niedziela, 8 stycznia 2017

"Przypadkowe spotkanie" [OP]

Tytuł: Przypadkowe spotkanie
Fandom: One Piece.
Status: zakończone.
Część: 1/4
Ostrzeżenia: lekki angst, zaburzenia psychiczne (autyzm/zespół Aspergera)

Uwagi: akcja dzieje się gdzieś między Water 7 a Thriller Bark. Znajomość fandomu (do tego momentu co najmniej) raczej potrzebna do zrozumienia treści.
Opis: Załoga przybywa na pozornie spokojną wyspę. Po serii różnych wydarzeń, Zoro kończy w bazie marynarki, uwalniając stamtąd dziwną, zamkniętą w sobie dziewczynę. Jaki sekret skrywa i jak potoczą się ich dalsze losy?



~~~~
 Kolejna wyspa właściwie niewiele różniła się od tych, które załoga Słomianego Kapelusza odwiedziła do tej pory. Piaszczysta plaża, za którą rozciągał się gęsty las, skrywający drogę do wysokich i stromych gór. Na pierwszy rzut oka wydawała się bezludna, pewnie też z tego powodu piraci pozwolili sobie na chwilę nieuwagi. Którą to teraz z takim zapałem przeklinał Zoro.
Już od kilku godzin łaził bez celu po systemie jaskiń, który zdawał się rozciągać pod całą, znacznie większą niż się z początku wydawało, wyspą. Gdy przybyli, wszystko naprawdę wydawało się bardzo bezpieczne. Zrobili piknik na plaży, część załogi poszła do lasu, żeby poszukać jakiś jadalnych roślin, bądź zapolować na zwierzęta, Luffy pobiegł szukać „przygód”, Chopper wybrał się na przechadzkę, aby poszukać lekarstw, a Usopp i Franky zostali przy statku, w celu naprawienia niewielkich zniszczeń, powstałych podczas ich ostatniej przygody i rozłożenia obozowiska na stałym lądzie. Ustalili, że spotkają się przy statku wieczorem i urządzą sobie prawdziwą, piracką imprezę. Roronoa zareagował na to równie entuzjastycznie co inni tylko dlatego, że przy tego typu zajęciach z reguły mógł cieszyć się alkoholem bez ograniczeń.
Problemy zaczęły się kilka chwil po tym, jak większość załogi zniknęła w lesie. Na początku nie wyglądało to aż tak źle. Kilka tygrysów, które wyglądały na nadające się nad ognisko, jakiś niedźwiedź… Normalka, jak dla nich. Po czym, jakby znikąd, pojawili się żołnierze marynarki.
Z pierwszymi kilkoma, Zoro poradził sobie bez większych problemów. Po dochodzących z daleka odgłosów odgadł, że inni również natknęli się na niespodziewanych wrogów. Już miał zamiar ruszyć w stronę statku, żeby spotkać się z pozostałymi i ustalić, co dalej, kiedy bardzo blisko, praktycznie kilka metrów od siebie, usłyszał zaskoczony okrzyk Nami. Bez większego namysłu rzucił się w tamtym kierunku. Nie obchodziło go nawet to, kto to był. Liczyło się tylko tyle, że jego towarzysz był zagrożony.
Jednak po przebiegnięciu kilkuset metrów zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie dziewczyna jest. Zatrzymał się nieco skołowany. Wtedy właśnie usłyszał głos Choppera. Namierzył źródło dźwięku i zaczął biec tam. Jednak ponownie na nikogo nie trafił.
Biegał tak przez jakiś czas, nie będąc w stanie odnaleźć któregokolwiek z kompanów, kiedy nagle, niemal na wprost niego, usłyszał wściekły krzyk Luffiego. Zagapił się przed siebie, przez chwilę nie zwracając uwagi na drogę, którą biegł. I zauważył źródło tych dźwięków. Jakiś duży i kolorowy ptak siedział na pobliskiej gałęzi, a z jego dziobu wydobył się charakterystyczny okrzyk „Gomu gomu no...”. Zielonowłosy sklął w myślach faunę wyspy. Czy naprawdę biegał bez celu przez te głupie ptaki?
W momencie, w którym miał zawrócić i pobiec na statek, poczuł, jak traci oparcie pod nogami i zaczął spadać. Uderzył twardo w ziemię, kilka metrów poniżej poziomu gruntu i zdał sobie sprawę, że wpadł do jakiejś głębokiej jaskini. Od tamtego momentu biegał w kółko, usiłując znaleźć wyjście.
Westchnął zirytowany, przystając na kolejnym rozdrożu. W prawo, czy w lewo? Wydawało mu się, że już był w tym miejscu, ale wszystkie kamienne korytarze wyglądały niemal identycznie. Pobiegł w losową stronę, po raz kolejny zastanawiając się, skąd na wyspie wzięli się marynarze. Czyżby mieli tu bazę?
Po kilku kolejnych zakrętach dostrzegł coś, co zdecydowanie nie powinno znajdować się w naturalnym i dzikim systemie jaskiń. Neonowo-żółta strzałka wskazywała jeden, konkretny korytarz i z pewnością była dziełem człowieka. Bez większego zastanowienia ruszył tam, gdzie wskazywała.
W końcu udało mu się dotrzeć do sporych, metalowych drzwi. Bez większego zastanowienia nacisnął na klamkę. Ta poruszyła się bez żadnego oporu, wpuszczając go do środka. Zoro wzruszył ramionami i zajrzał do pomieszczenia. Był tam niezbyt długi korytarz. Na końcu widział coś, co wyglądało na niewielki taras dookoła sporego pomieszczenia, w którym paliło się światło. Stamtąd też słyszał podniesione głosy wielu ludzi, zapewne marynarki.
Złapał za katanę i szybko przemierzył odległość dzielącą go od pomieszczenia i wyjrzał lekko. Taras ogrodzony był metalową barierką, sięgającą pasa, ale po drugiej stronie platformy widział schodki, prowadzące na dół. Na dole natomiast zebrało się około czterdziestu ludzi w mundurach marynarki. Pośrodku, pomiędzy nimi klęczała jeszcze jedna osoba. Nawet ze swojej pozycji, szermierz mógł stwierdzić, że była to drobna dziewczyna o ciemnych włosach, które chaotycznie opadały jej na twarz. Miała na sobie jedynie białą, długą koszulkę, która zakrywała jej nogi, kiedy klęczała na podłodze. Drżała, prawdopodobnie z płaczu, sądząc po dźwiękach, jakie z siebie wydawała. Roronoa widział, że jest skrępowana przez łańcuchy, które trzymali w rękach żołnierze stojący najbliżej niej.
Zmarszczył brwi. I tak prawdopodobnie musiałby zaatakować, w końcu miał przed sobą sporą grupę wrogów, jednak takie traktowanie tej bezbronnej dziewczyny było poza jego granicami pojmowania. Mógł sobie być postrzegany jako bezlitosny pirat, ale nigdy nie lubił znęcania się nad słabszymi. To było zwyczajnie nie w porządku.
Wyciągnął miecze i zeskoczył na dół, błyskawicznie atakując, niczego się nie spodziewających, przeciwników. Zanim wszyscy w pełni pojęli sytuację, znalazł się przy dziewczynie, przecinając pilnujących jej żołnierzy. Bez większego namysłu uwolnił ją z łańcuchów, które, jak zauważył, były z Kairoseki…
- Nie! - wykrzyknął ktoś z marynarki, ale szermierz go nie słuchał.
- Wszystko w po… - Nie skończył.
Kiedy tylko ostatni łańcuch uderzył w podłogę, poczuł się tak, jakby ktoś nagle przywalił mu mocno w głowę, pozbawiając przytomności. Padł bez czucia na podłogę.
Sam nie wiedział, ile czasu tak leżał, ale obudził się, czując, jakby miał mocnego kaca (a przynajmniej tak przypuszczał, nigdy nie doświadczył czegoś takiego), a do jego uszu dochodziło jedynie ciche łkanie i jego własny, nieco chrapliwy oddech. Uniósł się na łokciach i rozejrzał, starając się uzyskać ostry obraz. Udało mu się to za trzecim razem.
Dookoła niego, na podłodze walało się mnóstwo ciał marynarzy, jedynie kilku z nich miało na sobie ślady po jakiejkolwiek walce. Większość wyglądała, jakby zwyczajnie zostali ogłuszeni. Tak, jak sam Roronoa. Pośrodku całego tego chaosu, klęczała ta sama dziewczyna co wcześniej, chowając twarz w dłoniach. Wydawała się nawet nie drgnąć z miejsca, przez co Zoro przez chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem przytomności nie stracił na zaledwie kilka sekund. Jednak szybko uświadomił sobie, że musiał spędzić w tym stanie znacznie więcej czasu. Krew tych żołnierzy, których wcześniej pociął, już dawno przestała sączyć się z ran, a zamiast tego utworzyła na podłodze bordowo-brązową kałużę, dawno już zakrzepłej cieczy.
- Co tu się stało? - zapytał, nieco głośniej niż zamierzał, prawdopodobnie przez dzwonienie, które wciąż słyszał w uszach.
Dziewczyna nawet nie drgnęła, jakby kompletnie nie usłyszała pytania. Szermierz zmarszczył brwi i powoli podniósł się na nogi.
- Hej! Słyszysz? Co tu się stało? - powtórzył, tym razem głośniej. Może ona też miała jakieś problemy ze słuchem?
Jednak ponownie nie doczekał się żadnej reakcji. Zielonowłosy chwiejnym krokiem podszedł do nieznajomej, podejmując jeszcze jedną próbę nawiązania kontaktu:
- Halo! Słyszysz mnie?! - niemalże krzyknął, ale wynik był cały czas ten sam.
Opadł ciężko na podłogę, uznając, że jednak potrzebuje chwili na dojście do siebie.
- Co mam z tobą zrobić? - zapytał samego siebie, tym razem znacznie ciszej.
Ku jego zaskoczeniu, łkanie ucichło, a głowa dziewczyny poderwała się w górę, kiedy jej wzrok spoczął na jego twarzy. Chociaż może nie było to właściwe słowo. Ona jakby jedynie na niego zerknęła, po czym zaczęła wodzić wzrokiem dookoła, nie skupiając się na niczym konkretnym.
- Słyszysz mnie? - zapytał jeszcze raz, tym razem jednak nie podnosząc głosu.
Dziewczyna pokiwała głową, jednak wciąż nie nawiązała z nim kontaktu wzrokowego. Szermierz przyjrzał się jej uważniej. Delikatne rysy twarzy podkreślały nieco nieobecny wzrok w szaroniebieskich tęczówkach. Blada cera, drobna sylwetka i cienie pod oczami sprawiały, że zdawała się być jeszcze bardziej bezbronna. Do tego dochodziło jej ubranie, które składało się jedynie ze zbyt dużej, pobrudzonej i podartej, białej koszuli, która zdecydowanie nie chroniła jej wychudzonego ciała przed chłodem pomieszczenia.
- Co tu robisz? - zapytał, starając się przybrać łagodny ton głosu. Uznał, że wcześniej mógł ją wystraszyć, mówiąc zbyt głośno.
- Siedzę – odpowiedziała krótko, płaskim głosem.
Zielonowłosy przyjrzał się jej uważnie, jednak ta nie wyglądała, jakby się z niego nabijała. Wciąż miała poważny, nieobecny wyraz twarzy, a głos nawet jej nie zadrżał.
- Dlaczego tu się znalazłaś? - spróbował ponownie, wciąż bacznie ją obserwując.
- Kazali mi tu przyjść.
Zoro podrapał się po głowie, oddychając głęboko. Zapowiadało się na długą rozmowę.
- Co im się stało? - zapytał, wskazując na leżących wkoło marynarzy, postanawiając chwilowo pozostawić kwestię obecności dziewczyny w tym miejscu.
- Stracili przytomność na skutek gwałtownej zmiany ciśnienia w przewodzie słuchowym…
Roronoa przestał słuchać, uznając, że i tak niczego nie rozumie. Zamiast tego ponownie przyjrzał się nieznajomej. Teraz, gdy mówiła, wydawała się bardzo zaangażowana, jakby nagle odżyła, jednak jej wzrok wciąż wędrował po ścianach dookoła, w głos był niemal identycznie płaski przez całą jej wypowiedź. Chłopak uznał, że nie ma sensu próbować się z nią dogadać. Kiedy zapytał o, wydawałoby się prostą rzecz, uzyskał złożoną odpowiedź, która zawierała słownictwo, z którego nic nie rozumiał. Uznał, że może Chopper albo Robin byliby w stanie coś tu pomóc, ale on się do tego nie nadawał…
- Co jest z tobą nie tak? - zapytał, gdy ta skończyła mówić. Nie spodziewał się odpowiedzi. A już na pewno nie takiej.
- Przepraszam, że urodziłam się inna – powiedziała dziewczyna niemal natychmiast, jakby powtarzała wyuczoną formułkę. Szermierz spojrzał na nią zaskoczony, kręcąc gwałtownie głową.
- Nie, nie o to… Nie musisz przepraszać… - przerwał, mając wrażenie, że i tak nic z tego do niej nie dociera. - Jak się nazywasz?
- Rin.
- Ja jestem Roronoa Zoro – przedstawił się. Ponownie nie doczekał się żadnej reakcji, dlatego skupił się na pomieszczeniu, rozważając, którędy uda mu się stąd wydostać.
Chwilę później usłyszał jęknięcie, kiedy jeden z marynarzy się obudził. Skierował wzrok na żołnierza, który również go dostrzegł, chwytając za pistolet. Zielonowłosy chciał się poderwać i odnaleźć katany, które musiały gdzieś upaść, kiedy stracił przytomność, ale okazało się, że to nie było potrzebne.
Z niedowierzaniem i pewnym przerażeniem obserwował, jak nagle oczy marynarza rozszerzają się. Następnie z ust, nosa, a nawet z uszu zaczęła mu lecieć krew, a jego bezwładne ciało ponownie opadło na ziemię. Tym razem jednak klatka piersiowa nie uniosła się, żeby zasugerować jedynie utratę przytomności…
Zoro jeszcze raz zlustrował pomieszczenie, ale nie dostrzegł nikogo, kto mógłby być za to odpowiedzialny. Jedynymi przytomnymi osobami był on sam oraz ta dziewczyna. Spojrzał na nią.
- Ty to zrobiłaś? - zapytał z zaskoczeniem.
- Tak – odpowiedziała obojętnie.
Przez chwilę chłopak jedynie wpatrywał się w nią bez zrozumienia. Po czym pokręcił głową i podniósł się, aby poszukać swoich mieczy. Dość szybko je pozbierał i umieścił w pochwach. Zauważył również plecak, który miał na sobie, gdy tu wskakiwał. Przypomniał sobie, że w środku wciąż miał bento, przygotowane przez Sanjiego dla całej załogi…
- Jesteś głodna? - zapytał, wyciągając nieco pogięte pudełko i siadając na ziemi, obok Rin.
Ta pokiwała głową, więc szybko podzielił jedzenie i dał jej połowę. Dziewczyna skupiła się na posiłku, całkowicie ignorując wszystko dookoła… Po pewnym czasie Zoro ponownie podniósł się na nogi, tym razem czując się znacznie pewniej niż wcześniej. Wybrał te drzwi, które najbardziej wyglądały, jakby prowadziły do wyjścia, i już chciał tam ruszyć, kiedy znowu spojrzał na dziewczynę.
- Chcesz iść ze mną? - zapytał. Po czym dodał szybko: - Mamy lekarza, który może cię zobaczyć. Nie zostawię cię samej z tymi marynarzami.
Rin powoli pokiwała głową i wstała z ziemi. Dopiero teraz szermierz zauważył, że to, co miała na sobie, przypominało bardziej typową, szpitalną koszulę, niż coś, co można było założyć, wychodząc na dwór. Materiał był na tyle cienki, że prawdopodobnie dziewczyna równie dobrze mogłaby być nago. Roronoa zawahał się, ale ściągnął swoją kurtkę i zarzucił jej na ramiona. Chopper by się na niego wkurzył, gdyby nieznajoma przez niego zamarzła.
Ciemnowłosa wzdrygnęła się, kiedy tylko poczuła dotyk na ramionach, ale uspokoiła się, gdy rozpoznała w nim materiał kurtki, a nie ludzką skórę. Bez słowa zawinęła się ciaśniej ubraniem i ruszyła przed siebie, wybierając drzwi, które znajdywały się po przeciwnej stronie pomieszczenia niż te, które chwilę wcześniej wybrał Zoro.
- Wiesz, gdzie idziesz? - zapytał ten, ale ruszył za nią, czujnie rozglądając się dookoła.
Nie doczekał się żadnej odpowiedzi, ale też na takową nie liczył. Coraz bardziej oswajał się ze świadomością, że dziewczyna odpowiada tylko na te pytanie, które uzna za warte odpowiedzi. A przynajmniej tak założył.
Kolejne kilka minut szli krętymi korytarzami, co jakiś czas mijając rozwidlenie, bądź kolejne drzwi, jednak Rin wydawała się wiedzieć, gdzie go prowadzi, więc ten też się nie odzywał. Raczej nie kręcili się w kółko, szczególnie, że liczne zestawy schodów pokonywali wyłącznie w górę, co oznaczało, że znajdywali się na innych piętrach. Szermierz zauważył, że jego towarzyszka idzie zdecydowanie wolniej, niż on byłby w stanie, ale nie próbował jej pośpieszać. Wyglądała na wystarczająco zmęczoną przez te marynarskie ścierwa, on postanowił, że pozwoli jej na odpoczynek.
Po jakiś piętnastu minutach marszu, natknęli się na pierwszą grupę żołnierzy. Zielonowłosy bez większego zastanowienia rzucił się do przodu, obnażając miecz. Zdążył pokonać trzech przeciwników, kiedy cała reszta po prostu padła na ziemię, krwawiąc obficie ze wszystkich otworów na twarzy. Zoro przeniósł wzrok na Rin, ta jednak minęła go, całkowicie obojętnie i ruszyła dalej przed siebie, w tym samym kierunku co poprzednio.
Bez dalszych przeszkód udało im się wydostać na zewnątrz. Roronoa odetchnął z ulgą, kiedy zauważył, że stoją na szczycie klifu, z którego widać było Sunny. Przynajmniej wiedział, w którą stronę powinien się skierować.
Odwrócił się, żeby poinformować o swoim odkryciu towarzyszkę, kiedy zauważył, że jej zachowanie uległo zmianie. Zatrzymała się zaledwie kilka kroków od progu bazy marynarki i wielkimi z przerażenia oczami rozglądała się dookoła. Drżała, co prawdopodobnie niewiele miało do czynienia z temperaturą, a jej usta poruszały się miarowo, jakby coś mamrotała bezdźwięcznie pod nosem. Zoro domyślił się, że była przytłoczona nadmiarem bodźców, dlatego podszedł do niej powoli i położył jej rękę na ramieniu, żeby dodać jej nieco otuchy.
Reakcja była natychmiastowa i nieco nieoczekiwana. Ta odskoczyła od niego, po raz pierwszy naprawdę skupiając wzrok na jego twarzy. Widać było, że nie przywykła, bądź nie lubiła, kontaktu fizycznego z innymi ludźmi.
- Spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy – obiecał Zoro, najspokojniej jak potrafił, starając się przybrać cichy i łagodny ton.
Skrzywił się nieco, uzmysławiając to sobie. On miałby przyjąć łagodny ton? Zdawał sobie sprawę z tego, że jego twarz mogła co najwyżej zasłużyć na kategorię „zanim cię zamorduję, dam ci pięć sekund na ucieczkę”… Po czym powstrzymał się od jęku, kiedy zorientował się, że po skrzywieniu, jeszcze bardziej musiał wyglądać na osobnika, którego większość normalnych ludzi stara się unikać za wszelką cenę…
Jednak, ku jego szczeremu zaskoczeniu, Rin nie tylko nie zaczęła uciekać od niego z głośnym krzykiem, ale pokiwała powoli głową i przysunęła się bliżej, pozwalając jego dłoni ponownie spocząć na swoim barku. Jeszcze raz rozejrzała się dookoła, a słysząc donośny okrzyk jakiegoś ptaka, kawałek dalej, objęła zielonowłosego rękoma, przytulając się do niego, jakby miał ją w ten sposób uratować przed całym światem.
- Zabiorę cię na statek – poinformował cicho, powoli wychodząc z szoku.
Dziewczyna ponownie skinęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca, dlatego też, po chwili bicia się z myślami, szermierz podniósł ją i ruszył przed siebie.
Musiał jej przyznać jedno: przez całą drogę nawet nie drgnęła, czy też w żaden sposób nie skomentowała jego poczucia kierunku. Zamiast tego wcisnęła twarz w zagłębienie przy szyi, starając się odciąć od wszelkiego zła tego świata. Mimo wszystko, wędrówka przez las zaczynała się robić dla chłopaka coraz większą męczarnią. Głównym powodem był pewnie fakt, że naprawdę podejrzewał, że jego towarzyszce może być coś poważnego. Biorąc pod uwagę jej dotychczasowe zachowanie…
Dlatego, kiedy tylko usłyszał znajomy głos Choppera, całkiem niedaleko siebie, odetchnął z ulgą.
- Zoro! Kto to jest? - zapytał lekarz, zrównując kroku z przyjacielem.
- Znalazłem ją w bazie marynarki. Chyba coś jej zrobili – wytłumaczył pobieżnie, nie przejmując się nawet faktem, że renifer obrał kierunek całkowicie przeciwny do tego, w którym przed chwilą poruszał się zielonowłosy.
- Obejrzę ją, jak wrócimy na statek. Teraz powinniśmy się pośpieszyć i stąd wypłynąć. Nami mówiła, żeby zebrać się jak najszybciej.
Dzięki pomocy niebieskonosego, na plażę dotarli w ciągu zaledwie pięciu minut. Zoro postawił Rin i przeniósł wzrok od Choppera do niej.
- To jest lekarz. Zabierze cię, w porządku? - zapytał cicho. Ta podążyła za jego wzrokiem, ale kiedy tylko zauważyła renifera, bez zastanowienie podeszła do niego i pozwoliła mu się podnieść. - Zajmij się nią, pomogę pozostałym przygotować statek – rzucił, a lekarz pokiwał głową, ruszając w stronę gabinetu.
Jak szermierz podejrzewał, byli ostatnimi, którzy dotarli na statek. Dlatego też rzucił się do swoich obowiązków, ignorując całą resztę załogi.
- Te ptaki były przerażające – oznajmił Usopp, kiedy byli już w bezpiecznej odległości od wyspy i marynarka im nie groziła.
- Były zabawne! - wykrzyknął radośnie Luffy, ponownie ciesząc się z nie wiadomo czego.
- Co tak późno, glonie, zgubiłeś się? - zapytał złośliwie Sanji, rzucając Zoro wyzywające spojrzenie.
Ten już otwierał usta, żeby odpowiedzieć równie wrednym komentarzem, kiedy drzwi do gabinetu Choppera otworzyły się gwałtownie, a ze środka wyszedł jego nieco zmartwiony właściciel.
- Chopper, co z nią? - zapytał natychmiast Roronoa, robiąc krok w jego stronę. Zauważył, jak kilka osób rzuca mu zaciekawione spojrzenia. Nie wszyscy widzieli, jak renifer wnosił kogoś na pokład, a nikt nie miał pojęcia, kim była tajemnicza dziewczyna.
Lekarz przez chwilę wahał się z odpowiedzią.
- Nie najlepiej… - powiedział powoli. - Chociaż właściwie, nic poważnego jej się nie stało… w ostatnim czasie – dodał, marszcząc nosek.
Załoga zbliżyła się do niego, chcąc usłyszeć nieco więcej. Nieczęsto można było zauważyć niepewność u tego wspaniałego lekarza.
- Co masz na myśli? - zapytał Zoro, nieco ostrzej niż zamierzał.
- Przeżyje? - dodał Luffy, który po swojemu nie potrafił się powstrzymać z nieodpowiednimi do sytuacji pytaniami.
- Tak, przeżyje – uspokoił go Chopper. - Ona prawdopodobnie ma autyzm… Podejrzewam, że może to być zespół Aspergera, ale żeby być pewny, musiałbym przeprowadzić kilka badań i obserwować ją nieco dłużej…
- Autyzm? - Szermierz zmarszczył brwi.
- To zaraźliwe? - wystraszył się Usopp.
- To nie jest zaraźliwe – wyręczyła lekarza Robin. - To jest choroba umysłowa. Sprawia, że osoba na nią cierpiąca ma problemy w kontaktach z innymi ludźmi, często również w pojmowaniu rzeczywistości…
- Twierdzicie, że ona jest stuknięta? - zdenerwował się zielonowłosy. Sam nie potrafił stwierdzić, skąd u niego ta nagła troska o nieznajomą jednak dziewczynę, ale zwyczajnie odczuwał palącą potrzebę bronienia jej.
- Nie, panie szermierzu, nikt tak nie twierdzi – uspokoiła go Robin.
- Jest to spowodowane nieprawidłowym rozwojem mózgu, chociaż do tej pory nikt nie był w stanie podać konkretnej przyczyny – wtrącił się Chopper. - Jeżeli taka osoba jest poddana rehabilitacji, może nawet funkcjonować względnie normalnie w społeczeństwie. Osoby dotknięte zespołem Aspergera bardzo często ujawniają ogromne zafascynowanie jednym tematem, przez co mogą być geniuszami w wybranej dziedzinie. Jednak ta dziewczyna prawdopodobnie nigdy nie była leczona, przez co jej umiejętności w relacjach międzyludzkich są… Zaburzone – dodał niechętnie, spuszczając nieco wzrok. Obawiał się złości przyjaciela, który mógłby go winić za nieumiejętność wyleczenia nieznajomej. Był lekarzem, powinien być w stanie poradzić sobie z każdą chorobą!
- To nie twoja wina, Chopper – powiedział w końcu Zoro, zauważając niepewność młodszego przyjaciela. - Da się z nią coś zrobić?
- Pewnie tak… Ale to wymaga długotrwałej rehabilitacji. Naprawdę długotrwałej, leczenie może potrwać latami. Wydaję mi się, że w chwili obecnej, przebywanie na tym statku może być dla niej niebezpieczne…
- Tego bym nie powiedział – zaśmiał się głucho Roronoa.
- Co masz na myśli? - zapytała Nami, zerkając na niego pytająco.
- Nie widzieliście, jak szybko załatwiła całą grupę marynarzy. Wystarczył moment, a oni wszyscy leżeli na ziemi.
- Naprawdę? Jest tak silna? - zapytał Luffy, a w jego oczach pojawiły się iskierki ekscytacji.
- Myślę, że na początku dobrze byłoby ją poznać – zauważył logicznie Robin. - Wtedy będziemy mogli zdecydować, co jest dla niej najlepsze.
Pozostali zgodzili się na jej propozycję.
- Nie powinniśmy wchodzić tam wszyscy razem. Może się wystraszyć – powiedział jeszcze Chopper.
- To kto wchodzi pierwszy? - zapytała Nami.
- Ja wejdę – niemal od razu zgłosił się Zoro. Po czym zobaczył zaskoczone spojrzenia reszty i dodał: - Mnie już zna.
- Tak, to jest dobry pomysł – zgodził się renifer. - Im mniej nowości na raz, tym lepiej dla niej. Ja też tam wejdę, bo jestem lekarzem. Myślę, że na początku powinna wejść jeszcze Robin, żeby spróbowała z nią porozmawiać i…
- Ja! - wykrzyknął Luffy.
Lekarz nie wyglądał na przekonanego, ale pokiwał powoli łebkiem. W końcu, gumiak był ich kapitanem. Mimo wszystko, dziewczyna powinna go poznać.
- Tylko postaraj się zachowywać spokojnie. Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów i nie krzycz za głośno – przestrzegł jeszcze.
- Jasne, jasne… - Monkey machnął ręką, co nie stanowiło wystarczającego zapewnienia, ale z drugiej strony, niewiele więcej powinien się spodziewać po kapitanie.
Chopper otworzył drzwi do gabinetu i zajrzał do środka.
- Rin? Wejdzie tutaj teraz kilka osób, dobrze? - poinformował spokojnie, po czym pokazał reszcie, że też mogą wejść.
Zoro władował się do gabinetu zaraz po lekarzu. Zauważył, że dziewczyna jest przykryta ciepłym kocem, a widoczna pozostawała jedynie jej głowa. Zerknęła na niego, kiedy wchodził, jednak nie zareagowała w żaden widoczny sposób na jego obecność w tym miejscu. Jednak, gdy tylko weszła kolejna dwójka, jedynie przejechała po nich wzrokiem, ponownie przeniosła spojrzenie na szermierza i kontynuowała wpatrywanie się w przestrzeń.
- To jest Zoro. Pamiętasz go? - zapytał powoli renifer, jakby badając grunt.
Rin nawet nie zaszczyciła ich spojrzeniem, ale powoli pokiwała głową. Wydawała się być strasznie spięta.
- Mogę tu usiąść? - zapytał cicho szermierz, pokazując na skraj łóżka obok niej.
Dziewczyna tym razem spojrzała na niego, marszcząc brwi, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. W końcu jednak ponownie skinęła, dając mu wyraźne przyzwolenie, z którego zielonowłosy skorzystał.
- A to są Luffy i Robin. Nasi przyjaciele – uzupełnił lekarz, wskazując na pozostałą w pomieszczeniu dwójkę.
Ciemnowłosa nie zareagowała, jakby w ogóle nie usłyszała jego głosu.
- Cześć, jestem Robin. - Kobieta pochyliła się nad nią, mówiąc łagodnym głosem. - Powiesz mi, jak się nazywasz? - zapytała.
Rin wzdrygnęła się, kiedy tylko poczuła, że Nico się do niej zbliża. Odsunęła się gwałtownie, kręcąc energicznie głową. Wyglądała, jakby miała zamiar wtopić się w ścianę. Archeolog wycofała się, uznając, że chwilowo nie ma zamiaru bardziej straszyć młodszej koleżanki.
- Zabawna jesteś! - Zaśmiał się Luffy, robiąc krok do przodu. - Hej, przyłączysz się do mojej załogi? - zapytał, zdecydowanie za głośno jak na panujące do tej pory warunki.
Skoczył do przodu, chcąc, jak zwykle, po prostu naskoczyć na nowo poznaną osobę, usiłując wymusić na niej odpowiedź pozytywną. Jednak zanim udało mu się do niej zbliżyć, poczuł, jak powstrzymuje go żelaznym chwytem ręka Zoro. Chwilę później również Chopper zdał sobie sprawę z tego, co gumiak zamierzał, dlatego odciągnął go od łóżka.
- Nie możesz tak robić! Wystraszysz ją! - rzucił lekarz, mocując się z kapitanem.
- Przecież nie robię nic złego… - jęknął, ale posłusznie przestał się szarpać.
- Pozwólcie jej odpocząć – rozkazał ostro. Jedynie, kiedy miał styczność z pacjentami, potrafił się zdobyć na taką stanowczość.
Luffy bardzo niechętnie ruszył w kierunku wyjścia. Robin skinęła mu jeszcze głową i podążyła za kapitanem. Został jedynie Zoro.
Renifer spojrzał na niego, chcąc wygonić również jego, ale zdał sobie sprawę, że dziewczynie najwyraźniej nie przeszkadza obecność szermierza, a ten zachowuje się wyjątkowo stosownie. Dlatego skinął mu łebkiem.
- Powinna się trochę przespać. Wytłumaczę wszystko reszcie – powiedział jedynie i też skierował się ku drzwiom.
- Dzięki, Chopper – rzucił za wychodzącym zielonowłosy.
- Nie myśl, że to uczyni mnie szczęśliwym, głupi! - Niebieskonosy odtańczył swój zwyczajowy taniec radości i wyszedł.
- Odpocznij – powiedział cicho Roronoa, zerkając na leżącą Rin.
Ta w odpowiedzi przymknęła oczy, umieszczając głowę na poduszce. Teraz wydawała się być zrelaksowana i… Zwyczajna. Szermierz nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wygląda na naprawdę delikatną i bezbronną osobę. Również nie potrafił wytłumaczyć sobie tej dziwnej potrzeby chronienia jej. Jednak tak było i miał po prostu ochotę zrobić wszystko, żeby ta była szczęśliwa.
Pokręcił głową. To było głupie. Przecież nawet jej nie znał. Mimo to… Chciał być przy niej i jej pomagać. Bez względu na wszystko.
_-_-_-_-_
Następnego dnia, Chopper wyprowadził Rin na zewnątrz i przedstawił jej wszystkich członków załogi. Dziewczyna nie pozwoliła się do siebie zbliżyć nikomu, poza Zoro i reniferem. Większość piratów po prostu przyjęła to do wiadomości, mając w pamięci to, co wcześniej powiedział im lekarz. Ciemnowłosa miała problem w porozumiewaniu się z ludźmi, obawiała się ich. I o ile jeszcze byli w stanie zrozumieć to, że nie przeszkadzała jej obecność niebieskonosego, w końcu nie był do końca człowiekiem, to większość z nich nie rozumiała, dlaczego pogodziła się również z obecnością szermierza. Więcej, wręcz pragnęła jego obecności w swoim otoczeniu. Najbardziej ten fakt przeszkadzał Sanjiemu, którego strach ze strony delikatnej niewiasty, wpędził niemalże w depresję.
- Nie rozumiem, co ona w tobie widzi, cholerny glonie! - warknął, kiedy zobaczył, jak Rin mocniej przywiera do ramienia Roronoy, kiedy tylko zbliżył się do nich blondyn z tacą pełną przekąsek.
Szermierz zmierzył go nieprzychylnym spojrzeniem.
- Odwal się, zboczony kucharzyno – rzucił głucho, po czym zerknął na dziewczynę obok siebie. - I nie krzycz tak głośno. Wystraszysz ją.
Sanji otworzył usta, żeby odpowiedzieć w jakiś sposób na tą uwagę, ale powstrzymał się, widząc, że chyba faktycznie nie powinien krzyczeć w obecności dziewczyny. Chociaż najbardziej irytował go fakt, że to właśnie ten zielony idiota musiał mu to uświadomić. Dlatego bez słowa podał im przygotowane wcześniej jedzenie i oddalił się w stronę pozostałych członków załogi.
Zoro zerknął na Rin. Ta wciąż siedziała w tej samej pozycji, opierając się plecami o barierkę. Zauważył jednak, że jest nieco bardziej zdenerwowana. Ręce, które chwilę wcześniej poruszały się w stałym tempie, wykreślając w powietrzu jakiś, tylko jej znany wzór, teraz drżały delikatnie.
- Trzymaj, zjedz coś – powiedział, podsuwając jej talerz z jedzeniem.
Ta wyciągnęła rękę, przyjmując pożywienie, jednak poza tym, nie wykazała niczego, co sugerowałoby, że usłyszała słowa chłopaka. Jednak szermierz nie przejął się tym za bardzo, tylko chwycił jedną z kanapek i powrócił do czyszczenie katan, nie odzywając się niepotrzebnie. W ten sposób spędzili większość dnia. Wieczorem, kiedy Rin położyła się już spać, Nami zarządziła spotkanie całej załogi w kuchni.
- Musimy zdecydować, co z nią zrobimy – powiedziała, kiedy tylko wszyscy pojawili się w pomieszczeniu.
- Co masz na myśli? - zapytał niechętnie Zoro. Nie podobało mu się to, dokąd ta rozmowa mogła doprowadzić.
- Daj spokój, Zoro! Ona jest chora! Nie da rady pływać z nami po Grand Line! - Nawigatorka pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciel był aż takim idiotą.
- Oczywiście, że da! Jest silna, poradzi sobie. Poza tym, przecież my też tu jesteśmy, możemy…
- Zoro, ona ma rację – wtrącił się nieśmiało Chopper. - Powinna mieć stabilne otoczenie, bo inaczej przez cały czas będzie czuła dezorientację i zdenerwowanie. Piracki statek to nie najlepsze miejsce.
- Znalazłem ją w bazie marynarki – przypomniał sucho szermierz. - I to, jak ją tam traktowali, to zdecydowanie nie były „stabilne warunki”. Nie mamy pojęcia, co mogli jej tam zrobić! Nasz statek będzie dla niej znacznie lepszym miejscem.
Lekarz nie mógł nie zgodzić się z jego słowami, dlatego zamilkł niepewnie.
- Panie lekarzu – zaczęła spokojnie Robin. - Wydaję mi się, że ona naprawdę przywiązała się do pana szermierza. Nie jestem pewna, czy zostawianie ich teraz jest najlepszym pomysłem.
Renifer zamyślił się na chwilę, po czym pokiwał powoli łebkiem, przyjmując argument Nico. Wciąż jednak nie wydawał się przekonany.
- Ona jest naprawdę w porządku – ogłosił Luffy. - Może być w mojej załodze.
- Ale to wciąż jest dla niej niebezpieczne! - wykrzyknęła Nami, spoglądając z niedowierzaniem na pozostałych. - Przecież tutaj przez cały czas jesteśmy narażeni na ataki. Nawet, jeżeli faktycznie jest silna, nie poradzi sobie w czasie walki!
- Muszę się zgodzić z Nami-san – dodał Sanji, zaciągając się dymem z papierosa. - To nie jest bezpieczne miejsce dla tak delikatnej i niewinnej kobiety, jak Rin-chan.
- Znajdziesz dla niej bezpieczniejsze miejsce?! - zapytał agresywnie Zoro, robiąc krok w kierunku kucharza.
- Co? - Blondyn spojrzał na niego bez zrozumienia. Nie wiedział, o co chodziło jego głównemu rywalowi.
- Zoro ma rację – zgodził się Franky. - Nie możemy mieć pewności, że tam, gdzie ją zostawimy, będzie bezpiecznie. Przecież nie wiemy, na jakich ludzi natrafimy. A nie możemy zwyczajnie wysadzić jej na kolejnej wyspie.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. Wszyscy zastanawiali się nad słowami pokładowego cieśli. W końcu musieli zgodzić się co do jednego: nawet, jeżeli ustalą, że nie należy trzymać dziewczyny na statku, nie mogli mieć pewności, że w najbliższym czasie znajdą wyspę, na której będą mogli ją wysadzić.
- To może niech na razie z nami zostanie, zobaczymy, jak poradzi sobie na morzu – zaproponował Usopp, który do tej pory nie obrał żadnego stanowiska. Z jednej strony nie chciał narażać Rin, ale z drugiej, wiedział, że każdy powinien mieć szansę na wykazanie się.
- Niech tak będzie – zgodziła się niechętnie Nami.
Pozostali, mniej, lub bardziej ochoczo, również przystali na propozycję. Uznali, że odłożą ostateczną decyzję do czasu, kiedy lepiej poznają dziewczynę i jej możliwości.
Większość członków załogi zaczęła rozchodzić się do łóżek, kiedy Robin zaczepiła Zoro.
- Panie szermierzu, możemy chwilę porozmawiać? - zapytała, odciągając zielonowłosego do biblioteki, która o tej godzinie była pusta.
- O co chodzi? - zapytał chłopak.
- Zauważyłam, że zadziwiająco zżyłeś się z tą dziewczyną – zaczęła spokojnie kobieta, nie usiłując prowadzić tematu naokoło.
Roronoa wzruszył ramionami. Nie chciał przyznawać jej racji, ale też nie mógł powiedzieć, że jej nie miała. Dlatego milczał, pozwalając ciszy udzielić odpowiedzi za niego.
- Ona również zdaje się być do ciebie przywiązana – dodała jeszcze.
- Nie boi się mnie – przyznał w odpowiedzi. Bo była to prawda. Sam był tym faktem nieco zaskoczony, ale tak właśnie to wyglądało.
- To prawda. - Skinęła głową. - Dlatego nie chciałam tego mówić przy reszcie, szczególnie, że to tylko moje domysły. Jednak uznałam, że ty powinieneś o tym wiedzieć…
- Co takiego? - Zoro spojrzał na nią czujnie.
- Mówiliśmy, że trzymanie jej na statku niesie za sobą pewne zagrożenia, ale nikt nie wspomniał o tym, że nie tylko dla tej dziewczyny.
- Nie tylko dla niej? - powtórzył, nie rozumiejąc intencji kobiety.
- Tak. Mówiłeś, że jest całkiem silna, prawda?
- Owszem. W pojedynkę pokonała grupę marynarzy. Jednak co to ma do rzeczy?
- Podejrzewam, że może mieć moce jakiegoś owocu… - przerwała na chwilę, a zielonowłosy pokiwał głową. Jemu również tak się wydawało. - I to całkiem niebezpieczne, jeżeli brać pod uwagę to, co powiedziałeś.
- Dla wrogów, owszem. - Skinął głową, chociaż coraz bardziej nie podobało mu się to, dokąd ta rozmowa prowadziła. Szczególnie, że zaczynał rozumieć, co kobieta miała na myśli.
- To prawda, dla wrogów. Tylko teraz musimy się zastanowić, kogo ona uważa za wrogów.
- Ale nie stanowimy dla niej zagrożenia! Nic jej nie zrobimy!
- My to wiemy. Ale ona niekoniecznie.
- Przecież to jest oczywiste!
- Sam powiedziałeś, że nie wiemy, co wcześniej zrobiła jej marynarka. Może oni też na początku usiłowali ją przekonać do siebie? Poza tym, weź pod uwagę jej stan psychiczny. Wydaje się nie mieć uczuć, ale w rzeczywistości jest bardzo niestabilna emocjonalnie. Nie potrafi rozpoznać intencji drugiego człowieka, dlatego nigdy nie będziemy pewni, czy właśnie nie uznała nas za zagrożenie. Nie zapominaj, że ona nie potrafi rozpoznawać emocji u innych ludzi.
- Czyli co? Myślisz, że nas zaatakuje?
- Nie wiem – przyznała Nico, kręcąc powoli głową. - Jednak nie wykluczam takiej możliwości. Wydaję mi się, że tobie nic nie zrobi, naprawdę ci zaufała. Ale do nas wciąż podchodzi bardzo ostrożnie, traktuje nas jako potencjalne zagrożenie. Chciałabym, żebyś o tym pamiętał, jeżeli kiedykolwiek dojdzie do jakiejś nieprzyjemnej sytuacji.
Zoro przez chwilę wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Po czym pokręcił gwałtownie głową.
- Ty zawsze zakładasz najczarniejszy scenariusz! Musimy tylko pilnować, żeby nikt z nas nie próbował jej atakować. Po pewnym czasie zauważy, że nikt z nas nie stanowi dla niej zagrożenia!
- Miejmy taką nadzieję – powiedziała ponuro Robin i odwróciła się, opuszczając pomieszczenie.
Roronoa stał tam jeszcze chwilę, wpatrując się bezmyślnie w ścianę naprzeciw siebie. Do tej pory faktycznie się nad tym nie zastanawiał… Po prostu był niemal pewny, że on sam jest bezpieczny. Ale musiał wziąć pod uwagę jeszcze pozostałych członków załogi. Mimo wszystko… To ich bezpieczeństwo powinno stać dla niego na pierwszym miejscu. Jednak dlaczego czuł w związku z tym taką niechęć? Przecież, gdyby chodziło o kogokolwiek innego, nie wahałby się ani chwili. Zawsze był tym, który podejmował najbardziej radykalne kroki w związku z dbaniem o bezpieczeństwo przyjaciół. Dlaczego więc teraz nie potrafił nawet podjąć prostej decyzji, żeby zostawić dopiero co poznaną dziewczynę bezpiecznie, na jakiejś wyspie?
Pokręcił głową, wściekły na siebie za takie myśli. Nie powinien podejrzewać Rin, ani martwić się, że coś zrobi pozostałym. Ona była niegroźna, a piraci silni. Poradziliby sobie. Robin jak zwykle wymyślała czarne scenariusze, szermierz nigdy nie potrafił zrozumieć jej mrocznego poczucia humoru.
Położył się spać, jednak uczucie niepokoju dręczyło go przez całą noc.
_-_-_-_
- Marynarka! - krzyk Usoppa zwrócił uwagę wszystkich obecnych na pokładzie.
- Co? Teraz? - Zoro poderwał się ze swojego miejsca i zerknął na siedzącą obok niego dziewczynę. Rin nie wyglądała, jakby zwróciła uwagę na okrzyk strzelca.
Szermierz spojrzał w odpowiednim kierunku i dojrzał na wprost kilka okrętów bojowych marynarki. Nie mógł uwierzyć, że mieli aż takiego pecha. Przecież dwa dni wcześniej natrafili na bazę marynarki, a teraz znowu mieli się z nimi zmierzyć? Wciąż zastanawiał się, co stanie się z ich nową towarzyszką, a sytuacja nie zapowiadała się zbyt dobrze. To prawda, mogła teraz udowodnić wszystkim, ze potrafi poradzić sobie na morzu, ale z drugiej strony, wciąż pamiętał swoją rozmowę z Robin. Jeżeli reszta odkryje, że Rin jest naprawdę silna i uznają ją za niebezpieczną…
Pokręcił głową i sięgnął po katanę. Nie było czasu na zastanawianie się nad takimi rzeczami teraz, kiedy zaraz miała się odbyć walka. Mógł się tym martwić później, teraz jednak należało się skupić na wrogu.
- Za chwilę zostaniemy zaatakowani. Nie przestrasz się – ostrzegł, spoglądając na Rin.
Ta pokiwała głową i podniosła nieco wzrok, żeby na niego spojrzeć. Nie wydawała się wystraszona, ale trudno było to stwierdzić ze stuprocentową pewnością.
- Jeżeli chcesz, możesz się schować pod pokład. Uważaj na siebie – dodał jeszcze i wyprostował się. Chwilę później dostrzegł lecące w ich stronę kule armatnie.
Bez zastanowienia wyskoczył i przeciął pociski w powietrzu, zanim mogły wyrządzić jakąkolwiek krzywdę Sunny, bądź jej załodze. Nie zajęło dużo czasu, zanim niemal całkowicie zatracił się w walce, tnąc wszystkich wrogów w okolicy. Marynarze zdołali przedostać się na pokład pirackiego statku, więc walka toczyła się na ich terenie. Szermierz co chwila rozglądał się, usiłując wypatrzyć znajomą postać, ale nie był w stanie. Uznał, że pewnie posłuchała jego rady i się gdzieś schowała.
Jednak chwilę później zrozumiał, że tak nie było. W momencie, w którym walka zrobiła się naprawdę wymagająca, przez nieco przytłaczającą przewagę wroga, żołnierze przed nim nagle padli na ziemię. Niektórzy zdążyli chwycić się za głowy, inni nawet tego nie zdołali zrobić. Roronoa ponownie rozejrzał się i tym razem zauważył, jak dziewczyna stoi nieco niepewnie i rozgląda się po pokładzie, a tam, gdzie sięgał jej wzrok, marynarze padali jak muchy.
- Rin, w porządku? - zapytał Zoro, podbiegając do niej. Ta nie odpowiedziała, a zamiast tego objęła go rękoma, drżąc delikatnie.
Zielonowłosy jeszcze raz rozejrzał się dookoła, ale nie dostrzegł już więcej przeciwników, stanowiących jakiekolwiek zagrożenie. Zamiast tego zauważył niektórych swoich przyjaciół, którzy patrzyli się na nich z niedowierzaniem malującym się na twarzy.
- Mówiłem, że jest silna. - Wzruszył ramionami. - Płyńmy dalej.
Załoga zebrała się i chwilę później oddalali się od okrętów, teraz pełnych martwych marynarzy. Chopper zabrał Rin do swojego gabinetu, a pozostali skupili się na manewrowaniu statkiem. Nie zajęło długo, kiedy poszczególni załoganci zaczęli do niego podchodzić, zadając liczne pytania.
- Zoro! Rin to zrobiła? - zapytał Luffy, który jako pierwszy znalazł się przy przyjacielu.
- Tak. - Skinął głową. - Wcześniej, w bazie marynarki, też w ten sposób pokonała wiele osób.
- Czy to był szatański owoc? - zapytała Nami w zamyśleniu.
- Prawdopodobnie. - Wzruszył ramionami.
- Nie pytałeś, jak to zrobiła? - zainteresował się Franky.
- Pytałem, ale nie za bardzo zrozumiałem jej odpowiedź – przyznał niechętnie.
- Co powiedziała? - dopytała Robin.
- Nie jestem pewien… Zaczęła używać jakiś specjalistycznych słów. Do tej pory chyba tylko wtedy mówiła z takim zapałem.
Nico pokiwała powoli głową, myśląc nad czymś.
- O tym mówił wtedy Chopper, prawda? - zorientowała się Nami. - Jest bardzo dobra z jednej, wąskiej dziedziny!
- Tak, to prawda – zgodziła się Robin. - Chciałabym z nią porozmawiać. Panie szermierzu, pójdziesz ze mną? - poprosiła jeszcze.
- Dobra. - Zoro ruszył za nią, równie zaciekawiony tym, co usłyszą. A obecność archeolog mogła sprawić, że zrozumie chociaż fragment z tego, co powie młodsza dziewczyna.
Weszli do gabinetu, uprzednio cicho pukając. Zielonowłosy jako pierwszy wsadził do środka głowę, a kiedy zobaczył, jak Rin spokojnie siedzi na łóżku, a obok niej znajduje się Chopper, wszedł głębiej.
- Cześć, Rin. Moglibyśmy porozmawiać o tym, co zrobiłaś wcześniej? - zapytała Robin, wchodząc zaraz za Roronoą.
- Przepraszam – wyszeptała dziewczyna, chociaż nie wydawała się wiedzieć, o co chodzi.
Ponownie Zoro odniósł wrażenie, że po prostu używa wyuczonych regułek, w odpowiedzi na jakieś, odpowiednie słowa. Nie mógł być bliżej prawdy.
- Nie musisz przepraszać – zaprotestował, siadając obok niej, po drugiej stronie niż lekarz. Ręka dziewczyny niemal natychmiast zacisnęła się na jego przedramieniu.
- Chciałabym po prostu zapytać, w jaki sposób pokonałaś tamtych marynarzy – dodała archeolog, kucając na podłodze, kawałek od łóżka.
Rin zerknęła niepewnie najpierw na zielonowłosego, potem na Choppera, ale w końcu pokiwała powoli głową i zaczęła mówić.
- Sprawiłam, że ciśnienie znajdujące się w ich…
Zoro tylko westchnął cicho, skupiając się bardziej na twarzy dziewczyny niż na wypowiadanych przez nią słowach. Z tych i tak niewiele rozumiał, a obserwowanie, jak jego młodsza towarzyszka wyraźnie się rozluźnia i zaczyna opowiadać o czymś, co ją naprawdę interesuje, sprawiało, że dziwne, przyjemne uczucie pojawiało się w jego klatce piersiowej. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale w tamtym momencie miał wrażenie, że dziewczyna jest naprawdę szczęśliwa, przez co jemu samemu robiło się znacznie przyjemniej. Jakby fakt, że ta młoda osoba jest wesoła był dla niego niezmiernie ważny.
W pewnym momencie Rin zakończyła swój monolog, a Robin pokiwała głową, uśmiechając się delikatnie.
- Lubisz ciśnienie, prawda?
Zapytana powoli pokiwała głową.
- Potrafisz je kontrolować?
Ponownie, ta sama reakcja, tym razem jednak towarzyszyło jej delikatne drżenie.
Szermierz przyciągnął ją bliżej siebie. Nie miał pojęcia dlaczego, ale Rin wydawała się mieć złe wspomnienia z tego typu pytaniami. Jakby kiedyś spowodowały coś złego. Jakby…
Robin ubrała jego obawy w słowa.
- Dlatego zabrała cię marynarka? Chcieli, żebyś była ich bronią?
Reakcja dziewczyny była tak gwałtowna, że zaskoczyła wszystkich w pomieszczeniu. Poderwała się, kręcąc energicznie głową. Z jej oczu popłynęły strumienie łez, kiedy obróciła się do wszystkich plecami, siadając w kącie i zatykając sobie uszy rękoma. Zaczęła kołysać się do przodu i do tyłu, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem.
- Rin…? - zapytała cicho Robin, nie ruszając się z miejsca.
- Nie! - krzyk dziewczyny był na tyle głośny, że musieli usłyszeć go pozostali, którzy wciąż byli na pokładzie.
Nico podniosła się z podłogi i wycofała w stronę drzwi.
- Powiem reszcie, żeby tu nie wchodzili. Nie pytajcie ją już o to – powiedziała i zadziwiająco szybko wyszła z pokoju.
Zoro zamrugał, nieco zaskoczony jej reakcją, ale szybko się otrząsnął i ponownie zbliżył się do Rin. Nic nie powiedział, tylko objął ją delikatnie ramionami i, poddając się ruchom dziewczyny, zaczął kołysać się razem z nią.
- Powinienem podać jej coś na uspokojenie? - zapytał Chopper, przyglądając się im.
Roronoa pokręcił przecząco głową. Czuł, jak jej ciało powoli się rozluźnia i był niemal pewny, że nie ma ona zbyt miłych wspomnień z zastrzykami jakimikolwiek, a wątpił, żeby w tym stanie mogła przyjąć tabletki bądź jakiś syrop. Dlatego po prostu został w tej samej pozycji, starając się ją uspokoić. Po niecałych dziesięciu minutach, w końcu zasnęła.
Chopper zgodził się z nią zostać, więc Zoro wyszedł na pokład, szukając Robin. Chciał zadać jej kilka pytań. Znalazł archeolog w bibliotece, kiedy siedziała, z zamyśleniem wpatrując się w ścianę.
- Czemu wyszłaś tak szybko? - zapytał od razu, patrząc na nią krzywo. Nie potrafił zrozumieć jej zachowania.
- Nie wyczułeś tego? - Nico podniosła na niego wzrok, chociaż nie wydawała się zaskoczona.
- Czego? - Zmarszczył brwi.
- Pamiętasz, co ci mówiłam wczoraj?
Skrzywił się. Jak mógłby zapomnieć? Myślał o tym przez całą noc.
- Tak – powiedział tylko.
- Moje dzisiejsze pytanie musiała potraktować jako zagrożenie. Ona zjadła szatański owoc, potrafi kontrolować ciśnienie. Czy ty wiesz, jak wielką moc jej to daje?
Zielonowłosy musiał przyznać, że nie, nie ma pojęcia. Dlatego tylko pokręcił przecząco głową.
- Ciśnienie… Jest tak naprawdę wszędzie. Jeżeli podniosłabym teraz ciśnienie powietrza nad tobą, prawdopodobnie nie byłbyś w stanie stać. Gdybym chciała, mogłabym stworzyć dookoła siebie zbroję, której nic nie byłoby w stanie przebić. W końcu, mogłabym jednym spojrzeniem sprawić, że twój mózg zamieniłby się w krwawą papkę, zaledwie jednym spojrzeniem, zabijając cię w ułamku sekundy…
Zoro prawdopodobnie wciąż nie do końca zrozumiał pełnię potęgi, jaką dawała taka moc, ale pokiwał głową, wiedząc już, o co chodziło czarnowłosej. Była to naprawdę niebezpieczna umiejętność. Szczególnie, jeżeli osoba ją posiadająca posiadała dużą wiedzę w tej dziedzinie. A już na pewno, gdyby ta osoba była niestabilna psychicznie…
Przełknął ciężko ślinę. Nie, to nie mogła być prawda. Rin nie stanowiła dla nich zagrożenia!
- Czyli miałem rację. Potrafi o siebie zadbać – warknął, pragnąc uniknąć dalszej części rozmowy. Chciał zachowywać się, jakby te wnioski nigdy do niego nie dotarły. Jakby nie mieli właśnie ze sobą na pokładzie swoistej tykającej bomby…
- Panie szermierzu… Poczułam to. Nie był to atak, jeszcze nie. Ale zdecydowane ostrzeżenie. Ta dziewczyna była w stanie mnie zaatakować, jeżeli dalej zadawałabym jej te pytania. Ona…
- Wiem! - krzyknął wściekle Roronoa, kiedy to wszystko uderzyło w niego z pełnią mocy.
Chciał chronić dziewczynę, ale nie mógł narażać przez to swoich przyjaciół. To o ich bezpieczeństwo powinien troszczyć się w pierwszej kolejności. Opadł ciężko na krzesło, chowając twarz w dłoniach. Pozwolił sobie na jeden z tych nielicznych momentów słabości.
- Co powinniśmy teraz zrobić? Zabić ją? Zakuć w kajdany z Kairoseki? - zapytał głucho, podnosząc wzrok. - Jak zareagowała reszta?
- Nie powiedziałam im. - Zoro spojrzał na Robin z niedowierzaniem. - Uznałam, że to ty powinieneś dowiedzieć się o tym w pierwszej kolejności. Póki co, nie zamierzam też im o tym mówić. Nic mi nie zrobiła, to było jedynie ostrzeżenie. A skoro tak, jest szansa, że jednak potrafi się kontrolować. Może, jeżeli nauczy się nam ufać…
Kobieta brzmiała, jakby chciała przekonać samą siebie. Zielonowłosego również nie przekonały te słowa. Jednak postanowił chwytać się każdej szansy, że może jednak nie wszystko stracone, a dziewczyna naprawdę może z nimi zostać. Byłby w stanie okłamać samego siebie, jeżeli zapewniłoby to możliwość pozostawienia Rin na statku… Nawet nie zastanawiał się już, dlaczego aż tak bardzo zależy mu na tej dziewczynie. Po prostu przyjął to do wiadomości, jak wiele rzeczy wcześniej.
- Dziękuję – powiedział. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby… Żeby oswoiła się z wszystkim.
Robin pokiwała głową, posyłając mu lekki uśmiech. Chłopak podniósł się i opuścił pomieszczenie, a Nico westchnęła ciężko, ponownie wgapiając się w ścianę.
Nie potrafiła uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Miała zamiar przekonać Zoro, że to był zły pomysł, z góry skazany na porażkę. To nie miało racji bytu! Jednak, kiedy zobaczyła go takiego załamanego… Nie mogła mu tego powiedzieć. To była prawda, jeszcze nikomu nie powiedziała o swoich obawach. Jednak nie było szans, żeby dziewczyna była w stanie zostać na statku. Zanim zaufałaby wszystkim, musiałoby minąć kilka miesięcy, jeśli nie lat. A w tym czasie, wszyscy musieliby mieć się na baczności. Dlaczego w takim razie dała mu nadzieję?
Odetchnęła jeszcze raz, tym razem głębiej. Chyba po prostu nie była w stanie wytrzymać tamtej miny. Roronoa, dumny, wspaniały szermierz, który jest podłamany… Kobieta po prostu nie potrafiła znieść tego widoku. Dlatego musiała zrobić coś, żeby dać mu nadzieję. Nawet tak płonną i bezsensowną jak to.
Podniosła się i ruszyła w kierunku damskiej kajuty. Nie powinna o tym myśleć.
_-_-_-_
Zoro uchylił delikatnie powiekę, widząc, jak Rin idzie w kierunku Choppera. Jako, że tylko ta dwójka mogła podchodzić do dziewczyny bez stresowania jej, to właśnie oni opiekowali się nią na zmianę.
Usłyszał w pobliżu kroki, więc obrócił nieco głowę, żeby zobaczyć Sanjiego, który, po opuszczeniu kuchni, rozdawał przekąski załogantom.
- Leżysz w przejściu, cholerny glonie – warknął blondyn, podnosząc nogę i szykując się do kopnięcia.
Szermierz podniósł jedną ze swoich katan, blokując atak.
- Odwal się, brewko! - mruknął, jednocześnie mierząc kucharza spojrzeniem. Musiał przyznać, że dawno ze sobą nie walczyli, a to wyglądało na całkiem dobrą okazję do rozruszania się.
Oczywiście, po kilku kolejnych słownych przytykach, stali naprzeciwko siebie w pozycjach bojowych. Zoro wyciągnął jeden miecz, a Sanji upewnił się, że taca z jedzeniem jest bezpieczna na barierce obok, odpalając jednocześnie papierosa. Ruszyli w swoim kierunku, przymierzając się do wyprowadzenia pierwszego ciosu…
W tym momencie, twarz blondyna wykrzywiła się w grymasie bólu, a on sam upadł na pokład, gwałtownie przykładając dłonie do głowy. Szermierz zatrzymał się z kataną w połowie cięcia, ze zdumieniem obserwując towarzysza. Przez chwilę nie miał pojęcia, co się działo, ale już po chwili prawda brutalnie w niego uderzyła. Obrócił się na pięcie i spojrzał na Choppera, który zatrzymał się, widząc nadchodzącą walkę, a tuż obok niego, w dalszym ciągu stała ciemnowłosa.
- Rin, przestań! On nic mi nie zrobił! - rozkazał Zoro, wpatrując się poważnie w dziewczynę.
Ta oderwała wzrok od kucharza i przeniosła go na zielonowłosego.
- Chciał cię zaatakować – powiedziała ostro. Oczy miała szeroko otwarte, a klatka piersiowa poruszała się szybko. - Próbował cię zaatakować – dodała, ponownie skupiając wzrok na Sanjim.
Po stłumionym jęknięciu za sobą, Roronoa mógł wywnioskować, że ponownie używała swoich mocy. Podbiegł do Rin i chwycił ją obiema rękoma, zasłaniając jej widok na leżącego mężczyznę.
- Przestań! Nie możesz atakować przyjaciół! - warknął głucho, chociaż wywołało to u niego dziwne poczucie winy.
Dziewczyna nagle jakby opadła z sił. Pozwoliła szermierzowi, żeby utrzymał cały ciężar jej ciała i przymknęła oczy.
- Nie mogę pozwolić… - wyszeptała jeszcze, ale niemalże w tej samej chwili zasnęła.
Zoro zamrugał zaskoczony i spojrzał na Choppera. W łapce renifera wciąż tkwiła strzykawka, teraz już pusta.
- Przepraszam, Zoro, ale musiałem… - wymamrotał lekarz.
- W porządku – uspokoił przyjaciela.
Co prawda miał ochotę na niego krzyczeć, bo przecież nie powinien tego robić dziewczynie, ona była niewinna…! Ale coś w głębi niego podpowiadało mu, że to był najlepszy pomysł.
- Zabierz ją do mojego gabinetu – poprosił Chopper. - Zobaczę, co z Sanjim.
Roronoa pokiwał głową i podniósł bezwładne ciało. Obrócił się nieznacznie, żeby spojrzeć na stan blondyna. Ten podnosił się już na nogi, ale zarówno z nosa, kącika ust, jak i uszu powoli sączyły mu się strumyczki krwi. Jego wzrok spotkał się z wzrokiem szermierza, ale zielonowłosy nie był w stanie odgadnąć, o czym tamten myślał. W końcu jednak do kucharza dopadł renifer, skupiając na sobie jego uwagę, a Zoro ruszył, by odłożyć Rin do łóżka. Coś czuł, że czeka go nieprzyjemna rozmowa…
Jak było do przewidzenia, kilka minut później cała załoga ponownie zebrała się w kuchni, tym razem jednak atmosfera była znacznie bardziej napięta niż do tej pory. Wszyscy siedzieli, bądź stali, wpatrując się w podłogę i pogrążając się we własnych myślach. Nikt nie wiedział, jak zacząć tą rozmowę, nie mieli pojęcia, jak ubrać w słowa to, co myślał każdy.
Robin spojrzała uważnie na Roronoę. Zdawała sobie sprawę z tego, że powinna wszystko wytłumaczyć, ale nie była w stanie zrobić tego, bez jego pozwolenia. Przecież obiecała mu, że niczego nie powie. Nie potrafiłaby znieść zawodu w jego spojrzeniu, gdyby złamała obietnicę…
- Panie szermierzu… - zaczęła powoli, wpatrując się w niego z uwagą.
Ten pokiwał głową, przymykając oczy. Wiedział, że reszta musi się o wszystkim dowiedzieć. Już nie mogli tego ukrywać. Nie, kiedy ktoś z załogi został poszkodowany. To przecież mogło się powtórzyć, nikt nie mógł zagwarantować im, że to się zmieni.
Kątem oka zerknął na Sanjiego. Według słów Choppera, nie stało mu się nic poważniejszego, ale gdyby potrwało to jeszcze chwilę, blondyn mógłby już nigdy więcej się nie podnieść. Teraz kucharz nie odzywał się. Zapewne nie chciał obwiniać Rin, w końcu była kobietą, jednak nie potrafił tak po prostu zapomnieć o tym, co się stało. I o tym, że to się mogło powtórzyć.
- W porządku, Robin – powiedział cicho szermierz, opierając się o ścianę i przymykając oczy. - Możesz wszystko wytłumaczyć.
Archeolog przytaknęła i zaczęła wyjaśniać pozostałym to, co odkryła do tej pory. Wszystkie swoje obawy i zagrożenia ze strony Rin. Pozostali stali cicho, słuchając jej relacji i łącząc ze sobą odpowiednie fakty. Gdy skończyła, przez długi czas nikt się nie odezwał.
W końcu Nami podniosła nieco głowę.
- Wybacz, Zoro, ale chyba musimy… - przerwała, nie za bardzo wiedząc, jak dokończyć to zdanie.
- Wiem. - Przytaknął niechętnie szermierz. - Stanowi dla nas zbyt duże zagrożenie. Powinniśmy pozbyć się jej ze statku.
Ponownie zapadła cisza. Załoga widziała, że nie była to dla niego łatwa decyzja. Sami również nie byli zbyt pozytywnie nastawieni do tego pomysłu, ale zdawali sobie sprawę z tego, że zielonowłosy musi przeżywać to znacznie bardziej od nich.
Ten natomiast pogrążył się we własnych myślach. Nie mógł… Nie mógł pozwolić, żeby dziewczynie się coś stało, zwyczajnie czuł, że nie dałby rady. Jednak musiał brać pod uwagę bezpieczeństwo całej załogi, co wiązało się z tym, że Rin nie mogła zostać na pokładzie. Musiał przyznać rację Robin. To po prostu nie mogło się udać. Nawet, jeśli miałby tej decyzji żałować przez całe życie, musiał ją podjąć. Dla dobra swoich przyjaciół.
- Nami, kiedy dotrzemy na następną wyspę? - zapytał chłodnym, wypranym z wszelkich emocji, głosem.
- Przy sprzyjających wiatrach, jutro przed południem – odpowiedziała nawigatorka.
- Zostawimy ją tam. Spróbujemy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce… - przerwał, nie wiedząc, co powiedzieć dalej. Co, jeśli takiego miejsca tam nie znajdą? Będzie w stanie zostawić tam dziewczynę, będąc świadomym, że może stać się jej krzywda?
- Niedaleko stąd jest pewne miejsce, które może nam odpowiadać – oznajmiła nagle Robin, skupiając na sobie uwagę wszystkich.
- Co to jest? - zapytał Luffy, który jako pierwszy się tym zainteresował.
- Jest pewna wyspa, jakieś dwa dni żeglugi stąd. Znajduje się tam specjalny ośrodek, przeznaczony dla osób z wadami rozwoju. Jest przystosowany również dla użytkowników, więc nie powinni mieć z nią problemów.
Wszyscy po kolei zgadzali się, że to było bardzo dobre rozwiązanie. W końcu również Zoro pokiwał głową, posyłając kobiecie wdzięczne spojrzenie. Ta uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, czując, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jej wnętrzu. Jednak uczucie to minęła, kiedy szermierz podniósł się, z zamiarem udania się do Rin.
Nico odetchnęła cicho. Miała nadzieję, że ten ośrodek dalej się tam znajdował. Nie mogła pozwolić, żeby tamta dziewczyna znajdowała się w jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Akurat w tej kategorii myślała podobnie do zielonowłosego.
_-_-_-_
Zarys wyspy ukazał się ich oczom akurat wtedy, kiedy właśnie kończyli obiad. Zoro siedział razem z Rin w gabinecie Choppera. Wspólnie z załogą uznali, że im mniej czasu spędzi ona w towarzystwie pozostałych, tym będzie bezpieczniej. Dlatego właśnie szermierz i renifer spędzali połowę posiłków w tym pomieszczeniu, na zmianę towarzysząc dziewczynie.
- Panie szermierzu? - Głowa Robin na moment ukazała się w szparze w drzwiach. - Za chwilę powinniśmy dopłynąć do wyspy - poinformowała.
- Dobra. Dzięki, Robin – odpowiedział, podnosząc się z miejsca.
Kobieta pokiwała głową i zniknęła, udając się do swoich obowiązków. Roronoa wyszedł na pokład zabierając się za pomoc w cumowaniu statku. Już chwilę później całą załogą stali na brzegu, rozważając, kto powinien pójść.
- Zoro i Chopper pójdą na pewno – uznała w końcu Nami. - Robin też, bo wie o tym ośrodku. Pójdę również ja i Luffy… Sanji i Franky, wy możecie przejść się po mieście i uzupełnić zapasy. Usopp pilnuje Sunny.
- Tak jest! - zgodzili się zgodnie i ruszyli, każdy w swoją stronę.
Zoro złapał Rin za rękę, prowadząc ją za pozostałymi. Jednocześnie uważnie obserwował ją, upewniając się, że nikogo nie atakuje. Od incydentu z Sanjim zdążyła jeszcze zaatakować Usoppa, który musiał zdenerwować ją jakimś swoim kłamstwem, dlatego też wolał zachować czujność.
Po jakimś czasie marszu, dostrzegli w końcu okazałą budowlę, otoczoną niewielkim laskiem. Kawałek od drzwi rozciągała się piaszczysta plaża, a cały teren ogrodzony był zdobionym płotem, na tyle wysokim, że przeskoczenie go mogło okazać się niemożliwe.
Podeszli do furtki i nacisnęli dzwonek, po czym zaczęli czekać, aż ktoś się pojawi.
- Jesteś pewna, że to tutaj? - zapytał Zoro, rozglądając się uważnie. Wciąż nie był pewien, czy to taki dobry pomysł, żeby zostawić Rin w całkowicie obcym miejscu, z przypadkowymi ludźmi.
Archeolog chyba wyczuła jego obawy.
- Tak, z całą pewnością. Nie przejmuj się, mają doświadczenie z takimi osobami. A warunki tutaj, jak sam widzisz, są bardzo dobre.
Szermierz niechętnie pokiwał głową, widząc, jak w ich stronę idzie jakiś mężczyzna z siwiejącymi włosami. Na nosie miał okulary. Ubrany był w ciemnoniebieski sweter i jakieś nieco przetarte spodnie. Nie wyglądał groźnie, ale też nie sprawiał wrażenia typowego lekarza… Roronoa uznał, że mu nie ufa.
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc? - zapytał, przesadnie wesołym, według zielonowłosego, głosem.
- Otóż przyszliśmy tutaj, żeby… - zaczęła tłumaczyć Nami, a Zoro odciągnął Rin na chwilę na bok.
Ustalili wcześniej, że lepiej byłoby, gdyby dziewczyna do końca nie wiedziała o ich zamiarach. Mogłaby wpaść w złość i zniszczyć wszystko dookoła. Albo, gdyby jednak uznali, że jej tu nie zostawią, stresowaliby ją niepotrzebnie. Dlatego po prostu zachowywali się, jakby poszli na wycieczkę po wyspie.
- W takim razie, zapraszam! Pokażę wam wszystko – ogłosił mężczyzna, gestem pokazując im, żeby poszli za nim. Piraci wymienili się jeszcze ostatnimi spojrzeniami i posłusznie ruszyli jego śladem.
Jak się okazało, ośrodek faktycznie zapewniał wszystko, czego mogła potrzebować przeciętna osoba. Mieli bardzo dobre warunki mieszkalne, pożywną i zdrową kuchnię i rozległy teren, gdzie można było przyjemnie spędzić czas. Również opiekunowie wydawali się być kompetentni i przyjaźnie odnosili się do pacjentów.
Mimo wszystkich swoich wysiłków, Zoro nie mógł znaleźć żadnego szczegółu, do którego mógłby się doczepić. Wszystko wydawało się być jak najbardziej w porządku.
- Jeszcze jedno pytanie – odezwała się w pewnym momencie Nami.
Ich przewodnik spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Skąd macie na to wszystko pieniądze? Przecież utrzymanie tego musi kosztować fortunę!
Zielonowłosy zmarszczył brwi, kiwając głową. Jeżeli pozostawało chociażby najmniejsze podejrzenie…
- Wszędzie są osoby z problemami. - Mężczyzna wzruszył ramionami, nie wydając się zaskoczony pytaniem. - Niektórzy nie chcą, żeby ktoś dowiedział się o ich słabościach. Właśnie dlatego wysyłani tutaj są ludzie z różnych warstw społecznych, praktycznie z wszystkich miejsc na świecie. Szlachta, światowy rząd, marynarka… Nawet u nich zdarzają się różne choroby. A za opiekę nad bliskimi płacą fortunę. - Zobaczył ich miny i uśmiechnął się. - Spokojnie, nie tylko oni korzystają z naszych usług. Piraci również bardzo często do nas zaglądają. Tak samo, jak zwykli obywatele. Właśnie dlatego nie musicie się obawiać na atak na nas z jakiejkolwiek strony. Jesteśmy bezpieczni względnie praktycznie każdego.
Piraci musieli przyznać, że odpowiedź brzmiała bardzo prawdopodobnie i, co najważniejsze, jak najbardziej zachęcająco. Teraz nawet Zoro musiał przyznać, że nie widzi powodów, dla których miałby nie zostawiać tutaj dziewczyny. Właśnie dlatego zgodzili się. Szybko podpisali odpowiednie dokumenty, Nami nawet zgodziła się przekazać część pieniędzy dla zakładu.
Po czym nastał ten najtrudniejszy, dla Zoro w szczególności, moment. Musieli przekazać Rin, że zostaje tutaj, a sami odchodzą. Roronoa wziął dziewczynę nieco na bok, obracając w dłoni niewielką bransoletkę, która dostał od nowego opiekuna ciemnowłosej. Podobno zawierała Kairoseki w takim stężeniu, że miała odbierać jej moce, ale nie osłabiać za bardzo. Szermierz musiał pamiętać, żeby założyć ją, zanim wytłumaczy jej wszystko.
Odetchnął cicho, kucając, aby znaleźć się naprzeciwko jej twarzy.
- Chciałbym ci coś dać – powiedział, prezentując dziewczynie bransoletkę. Ta spojrzała na to i powoli pokiwała głową.
Zielonowłosy delikatnie umieścił przedmiot na jej nadgarstku, upewniając się, że nie uciska jej nigdzie, ani, że ta nie da rady ściągnąć go bez odpowiedniego klucza.
- Wiesz… Musimy cię tu zostawić – oznajmił cicho, niechętnie.
Rin popatrzyła na niego bez zrozumienia.
- Musisz tutaj zostać. Będziesz bezpieczna. A my musimy… Popłynąć dalej – spróbował ponownie, ale i tym razem dziewczyna jakby nie zrozumiała.
Zoro podniósł się i ponownie zbliżyli się do reszty. Wiedział, że w ten sposób jej tego nie wytłumaczy. Ona chyba nie potrafiła pojąć, że zostanie sama. A może po prostu jej to nie przeszkadzało? Wymienił się spojrzeniami z pozostałymi. Oni też wydawali się nieco przybici, ale pokiwali głowami, dodając mu otuchy. Odwrócił się, żeby spojrzeć w oczy mężczyźnie, który od tej pory miał zajmować się Rin.
- Proszę się nią zająć – powiedział poważnie.
- Oczywiście. Po to tu jestem – przytaknął tamten, również uśmiechając się do niego lekko.
Roronoa jeszcze przez chwilę walczył ze sobą, po czym przyciągnął do siebie dziewczynę, przytulając ją mocno.
- Trzymaj się, Rin. Uważaj na siebie – wyszeptał.
Po chwili puścił ją i odwrócił się. Razem zresztą załogi ruszyli przed siebie, kierując się w stronę statku. Do dziewczyny najwyraźniej powoli zaczynała dochodzić całą sytuacja.
- Nie! - Usłyszał jej krzyk za sobą, ale się nie odwrócił. - Czekaj! Nie! - krzyczała. Po głosie mógł tez stwierdzić, że płakała, ale nie odważył się spojrzeć za siebie.
Po odgłosach szamotaniny mógł wnioskować, że usiłowała go gonić, ale mężczyzna przytrzymał ją. Zoro jednak nie był w stanie na nią spojrzeć. Wiedział, że jeżeli pozwoli sobie chociaż na tą jedną chwilę słabości, nie będzie w stanie odejść. Wtedy nawet dobro jego przyjaciół nie będzie w stanie go przekonać i zrobi wszystko, żeby dziewczyna popłynęła z nimi. Albo, żeby on został tutaj, z nią…
Dlatego zacisnął zęby i przyśpieszył kroku, pragnąc jak najszybciej znaleźć się za furtką. A potem za tym zakrętem, za lasem… Tam, gdzie jej głos już do niego nie dosięgnie. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale Rin, mimo że spędziła z nimi zaledwie kilka dni, na stałe zamieszkała gdzieś w głębi niego. Właśnie dlatego musiał ją zostawić. Bo inaczej stanowiłaby zagrożenie. Nie tylko dla załogi, ale też dla niego. I dla niej samej.
Przez całą drogę na statek, nikt się nie odezwał. Wszyscy milcząco wspierali przyjaciela, ale wiedzieli, że nic, co powiedzą, mu nie pomoże. Gdy tylko dotarli na Sunny, Zoro od razu wspiął się na bocianie gniazdo. Dopiero tam osunął się na podłogę i ukrył twarz w dłoniach. Nie płakał. Po prostu siedział, starając się pozbyć z głowy echa tych krzyków, które wciąż krążyły mu po głowie.
- Panie szermierzu? - usłyszał obok siebie głos Robin, dlatego podniósł na nią wzrok.
Kobieta jeszcze przez chwilę stała, jakby zastanawiając się, co powinna zrobić, po czym usiadła obok niego, obejmując go jedną ręką.
- To była najlepsza decyzja, dla nas wszystkich – powiedziała cicho, na co Roronoa pokiwał głową.
- Wiem – powiedział i mówił prawdę. Świetnie zdawał sobie z tego sprawę. - Chyba potrzebuję trochę czasu – dodał, podnosząc się.
Zerknął przez okno i dopiero teraz zauważył, że odbili już od brzegu. Jak mógł przegapić ten moment? Przeniósł wzrok ponownie na archeolog i dostrzegł na jej twarzy dziwny cień, ale zniknął na tyle szybko, że nie mógł być pewny, że naprawdę go widział.
- Pan kucharz mówił, że za chwilę będzie kolacja – powiedziała jeszcze Nico, ruszając w stronę wyjścia.
- Robin…! - Kobieta zatrzymała się, a on zawahał się. - Dziękuję – powiedział w końcu.
Czarnowłosa pokiwała głową, uśmiechając się pod nosem. Wiedziała, że mężczyzna nie miał na myśli tylko informacji o obiedzie. Zeszła na pokład.

Zoro, po chwili zadumy, ruszył zaraz za nią. Przecież miał jeszcze załogę. Na nich zawsze mógł polegać. Uśmiechnął się.

Uwaga: To jest pierwsze zakończenie. Napisałam jeszcze trzy inne, ale jeżeli ktoś nie ma nic przeciwko temu zakończeniu, nie trzeba ich czytać. Pierwotnie, w tym momencie fik miał się kończyć, ale... Ale to ja, więc nie mogło iść wszystko według planów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz