Fandom: One Piece, Shingeki no Kyoujin
Występują: Zoro, Levi, kilku losowych zwiadowców i tytani
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: przekleństwa
Uwagi: Znajomość fandomów potrzebna do zrozumienia treści.
Opis: Grupka zwiadowców zostaje uratowana przez nieznanego człowieka, a Zoro znowu się gubi.
~~~~
W zamku zwiadowców panowało
zwyczajne zamieszanie. Każdy śpieszył się do wykonania swoich
obowiązków. Szczególnie, że prace nadzorował Levi, którego
obawiali się prawie wszyscy jego podwładni.
Cały ruch ustał jednak, kiedy na
plac przed budynkiem wpadło kilku ludzi na koniach, niemal
natychmiast podjeżdżając do kaprala.
- Co się stało? - zapytał tamten,
zerkając krzywo na swoich podwładnych. Ich oddechy były mocno
przyśpieszone, a stroje zniszczone w wielu miejscach.
- Zostaliśmy zaatakowani przez dużą
liczbę tytanów! - zameldował jeden z nich. - Skończył nam się
gaz i zużyliśmy wszystkie zapasowe ostrza...
- To jak udało wam się uciec? - Levi
zmarszczył brwi, słuchając wypowiedzi mężczyzny.
- Ktoś nas uratował.
- Zwiadowca? - Brwi kaprala uniosły
się. Przecież nikt inny nie opuszczał terenu zamku... A
przynajmniej nikt nie powinien.
- Nie. Nikt z naszych. Nawet nie miał
sprzętu do trójwymiarowego manewru! - zameldował tamten.
- To jak was uratował?
- Nie wiem. Po prostu zatrzymał
wszystkie tytany. Przecinał je... Na początku chyba nawet nie znał
ich słabych punktów, ale gdy mu powiedzieliśmy, gdzie ma celować,
natychmiast się ich pozbył.
- Gdzie on teraz jest?
- Był z nami, ale teraz gdzieś
zniknął... - mężczyzna podrapał się niepewnie po głowie, a
Levi westchnął z rezygnacją.
- Poszukajcie go – rozkazał.
- Tak jest!
Kapral uznał, że chwilowo ma dość
i udał się w kierunku swojego gabinetu.
*
Zoro sklął w myślach idiotę, który
budował tak skomplikowane zamki. Nie, wróć! On przeklinał idiotę,
który wybudował tak pojebaną wyspę!
Zszedł ze statku tylko po to, żeby
iść do miasta i kupić sobie trochę sake. A trafił na jakieś
wielkie bestie, które mógł zniszczyć tylko cios w kark i grupę
identycznie wyglądających ludzi, którzy kazali mu iść z nimi.
Poszedł, bo miał nadzieję, że dadzą mu coś do picia i wskażą
drogę powrotną... Ale oni mu gdzieś zniknęli!
Warknął, mijając kolejny zakręt i
odkrywając, że jest na drugim piętrze. Kiedy on się tutaj
znalazł? Pokręcił z rezygnacją głową i otworzył jakieś drzwi.
Zauważył łóżko, więc uznał, że najwyższa pora na drzemkę.
Szukać może później.
Nie udało mu się złapać za dużo
snu. Obudził się, czując, że ktoś wchodzi do pokoju. I
najwyraźniej ten ktoś był wkurzony. Przekręcił się i szybko
zerwał, wyczuwając nogę, która prawdopodobnie obrała za cel jego
głowę. Spojrzał bykiem na człowieka przed nim... I zauważył
czarnowłosego mężczyznę, który sięgał mu ledwo do piersi.
Ledwo powstrzymał się od parsknięcia, za to warknął w jego
stronę:
- Czego chcesz?
- Ja czego chcę? - nieznajomy wydawał
się równie wkurzony. - To ty leżysz w moim łóżku, brudząc je!
- Brudząc...? - Roronoa przekrzywił
głowę, wpatrując się z niedowierzaniem w rozmówcę. Naprawdę to
były jego priorytety?
- Kim jesteś? Nie kojarzę cię –
Krasnal zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie szermierzowi.
- Ja ciebie też pierwszy raz na oczy
widzę. - Wzruszył ramionami. - Jestem Roronoa Zoro. A ty to..?
- Jestem kapralem w oddziale
zwiadowców, Levi Ackerman.
- Zwiadowców... Nic mi to nie mówi. -
Zoro ponownie rzucił się na łóżko, postanawiając chwilowo
zignorować nieznajomego. - Tak czy inaczej, daj mi spać.
Levi poczuł, jak wypełnia go
wściekłość. Domyślił się, że to o tym człowieku mówili jego
ludzie, ale nie miał zamiaru z tego powodu traktować go ulgowo.
- Wstawaj! Nie dostałeś pozwolenia na
przerwę... I na korzystanie z mojego łóżka!
Pirat leniwie uchylił powiekę i
rzucił rozmówcy wyzywające spojrzenie.
- Zmuś mnie... karzełku.
Czarnowłosy szybkim krokiem podszedł
do obcego i ponownie spróbował go kopnąć. Jego noga została
zamknięta w stalowym chwycie rąk tamtego. Wyciągnął jeden miecz
zamierzył się nim na przeciwnika.
Zoro jednym, płynnym ruchem zerwał
się z łóżka i uniknął ostrza. Uśmiechnął się drapieżnie i
mocno popchał nogę zwiadowcy, którą wciąż trzymał. Brunet
dotarł do okna i zatrzymał się, przytrzymując framugi.
- Chcesz coś jeszcze powiedzieć, czy
wolisz spotkanie z betonem na dole? - zapytał lekko Roronoa.
- Pieprz się! - warknął Levi, po
czym użył sprzętu do trójwymiarowego manewru.
Dwie linki wystrzeliły i wbiły się
w ściany budynków za oknem. On sam szybko wyniósł się z
pomieszczenia i zawisł jakieś trzy metry ponad placem. Rzucił
przeciwnikowi wyzywające spojrzenie.
- Wygląda interesująco – uznał
szermierz, przeskakując nad parapetem i lądując miękko na ziemi.
Wyciągnął katany, jedną z nich umieszczając w zębach. - Zabawmy
się – zaproponował.
- Dawaj! - warknął kapral, starając
się ukryć zaskoczenie, które go dopadło po tym, jak obcy tak po
prostu zeskoczył z okna na drugim piętrze.
Zoro wzmocnił chwyt na katanach i
wyskoczył w powietrze, celując ostrzami w przeciwnika. Ten
dosłownie w ostatniej chwili zdołał odsunąć się, sprawnie
manewrując linkami.
Sam podleciał do zielonowłosego,
usiłując go trafić, ale on bez żadnych problemów zablokował
jego ostrza, sam zadając cios. Levi zauważył, że nie zdąży
uciec korzystając ze sprzętu, więc odbił się stopą od ramienia
szermierza i odskoczył w tył. Dopiero wtedy ponownie zawisł na
linkach, notując sobie w pamięci, że musi być znacznie
ostrożniejszy.
Walczyli jeszcze jakiś czas, chociaż
polegało to głównie na tym, że Levi usiłował zbliżyć się do
Zoro, po czym ponownie się oddalał, gdy orientował się, że nie
ma sposobności na wyprowadzenie ciosu. Roronoa poczuł się tym
znudzony dość szybko.
- Trzeba chyba uziemić karzełka-
rzucił z pozoru lekkim tonem, chociaż widział, jak te słowa
denerwowały jego przeciwnika.
Ponownie skoczył, markując atak na
zwiadowcę, ale gdy ten chciał uciec, zamachnął się i odciął
liny. Brunet spadł na ziemię, obijając się mocno.
- Teraz wygląda to dużo lepiej. -
Pokiwał głową z zadowoleniem.
- Zabiję cię za to! - warknął
kapral, chociaż podejrzewał, że nie ma za dużych szans na
spełnienie tej obietnicy.
- Próbuj – zaproponował Zoro,
rzucając się do ataku.
Cięcia zostały zablokowane, ale
katany bez większego problemy przecięły ostrza przeciwnika.
Szermierz w ostatniej chwili obrócił swoje miecze tak, by uderzyć
przeciwnika tępą stroną. Mimo to, siła uderzenia była na tyle
duża, że Levi poleciał kilka metrów do tyłu i uderzył twardo w
ziemię. Prawdopodobnie stracił przytomność, bo już się nie
podniósł.
- Kapralu! - Roronoa usłyszał kilka
krzyków i rozejrzał się, orientując, że wokół placu zebrał
się spory tłumek. Większość zebranych rzucała mu niezbyt
przychylne spojrzenia, ale chwilowo chyba nie zamierzali go atakować.
Zoro wzruszył ramionami i schował
katany. Obrał przypadkowy kierunek i zaczął iść przed siebie.
Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć jakiś sklep, gdzie
sprzedawali sake, zanim wróci na statek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz