Fandom: One Piece.
Występują: Zoro, Law, Bepo, wspomnieni inni Słomkowi i załoganci Lawa
Paring: Law x Zoro
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: spoilery (do okolic Zou), yaoi
Uwagi: (prawdopodobnie) future!fic, znajomość fandomu potrzebna do zrozumienia treści, zainspirowane "Last Christmas" (poważnie)
Opis: Słomiani mają to do siebie, że pokładają głęboką wiarę w swoich towarzyszy. Law im tego zazdrościł. Też chciał komuś zaufać. Może nawet na tyle, żeby oddać mu swoje serce...?
~~~~
Szum fal
towarzyszył im, kiedy zarysy Zou znikały im z oczu. Teraz musieli
skoncentrować się na swoim kolejnym celu: Wano oraz tym, co ich tam
może spotkać. Obecni na pokładzie Słomiani nie wydawali się
specjalnie zmartwieni faktem, że ich następnym przeciwnikiem mógł
okazać się jeden z Yonko. Zamiast tego, spokojnie zabrali się za
swoje zajęcia, kolejno znikając we wnętrzu żółtej łodzi
podwodnej.
W pewnym momencie,
na zewnątrz stały już tylko dwie osoby. Law, który zdawał się
być za bardzo pogrążony w myślach, żeby zauważyć brak
pozostałych towarzyszy, oraz Zoro, który po prostu nienawidził
wszelkiego rodzaju ograniczeń, a właśnie za to uznawał
przebywanie w zamkniętej przestrzeni „konserwy”, jakim to dumnym
mianem określił statek Piratów Serca.
Roronoa stał opart
o barierkę i wpatrywał się w horyzont, poważny jak zawsze i
skupiony na celu. Starał się nacieszyć ostatnimi powiewami słonej
bryzy, zanim kapitan obecnego statku wyda polecenie zanurzenia. Kątem
oka obserwował też wspomnianego mężczyznę. Widział, że coś go
gnębi, jednak nie był pewny, czy powinien wnikać. Jeżeli byłby
to członek załogi, zapewne podszedłby. Jednak, nawet pomimo
sojuszu, Trafalgar nie należał do załogi. Może i Luffy go
zaakceptował, ale chirurg sam chyba niekoniecznie czuł się częścią
tej porąbanej paczki. W związku z tym, zielonowłosy miał pewne
opory przed rozpoczęciem tego typu rozmowy. Drugi pirat mógł
poczuć się niezręcznie, gdyby ktoś, jakby nie patrzeć, obcy,
usiłował porozmawiać z nim o dość prywatnych sprawach. Równie
dobrze, mógłby się zwyczajnie wściec i zaatakować go. A tego
wolał uniknąć. Nie, żeby bał się przegrać, czy coś w tym
stylu, to nawet nie wchodziło w grę, po prostu… Nie chciał
zniszczyć okrętu. Tak, chodziło tylko o to.
Jego wątpliwości
przestały jednak mieć znaczenie, kiedy Law drgnął, jakby
powracając do rzeczywistości, po czym rozejrzał się uważnie.
Dostrzegłszy szermierza stojącego kawałek dalej, zacisnął
mocniej usta i po chwili podszedł, by znaleźć się bliżej niego.
Ten wyprostował się, niewłaściwie odczytując grobową minę
lekarza.
- Chcesz już się
zanurzać? - zapytał, niechętnie zerkając w stronę wejścia do
wnętrza łodzi.
Trafalgar spojrzał
na niego uważnie, po czym pokręcił przecząco głową.
- Nie, jeszcze nie –
odparł, wbijając wzrok w horyzont.
Zoro pokiwał
głową, wracając do swojej poprzedniej pozycji. Tym razem jednak
znacznie uważniej obserwował swojego rozmówcę. Widział, że ten
chciał z nim pogadać, ale potrzebował czasu na rozpoczęcie
tematu. A skoro ten sam miał ochotę na rozmowę, Roronoa nie miał
nic przeciwko. Mimo niechęci samego zainteresowanego, chirurg już
był traktowany przez Słomkowych jako pełnoprawny członek załogi.
A przynajmniej jako nakama.
Starszy z mężczyzn
wziął głęboki wdech, otwierając usta, ale zaraz je zamknął,
jakby nie wiedząc, jak rozpocząć temat. Powtórzył zabieg kilka
razy, aż w końcu zmienił strategię. Obrócił się tak, żeby
stać twarzą w kierunku swojego rozmówcy i po prostu zapytał:
- Nie przejmujecie
się?
Zielonowłosy nie
do końca zrozumiał sens tego pytania.
- Czym? - Zmarszczył
brwi, usiłując zrozumieć, czego konkretnego oczekuje jego
towarzysz.
- Wszystkim. -
Lekarz wzruszył ramionami. - Mugiwara-ya popłynął prosto do
kryjówki jednego z Yonko i prawdopodobnie nie obejdzie się bez
starcia. My niedługo zmierzymy się z innym…
Szermierz
uśmiechnął się.
- Boisz się, że
nie dasz rady? - zapytał złośliwym tonem.
Law mruknął coś
niezrozumiale, niezbyt zadowolony z takiej odpowiedzi.
- Jeżeli martwisz
się o Luffiego, to nie musisz.
- Skąd możesz to
wiedzieć? Nie mówimy o jakiś przeciętnych piratach, a o Big Mom.
Nawet ktoś o takiej sile, jak Mugiwara-ya…
Zoro prychnął z
rozbawieniem.
- Jesteś z nami już
tyle czasu, że powinieneś go znać trochę lepiej. Może to idiota,
ale poradzi sobie. Nie zginie tak po prostu, ma zostać Królem
Piratów. - Wzruszył ramionami, jakby była to najoczywistsza rzecz
na świecie.
Trafalgar pokręcił
głową, nie zamierzając kłócić się z tą logiką. Nie do końca
był co do niej przekonany, ale chyba faktycznie zbyt dużo czasu
spędził w towarzystwie tej załogi.
- A co z resztą?
Oni nie mają jego siły, mogą sobie nie poradzić – drążył.
- Nie doceniasz ich.
Może na takich nie wyglądają, ale potrafią o siebie zadbać –
zapewnił Roronoa, wzdychając ze zniecierpliwieniem. Dla niego
wydawało się to oczywiste.
Law przez chwilę
przyglądał mu się uważnie, po czym uśmiechnął się
nieznacznie.
- Chciałbym mieć
taką wiarę, jak ty – rzucił, kręcąc głową.
Zoro spojrzał na
niego uważnie, wychwytując w jego głosie jakąś dziwną nutkę,
jednak nie potrafił jej zinterpretować.
- Akurat to nie jest
trudne, przebywając tyle czasu w towarzystwie Luffiego.
- Być może… -
przytaknął powoli, ponownie zagłębiając się we własnych
myślach.
Zielonowłosy znów
zapatrzył się w horyzont, pozwalając mu na chwilę zadumy.
Widział, że chirurga wciąż coś dręczy, tylko potrzebuje jeszcze
chwili, żeby to z siebie wyrzucić. Albo, żeby zdecydować, że
jednak nie ufa drugiemu mężczyźnie na tyle, żeby mu się
zwierzyć.
W końcu jednak
żółte tęczówki powróciły na twarz szermierza, a jego usta
rozchyliły się, wypuszczając z gardła kolejne słowa.
- Mogę zaufać
tobie? - zapytał niespodziewanie.
Roronoa zmarszczył
brwi, usiłując zrozumieć swojego rozmówcę. Nie był w stanie
określić, czego lekarz od niego oczekuje.
- O tym już ty
powinieneś zdecydować – powiedział w końcu, uznając, że
będzie to najlepsza możliwa odpowiedź.
Sam raczej nie
zdecydowałby się zawierzyć komuś, kto zarzeka, że jest godny
zaufania. Uważał siebie za honorowego człowieka, ale do tego Law
powinien dojść sam.
- W takim razie…
Chcę w was wierzyć. Nie. Chcę wierzyć w ciebie – zadeklarował
nagle, wytrącając zielonowłosego z zamyślenia.
Ten zamrugał kilka
razy, usiłując zrozumieć, co właśnie usłyszał. Trafalgar
chciał wierzyć… w niego? Nie w ich załogę, nawet nie w
Luffiego, ale właśnie w niego? Chociaż, w pewnym sensie, poczuł
się wyróżniony.
- Nie krępuj się –
rzucił, wzruszając ramionami i usiłując nie okazać, ile to dla
niego znaczyło.
Chirurg uśmiechnął
się i zrobił krok w jego stronę.
- A skoro tak…
Mogę powierzyć ci swoje serce? - zapytał, kładąc prawą dłoń
na swojej klatce piersiowe, na wysokości wspomnianego organu.
Szermierz zawahał
się. Serce? Przecież, jako lekarz, mężczyzna powinien doskonale
zdawać sobie sprawę z tego, jakie niosło to ze sobą ryzyko. Nawet
zielonowłosy, mimo swoich oczywistych braków wiedzowych w tej
dziedzinie, wiedział, że było to niebezpieczne posunięcie. Jednak
nie mógłby teraz odmówić. Postawiłoby go to w świetle osoby,
której nie można zaufać. Może nawet bez honoru. A do tego nie
mógł dopuścić.
Pokiwał głową.
- Jeżeli właśnie
tego chcesz… - Ponownie wzruszył ramionami, obserwując uważnie
swojego rozmówcę. Nie do końca mógł uwierzyć w to, że Law
mógłby za chwilę wyciągnąć własne serce…
Miał rację. Nie
wyciągnął go. Zamiast tego, zrobił krok do przodu, naruszając
przestrzeń osobistą Roronoy. Zanim ten zdążył jakkolwiek
zaprotestować, poczuł, jak jego usta spotykają się z wargami
starszego pirata.
Jego zaskoczenie
trwało zaledwie kilka sekund. W momencie, w którym poczuł, jak
Trafalgar zaczyna się odsuwać, zapewne czując się niepewnie ze
względu na brak jakiejkolwiek reakcji, otoczył go ramionami w
pasie, przyciągając bliżej siebie i oddając pocałunek.
Zoro marzył o tym
już od dawna. Od kiedy jego wzrok po raz pierwszy padł na tą
zakazaną gębę wtedy, w domu aukcyjny. Już wtedy poczuł bliżej
nieokreśloną ochotę, żeby zbliżyć się do posiadacza tego
irytującego uśmieszku i zetrzeć go z jego twarzy. Wtedy jednak nie
potrafił, albo nie chciał, określić, skąd brało się to dziwne
uczucie. Po pewnym czasie, gdy ponownie się spotkali, przestał
odczuwać ochotę, by dokopać chirurgowi, jednak nieznane uczucie
pozostawało. Dopiero, gdy poczuł ciepło drugiego ciała tuż obok
siebie, zrozumiał, że właśnie tego pragnął. I wychodziło na
to, że z wzajemnością.
Dopiero po dłuższej
chwili odsunęli się od siebie, czując, że brakuje im oddechu.
- W takim razie, ja
oddaję swoje serce tobie. Lepiej tego nie schrzań – zagroził
Roronoa, uśmiechając się lekko.
Trafalgar przez
chwilę wydawał się nieco zdezorientowany. Po chwili otworzył
usta, prawdopodobnie w celu rzucenia jakiejś ciętej riposty, kiedy
usłyszeli kroki dobiegające z wnętrza łodzi, a na zewnątrz
wybiegł jeden z Piratów Serca.
- Kapitanie,
powinniśmy się zanurzyć – zameldował, spoglądając z
oczekiwaniem na swojego kapitana.
- Jasne… -
odpowiedział, kiwając głową. - Już wchodzimy, możesz przekazać
rozkaz zanurzenia – dodał, kierując się w stronę wejścia.
Dopiero, kiedy
niemal dotarł do drzwi, obrócił się.
- Powinieneś wejść
do środka, Roronoa-ya. Myślę, że uda nam się dokończyć tą
rozmowę w bardziej… cywilizowanych warunkach.
Uśmiech na twarzy
Zoro przybrał nieco drapieżny wyraz, kiedy skinął i podążył za
starszym piratem. Nagle pobyt w „konserwie” przestał mu
przeszkadzać...
hej jest fajne ale nie tak powinno się skończyć powinno być dalszy ciąg rozmowy i jak się zakończy i dalszy ciąg wydarzeń
OdpowiedzUsuń