po czym... padł na środku drogi. Marco jedynie westchnął i podszedł do niego, zbierając chłopaka z ziemi.
- Widzisz? Mówiłem ci, żebyś tyle nie pił. Yoi. - Westchnął ponownie i ruszył w swoją stronę.
Chirurg podszedł do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą leżał Portgas i podniósł z ziemi zostawiony tam przez niego list gończy. Przyjrzał się uważnie zdjęciu.
- Monkey D. Luffy, tak? - zapytał sam siebie. - Chyba warto zapamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz