Fandom: One Piece, Durarara, Gangsta, Kuroko no Basket, Death Note, Nanatsu no Taizai
Występują: Luffy, Zoro, Sanji, Law (+Bepo), Ace, Sabo, Izaya, Shizuo, Worick, Nikolas, Aomine (+Kuroko), Kagami, Akashi, L, Ban
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: przekleństwa
Uwagi: Efekt fangirlingu, prawdopodobnie... Znajomość fandomów nie jest wymagana.
Opis: Wyobraźcie sobie niektóre postacie z anime/mang ze zwierzęcymi uszkami i ogonkami, żyjące w sklepie zoologicznym...
~~~~
Praca
w godzinach wieczornych ma swoje plusy. Większość ludzi, których
znam, uważa ją za bardzo męczącą, ale mi tam się podoba. Po
pierwsze: mogę
się wyspać rano. Nikt nie narzeka, że śpię do południa, jeżeli
do domu wracam koło szóstej nad ranem. Po drugie: noc to czas,
kiedy jestem najbardziej aktywna. W nocy nie mam włączonego "trybu
oszczędzania mózgu", jak to sobie lubię nazywać i jestem
skupiona w stu procentach.
I
w końcu po trzecie: praca w tym konkretnym sklepie zoologicznym w
nocy, kiedy nie ma klientów jest naprawdę wspaniałym zajęciem. To
właśnie wtedy większość zwierząt budzi się do życia, a opieka
nad nimi potrafi być naprawdę zabawna. Nieraz męcząca, ale wciąż
zabawna.
Zbliżając
się do znajomej fasady, myślami już
byłam przy tych uroczych futrzakach. Właściciel co prawda nieraz
ostrzegał mnie, że mogą być niebezpieczne, szczególnie, że w
nocy uruchamiają się w nich instynkty drapieżców, ale nigdy nie
zauważyłam u nich agresywnego zachowania skierowanego w moją
osobę. Kilka razy próbowały zaatakować różnych ludzi: klientów,
innych pracowników, a nawet jednego złodzieja, który odważył się
obrać za cel to miejsce, ale nigdy nie próbowały mi nic zrobić.
Zwierzęta
podobno potrafią wyczuwać emocje ludzi. Może zauważyły, że
naprawdę je lubię? Albo, że się ich nie boję. Bo jednak
większość społeczeństwa, stając naprzeciw wkurzonego tygrysa,
odczuwa strach, bez względu na to, czy to okazują.
Przejęłam
klucze od pracownika, który
miał zmianę przede mną. Widziałam, jak z niepokojem zerkał na
niebo. Nie było tajemnicą, że większość naszych przyjaciół
uaktywnia się po zmroku. Dlatego większość ludzi wolała stąd
zniknąć przed zachodem słońca. W lecie, kiedy dni były długie,
nie było to problemem, ale naprawdę nie wiedziałam, jak oni
chcieli to robić w zimie. A może zmienią pracę, jak wielu
wcześniej?
Przekręciłam
zawieszkę na drzwiach w taki sposób, że teraz od ulicy można było
przeczytać napis "zamknięte" i przekręciłam klucz w
zamku. Następnie udałam się na zaplecze. Przywitały mnie znudzone
spojrzenia wielu par oczu, wyglądających zza krat, jednak, kiedy
tylko mnie rozpoznali, niemal natychmiast się ożywili. W dzień,
kiedy w budynku byli klienci, wszystkie
zwierzęta musiały być zamknięte - kwestia bezpieczeństwa, czy
coś. Jednak, kiedy tylko sklep zostawał zamknięty, nikt nie mógł
mieć do mnie pretensji, że pozwalałam im się trochę wybiegać.
-
Witam wszystkich - przywitałam się wesoło, wpisując w panelu koło
drzwi odpowiedni kod. Już chwilę później, wszystkie klatki
stanęły otworem, pozwalając mieszkańcom na ich opuszczenie.
Pierwszym,
który mnie dopadł, był oczywiście wiecznie wesoły, hiperaktywny
pies, Luffy.
-
Wera, jestem głodny! Daj mięsa! - zawołał, merdając
radośnie swoim czarnym ogonkiem i uczepiając się mojej ręki.
Pogłaskałam
go po głowie, uśmiechając się do niego. Tego stworzenia nie można
było nie kochać.
-
Za chwilę dostaniesz - obiecałam, kierując kroki do szafek z
karmą.
Jednym
z moich obowiązków było zapewnianie im pożywienia, więc była
przyzwyczajona do tego typu zachowań u wiecznie głodnego psiaka.
-
Dzień dobry, Wera-san - przywitał się grzecznie Sanji, żółty
lisek z uroczo zakręconą brwią. Jego puchaty ogon
delikatnie podrygiwał gdzieś za nim.
-
Cześć, Sanji - odparłam, drapiąc go za uchem. Przymknął oczy,
poddając się pieszczocie, a jego ogon niemal natychmiast zaczął
wykonywać
znacznie obszerniejsze ruchy. - Głodny? - zapytałam jeszcze.
Zanim
miał szansę odpowiedzieć cokolwiek, do moich uszu dobiegł jeszcze
jeden głos. Niski, z głuchym warkotem czającym się tuż pod
powierzchnią. Zdecydowanie był to dźwięk, który wywołałby
zawał u większości normalnych ludzi.
-
Strasznie. Dzisiaj mam ochotę spróbować mięsa ludzkiego... -
powiedział Zoro, tygrys o zielonej sierści, który postawił sobie
za punkt honoru, że da radę mnie wystraszyć. Póki co, średnio mu
to wychodziło.
-
Przykro mi, w twoim dzisiejszym menu króluje sarnina -
odpowiedziałam, posyłając mu uśmiech.
Rzucił
mi mordercze spojrzenie, po raz kolejny odnosząc klęskę.
Widziałam, jak jego ogon porusza się, odwzorowując irytację
właściciela. Pokręciłam głową i wyciągnęłam rękę,
umieszczając ją na głowie tygrysa. Ten niemal natychmiast uspokoił
się, a z jego gardła wydobyło się ciche mruczenie. Był tak łatwy
do przejrzenia...
-
Jedzenie - przypomniał Luffy, zniecierpliwiony faktem, że zamiast
karmić go, poświęcam czas innym zwierzętom.
-
Tak, tak... - ponowiłam swój marsz w celu nakarmienia głodomorów
i zignorowałam fakt, że chwilę później Zoro i Sanji zaczęli
walczyć między sobą. Ta dwójka tak miała, należało to po
prostu przyjąć do wiadomości.
Dosłownie
kilka metrów, zanim dotarłam do swojego celu, przede mną
zmaterializował się Izaya, czarny kot, którego hobby było takie
same, jak każdego innego kota. Spać i wkurzać innych. Główną
jego ofiarą najczęściej bywał jasny pies, Shizuo, którego
często ponosiło i demolował wnętrze, usiłując złapać swojego
głównego wroga.
-
Shizu-chan dostał zalecenie od weterynarza, żeby ograniczyć
produkty mięsne w swojej diecie. Powiedział, że zamiast niego, ja
mogę dostawać część jego posiłku - powiedział Izaya,
uśmiechając się do mnie szeroko.
-
Tak? Zabawne, ale ja o niczym nie wiem. - Przewróciłam oczami. Ten
kot naprawdę był gotów zrobić wszystko, żeby zirytować Shizuo,
a przy okazji samemu zyskać.
-
Bo on to powiedział dzisiaj. Właściciel stwierdził, że przekaże
ci to jutro, ale możesz to wprowadzić już dzisiaj.
-Był
tu dzisiaj weterynarz? - Luffy spojrzał na kota ze zdziwieniem w
oczach.
-
Oczywiście. Powiedział, że jeżeli nie oddasz mi dzisiaj swojego
mięsa, to przez kolejny tydzień będziesz miał głodówkę.
Ta
dwójka była najgorszym połączeniem, jakie można sobie wyobrazić.
Pies wierzył we wszystko, co się mu powiedziało i nie potrafił
kłamać, z czego Izaya z chęcią korzystał. Już nieraz usiłował
wykorzystać go do swoich planów. Na szczęście, Luffy miał kilku
przyjaciół, którzy zawsze stawali w obronie swojego towarzysza.
-
Odwal się od niego, gówniany parszywcu! - warknął Sanji,
pojawiając się tuż przy psiaku.
-
Nie słuchaj tego cholernego kota, Luffy - poparł go Zoro, warcząc
głucho.
To
było całkiem zabawne, jak dwójka zwierząt, którzy żarli się
niemal przy każdej okazji, łączyła siły za każdym razem, kiedy
ich młodszy przyjaciel był zagrożony.
-
Już mnie tu nie ma... - obiecał Izaya, uśmiechając
się przy tym szeroko. Chociaż bardziej, niż ze względu na tą
dwójkę,
mogło chodzić o trzy inne psy, które właśnie weszły do
pomieszczenia. Shizuo, gdy tylko zauważył czarnego kota, niemal
natychmiast rzucił się, by go złapać. Pozostała dwójka - czarny
Ace i jasnych
Sabo - podbiegli bliżej, żeby upewnić się, że sierściuch nie
zrobił nic ich małemu braciszkowi.
-
Luffy, w porządku? - zapytał z niepokojem Sabo.
Postanowiłam
zostawić ich samych. Nie często zdarzało mi się przygotowywać
jedzenie bez obecności nadpobudliwego psa kręcącego się między
nogami, więc postanowiłam skorzystać z okazji.
Gdy
zajęta byłam nakładaniem jedzenia do misek, w pomieszczeniu
pojawili się Worick, szary wilk i Nicolas, jego czarny przyjaciel.
Podeszli bliżej, kiedy wywęszyli jedzenie. Zazwyczaj utrzymywali
dystans w stosunku do innych ludzi, ale nie mieli większych oporów
przed przebywaniem w moim towarzystwie.
-
To dla was - powiedziałam, wręczając im odpowiednie miski.
-
Dziękuję. - Worick zazwyczaj miał ten grzeczny ton, chociaż
wiedziałam, że potrafił również brzmieć groźnie, jeżeli
zaszła taka potrzeba.
Nicolas
tylko pokiwał głową. Od kiedy pamiętam, miał problemy z
mówieniem, dlatego przez większość czasu milczał, pozwalając
swojemu towarzyszowi rozmawiać za ich dwójkę.
Chwilę
później, zapach dotarł również do pozostałych, przez co w
pomieszczeniu zaroiło się od głodnych zwierząt.
Luffy
porwał swoją miskę jako pierwszy i odbiegł gdzieś na bok. Sabo i
Ace ruszyli za nim. Po chwili pojawił się Izaya, który dorwał
swoją porcję i zniknął akurat na czas, bo kilka sekund później
pojawił się Shizuo. Zoro i Sanji zawiesili na moment broń, żeby
zjeść w spokoju. Z kąta pokoju wynurzyły się dwie czarne
pantery.
Futro
Aomine zdawało się być niebieskie, kiedy patrzyło się na nie pod
światło, ale kolor sierści Lawa był wręcz atramentowo-czarny.
Pomimo swojego przerażającego wyglądu, każde z nich trzymało w
rękach pluszaka-zabawkę. Law był w posiadaniu białego misia
polarnego, a Aomine miał małego, błękitnego psa. Dla mnie
wyglądało to uroczo, większość pozostałych zwierząt uważała
to za zabawne, ale nikt wolał nie mówić
tego na głos. Mimo wszystko, pantery potrafiły być niebezpieczne,
kiedy ktoś je zdenerwował.
Zaraz
po nich, pojawił się jeszcze jeden tygrys. Futro Kagamiego było
ciemno-pomarańczowe, do tego stopnia, że nieraz wydawało się być
czerwone. Apetyt tego tygrysa dorównywał niemal apetytowi Luffiego,
co było naprawdę niezłym wyczynem. Złapał swoją miskę i udał
się w jakieś spokojne miejsce.
Kolejny
czarny kto podszedł do mnie nieco niedbałym krokiem, uśmiechając
się po kociemu. O ile ulubionym zajęciem Izai było wkurzanie
ludzi, to L zdecydowanie wolał spać. I jeść. Przyjął swoją
porcję, po czym rozlokował się na fotelu, rozpoczynając ucztę.
Ten osobnik był równie przebiegły jak drugi kot, a może nawet
bardziej, ale na niego nikt nie polował. Mógł mieć z tym coś
wspólnego fakt, że on nie robił innym na złość, a był raczej
przyjazny w stosunku do większości pozostałych stworzeń.
Jako
ostatni zjawił się Ban, biały lisek z czerwonymi oczami. Albinos
pochwycił jedzenie i wesoło wskoczył na kanapę, rozkładając się
tam wygodnie. Zwierzak miał to do siebie, że z niemal każdej
walki, w którą się wplątał, wychodził bez szwanku. Był przez
to bardzo pewny siebie. A może miał tak już wcześniej...? Od
kiedy go poznałam, zawsze zachowywał się tak samo.
Z
uśmiechem na ustach rozłożyłam się na wolnej kanapie, obserwując
poczynania zwierzaków. Zachowywały się nieraz w głupi i
nieobliczalny sposób, ale w gruncie rzeczy byli bardzo miłymi
stworzeniami. Wręcz uwielbiałam spędzać czas w ich towarzystwie.
Nawet, jeżeli przychodziłam tutaj, będąc padniętą z
wyczerpania, tak jak tego dnia.
Ziewnęłam
przeciągle, rozpierając się wygodniej na oparciu. Powinnam
pilnować sklepu, żeby nikt się tu nie włamał czy coś... Ale w
gruncie rzeczy, te zwierzaki świetnie potrafiły same się o siebie
zatroszczyć. Mogłam sobie pozwolić
na krótką drzemkę...
Gdy
moje powieki opadły, zdałam sobie sprawę z tego, że dookoła mnie
zrobiło się cicho. Zmusiłam jedno oko do rozejrzenia się po
otoczeniu. Zwierzaki wciąż zajmowały się jedzeniem, ale teraz
znacznie ciszej, zerkając na mnie od czasu do czasu. To było
urocze, nie chcieli mnie budzić... To tym bardziej utwierdziło mnie
w przekonaniu, że mogę sobie pozwolić na chwilę relaksu.
I
gdy już niemal odwędrowałam do krainy Morfeusza, poczułam, jak
materac obok mnie ugina się, a mojej skóry dotyka miękkie futro
któregoś ze zwierzaków. Dopiero w tym momencie zorientowałam się,
że w pomieszczeniu jest chłodno. Uśmiechnęłam się, czując, jak
ciepłe futro ogrzewa moje ciało. Półprzytomnie zaczęłam głaskać
moją kołdrę, zastanawiając
się, kto tym razem to jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz