poniedziałek, 2 stycznia 2017

"Sklep zoologiczny" [crossover]

Tytuł: Sklep zoologiczny
Fandom: One Piece, Durarara, Gangsta, Kuroko no Basket, Death Note, Nanatsu no Taizai
Występują: Luffy, Zoro, Sanji, Law (+Bepo), Ace, Sabo, Izaya, Shizuo, Worick, Nikolas, Aomine (+Kuroko), Kagami, Akashi, L, Ban
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: przekleństwa

Uwagi: Efekt fangirlingu, prawdopodobnie... Znajomość fandomów nie jest wymagana.
Opis: Wyobraźcie sobie niektóre postacie z anime/mang ze zwierzęcymi uszkami i ogonkami, żyjące w sklepie zoologicznym...



~~~~
 Praca w godzinach wieczornych ma swoje plusy. Większość ludzi, których znam, uważa ją za bardzo męczącą, ale mi tam się podoba. Po pierwsze: mogę się wyspać rano. Nikt nie narzeka, że śpię do południa, jeżeli do domu wracam koło szóstej nad ranem. Po drugie: noc to czas, kiedy jestem najbardziej aktywna. W nocy nie mam włączonego "trybu oszczędzania mózgu", jak to sobie lubię nazywać i jestem skupiona w stu procentach.
I w końcu po trzecie: praca w tym konkretnym sklepie zoologicznym w nocy, kiedy nie ma klientów jest naprawdę wspaniałym zajęciem. To właśnie wtedy większość zwierząt budzi się do życia, a opieka nad nimi potrafi być naprawdę zabawna. Nieraz męcząca, ale wciąż zabawna.
Zbliżając się do znajomej fasady, myślami już byłam przy tych uroczych futrzakach. Właściciel co prawda nieraz ostrzegał mnie, że mogą być niebezpieczne, szczególnie, że w nocy uruchamiają się w nich instynkty drapieżców, ale nigdy nie zauważyłam u nich agresywnego zachowania skierowanego w moją osobę. Kilka razy próbowały zaatakować różnych ludzi: klientów, innych pracowników, a nawet jednego złodzieja, który odważył się obrać za cel to miejsce, ale nigdy nie próbowały mi nic zrobić.
Zwierzęta podobno potrafią wyczuwać emocje ludzi. Może zauważyły, że naprawdę je lubię? Albo, że się ich nie boję. Bo jednak większość społeczeństwa, stając naprzeciw wkurzonego tygrysa, odczuwa strach, bez względu na to, czy to okazują.
Przejęłam klucze od pracownika, który miał zmianę przede mną. Widziałam, jak z niepokojem zerkał na niebo. Nie było tajemnicą, że większość naszych przyjaciół uaktywnia się po zmroku. Dlatego większość ludzi wolała stąd zniknąć przed zachodem słońca. W lecie, kiedy dni były długie, nie było to problemem, ale naprawdę nie wiedziałam, jak oni chcieli to robić w zimie. A może zmienią pracę, jak wielu wcześniej?
Przekręciłam zawieszkę na drzwiach w taki sposób, że teraz od ulicy można było przeczytać napis "zamknięte" i przekręciłam klucz w zamku. Następnie udałam się na zaplecze. Przywitały mnie znudzone spojrzenia wielu par oczu, wyglądających zza krat, jednak, kiedy tylko mnie rozpoznali, niemal natychmiast się ożywili. W dzień, kiedy w budynku byli klienci, wszystkie zwierzęta musiały być zamknięte - kwestia bezpieczeństwa, czy coś. Jednak, kiedy tylko sklep zostawał zamknięty, nikt nie mógł mieć do mnie pretensji, że pozwalałam im się trochę wybiegać.
- Witam wszystkich - przywitałam się wesoło, wpisując w panelu koło drzwi odpowiedni kod. Już chwilę później, wszystkie klatki stanęły otworem, pozwalając mieszkańcom na ich opuszczenie.
Pierwszym, który mnie dopadł, był oczywiście wiecznie wesoły, hiperaktywny pies, Luffy.
- Wera, jestem głodny! Daj mięsa! - zawołał, merdając radośnie swoim czarnym ogonkiem i uczepiając się mojej ręki.
Pogłaskałam go po głowie, uśmiechając się do niego. Tego stworzenia nie można było nie kochać.
- Za chwilę dostaniesz - obiecałam, kierując kroki do szafek z karmą.
Jednym z moich obowiązków było zapewnianie im pożywienia, więc była przyzwyczajona do tego typu zachowań u wiecznie głodnego psiaka.
- Dzień dobry, Wera-san - przywitał się grzecznie Sanji, żółty lisek z uroczo zakręconą brwią. Jego puchaty ogon delikatnie podrygiwał gdzieś za nim.
- Cześć, Sanji - odparłam, drapiąc go za uchem. Przymknął oczy, poddając się pieszczocie, a jego ogon niemal natychmiast zaczął wykonywać znacznie obszerniejsze ruchy. - Głodny? - zapytałam jeszcze.
Zanim miał szansę odpowiedzieć cokolwiek, do moich uszu dobiegł jeszcze jeden głos. Niski, z głuchym warkotem czającym się tuż pod powierzchnią. Zdecydowanie był to dźwięk, który wywołałby zawał u większości normalnych ludzi.
- Strasznie. Dzisiaj mam ochotę spróbować mięsa ludzkiego... - powiedział Zoro, tygrys o zielonej sierści, który postawił sobie za punkt honoru, że da radę mnie wystraszyć. Póki co, średnio mu to wychodziło.
- Przykro mi, w twoim dzisiejszym menu króluje sarnina - odpowiedziałam, posyłając mu uśmiech.
Rzucił mi mordercze spojrzenie, po raz kolejny odnosząc klęskę. Widziałam, jak jego ogon porusza się, odwzorowując irytację właściciela. Pokręciłam głową i wyciągnęłam rękę, umieszczając ją na głowie tygrysa. Ten niemal natychmiast uspokoił się, a z jego gardła wydobyło się ciche mruczenie. Był tak łatwy do przejrzenia...
- Jedzenie - przypomniał Luffy, zniecierpliwiony faktem, że zamiast karmić go, poświęcam czas innym zwierzętom.
- Tak, tak... - ponowiłam swój marsz w celu nakarmienia głodomorów i zignorowałam fakt, że chwilę później Zoro i Sanji zaczęli walczyć między sobą. Ta dwójka tak miała, należało to po prostu przyjąć do wiadomości.
Dosłownie kilka metrów, zanim dotarłam do swojego celu, przede mną zmaterializował się Izaya, czarny kot, którego hobby było takie same, jak każdego innego kota. Spać i wkurzać innych. Główną jego ofiarą najczęściej bywał jasny pies, Shizuo, którego często ponosiło i demolował wnętrze, usiłując złapać swojego głównego wroga.
- Shizu-chan dostał zalecenie od weterynarza, żeby ograniczyć produkty mięsne w swojej diecie. Powiedział, że zamiast niego, ja mogę dostawać część jego posiłku - powiedział Izaya, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Tak? Zabawne, ale ja o niczym nie wiem. - Przewróciłam oczami. Ten kot naprawdę był gotów zrobić wszystko, żeby zirytować Shizuo, a przy okazji samemu zyskać.
- Bo on to powiedział dzisiaj. Właściciel stwierdził, że przekaże ci to jutro, ale możesz to wprowadzić już dzisiaj.
-Był tu dzisiaj weterynarz? - Luffy spojrzał na kota ze zdziwieniem w oczach.
- Oczywiście. Powiedział, że jeżeli nie oddasz mi dzisiaj swojego mięsa, to przez kolejny tydzień będziesz miał głodówkę.
Ta dwójka była najgorszym połączeniem, jakie można sobie wyobrazić. Pies wierzył we wszystko, co się mu powiedziało i nie potrafił kłamać, z czego Izaya z chęcią korzystał. Już nieraz usiłował wykorzystać go do swoich planów. Na szczęście, Luffy miał kilku przyjaciół, którzy zawsze stawali w obronie swojego towarzysza.
- Odwal się od niego, gówniany parszywcu! - warknął Sanji, pojawiając się tuż przy psiaku.
- Nie słuchaj tego cholernego kota, Luffy - poparł go Zoro, warcząc głucho.
To było całkiem zabawne, jak dwójka zwierząt, którzy żarli się niemal przy każdej okazji, łączyła siły za każdym razem, kiedy ich młodszy przyjaciel był zagrożony.
- Już mnie tu nie ma... - obiecał Izaya, uśmiechając się przy tym szeroko. Chociaż bardziej, niż ze względu na tą dwójkę, mogło chodzić o trzy inne psy, które właśnie weszły do pomieszczenia. Shizuo, gdy tylko zauważył czarnego kota, niemal natychmiast rzucił się, by go złapać. Pozostała dwójka - czarny Ace i jasnych Sabo - podbiegli bliżej, żeby upewnić się, że sierściuch nie zrobił nic ich małemu braciszkowi.
- Luffy, w porządku? - zapytał z niepokojem Sabo.
Postanowiłam zostawić ich samych. Nie często zdarzało mi się przygotowywać jedzenie bez obecności nadpobudliwego psa kręcącego się między nogami, więc postanowiłam skorzystać z okazji.
Gdy zajęta byłam nakładaniem jedzenia do misek, w pomieszczeniu pojawili się Worick, szary wilk i Nicolas, jego czarny przyjaciel. Podeszli bliżej, kiedy wywęszyli jedzenie. Zazwyczaj utrzymywali dystans w stosunku do innych ludzi, ale nie mieli większych oporów przed przebywaniem w moim towarzystwie.
- To dla was - powiedziałam, wręczając im odpowiednie miski.
- Dziękuję. - Worick zazwyczaj miał ten grzeczny ton, chociaż wiedziałam, że potrafił również brzmieć groźnie, jeżeli zaszła taka potrzeba.
Nicolas tylko pokiwał głową. Od kiedy pamiętam, miał problemy z mówieniem, dlatego przez większość czasu milczał, pozwalając swojemu towarzyszowi rozmawiać za ich dwójkę.
Chwilę później, zapach dotarł również do pozostałych, przez co w pomieszczeniu zaroiło się od głodnych zwierząt.
Luffy porwał swoją miskę jako pierwszy i odbiegł gdzieś na bok. Sabo i Ace ruszyli za nim. Po chwili pojawił się Izaya, który dorwał swoją porcję i zniknął akurat na czas, bo kilka sekund później pojawił się Shizuo. Zoro i Sanji zawiesili na moment broń, żeby zjeść w spokoju. Z kąta pokoju wynurzyły się dwie czarne pantery.
Futro Aomine zdawało się być niebieskie, kiedy patrzyło się na nie pod światło, ale kolor sierści Lawa był wręcz atramentowo-czarny. Pomimo swojego przerażającego wyglądu, każde z nich trzymało w rękach pluszaka-zabawkę. Law był w posiadaniu białego misia polarnego, a Aomine miał małego, błękitnego psa. Dla mnie wyglądało to uroczo, większość pozostałych zwierząt uważała to za zabawne, ale nikt wolał nie mówić tego na głos. Mimo wszystko, pantery potrafiły być niebezpieczne, kiedy ktoś je zdenerwował.
Zaraz po nich, pojawił się jeszcze jeden tygrys. Futro Kagamiego było ciemno-pomarańczowe, do tego stopnia, że nieraz wydawało się być czerwone. Apetyt tego tygrysa dorównywał niemal apetytowi Luffiego, co było naprawdę niezłym wyczynem. Złapał swoją miskę i udał się w jakieś spokojne miejsce.
Kolejny czarny kto podszedł do mnie nieco niedbałym krokiem, uśmiechając się po kociemu. O ile ulubionym zajęciem Izai było wkurzanie ludzi, to L zdecydowanie wolał spać. I jeść. Przyjął swoją porcję, po czym rozlokował się na fotelu, rozpoczynając ucztę. Ten osobnik był równie przebiegły jak drugi kot, a może nawet bardziej, ale na niego nikt nie polował. Mógł mieć z tym coś wspólnego fakt, że on nie robił innym na złość, a był raczej przyjazny w stosunku do większości pozostałych stworzeń.
Jako ostatni zjawił się Ban, biały lisek z czerwonymi oczami. Albinos pochwycił jedzenie i wesoło wskoczył na kanapę, rozkładając się tam wygodnie. Zwierzak miał to do siebie, że z niemal każdej walki, w którą się wplątał, wychodził bez szwanku. Był przez to bardzo pewny siebie. A może miał tak już wcześniej...? Od kiedy go poznałam, zawsze zachowywał się tak samo.
Z uśmiechem na ustach rozłożyłam się na wolnej kanapie, obserwując poczynania zwierzaków. Zachowywały się nieraz w głupi i nieobliczalny sposób, ale w gruncie rzeczy byli bardzo miłymi stworzeniami. Wręcz uwielbiałam spędzać czas w ich towarzystwie. Nawet, jeżeli przychodziłam tutaj, będąc padniętą z wyczerpania, tak jak tego dnia.
Ziewnęłam przeciągle, rozpierając się wygodniej na oparciu. Powinnam pilnować sklepu, żeby nikt się tu nie włamał czy coś... Ale w gruncie rzeczy, te zwierzaki świetnie potrafiły same się o siebie zatroszczyć. Mogłam sobie pozwolić na krótką drzemkę...
Gdy moje powieki opadły, zdałam sobie sprawę z tego, że dookoła mnie zrobiło się cicho. Zmusiłam jedno oko do rozejrzenia się po otoczeniu. Zwierzaki wciąż zajmowały się jedzeniem, ale teraz znacznie ciszej, zerkając na mnie od czasu do czasu. To było urocze, nie chcieli mnie budzić... To tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że mogę sobie pozwolić na chwilę relaksu.
I gdy już niemal odwędrowałam do krainy Morfeusza, poczułam, jak materac obok mnie ugina się, a mojej skóry dotyka miękkie futro któregoś ze zwierzaków. Dopiero w tym momencie zorientowałam się, że w pomieszczeniu jest chłodno. Uśmiechnęłam się, czując, jak ciepłe futro ogrzewa moje ciało. Półprzytomnie zaczęłam głaskać moją kołdrę, zastanawiając się, kto tym razem to jest.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz