Fandom: One Piece.
Status: zakończone.
Część: 1/4
Ostrzeżenia: lekki angst, zaburzenia psychiczne (autyzm/zespół Aspergera)
Uwagi: akcja dzieje się gdzieś między Water 7 a Thriller Bark. Znajomość fandomu (do tego momentu co najmniej) raczej potrzebna do zrozumienia treści.
Opis: Załoga przybywa na pozornie spokojną wyspę. Po serii różnych wydarzeń, Zoro kończy w bazie marynarki, uwalniając stamtąd dziwną, zamkniętą w sobie dziewczynę. Jaki sekret skrywa i jak potoczą się ich dalsze losy?
~~~~
Kolejna wyspa
właściwie niewiele różniła się od tych, które załoga
Słomianego Kapelusza odwiedziła do tej pory. Piaszczysta plaża, za
którą rozciągał się gęsty las, skrywający drogę do wysokich i
stromych gór. Na pierwszy rzut oka wydawała się bezludna, pewnie
też z tego powodu piraci pozwolili sobie na chwilę nieuwagi. Którą
to teraz z takim zapałem przeklinał Zoro.
Już od kilku
godzin łaził bez celu po systemie jaskiń, który zdawał się
rozciągać pod całą, znacznie większą niż się z początku
wydawało, wyspą. Gdy przybyli, wszystko naprawdę wydawało się
bardzo bezpieczne. Zrobili piknik na plaży, część załogi poszła
do lasu, żeby poszukać jakiś jadalnych roślin, bądź zapolować
na zwierzęta, Luffy pobiegł szukać „przygód”, Chopper wybrał
się na przechadzkę, aby poszukać lekarstw, a Usopp i Franky
zostali przy statku, w celu naprawienia niewielkich zniszczeń,
powstałych podczas ich ostatniej przygody i rozłożenia obozowiska
na stałym lądzie. Ustalili, że spotkają się przy statku
wieczorem i urządzą sobie prawdziwą, piracką imprezę. Roronoa
zareagował na to równie entuzjastycznie co inni tylko dlatego, że
przy tego typu zajęciach z reguły mógł cieszyć się alkoholem
bez ograniczeń.
Problemy zaczęły
się kilka chwil po tym, jak większość załogi zniknęła w lesie.
Na początku nie wyglądało to aż tak źle. Kilka tygrysów, które
wyglądały na nadające się nad ognisko, jakiś niedźwiedź…
Normalka, jak dla nich. Po czym, jakby znikąd, pojawili się
żołnierze marynarki.
Z pierwszymi
kilkoma, Zoro poradził sobie bez większych problemów. Po
dochodzących z daleka odgłosów odgadł, że inni również
natknęli się na niespodziewanych wrogów. Już miał zamiar ruszyć
w stronę statku, żeby spotkać się z pozostałymi i ustalić, co
dalej, kiedy bardzo blisko, praktycznie kilka metrów od siebie,
usłyszał zaskoczony okrzyk Nami. Bez większego namysłu rzucił
się w tamtym kierunku. Nie obchodziło go nawet to, kto to był.
Liczyło się tylko tyle, że jego towarzysz był zagrożony.
Jednak po
przebiegnięciu kilkuset metrów zdał sobie sprawę, że nie ma
pojęcia, gdzie dziewczyna jest. Zatrzymał się nieco skołowany.
Wtedy właśnie usłyszał głos Choppera. Namierzył źródło
dźwięku i zaczął biec tam. Jednak ponownie na nikogo nie trafił.
Biegał tak przez
jakiś czas, nie będąc w stanie odnaleźć któregokolwiek z
kompanów, kiedy nagle, niemal na wprost niego, usłyszał wściekły
krzyk Luffiego. Zagapił się przed siebie, przez chwilę nie
zwracając uwagi na drogę, którą biegł. I zauważył źródło
tych dźwięków. Jakiś duży i kolorowy ptak siedział na
pobliskiej gałęzi, a z jego dziobu wydobył się charakterystyczny
okrzyk „Gomu gomu no...”. Zielonowłosy sklął w myślach faunę
wyspy. Czy naprawdę biegał bez celu przez te głupie ptaki?
W momencie, w
którym miał zawrócić i pobiec na statek, poczuł, jak traci
oparcie pod nogami i zaczął spadać. Uderzył twardo w ziemię,
kilka metrów poniżej poziomu gruntu i zdał sobie sprawę, że
wpadł do jakiejś głębokiej jaskini. Od tamtego momentu biegał w
kółko, usiłując znaleźć wyjście.
Westchnął
zirytowany, przystając na kolejnym rozdrożu. W prawo, czy w lewo?
Wydawało mu się, że już był w tym miejscu, ale wszystkie
kamienne korytarze wyglądały niemal identycznie. Pobiegł w losową
stronę, po raz kolejny zastanawiając się, skąd na wyspie wzięli
się marynarze. Czyżby mieli tu bazę?
Po kilku kolejnych
zakrętach dostrzegł coś, co zdecydowanie nie powinno znajdować
się w naturalnym i dzikim systemie jaskiń. Neonowo-żółta
strzałka wskazywała jeden, konkretny korytarz i z pewnością była
dziełem człowieka. Bez większego zastanowienia ruszył tam, gdzie
wskazywała.
W końcu udało mu
się dotrzeć do sporych, metalowych drzwi. Bez większego
zastanowienia nacisnął na klamkę. Ta poruszyła się bez żadnego
oporu, wpuszczając go do środka. Zoro wzruszył ramionami i zajrzał
do pomieszczenia. Był tam niezbyt długi korytarz. Na końcu widział
coś, co wyglądało na niewielki taras dookoła sporego
pomieszczenia, w którym paliło się światło. Stamtąd też
słyszał podniesione głosy wielu ludzi, zapewne marynarki.
Złapał za katanę
i szybko przemierzył odległość dzielącą go od pomieszczenia i
wyjrzał lekko. Taras ogrodzony był metalową barierką, sięgającą
pasa, ale po drugiej stronie platformy widział schodki, prowadzące
na dół. Na dole natomiast zebrało się około czterdziestu ludzi w
mundurach marynarki. Pośrodku, pomiędzy nimi klęczała jeszcze
jedna osoba. Nawet ze swojej pozycji, szermierz mógł stwierdzić,
że była to drobna dziewczyna o ciemnych włosach, które
chaotycznie opadały jej na twarz. Miała na sobie jedynie białą,
długą koszulkę, która zakrywała jej nogi, kiedy klęczała na
podłodze. Drżała, prawdopodobnie z płaczu, sądząc po dźwiękach,
jakie z siebie wydawała. Roronoa widział, że jest skrępowana
przez łańcuchy, które trzymali w rękach żołnierze stojący
najbliżej niej.
Zmarszczył brwi. I
tak prawdopodobnie musiałby zaatakować, w końcu miał przed sobą
sporą grupę wrogów, jednak takie traktowanie tej bezbronnej
dziewczyny było poza jego granicami pojmowania. Mógł sobie być
postrzegany jako bezlitosny pirat, ale nigdy nie lubił znęcania się
nad słabszymi. To było zwyczajnie nie w porządku.
Wyciągnął miecze
i zeskoczył na dół, błyskawicznie atakując, niczego się nie
spodziewających, przeciwników. Zanim wszyscy w pełni pojęli
sytuację, znalazł się przy dziewczynie, przecinając pilnujących
jej żołnierzy. Bez większego namysłu uwolnił ją z łańcuchów,
które, jak zauważył, były z Kairoseki…
- Nie! - wykrzyknął
ktoś z marynarki, ale szermierz go nie słuchał.
- Wszystko w po… -
Nie skończył.
Kiedy tylko ostatni
łańcuch uderzył w podłogę, poczuł się tak, jakby ktoś nagle
przywalił mu mocno w głowę, pozbawiając przytomności. Padł bez
czucia na podłogę.
Sam nie wiedział,
ile czasu tak leżał, ale obudził się, czując, jakby miał
mocnego kaca (a przynajmniej tak przypuszczał, nigdy nie doświadczył
czegoś takiego), a do jego uszu dochodziło jedynie ciche łkanie i
jego własny, nieco chrapliwy oddech. Uniósł się na łokciach i
rozejrzał, starając się uzyskać ostry obraz. Udało mu się to za
trzecim razem.
Dookoła niego, na
podłodze walało się mnóstwo ciał marynarzy, jedynie kilku z nich
miało na sobie ślady po jakiejkolwiek walce. Większość
wyglądała, jakby zwyczajnie zostali ogłuszeni. Tak, jak sam
Roronoa. Pośrodku całego tego chaosu, klęczała ta sama dziewczyna
co wcześniej, chowając twarz w dłoniach. Wydawała się nawet nie
drgnąć z miejsca, przez co Zoro przez chwilę zastanawiał się,
czy przypadkiem przytomności nie stracił na zaledwie kilka sekund.
Jednak szybko uświadomił sobie, że musiał spędzić w tym stanie
znacznie więcej czasu. Krew tych żołnierzy, których wcześniej
pociął, już dawno przestała sączyć się z ran, a zamiast tego
utworzyła na podłodze bordowo-brązową kałużę, dawno już
zakrzepłej cieczy.
- Co tu się stało?
- zapytał, nieco głośniej niż zamierzał, prawdopodobnie przez
dzwonienie, które wciąż słyszał w uszach.
Dziewczyna nawet
nie drgnęła, jakby kompletnie nie usłyszała pytania. Szermierz
zmarszczył brwi i powoli podniósł się na nogi.
- Hej! Słyszysz? Co
tu się stało? - powtórzył, tym razem głośniej. Może ona też
miała jakieś problemy ze słuchem?
Jednak ponownie nie
doczekał się żadnej reakcji. Zielonowłosy chwiejnym krokiem
podszedł do nieznajomej, podejmując jeszcze jedną próbę
nawiązania kontaktu:
- Halo! Słyszysz
mnie?! - niemalże krzyknął, ale wynik był cały czas ten sam.
Opadł ciężko na
podłogę, uznając, że jednak potrzebuje chwili na dojście do
siebie.
- Co mam z tobą
zrobić? - zapytał samego siebie, tym razem znacznie ciszej.
Ku jego
zaskoczeniu, łkanie ucichło, a głowa dziewczyny poderwała się w
górę, kiedy jej wzrok spoczął na jego twarzy. Chociaż może nie
było to właściwe słowo. Ona jakby jedynie na niego zerknęła, po
czym zaczęła wodzić wzrokiem dookoła, nie skupiając się na
niczym konkretnym.
- Słyszysz mnie? -
zapytał jeszcze raz, tym razem jednak nie podnosząc głosu.
Dziewczyna pokiwała
głową, jednak wciąż nie nawiązała z nim kontaktu wzrokowego.
Szermierz przyjrzał się jej uważniej. Delikatne rysy twarzy
podkreślały nieco nieobecny wzrok w szaroniebieskich tęczówkach.
Blada cera, drobna sylwetka i cienie pod oczami sprawiały, że
zdawała się być jeszcze bardziej bezbronna. Do tego dochodziło
jej ubranie, które składało się jedynie ze zbyt dużej,
pobrudzonej i podartej, białej koszuli, która zdecydowanie nie
chroniła jej wychudzonego ciała przed chłodem pomieszczenia.
- Co tu robisz? -
zapytał, starając się przybrać łagodny ton głosu. Uznał, że
wcześniej mógł ją wystraszyć, mówiąc zbyt głośno.
- Siedzę –
odpowiedziała krótko, płaskim głosem.
Zielonowłosy
przyjrzał się jej uważnie, jednak ta nie wyglądała, jakby się z
niego nabijała. Wciąż miała poważny, nieobecny wyraz twarzy, a
głos nawet jej nie zadrżał.
- Dlaczego tu się
znalazłaś? - spróbował ponownie, wciąż bacznie ją obserwując.
- Kazali mi tu
przyjść.
Zoro podrapał się
po głowie, oddychając głęboko. Zapowiadało się na długą
rozmowę.
- Co im się stało?
- zapytał, wskazując na leżących wkoło marynarzy, postanawiając
chwilowo pozostawić kwestię obecności dziewczyny w tym miejscu.
- Stracili
przytomność na skutek gwałtownej zmiany ciśnienia w przewodzie
słuchowym…
Roronoa przestał
słuchać, uznając, że i tak niczego nie rozumie. Zamiast tego
ponownie przyjrzał się nieznajomej. Teraz, gdy mówiła, wydawała
się bardzo zaangażowana, jakby nagle odżyła, jednak jej wzrok
wciąż wędrował po ścianach dookoła, w głos był niemal
identycznie płaski przez całą jej wypowiedź. Chłopak uznał, że
nie ma sensu próbować się z nią dogadać. Kiedy zapytał o,
wydawałoby się prostą rzecz, uzyskał złożoną odpowiedź, która
zawierała słownictwo, z którego nic nie rozumiał. Uznał, że
może Chopper albo Robin byliby w stanie coś tu pomóc, ale on się
do tego nie nadawał…
- Co jest z tobą
nie tak? - zapytał, gdy ta skończyła mówić. Nie spodziewał się
odpowiedzi. A już na pewno nie takiej.
- Przepraszam, że
urodziłam się inna – powiedziała dziewczyna niemal natychmiast,
jakby powtarzała wyuczoną formułkę. Szermierz spojrzał na nią
zaskoczony, kręcąc gwałtownie głową.
- Nie, nie o to…
Nie musisz przepraszać… - przerwał, mając wrażenie, że i tak
nic z tego do niej nie dociera. - Jak się nazywasz?
- Rin.
- Ja jestem Roronoa
Zoro – przedstawił się. Ponownie nie doczekał się żadnej
reakcji, dlatego skupił się na pomieszczeniu, rozważając, którędy
uda mu się stąd wydostać.
Chwilę później
usłyszał jęknięcie, kiedy jeden z marynarzy się obudził.
Skierował wzrok na żołnierza, który również go dostrzegł,
chwytając za pistolet. Zielonowłosy chciał się poderwać i
odnaleźć katany, które musiały gdzieś upaść, kiedy stracił
przytomność, ale okazało się, że to nie było potrzebne.
Z niedowierzaniem i
pewnym przerażeniem obserwował, jak nagle oczy marynarza
rozszerzają się. Następnie z ust, nosa, a nawet z uszu zaczęła
mu lecieć krew, a jego bezwładne ciało ponownie opadło na ziemię.
Tym razem jednak klatka piersiowa nie uniosła się, żeby
zasugerować jedynie utratę przytomności…
Zoro jeszcze raz
zlustrował pomieszczenie, ale nie dostrzegł nikogo, kto mógłby
być za to odpowiedzialny. Jedynymi przytomnymi osobami był on sam
oraz ta dziewczyna. Spojrzał na nią.
- Ty to zrobiłaś?
- zapytał z zaskoczeniem.
- Tak –
odpowiedziała obojętnie.
Przez chwilę
chłopak jedynie wpatrywał się w nią bez zrozumienia. Po czym
pokręcił głową i podniósł się, aby poszukać swoich mieczy.
Dość szybko je pozbierał i umieścił w pochwach. Zauważył
również plecak, który miał na sobie, gdy tu wskakiwał.
Przypomniał sobie, że w środku wciąż miał bento, przygotowane
przez Sanjiego dla całej załogi…
- Jesteś głodna? -
zapytał, wyciągając nieco pogięte pudełko i siadając na ziemi,
obok Rin.
Ta pokiwała głową,
więc szybko podzielił jedzenie i dał jej połowę. Dziewczyna
skupiła się na posiłku, całkowicie ignorując wszystko dookoła…
Po pewnym czasie Zoro ponownie podniósł się na nogi, tym razem
czując się znacznie pewniej niż wcześniej. Wybrał te drzwi,
które najbardziej wyglądały, jakby prowadziły do wyjścia, i już
chciał tam ruszyć, kiedy znowu spojrzał na dziewczynę.
- Chcesz iść ze
mną? - zapytał. Po czym dodał szybko: - Mamy lekarza, który może
cię zobaczyć. Nie zostawię cię samej z tymi marynarzami.
Rin powoli pokiwała
głową i wstała z ziemi. Dopiero teraz szermierz zauważył, że
to, co miała na sobie, przypominało bardziej typową, szpitalną
koszulę, niż coś, co można było założyć, wychodząc na dwór.
Materiał był na tyle cienki, że prawdopodobnie dziewczyna równie
dobrze mogłaby być nago. Roronoa zawahał się, ale ściągnął
swoją kurtkę i zarzucił jej na ramiona. Chopper by się na niego
wkurzył, gdyby nieznajoma przez niego zamarzła.
Ciemnowłosa
wzdrygnęła się, kiedy tylko poczuła dotyk na ramionach, ale
uspokoiła się, gdy rozpoznała w nim materiał kurtki, a nie ludzką
skórę. Bez słowa zawinęła się ciaśniej ubraniem i ruszyła
przed siebie, wybierając drzwi, które znajdywały się po
przeciwnej stronie pomieszczenia niż te, które chwilę wcześniej
wybrał Zoro.
- Wiesz, gdzie
idziesz? - zapytał ten, ale ruszył za nią, czujnie rozglądając
się dookoła.
Nie doczekał się
żadnej odpowiedzi, ale też na takową nie liczył. Coraz bardziej
oswajał się ze świadomością, że dziewczyna odpowiada tylko na
te pytanie, które uzna za warte odpowiedzi. A przynajmniej tak
założył.
Kolejne kilka minut
szli krętymi korytarzami, co jakiś czas mijając rozwidlenie, bądź
kolejne drzwi, jednak Rin wydawała się wiedzieć, gdzie go
prowadzi, więc ten też się nie odzywał. Raczej nie kręcili się
w kółko, szczególnie, że liczne zestawy schodów pokonywali
wyłącznie w górę, co oznaczało, że znajdywali się na innych
piętrach. Szermierz zauważył, że jego towarzyszka idzie
zdecydowanie wolniej, niż on byłby w stanie, ale nie próbował jej
pośpieszać. Wyglądała na wystarczająco zmęczoną przez te
marynarskie ścierwa, on postanowił, że pozwoli jej na odpoczynek.
Po jakiś piętnastu
minutach marszu, natknęli się na pierwszą grupę żołnierzy.
Zielonowłosy bez większego zastanowienia rzucił się do przodu,
obnażając miecz. Zdążył pokonać trzech przeciwników, kiedy
cała reszta po prostu padła na ziemię, krwawiąc obficie ze
wszystkich otworów na twarzy. Zoro przeniósł wzrok na Rin, ta
jednak minęła go, całkowicie obojętnie i ruszyła dalej przed
siebie, w tym samym kierunku co poprzednio.
Bez dalszych
przeszkód udało im się wydostać na zewnątrz. Roronoa odetchnął
z ulgą, kiedy zauważył, że stoją na szczycie klifu, z którego
widać było Sunny. Przynajmniej wiedział, w którą stronę
powinien się skierować.
Odwrócił się,
żeby poinformować o swoim odkryciu towarzyszkę, kiedy zauważył,
że jej zachowanie uległo zmianie. Zatrzymała się zaledwie kilka
kroków od progu bazy marynarki i wielkimi z przerażenia oczami
rozglądała się dookoła. Drżała, co prawdopodobnie niewiele
miało do czynienia z temperaturą, a jej usta poruszały się
miarowo, jakby coś mamrotała bezdźwięcznie pod nosem. Zoro
domyślił się, że była przytłoczona nadmiarem bodźców, dlatego
podszedł do niej powoli i położył jej rękę na ramieniu, żeby
dodać jej nieco otuchy.
Reakcja była
natychmiastowa i nieco nieoczekiwana. Ta odskoczyła od niego, po raz
pierwszy naprawdę skupiając wzrok na jego twarzy. Widać było, że
nie przywykła, bądź nie lubiła, kontaktu fizycznego z innymi
ludźmi.
- Spokojnie. Nie
zrobię ci krzywdy – obiecał Zoro, najspokojniej jak potrafił,
starając się przybrać cichy i łagodny ton.
Skrzywił się
nieco, uzmysławiając to sobie. On miałby przyjąć łagodny ton?
Zdawał sobie sprawę z tego, że jego twarz mogła co najwyżej
zasłużyć na kategorię „zanim cię zamorduję, dam ci pięć
sekund na ucieczkę”… Po czym powstrzymał się od jęku, kiedy
zorientował się, że po skrzywieniu, jeszcze bardziej musiał
wyglądać na osobnika, którego większość normalnych ludzi stara
się unikać za wszelką cenę…
Jednak, ku jego
szczeremu zaskoczeniu, Rin nie tylko nie zaczęła uciekać od niego
z głośnym krzykiem, ale pokiwała powoli głową i przysunęła się
bliżej, pozwalając jego dłoni ponownie spocząć na swoim barku.
Jeszcze raz rozejrzała się dookoła, a słysząc donośny okrzyk
jakiegoś ptaka, kawałek dalej, objęła zielonowłosego rękoma,
przytulając się do niego, jakby miał ją w ten sposób uratować
przed całym światem.
- Zabiorę cię na
statek – poinformował cicho, powoli wychodząc z szoku.
Dziewczyna ponownie
skinęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca, dlatego też, po
chwili bicia się z myślami, szermierz podniósł ją i ruszył
przed siebie.
Musiał jej
przyznać jedno: przez całą drogę nawet nie drgnęła, czy też w
żaden sposób nie skomentowała jego poczucia kierunku. Zamiast tego
wcisnęła twarz w zagłębienie przy szyi, starając się odciąć
od wszelkiego zła tego świata. Mimo wszystko, wędrówka przez las
zaczynała się robić dla chłopaka coraz większą męczarnią.
Głównym powodem był pewnie fakt, że naprawdę podejrzewał, że
jego towarzyszce może być coś poważnego. Biorąc pod uwagę jej
dotychczasowe zachowanie…
Dlatego, kiedy
tylko usłyszał znajomy głos Choppera, całkiem niedaleko siebie,
odetchnął z ulgą.
- Zoro! Kto to jest?
- zapytał lekarz, zrównując kroku z przyjacielem.
- Znalazłem ją w
bazie marynarki. Chyba coś jej zrobili – wytłumaczył pobieżnie,
nie przejmując się nawet faktem, że renifer obrał kierunek
całkowicie przeciwny do tego, w którym przed chwilą poruszał się
zielonowłosy.
- Obejrzę ją, jak
wrócimy na statek. Teraz powinniśmy się pośpieszyć i stąd
wypłynąć. Nami mówiła, żeby zebrać się jak najszybciej.
Dzięki pomocy
niebieskonosego, na plażę dotarli w ciągu zaledwie pięciu minut.
Zoro postawił Rin i przeniósł wzrok od Choppera do niej.
- To jest lekarz.
Zabierze cię, w porządku? - zapytał cicho. Ta podążyła za jego
wzrokiem, ale kiedy tylko zauważyła renifera, bez zastanowienie
podeszła do niego i pozwoliła mu się podnieść. - Zajmij się
nią, pomogę pozostałym przygotować statek – rzucił, a lekarz
pokiwał głową, ruszając w stronę gabinetu.
Jak szermierz
podejrzewał, byli ostatnimi, którzy dotarli na statek. Dlatego też
rzucił się do swoich obowiązków, ignorując całą resztę
załogi.
- Te ptaki były
przerażające – oznajmił Usopp, kiedy byli już w bezpiecznej
odległości od wyspy i marynarka im nie groziła.
- Były zabawne! -
wykrzyknął radośnie Luffy, ponownie ciesząc się z nie wiadomo
czego.
- Co tak późno,
glonie, zgubiłeś się? - zapytał złośliwie Sanji, rzucając Zoro
wyzywające spojrzenie.
Ten już otwierał
usta, żeby odpowiedzieć równie wrednym komentarzem, kiedy drzwi do
gabinetu Choppera otworzyły się gwałtownie, a ze środka wyszedł
jego nieco zmartwiony właściciel.
- Chopper, co z nią?
- zapytał natychmiast Roronoa, robiąc krok w jego stronę.
Zauważył, jak kilka osób rzuca mu zaciekawione spojrzenia. Nie
wszyscy widzieli, jak renifer wnosił kogoś na pokład, a nikt nie
miał pojęcia, kim była tajemnicza dziewczyna.
Lekarz przez chwilę
wahał się z odpowiedzią.
- Nie najlepiej… -
powiedział powoli. - Chociaż właściwie, nic poważnego jej się
nie stało… w ostatnim czasie – dodał, marszcząc nosek.
Załoga zbliżyła
się do niego, chcąc usłyszeć nieco więcej. Nieczęsto można
było zauważyć niepewność u tego wspaniałego lekarza.
- Co masz na myśli?
- zapytał Zoro, nieco ostrzej niż zamierzał.
- Przeżyje? - dodał
Luffy, który po swojemu nie potrafił się powstrzymać z
nieodpowiednimi do sytuacji pytaniami.
- Tak, przeżyje –
uspokoił go Chopper. - Ona prawdopodobnie ma autyzm… Podejrzewam,
że może to być zespół Aspergera, ale żeby być pewny, musiałbym
przeprowadzić kilka badań i obserwować ją nieco dłużej…
- Autyzm? -
Szermierz zmarszczył brwi.
- To zaraźliwe? -
wystraszył się Usopp.
- To nie jest
zaraźliwe – wyręczyła lekarza Robin. - To jest choroba umysłowa.
Sprawia, że osoba na nią cierpiąca ma problemy w kontaktach z
innymi ludźmi, często również w pojmowaniu rzeczywistości…
- Twierdzicie, że
ona jest stuknięta? - zdenerwował się zielonowłosy. Sam nie
potrafił stwierdzić, skąd u niego ta nagła troska o nieznajomą
jednak dziewczynę, ale zwyczajnie odczuwał palącą potrzebę
bronienia jej.
- Nie, panie
szermierzu, nikt tak nie twierdzi – uspokoiła go Robin.
- Jest to
spowodowane nieprawidłowym rozwojem mózgu, chociaż do tej pory
nikt nie był w stanie podać konkretnej przyczyny – wtrącił się
Chopper. - Jeżeli taka osoba jest poddana rehabilitacji, może nawet
funkcjonować względnie normalnie w społeczeństwie. Osoby
dotknięte zespołem Aspergera bardzo często ujawniają ogromne
zafascynowanie jednym tematem, przez co mogą być geniuszami w
wybranej dziedzinie. Jednak ta dziewczyna prawdopodobnie nigdy nie
była leczona, przez co jej umiejętności w relacjach międzyludzkich
są… Zaburzone – dodał niechętnie, spuszczając nieco wzrok.
Obawiał się złości przyjaciela, który mógłby go winić za
nieumiejętność wyleczenia nieznajomej. Był lekarzem, powinien być
w stanie poradzić sobie z każdą chorobą!
- To nie twoja wina,
Chopper – powiedział w końcu Zoro, zauważając niepewność
młodszego przyjaciela. - Da się z nią coś zrobić?
- Pewnie tak… Ale
to wymaga długotrwałej rehabilitacji. Naprawdę długotrwałej,
leczenie może potrwać latami. Wydaję mi się, że w chwili
obecnej, przebywanie na tym statku może być dla niej niebezpieczne…
- Tego bym nie
powiedział – zaśmiał się głucho Roronoa.
- Co masz na myśli?
- zapytała Nami, zerkając na niego pytająco.
- Nie widzieliście,
jak szybko załatwiła całą grupę marynarzy. Wystarczył moment, a
oni wszyscy leżeli na ziemi.
- Naprawdę? Jest
tak silna? - zapytał Luffy, a w jego oczach pojawiły się iskierki
ekscytacji.
- Myślę, że na
początku dobrze byłoby ją poznać – zauważył logicznie Robin.
- Wtedy będziemy mogli zdecydować, co jest dla niej najlepsze.
Pozostali zgodzili
się na jej propozycję.
- Nie powinniśmy
wchodzić tam wszyscy razem. Może się wystraszyć – powiedział
jeszcze Chopper.
- To kto wchodzi
pierwszy? - zapytała Nami.
- Ja wejdę –
niemal od razu zgłosił się Zoro. Po czym zobaczył zaskoczone
spojrzenia reszty i dodał: - Mnie już zna.
- Tak, to jest dobry
pomysł – zgodził się renifer. - Im mniej nowości na raz, tym
lepiej dla niej. Ja też tam wejdę, bo jestem lekarzem. Myślę, że
na początku powinna wejść jeszcze Robin, żeby spróbowała z nią
porozmawiać i…
- Ja! - wykrzyknął
Luffy.
Lekarz nie wyglądał
na przekonanego, ale pokiwał powoli łebkiem. W końcu, gumiak był
ich kapitanem. Mimo wszystko, dziewczyna powinna go poznać.
- Tylko postaraj się
zachowywać spokojnie. Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów i
nie krzycz za głośno – przestrzegł jeszcze.
- Jasne, jasne… -
Monkey machnął ręką, co nie stanowiło wystarczającego
zapewnienia, ale z drugiej strony, niewiele więcej powinien się
spodziewać po kapitanie.
Chopper otworzył
drzwi do gabinetu i zajrzał do środka.
- Rin? Wejdzie tutaj
teraz kilka osób, dobrze? - poinformował spokojnie, po czym pokazał
reszcie, że też mogą wejść.
Zoro władował się
do gabinetu zaraz po lekarzu. Zauważył, że dziewczyna jest
przykryta ciepłym kocem, a widoczna pozostawała jedynie jej głowa.
Zerknęła na niego, kiedy wchodził, jednak nie zareagowała w żaden
widoczny sposób na jego obecność w tym miejscu. Jednak, gdy tylko
weszła kolejna dwójka, jedynie przejechała po nich wzrokiem,
ponownie przeniosła spojrzenie na szermierza i kontynuowała
wpatrywanie się w przestrzeń.
- To jest Zoro.
Pamiętasz go? - zapytał powoli renifer, jakby badając grunt.
Rin nawet nie
zaszczyciła ich spojrzeniem, ale powoli pokiwała głową. Wydawała
się być strasznie spięta.
- Mogę tu usiąść?
- zapytał cicho szermierz, pokazując na skraj łóżka obok niej.
Dziewczyna tym
razem spojrzała na niego, marszcząc brwi, jakby się nad czymś
głęboko zastanawiała. W końcu jednak ponownie skinęła, dając
mu wyraźne przyzwolenie, z którego zielonowłosy skorzystał.
- A to są Luffy i
Robin. Nasi przyjaciele – uzupełnił lekarz, wskazując na
pozostałą w pomieszczeniu dwójkę.
Ciemnowłosa nie
zareagowała, jakby w ogóle nie usłyszała jego głosu.
- Cześć, jestem
Robin. - Kobieta pochyliła się nad nią, mówiąc łagodnym głosem.
- Powiesz mi, jak się nazywasz? - zapytała.
Rin wzdrygnęła
się, kiedy tylko poczuła, że Nico się do niej zbliża. Odsunęła
się gwałtownie, kręcąc energicznie głową. Wyglądała, jakby
miała zamiar wtopić się w ścianę. Archeolog wycofała się,
uznając, że chwilowo nie ma zamiaru bardziej straszyć młodszej
koleżanki.
- Zabawna jesteś! -
Zaśmiał się Luffy, robiąc krok do przodu. - Hej, przyłączysz
się do mojej załogi? - zapytał, zdecydowanie za głośno jak na
panujące do tej pory warunki.
Skoczył do przodu,
chcąc, jak zwykle, po prostu naskoczyć na nowo poznaną osobę,
usiłując wymusić na niej odpowiedź pozytywną. Jednak zanim udało
mu się do niej zbliżyć, poczuł, jak powstrzymuje go żelaznym
chwytem ręka Zoro. Chwilę później również Chopper zdał sobie
sprawę z tego, co gumiak zamierzał, dlatego odciągnął go od
łóżka.
- Nie możesz tak
robić! Wystraszysz ją! - rzucił lekarz, mocując się z kapitanem.
- Przecież nie
robię nic złego… - jęknął, ale posłusznie przestał się
szarpać.
- Pozwólcie jej
odpocząć – rozkazał ostro. Jedynie, kiedy miał styczność z
pacjentami, potrafił się zdobyć na taką stanowczość.
Luffy bardzo
niechętnie ruszył w kierunku wyjścia. Robin skinęła mu jeszcze
głową i podążyła za kapitanem. Został jedynie Zoro.
Renifer spojrzał
na niego, chcąc wygonić również jego, ale zdał sobie sprawę, że
dziewczynie najwyraźniej nie przeszkadza obecność szermierza, a
ten zachowuje się wyjątkowo stosownie. Dlatego skinął mu łebkiem.
- Powinna się
trochę przespać. Wytłumaczę wszystko reszcie – powiedział
jedynie i też skierował się ku drzwiom.
- Dzięki, Chopper –
rzucił za wychodzącym zielonowłosy.
- Nie myśl, że to
uczyni mnie szczęśliwym, głupi! - Niebieskonosy odtańczył swój
zwyczajowy taniec radości i wyszedł.
- Odpocznij –
powiedział cicho Roronoa, zerkając na leżącą Rin.
Ta w odpowiedzi
przymknęła oczy, umieszczając głowę na poduszce. Teraz wydawała
się być zrelaksowana i… Zwyczajna. Szermierz nie mógł oprzeć
się wrażeniu, że wygląda na naprawdę delikatną i bezbronną
osobę. Również nie potrafił wytłumaczyć sobie tej dziwnej
potrzeby chronienia jej. Jednak tak było i miał po prostu ochotę
zrobić wszystko, żeby ta była szczęśliwa.
Pokręcił głową.
To było głupie. Przecież nawet jej nie znał. Mimo to… Chciał
być przy niej i jej pomagać. Bez względu na wszystko.
_-_-_-_-_
Następnego dnia,
Chopper wyprowadził Rin na zewnątrz i przedstawił jej wszystkich
członków załogi. Dziewczyna nie pozwoliła się do siebie zbliżyć
nikomu, poza Zoro i reniferem. Większość piratów po prostu
przyjęła to do wiadomości, mając w pamięci to, co wcześniej
powiedział im lekarz. Ciemnowłosa miała problem w porozumiewaniu
się z ludźmi, obawiała się ich. I o ile jeszcze byli w stanie
zrozumieć to, że nie przeszkadzała jej obecność niebieskonosego,
w końcu nie był do końca człowiekiem, to większość z nich nie
rozumiała, dlaczego pogodziła się również z obecnością
szermierza. Więcej, wręcz pragnęła jego obecności w swoim
otoczeniu. Najbardziej ten fakt przeszkadzał Sanjiemu, którego
strach ze strony delikatnej niewiasty, wpędził niemalże w
depresję.
- Nie rozumiem, co
ona w tobie widzi, cholerny glonie! - warknął, kiedy zobaczył, jak
Rin mocniej przywiera do ramienia Roronoy, kiedy tylko zbliżył się
do nich blondyn z tacą pełną przekąsek.
Szermierz zmierzył
go nieprzychylnym spojrzeniem.
- Odwal się,
zboczony kucharzyno – rzucił głucho, po czym zerknął na
dziewczynę obok siebie. - I nie krzycz tak głośno. Wystraszysz ją.
Sanji otworzył
usta, żeby odpowiedzieć w jakiś sposób na tą uwagę, ale
powstrzymał się, widząc, że chyba faktycznie nie powinien
krzyczeć w obecności dziewczyny. Chociaż najbardziej irytował go
fakt, że to właśnie ten zielony idiota musiał mu to uświadomić.
Dlatego bez słowa podał im przygotowane wcześniej jedzenie i
oddalił się w stronę pozostałych członków załogi.
Zoro zerknął na
Rin. Ta wciąż siedziała w tej samej pozycji, opierając się
plecami o barierkę. Zauważył jednak, że jest nieco bardziej
zdenerwowana. Ręce, które chwilę wcześniej poruszały się w
stałym tempie, wykreślając w powietrzu jakiś, tylko jej znany
wzór, teraz drżały delikatnie.
- Trzymaj, zjedz coś
– powiedział, podsuwając jej talerz z jedzeniem.
Ta wyciągnęła
rękę, przyjmując pożywienie, jednak poza tym, nie wykazała
niczego, co sugerowałoby, że usłyszała słowa chłopaka. Jednak
szermierz nie przejął się tym za bardzo, tylko chwycił jedną z
kanapek i powrócił do czyszczenie katan, nie odzywając się
niepotrzebnie. W ten sposób spędzili większość dnia. Wieczorem,
kiedy Rin położyła się już spać, Nami zarządziła spotkanie
całej załogi w kuchni.
- Musimy zdecydować,
co z nią zrobimy – powiedziała, kiedy tylko wszyscy pojawili się
w pomieszczeniu.
- Co masz na myśli?
- zapytał niechętnie Zoro. Nie podobało mu się to, dokąd ta
rozmowa mogła doprowadzić.
- Daj spokój, Zoro!
Ona jest chora! Nie da rady pływać z nami po Grand Line! -
Nawigatorka pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie mogła
uwierzyć, że jej przyjaciel był aż takim idiotą.
- Oczywiście, że
da! Jest silna, poradzi sobie. Poza tym, przecież my też tu
jesteśmy, możemy…
- Zoro, ona ma rację
– wtrącił się nieśmiało Chopper. - Powinna mieć stabilne
otoczenie, bo inaczej przez cały czas będzie czuła dezorientację
i zdenerwowanie. Piracki statek to nie najlepsze miejsce.
- Znalazłem ją w
bazie marynarki – przypomniał sucho szermierz. - I to, jak ją tam
traktowali, to zdecydowanie nie były „stabilne warunki”. Nie
mamy pojęcia, co mogli jej tam zrobić! Nasz statek będzie dla niej
znacznie lepszym miejscem.
Lekarz nie mógł
nie zgodzić się z jego słowami, dlatego zamilkł niepewnie.
- Panie lekarzu –
zaczęła spokojnie Robin. - Wydaję mi się, że ona naprawdę
przywiązała się do pana szermierza. Nie jestem pewna, czy
zostawianie ich teraz jest najlepszym pomysłem.
Renifer zamyślił
się na chwilę, po czym pokiwał powoli łebkiem, przyjmując
argument Nico. Wciąż jednak nie wydawał się przekonany.
- Ona jest naprawdę
w porządku – ogłosił Luffy. - Może być w mojej załodze.
- Ale to wciąż
jest dla niej niebezpieczne! - wykrzyknęła Nami, spoglądając z
niedowierzaniem na pozostałych. - Przecież tutaj przez cały czas
jesteśmy narażeni na ataki. Nawet, jeżeli faktycznie jest silna,
nie poradzi sobie w czasie walki!
- Muszę się
zgodzić z Nami-san – dodał Sanji, zaciągając się dymem z
papierosa. - To nie jest bezpieczne miejsce dla tak delikatnej i
niewinnej kobiety, jak Rin-chan.
- Znajdziesz dla
niej bezpieczniejsze miejsce?! - zapytał agresywnie Zoro, robiąc
krok w kierunku kucharza.
- Co? - Blondyn
spojrzał na niego bez zrozumienia. Nie wiedział, o co chodziło
jego głównemu rywalowi.
- Zoro ma rację –
zgodził się Franky. - Nie możemy mieć pewności, że tam, gdzie
ją zostawimy, będzie bezpiecznie. Przecież nie wiemy, na jakich
ludzi natrafimy. A nie możemy zwyczajnie wysadzić jej na kolejnej
wyspie.
Przez chwilę w
pomieszczeniu panowała cisza. Wszyscy zastanawiali się nad słowami
pokładowego cieśli. W końcu musieli zgodzić się co do jednego:
nawet, jeżeli ustalą, że nie należy trzymać dziewczyny na
statku, nie mogli mieć pewności, że w najbliższym czasie znajdą
wyspę, na której będą mogli ją wysadzić.
- To może niech na
razie z nami zostanie, zobaczymy, jak poradzi sobie na morzu –
zaproponował Usopp, który do tej pory nie obrał żadnego
stanowiska. Z jednej strony nie chciał narażać Rin, ale z drugiej,
wiedział, że każdy powinien mieć szansę na wykazanie się.
- Niech tak będzie
– zgodziła się niechętnie Nami.
Pozostali, mniej,
lub bardziej ochoczo, również przystali na propozycję. Uznali, że
odłożą ostateczną decyzję do czasu, kiedy lepiej poznają
dziewczynę i jej możliwości.
Większość
członków załogi zaczęła rozchodzić się do łóżek, kiedy
Robin zaczepiła Zoro.
- Panie szermierzu,
możemy chwilę porozmawiać? - zapytała, odciągając
zielonowłosego do biblioteki, która o tej godzinie była pusta.
- O co chodzi? -
zapytał chłopak.
- Zauważyłam, że
zadziwiająco zżyłeś się z tą dziewczyną – zaczęła
spokojnie kobieta, nie usiłując prowadzić tematu naokoło.
Roronoa wzruszył
ramionami. Nie chciał przyznawać jej racji, ale też nie mógł
powiedzieć, że jej nie miała. Dlatego milczał, pozwalając ciszy
udzielić odpowiedzi za niego.
- Ona również
zdaje się być do ciebie przywiązana – dodała jeszcze.
- Nie boi się mnie
– przyznał w odpowiedzi. Bo była to prawda. Sam był tym faktem
nieco zaskoczony, ale tak właśnie to wyglądało.
- To prawda. -
Skinęła głową. - Dlatego nie chciałam tego mówić przy reszcie,
szczególnie, że to tylko moje domysły. Jednak uznałam, że ty
powinieneś o tym wiedzieć…
- Co takiego? - Zoro
spojrzał na nią czujnie.
- Mówiliśmy, że
trzymanie jej na statku niesie za sobą pewne zagrożenia, ale nikt
nie wspomniał o tym, że nie tylko dla tej dziewczyny.
- Nie tylko dla
niej? - powtórzył, nie rozumiejąc intencji kobiety.
- Tak. Mówiłeś,
że jest całkiem silna, prawda?
- Owszem. W
pojedynkę pokonała grupę marynarzy. Jednak co to ma do rzeczy?
- Podejrzewam, że
może mieć moce jakiegoś owocu… - przerwała na chwilę, a
zielonowłosy pokiwał głową. Jemu również tak się wydawało. -
I to całkiem niebezpieczne, jeżeli brać pod uwagę to, co
powiedziałeś.
- Dla wrogów,
owszem. - Skinął głową, chociaż coraz bardziej nie podobało mu
się to, dokąd ta rozmowa prowadziła. Szczególnie, że zaczynał
rozumieć, co kobieta miała na myśli.
- To prawda, dla
wrogów. Tylko teraz musimy się zastanowić, kogo ona uważa za
wrogów.
- Ale nie stanowimy
dla niej zagrożenia! Nic jej nie zrobimy!
- My to wiemy. Ale
ona niekoniecznie.
- Przecież to jest
oczywiste!
- Sam powiedziałeś,
że nie wiemy, co wcześniej zrobiła jej marynarka. Może oni też
na początku usiłowali ją przekonać do siebie? Poza tym, weź pod
uwagę jej stan psychiczny. Wydaje się nie mieć uczuć, ale w
rzeczywistości jest bardzo niestabilna emocjonalnie. Nie potrafi
rozpoznać intencji drugiego człowieka, dlatego nigdy nie będziemy
pewni, czy właśnie nie uznała nas za zagrożenie. Nie zapominaj,
że ona nie potrafi rozpoznawać emocji u innych ludzi.
- Czyli co? Myślisz,
że nas zaatakuje?
- Nie wiem –
przyznała Nico, kręcąc powoli głową. - Jednak nie wykluczam
takiej możliwości. Wydaję mi się, że tobie nic nie zrobi,
naprawdę ci zaufała. Ale do nas wciąż podchodzi bardzo ostrożnie,
traktuje nas jako potencjalne zagrożenie. Chciałabym, żebyś o tym
pamiętał, jeżeli kiedykolwiek dojdzie do jakiejś nieprzyjemnej
sytuacji.
Zoro przez chwilę
wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Po czym pokręcił
gwałtownie głową.
- Ty zawsze
zakładasz najczarniejszy scenariusz! Musimy tylko pilnować, żeby
nikt z nas nie próbował jej atakować. Po pewnym czasie zauważy,
że nikt z nas nie stanowi dla niej zagrożenia!
- Miejmy taką
nadzieję – powiedziała ponuro Robin i odwróciła się,
opuszczając pomieszczenie.
Roronoa stał tam
jeszcze chwilę, wpatrując się bezmyślnie w ścianę naprzeciw
siebie. Do tej pory faktycznie się nad tym nie zastanawiał… Po
prostu był niemal pewny, że on sam jest bezpieczny. Ale musiał
wziąć pod uwagę jeszcze pozostałych członków załogi. Mimo
wszystko… To ich bezpieczeństwo powinno stać dla niego na
pierwszym miejscu. Jednak dlaczego czuł w związku z tym taką
niechęć? Przecież, gdyby chodziło o kogokolwiek innego, nie
wahałby się ani chwili. Zawsze był tym, który podejmował
najbardziej radykalne kroki w związku z dbaniem o bezpieczeństwo
przyjaciół. Dlaczego więc teraz nie potrafił nawet podjąć
prostej decyzji, żeby zostawić dopiero co poznaną dziewczynę
bezpiecznie, na jakiejś wyspie?
Pokręcił głową,
wściekły na siebie za takie myśli. Nie powinien podejrzewać Rin,
ani martwić się, że coś zrobi pozostałym. Ona była niegroźna,
a piraci silni. Poradziliby sobie. Robin jak zwykle wymyślała
czarne scenariusze, szermierz nigdy nie potrafił zrozumieć jej
mrocznego poczucia humoru.
Położył się
spać, jednak uczucie niepokoju dręczyło go przez całą noc.
_-_-_-_
- Marynarka! - krzyk
Usoppa zwrócił uwagę wszystkich obecnych na pokładzie.
- Co? Teraz? - Zoro
poderwał się ze swojego miejsca i zerknął na siedzącą obok
niego dziewczynę. Rin nie wyglądała, jakby zwróciła uwagę na
okrzyk strzelca.
Szermierz spojrzał
w odpowiednim kierunku i dojrzał na wprost kilka okrętów bojowych
marynarki. Nie mógł uwierzyć, że mieli aż takiego pecha.
Przecież dwa dni wcześniej natrafili na bazę marynarki, a teraz
znowu mieli się z nimi zmierzyć? Wciąż zastanawiał się, co
stanie się z ich nową towarzyszką, a sytuacja nie zapowiadała się
zbyt dobrze. To prawda, mogła teraz udowodnić wszystkim, ze potrafi
poradzić sobie na morzu, ale z drugiej strony, wciąż pamiętał
swoją rozmowę z Robin. Jeżeli reszta odkryje, że Rin jest
naprawdę silna i uznają ją za niebezpieczną…
Pokręcił głową
i sięgnął po katanę. Nie było czasu na zastanawianie się nad
takimi rzeczami teraz, kiedy zaraz miała się odbyć walka. Mógł
się tym martwić później, teraz jednak należało się skupić na
wrogu.
- Za chwilę
zostaniemy zaatakowani. Nie przestrasz się – ostrzegł,
spoglądając na Rin.
Ta pokiwała głową
i podniosła nieco wzrok, żeby na niego spojrzeć. Nie wydawała się
wystraszona, ale trudno było to stwierdzić ze stuprocentową
pewnością.
- Jeżeli chcesz,
możesz się schować pod pokład. Uważaj na siebie – dodał
jeszcze i wyprostował się. Chwilę później dostrzegł lecące w
ich stronę kule armatnie.
Bez zastanowienia
wyskoczył i przeciął pociski w powietrzu, zanim mogły wyrządzić
jakąkolwiek krzywdę Sunny, bądź jej załodze. Nie zajęło dużo
czasu, zanim niemal całkowicie zatracił się w walce, tnąc
wszystkich wrogów w okolicy. Marynarze zdołali przedostać się na
pokład pirackiego statku, więc walka toczyła się na ich terenie.
Szermierz co chwila rozglądał się, usiłując wypatrzyć znajomą
postać, ale nie był w stanie. Uznał, że pewnie posłuchała jego
rady i się gdzieś schowała.
Jednak chwilę
później zrozumiał, że tak nie było. W momencie, w którym walka
zrobiła się naprawdę wymagająca, przez nieco przytłaczającą
przewagę wroga, żołnierze przed nim nagle padli na ziemię.
Niektórzy zdążyli chwycić się za głowy, inni nawet tego nie
zdołali zrobić. Roronoa ponownie rozejrzał się i tym razem
zauważył, jak dziewczyna stoi nieco niepewnie i rozgląda się po
pokładzie, a tam, gdzie sięgał jej wzrok, marynarze padali jak
muchy.
- Rin, w porządku?
- zapytał Zoro, podbiegając do niej. Ta nie odpowiedziała, a
zamiast tego objęła go rękoma, drżąc delikatnie.
Zielonowłosy
jeszcze raz rozejrzał się dookoła, ale nie dostrzegł już więcej
przeciwników, stanowiących jakiekolwiek zagrożenie. Zamiast tego
zauważył niektórych swoich przyjaciół, którzy patrzyli się na
nich z niedowierzaniem malującym się na twarzy.
- Mówiłem, że
jest silna. - Wzruszył ramionami. - Płyńmy dalej.
Załoga zebrała
się i chwilę później oddalali się od okrętów, teraz pełnych
martwych marynarzy. Chopper zabrał Rin do swojego gabinetu, a
pozostali skupili się na manewrowaniu statkiem. Nie zajęło długo,
kiedy poszczególni załoganci zaczęli do niego podchodzić, zadając
liczne pytania.
- Zoro! Rin to
zrobiła? - zapytał Luffy, który jako pierwszy znalazł się przy
przyjacielu.
- Tak. - Skinął
głową. - Wcześniej, w bazie marynarki, też w ten sposób pokonała
wiele osób.
- Czy to był
szatański owoc? - zapytała Nami w zamyśleniu.
- Prawdopodobnie. -
Wzruszył ramionami.
- Nie pytałeś, jak
to zrobiła? - zainteresował się Franky.
- Pytałem, ale nie
za bardzo zrozumiałem jej odpowiedź – przyznał niechętnie.
- Co powiedziała? -
dopytała Robin.
- Nie jestem pewien…
Zaczęła używać jakiś specjalistycznych słów. Do tej pory chyba
tylko wtedy mówiła z takim zapałem.
Nico pokiwała
powoli głową, myśląc nad czymś.
- O tym mówił
wtedy Chopper, prawda? - zorientowała się Nami. - Jest bardzo dobra
z jednej, wąskiej dziedziny!
- Tak, to prawda –
zgodziła się Robin. - Chciałabym z nią porozmawiać. Panie
szermierzu, pójdziesz ze mną? - poprosiła jeszcze.
- Dobra. - Zoro
ruszył za nią, równie zaciekawiony tym, co usłyszą. A obecność
archeolog mogła sprawić, że zrozumie chociaż fragment z tego, co
powie młodsza dziewczyna.
Weszli do gabinetu,
uprzednio cicho pukając. Zielonowłosy jako pierwszy wsadził do
środka głowę, a kiedy zobaczył, jak Rin spokojnie siedzi na
łóżku, a obok niej znajduje się Chopper, wszedł głębiej.
- Cześć, Rin.
Moglibyśmy porozmawiać o tym, co zrobiłaś wcześniej? - zapytała
Robin, wchodząc zaraz za Roronoą.
- Przepraszam –
wyszeptała dziewczyna, chociaż nie wydawała się wiedzieć, o co
chodzi.
Ponownie Zoro
odniósł wrażenie, że po prostu używa wyuczonych regułek, w
odpowiedzi na jakieś, odpowiednie słowa. Nie mógł być bliżej
prawdy.
- Nie musisz
przepraszać – zaprotestował, siadając obok niej, po drugiej
stronie niż lekarz. Ręka dziewczyny niemal natychmiast zacisnęła
się na jego przedramieniu.
- Chciałabym po
prostu zapytać, w jaki sposób pokonałaś tamtych marynarzy –
dodała archeolog, kucając na podłodze, kawałek od łóżka.
Rin zerknęła
niepewnie najpierw na zielonowłosego, potem na Choppera, ale w końcu
pokiwała powoli głową i zaczęła mówić.
- Sprawiłam, że
ciśnienie znajdujące się w ich…
Zoro tylko
westchnął cicho, skupiając się bardziej na twarzy dziewczyny niż
na wypowiadanych przez nią słowach. Z tych i tak niewiele rozumiał,
a obserwowanie, jak jego młodsza towarzyszka wyraźnie się
rozluźnia i zaczyna opowiadać o czymś, co ją naprawdę
interesuje, sprawiało, że dziwne, przyjemne uczucie pojawiało się
w jego klatce piersiowej. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale w
tamtym momencie miał wrażenie, że dziewczyna jest naprawdę
szczęśliwa, przez co jemu samemu robiło się znacznie przyjemniej.
Jakby fakt, że ta młoda osoba jest wesoła był dla niego
niezmiernie ważny.
W pewnym momencie
Rin zakończyła swój monolog, a Robin pokiwała głową,
uśmiechając się delikatnie.
- Lubisz ciśnienie,
prawda?
Zapytana powoli
pokiwała głową.
- Potrafisz je
kontrolować?
Ponownie, ta sama
reakcja, tym razem jednak towarzyszyło jej delikatne drżenie.
Szermierz
przyciągnął ją bliżej siebie. Nie miał pojęcia dlaczego, ale
Rin wydawała się mieć złe wspomnienia z tego typu pytaniami.
Jakby kiedyś spowodowały coś złego. Jakby…
Robin ubrała jego
obawy w słowa.
- Dlatego zabrała
cię marynarka? Chcieli, żebyś była ich bronią?
Reakcja dziewczyny
była tak gwałtowna, że zaskoczyła wszystkich w pomieszczeniu.
Poderwała się, kręcąc energicznie głową. Z jej oczu popłynęły
strumienie łez, kiedy obróciła się do wszystkich plecami,
siadając w kącie i zatykając sobie uszy rękoma. Zaczęła kołysać
się do przodu i do tyłu, mamrocząc coś niezrozumiałego pod
nosem.
- Rin…? - zapytała
cicho Robin, nie ruszając się z miejsca.
- Nie! - krzyk
dziewczyny był na tyle głośny, że musieli usłyszeć go
pozostali, którzy wciąż byli na pokładzie.
Nico podniosła się
z podłogi i wycofała w stronę drzwi.
- Powiem reszcie,
żeby tu nie wchodzili. Nie pytajcie ją już o to – powiedziała i
zadziwiająco szybko wyszła z pokoju.
Zoro zamrugał,
nieco zaskoczony jej reakcją, ale szybko się otrząsnął i
ponownie zbliżył się do Rin. Nic nie powiedział, tylko objął ją
delikatnie ramionami i, poddając się ruchom dziewczyny, zaczął
kołysać się razem z nią.
- Powinienem podać
jej coś na uspokojenie? - zapytał Chopper, przyglądając się im.
Roronoa pokręcił
przecząco głową. Czuł, jak jej ciało powoli się rozluźnia i
był niemal pewny, że nie ma ona zbyt miłych wspomnień z
zastrzykami jakimikolwiek, a wątpił, żeby w tym stanie mogła
przyjąć tabletki bądź jakiś syrop. Dlatego po prostu został w
tej samej pozycji, starając się ją uspokoić. Po niecałych
dziesięciu minutach, w końcu zasnęła.
Chopper zgodził
się z nią zostać, więc Zoro wyszedł na pokład, szukając Robin.
Chciał zadać jej kilka pytań. Znalazł archeolog w bibliotece,
kiedy siedziała, z zamyśleniem wpatrując się w ścianę.
- Czemu wyszłaś
tak szybko? - zapytał od razu, patrząc na nią krzywo. Nie potrafił
zrozumieć jej zachowania.
- Nie wyczułeś
tego? - Nico podniosła na niego wzrok, chociaż nie wydawała się
zaskoczona.
- Czego? -
Zmarszczył brwi.
- Pamiętasz, co ci
mówiłam wczoraj?
Skrzywił się. Jak
mógłby zapomnieć? Myślał o tym przez całą noc.
- Tak – powiedział
tylko.
- Moje dzisiejsze
pytanie musiała potraktować jako zagrożenie. Ona zjadła szatański
owoc, potrafi kontrolować ciśnienie. Czy ty wiesz, jak wielką moc
jej to daje?
Zielonowłosy
musiał przyznać, że nie, nie ma pojęcia. Dlatego tylko pokręcił
przecząco głową.
- Ciśnienie… Jest
tak naprawdę wszędzie. Jeżeli podniosłabym teraz ciśnienie
powietrza nad tobą, prawdopodobnie nie byłbyś w stanie stać.
Gdybym chciała, mogłabym stworzyć dookoła siebie zbroję, której
nic nie byłoby w stanie przebić. W końcu, mogłabym jednym
spojrzeniem sprawić, że twój mózg zamieniłby się w krwawą
papkę, zaledwie jednym spojrzeniem, zabijając cię w ułamku
sekundy…
Zoro prawdopodobnie
wciąż nie do końca zrozumiał pełnię potęgi, jaką dawała taka
moc, ale pokiwał głową, wiedząc już, o co chodziło
czarnowłosej. Była to naprawdę niebezpieczna umiejętność.
Szczególnie, jeżeli osoba ją posiadająca posiadała dużą wiedzę
w tej dziedzinie. A już na pewno, gdyby ta osoba była niestabilna
psychicznie…
Przełknął ciężko
ślinę. Nie, to nie mogła być prawda. Rin nie stanowiła dla nich
zagrożenia!
- Czyli miałem
rację. Potrafi o siebie zadbać – warknął, pragnąc uniknąć
dalszej części rozmowy. Chciał zachowywać się, jakby te wnioski
nigdy do niego nie dotarły. Jakby nie mieli właśnie ze sobą na
pokładzie swoistej tykającej bomby…
- Panie szermierzu…
Poczułam to. Nie był to atak, jeszcze nie. Ale zdecydowane
ostrzeżenie. Ta dziewczyna była w stanie mnie zaatakować, jeżeli
dalej zadawałabym jej te pytania. Ona…
- Wiem! - krzyknął
wściekle Roronoa, kiedy to wszystko uderzyło w niego z pełnią
mocy.
Chciał chronić
dziewczynę, ale nie mógł narażać przez to swoich przyjaciół.
To o ich bezpieczeństwo powinien troszczyć się w pierwszej
kolejności. Opadł ciężko na krzesło, chowając twarz w dłoniach.
Pozwolił sobie na jeden z tych nielicznych momentów słabości.
- Co powinniśmy
teraz zrobić? Zabić ją? Zakuć w kajdany z Kairoseki? - zapytał
głucho, podnosząc wzrok. - Jak zareagowała reszta?
- Nie powiedziałam
im. - Zoro spojrzał na Robin z niedowierzaniem. - Uznałam, że to
ty powinieneś dowiedzieć się o tym w pierwszej kolejności. Póki
co, nie zamierzam też im o tym mówić. Nic mi nie zrobiła, to było
jedynie ostrzeżenie. A skoro tak, jest szansa, że jednak potrafi
się kontrolować. Może, jeżeli nauczy się nam ufać…
Kobieta brzmiała,
jakby chciała przekonać samą siebie. Zielonowłosego również nie
przekonały te słowa. Jednak postanowił chwytać się każdej
szansy, że może jednak nie wszystko stracone, a dziewczyna naprawdę
może z nimi zostać. Byłby w stanie okłamać samego siebie, jeżeli
zapewniłoby to możliwość pozostawienia Rin na statku… Nawet nie
zastanawiał się już, dlaczego aż tak bardzo zależy mu na tej
dziewczynie. Po prostu przyjął to do wiadomości, jak wiele rzeczy
wcześniej.
- Dziękuję –
powiedział. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby… Żeby
oswoiła się z wszystkim.
Robin pokiwała
głową, posyłając mu lekki uśmiech. Chłopak podniósł się i
opuścił pomieszczenie, a Nico westchnęła ciężko, ponownie
wgapiając się w ścianę.
Nie potrafiła
uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Miała zamiar przekonać Zoro,
że to był zły pomysł, z góry skazany na porażkę. To nie miało
racji bytu! Jednak, kiedy zobaczyła go takiego załamanego… Nie
mogła mu tego powiedzieć. To była prawda, jeszcze nikomu nie
powiedziała o swoich obawach. Jednak nie było szans, żeby
dziewczyna była w stanie zostać na statku. Zanim zaufałaby
wszystkim, musiałoby minąć kilka miesięcy, jeśli nie lat. A w
tym czasie, wszyscy musieliby mieć się na baczności. Dlaczego w
takim razie dała mu nadzieję?
Odetchnęła
jeszcze raz, tym razem głębiej. Chyba po prostu nie była w stanie
wytrzymać tamtej miny. Roronoa, dumny, wspaniały szermierz, który
jest podłamany… Kobieta po prostu nie potrafiła znieść tego
widoku. Dlatego musiała zrobić coś, żeby dać mu nadzieję. Nawet
tak płonną i bezsensowną jak to.
Podniosła się i
ruszyła w kierunku damskiej kajuty. Nie powinna o tym myśleć.
_-_-_-_
Zoro uchylił
delikatnie powiekę, widząc, jak Rin idzie w kierunku Choppera.
Jako, że tylko ta dwójka mogła podchodzić do dziewczyny bez
stresowania jej, to właśnie oni opiekowali się nią na zmianę.
Usłyszał w
pobliżu kroki, więc obrócił nieco głowę, żeby zobaczyć
Sanjiego, który, po opuszczeniu kuchni, rozdawał przekąski
załogantom.
- Leżysz w
przejściu, cholerny glonie – warknął blondyn, podnosząc nogę i
szykując się do kopnięcia.
Szermierz podniósł
jedną ze swoich katan, blokując atak.
- Odwal się,
brewko! - mruknął, jednocześnie mierząc kucharza spojrzeniem.
Musiał przyznać, że dawno ze sobą nie walczyli, a to wyglądało
na całkiem dobrą okazję do rozruszania się.
Oczywiście, po
kilku kolejnych słownych przytykach, stali naprzeciwko siebie w
pozycjach bojowych. Zoro wyciągnął jeden miecz, a Sanji upewnił
się, że taca z jedzeniem jest bezpieczna na barierce obok,
odpalając jednocześnie papierosa. Ruszyli w swoim kierunku,
przymierzając się do wyprowadzenia pierwszego ciosu…
W tym momencie,
twarz blondyna wykrzywiła się w grymasie bólu, a on sam upadł na
pokład, gwałtownie przykładając dłonie do głowy. Szermierz
zatrzymał się z kataną w połowie cięcia, ze zdumieniem
obserwując towarzysza. Przez chwilę nie miał pojęcia, co się
działo, ale już po chwili prawda brutalnie w niego uderzyła.
Obrócił się na pięcie i spojrzał na Choppera, który zatrzymał
się, widząc nadchodzącą walkę, a tuż obok niego, w dalszym
ciągu stała ciemnowłosa.
- Rin, przestań! On
nic mi nie zrobił! - rozkazał Zoro, wpatrując się poważnie w
dziewczynę.
Ta oderwała wzrok
od kucharza i przeniosła go na zielonowłosego.
- Chciał cię
zaatakować – powiedziała ostro. Oczy miała szeroko otwarte, a
klatka piersiowa poruszała się szybko. - Próbował cię zaatakować
– dodała, ponownie skupiając wzrok na Sanjim.
Po stłumionym
jęknięciu za sobą, Roronoa mógł wywnioskować, że ponownie
używała swoich mocy. Podbiegł do Rin i chwycił ją obiema rękoma,
zasłaniając jej widok na leżącego mężczyznę.
- Przestań! Nie
możesz atakować przyjaciół! - warknął głucho, chociaż
wywołało to u niego dziwne poczucie winy.
Dziewczyna nagle
jakby opadła z sił. Pozwoliła szermierzowi, żeby utrzymał cały
ciężar jej ciała i przymknęła oczy.
- Nie mogę
pozwolić… - wyszeptała jeszcze, ale niemalże w tej samej chwili
zasnęła.
Zoro zamrugał
zaskoczony i spojrzał na Choppera. W łapce renifera wciąż tkwiła
strzykawka, teraz już pusta.
- Przepraszam, Zoro,
ale musiałem… - wymamrotał lekarz.
- W porządku –
uspokoił przyjaciela.
Co prawda miał
ochotę na niego krzyczeć, bo przecież nie powinien tego robić
dziewczynie, ona była niewinna…! Ale coś w głębi niego
podpowiadało mu, że to był najlepszy pomysł.
- Zabierz ją do
mojego gabinetu – poprosił Chopper. - Zobaczę, co z Sanjim.
Roronoa pokiwał
głową i podniósł bezwładne ciało. Obrócił się nieznacznie,
żeby spojrzeć na stan blondyna. Ten podnosił się już na nogi,
ale zarówno z nosa, kącika ust, jak i uszu powoli sączyły mu się
strumyczki krwi. Jego wzrok spotkał się z wzrokiem szermierza, ale
zielonowłosy nie był w stanie odgadnąć, o czym tamten myślał. W
końcu jednak do kucharza dopadł renifer, skupiając na sobie jego
uwagę, a Zoro ruszył, by odłożyć Rin do łóżka. Coś czuł, że
czeka go nieprzyjemna rozmowa…
Jak było do
przewidzenia, kilka minut później cała załoga ponownie zebrała
się w kuchni, tym razem jednak atmosfera była znacznie bardziej
napięta niż do tej pory. Wszyscy siedzieli, bądź stali, wpatrując
się w podłogę i pogrążając się we własnych myślach. Nikt nie
wiedział, jak zacząć tą rozmowę, nie mieli pojęcia, jak ubrać
w słowa to, co myślał każdy.
Robin spojrzała
uważnie na Roronoę. Zdawała sobie sprawę z tego, że powinna
wszystko wytłumaczyć, ale nie była w stanie zrobić tego, bez jego
pozwolenia. Przecież obiecała mu, że niczego nie powie. Nie
potrafiłaby znieść zawodu w jego spojrzeniu, gdyby złamała
obietnicę…
- Panie szermierzu…
- zaczęła powoli, wpatrując się w niego z uwagą.
Ten pokiwał głową,
przymykając oczy. Wiedział, że reszta musi się o wszystkim
dowiedzieć. Już nie mogli tego ukrywać. Nie, kiedy ktoś z załogi
został poszkodowany. To przecież mogło się powtórzyć, nikt nie
mógł zagwarantować im, że to się zmieni.
Kątem oka zerknął
na Sanjiego. Według słów Choppera, nie stało mu się nic
poważniejszego, ale gdyby potrwało to jeszcze chwilę, blondyn
mógłby już nigdy więcej się nie podnieść. Teraz kucharz nie
odzywał się. Zapewne nie chciał obwiniać Rin, w końcu była
kobietą, jednak nie potrafił tak po prostu zapomnieć o tym, co się
stało. I o tym, że to się mogło powtórzyć.
- W porządku, Robin
– powiedział cicho szermierz, opierając się o ścianę i
przymykając oczy. - Możesz wszystko wytłumaczyć.
Archeolog
przytaknęła i zaczęła wyjaśniać pozostałym to, co odkryła do
tej pory. Wszystkie swoje obawy i zagrożenia ze strony Rin.
Pozostali stali cicho, słuchając jej relacji i łącząc ze sobą
odpowiednie fakty. Gdy skończyła, przez długi czas nikt się nie
odezwał.
W końcu Nami
podniosła nieco głowę.
- Wybacz, Zoro, ale
chyba musimy… - przerwała, nie za bardzo wiedząc, jak dokończyć
to zdanie.
- Wiem. - Przytaknął
niechętnie szermierz. - Stanowi dla nas zbyt duże zagrożenie.
Powinniśmy pozbyć się jej ze statku.
Ponownie zapadła
cisza. Załoga widziała, że nie była to dla niego łatwa decyzja.
Sami również nie byli zbyt pozytywnie nastawieni do tego pomysłu,
ale zdawali sobie sprawę z tego, że zielonowłosy musi przeżywać
to znacznie bardziej od nich.
Ten natomiast
pogrążył się we własnych myślach. Nie mógł… Nie mógł
pozwolić, żeby dziewczynie się coś stało, zwyczajnie czuł, że
nie dałby rady. Jednak musiał brać pod uwagę bezpieczeństwo
całej załogi, co wiązało się z tym, że Rin nie mogła zostać
na pokładzie. Musiał przyznać rację Robin. To po prostu nie mogło
się udać. Nawet, jeśli miałby tej decyzji żałować przez całe
życie, musiał ją podjąć. Dla dobra swoich przyjaciół.
- Nami, kiedy
dotrzemy na następną wyspę? - zapytał chłodnym, wypranym z
wszelkich emocji, głosem.
- Przy sprzyjających
wiatrach, jutro przed południem – odpowiedziała nawigatorka.
- Zostawimy ją tam.
Spróbujemy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce… - przerwał, nie
wiedząc, co powiedzieć dalej. Co, jeśli takiego miejsca tam nie
znajdą? Będzie w stanie zostawić tam dziewczynę, będąc
świadomym, że może stać się jej krzywda?
- Niedaleko stąd
jest pewne miejsce, które może nam odpowiadać – oznajmiła nagle
Robin, skupiając na sobie uwagę wszystkich.
- Co to jest? -
zapytał Luffy, który jako pierwszy się tym zainteresował.
- Jest pewna wyspa,
jakieś dwa dni żeglugi stąd. Znajduje się tam specjalny ośrodek,
przeznaczony dla osób z wadami rozwoju. Jest przystosowany również
dla użytkowników, więc nie powinni mieć z nią problemów.
Wszyscy po kolei
zgadzali się, że to było bardzo dobre rozwiązanie. W końcu
również Zoro pokiwał głową, posyłając kobiecie wdzięczne
spojrzenie. Ta uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, czując,
jak przyjemne ciepło rozlewa się po jej wnętrzu. Jednak uczucie to
minęła, kiedy szermierz podniósł się, z zamiarem udania się do
Rin.
Nico odetchnęła
cicho. Miała nadzieję, że ten ośrodek dalej się tam znajdował.
Nie mogła pozwolić, żeby tamta dziewczyna znajdowała się w
jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Akurat w tej kategorii myślała
podobnie do zielonowłosego.
_-_-_-_
Zarys wyspy ukazał
się ich oczom akurat wtedy, kiedy właśnie kończyli obiad. Zoro
siedział razem z Rin w gabinecie Choppera. Wspólnie z załogą
uznali, że im mniej czasu spędzi ona w towarzystwie pozostałych,
tym będzie bezpieczniej. Dlatego właśnie szermierz i renifer
spędzali połowę posiłków w tym pomieszczeniu, na zmianę
towarzysząc dziewczynie.
- Panie szermierzu?
- Głowa Robin na moment ukazała się w szparze w drzwiach. - Za
chwilę powinniśmy dopłynąć do wyspy - poinformowała.
- Dobra. Dzięki,
Robin – odpowiedział, podnosząc się z miejsca.
Kobieta pokiwała
głową i zniknęła, udając się do swoich obowiązków. Roronoa
wyszedł na pokład zabierając się za pomoc w cumowaniu statku. Już
chwilę później całą załogą stali na brzegu, rozważając, kto
powinien pójść.
- Zoro i Chopper
pójdą na pewno – uznała w końcu Nami. - Robin też, bo wie o
tym ośrodku. Pójdę również ja i Luffy… Sanji i Franky, wy
możecie przejść się po mieście i uzupełnić zapasy. Usopp
pilnuje Sunny.
- Tak jest! -
zgodzili się zgodnie i ruszyli, każdy w swoją stronę.
Zoro złapał Rin
za rękę, prowadząc ją za pozostałymi. Jednocześnie uważnie
obserwował ją, upewniając się, że nikogo nie atakuje. Od
incydentu z Sanjim zdążyła jeszcze zaatakować Usoppa, który
musiał zdenerwować ją jakimś swoim kłamstwem, dlatego też wolał
zachować czujność.
Po jakimś czasie
marszu, dostrzegli w końcu okazałą budowlę, otoczoną niewielkim
laskiem. Kawałek od drzwi rozciągała się piaszczysta plaża, a
cały teren ogrodzony był zdobionym płotem, na tyle wysokim, że
przeskoczenie go mogło okazać się niemożliwe.
Podeszli do furtki
i nacisnęli dzwonek, po czym zaczęli czekać, aż ktoś się
pojawi.
- Jesteś pewna, że
to tutaj? - zapytał Zoro, rozglądając się uważnie. Wciąż nie
był pewien, czy to taki dobry pomysł, żeby zostawić Rin w
całkowicie obcym miejscu, z przypadkowymi ludźmi.
Archeolog chyba
wyczuła jego obawy.
- Tak, z całą
pewnością. Nie przejmuj się, mają doświadczenie z takimi
osobami. A warunki tutaj, jak sam widzisz, są bardzo dobre.
Szermierz
niechętnie pokiwał głową, widząc, jak w ich stronę idzie jakiś
mężczyzna z siwiejącymi włosami. Na nosie miał okulary. Ubrany
był w ciemnoniebieski sweter i jakieś nieco przetarte spodnie. Nie
wyglądał groźnie, ale też nie sprawiał wrażenia typowego
lekarza… Roronoa uznał, że mu nie ufa.
- Dzień dobry! W
czym mogę pomóc? - zapytał, przesadnie wesołym, według
zielonowłosego, głosem.
- Otóż przyszliśmy
tutaj, żeby… - zaczęła tłumaczyć Nami, a Zoro odciągnął Rin
na chwilę na bok.
Ustalili wcześniej,
że lepiej byłoby, gdyby dziewczyna do końca nie wiedziała o ich
zamiarach. Mogłaby wpaść w złość i zniszczyć wszystko dookoła.
Albo, gdyby jednak uznali, że jej tu nie zostawią, stresowaliby ją
niepotrzebnie. Dlatego po prostu zachowywali się, jakby poszli na
wycieczkę po wyspie.
- W takim razie,
zapraszam! Pokażę wam wszystko – ogłosił mężczyzna, gestem
pokazując im, żeby poszli za nim. Piraci wymienili się jeszcze
ostatnimi spojrzeniami i posłusznie ruszyli jego śladem.
Jak się okazało,
ośrodek faktycznie zapewniał wszystko, czego mogła potrzebować
przeciętna osoba. Mieli bardzo dobre warunki mieszkalne, pożywną i
zdrową kuchnię i rozległy teren, gdzie można było przyjemnie
spędzić czas. Również opiekunowie wydawali się być kompetentni
i przyjaźnie odnosili się do pacjentów.
Mimo wszystkich
swoich wysiłków, Zoro nie mógł znaleźć żadnego szczegółu, do
którego mógłby się doczepić. Wszystko wydawało się być jak
najbardziej w porządku.
- Jeszcze jedno
pytanie – odezwała się w pewnym momencie Nami.
Ich przewodnik
spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Skąd macie na to
wszystko pieniądze? Przecież utrzymanie tego musi kosztować
fortunę!
Zielonowłosy
zmarszczył brwi, kiwając głową. Jeżeli pozostawało chociażby
najmniejsze podejrzenie…
- Wszędzie są
osoby z problemami. - Mężczyzna wzruszył ramionami, nie wydając
się zaskoczony pytaniem. - Niektórzy nie chcą, żeby ktoś
dowiedział się o ich słabościach. Właśnie dlatego wysyłani
tutaj są ludzie z różnych warstw społecznych, praktycznie z
wszystkich miejsc na świecie. Szlachta, światowy rząd, marynarka…
Nawet u nich zdarzają się różne choroby. A za opiekę nad
bliskimi płacą fortunę. - Zobaczył ich miny i uśmiechnął się.
- Spokojnie, nie tylko oni korzystają z naszych usług. Piraci
również bardzo często do nas zaglądają. Tak samo, jak zwykli
obywatele. Właśnie dlatego nie musicie się obawiać na atak na nas
z jakiejkolwiek strony. Jesteśmy bezpieczni względnie praktycznie
każdego.
Piraci musieli
przyznać, że odpowiedź brzmiała bardzo prawdopodobnie i, co
najważniejsze, jak najbardziej zachęcająco. Teraz nawet Zoro
musiał przyznać, że nie widzi powodów, dla których miałby nie
zostawiać tutaj dziewczyny. Właśnie dlatego zgodzili się. Szybko
podpisali odpowiednie dokumenty, Nami nawet zgodziła się przekazać
część pieniędzy dla zakładu.
Po czym nastał ten
najtrudniejszy, dla Zoro w szczególności, moment. Musieli przekazać
Rin, że zostaje tutaj, a sami odchodzą. Roronoa wziął dziewczynę
nieco na bok, obracając w dłoni niewielką bransoletkę, która
dostał od nowego opiekuna ciemnowłosej. Podobno zawierała
Kairoseki w takim stężeniu, że miała odbierać jej moce, ale nie
osłabiać za bardzo. Szermierz musiał pamiętać, żeby założyć
ją, zanim wytłumaczy jej wszystko.
Odetchnął cicho,
kucając, aby znaleźć się naprzeciwko jej twarzy.
- Chciałbym ci coś
dać – powiedział, prezentując dziewczynie bransoletkę. Ta
spojrzała na to i powoli pokiwała głową.
Zielonowłosy
delikatnie umieścił przedmiot na jej nadgarstku, upewniając się,
że nie uciska jej nigdzie, ani, że ta nie da rady ściągnąć go
bez odpowiedniego klucza.
- Wiesz… Musimy
cię tu zostawić – oznajmił cicho, niechętnie.
Rin popatrzyła na
niego bez zrozumienia.
- Musisz tutaj
zostać. Będziesz bezpieczna. A my musimy… Popłynąć dalej –
spróbował ponownie, ale i tym razem dziewczyna jakby nie
zrozumiała.
Zoro podniósł się
i ponownie zbliżyli się do reszty. Wiedział, że w ten sposób jej
tego nie wytłumaczy. Ona chyba nie potrafiła pojąć, że zostanie
sama. A może po prostu jej to nie przeszkadzało? Wymienił się
spojrzeniami z pozostałymi. Oni też wydawali się nieco przybici,
ale pokiwali głowami, dodając mu otuchy. Odwrócił się, żeby
spojrzeć w oczy mężczyźnie, który od tej pory miał zajmować
się Rin.
- Proszę się nią
zająć – powiedział poważnie.
- Oczywiście. Po to
tu jestem – przytaknął tamten, również uśmiechając się do
niego lekko.
Roronoa jeszcze
przez chwilę walczył ze sobą, po czym przyciągnął do siebie
dziewczynę, przytulając ją mocno.
- Trzymaj się, Rin.
Uważaj na siebie – wyszeptał.
Po chwili puścił
ją i odwrócił się. Razem zresztą załogi ruszyli przed siebie,
kierując się w stronę statku. Do dziewczyny najwyraźniej powoli
zaczynała dochodzić całą sytuacja.
- Nie! - Usłyszał
jej krzyk za sobą, ale się nie odwrócił. - Czekaj! Nie! -
krzyczała. Po głosie mógł tez stwierdzić, że płakała, ale nie
odważył się spojrzeć za siebie.
Po odgłosach
szamotaniny mógł wnioskować, że usiłowała go gonić, ale
mężczyzna przytrzymał ją. Zoro jednak nie był w stanie na nią
spojrzeć. Wiedział, że jeżeli pozwoli sobie chociaż na tą jedną
chwilę słabości, nie będzie w stanie odejść. Wtedy nawet dobro
jego przyjaciół nie będzie w stanie go przekonać i zrobi
wszystko, żeby dziewczyna popłynęła z nimi. Albo, żeby on został
tutaj, z nią…
Dlatego zacisnął
zęby i przyśpieszył kroku, pragnąc jak najszybciej znaleźć się
za furtką. A potem za tym zakrętem, za lasem… Tam, gdzie jej głos
już do niego nie dosięgnie. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale
Rin, mimo że spędziła z nimi zaledwie kilka dni, na stałe
zamieszkała gdzieś w głębi niego. Właśnie dlatego musiał ją
zostawić. Bo inaczej stanowiłaby zagrożenie. Nie tylko dla załogi,
ale też dla niego. I dla niej samej.
Przez całą drogę
na statek, nikt się nie odezwał. Wszyscy milcząco wspierali
przyjaciela, ale wiedzieli, że nic, co powiedzą, mu nie pomoże.
Gdy tylko dotarli na Sunny, Zoro od razu wspiął się na bocianie
gniazdo. Dopiero tam osunął się na podłogę i ukrył twarz w
dłoniach. Nie płakał. Po prostu siedział, starając się pozbyć
z głowy echa tych krzyków, które wciąż krążyły mu po głowie.
- Panie szermierzu?
- usłyszał obok siebie głos Robin, dlatego podniósł na nią
wzrok.
Kobieta jeszcze
przez chwilę stała, jakby zastanawiając się, co powinna zrobić,
po czym usiadła obok niego, obejmując go jedną ręką.
- To była najlepsza
decyzja, dla nas wszystkich – powiedziała cicho, na co Roronoa
pokiwał głową.
- Wiem –
powiedział i mówił prawdę. Świetnie zdawał sobie z tego sprawę.
- Chyba potrzebuję trochę czasu – dodał, podnosząc się.
Zerknął przez
okno i dopiero teraz zauważył, że odbili już od brzegu. Jak mógł
przegapić ten moment? Przeniósł wzrok ponownie na archeolog i
dostrzegł na jej twarzy dziwny cień, ale zniknął na tyle szybko,
że nie mógł być pewny, że naprawdę go widział.
- Pan kucharz mówił,
że za chwilę będzie kolacja – powiedziała jeszcze Nico,
ruszając w stronę wyjścia.
- Robin…! -
Kobieta zatrzymała się, a on zawahał się. - Dziękuję –
powiedział w końcu.
Czarnowłosa
pokiwała głową, uśmiechając się pod nosem. Wiedziała, że
mężczyzna nie miał na myśli tylko informacji o obiedzie. Zeszła
na pokład.
Zoro, po chwili
zadumy, ruszył zaraz za nią. Przecież miał jeszcze załogę. Na
nich zawsze mógł polegać. Uśmiechnął się.
Uwaga: To jest pierwsze zakończenie. Napisałam jeszcze trzy inne, ale jeżeli ktoś nie ma nic przeciwko temu zakończeniu, nie trzeba ich czytać. Pierwotnie, w tym momencie fik miał się kończyć, ale... Ale to ja, więc nie mogło iść wszystko według planów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz