Tytuł: Zrobiłam herbatkę i poszłam na wojnę.
Fandom: Naruto.
Status: zakończone.
Występują: Naruto, Kakashi, Sakura, Madara, ja :D
Ostrzeżenia: kilka dość brutalnych opisów.
Gatunek: humor.
Opis: brak... trzeba przeczytać :)
~~~~
Piątek. Ta myśl krążyła mi po
głowie od dłuższego czasu. Najlepsze było to, że właśnie
rozpoczynał się długi weekend. Spokojnie wracałam parkiem po
lekcjach do domu. Myślami byłam już w zbliżających się dniach
wolnych. Co mogłam robić?
Możliwości było dużo. Zresztą,
jak zawsze. Uznałam jednak, że mam ochotę na coś ciekawszego niż
zwykle.
Wróciłam do domu i rzuciłam plecak
w kąt. Nie zamierzałam go zbyt szybko wyciągać. Mój wzrok padł
na półkę z książkami. Dokładnie na mangę „Naruto”. Już
wiedziałam, co będę robić w weekend.
Akcja powoli rozkręcała się podczas
walk Naruto z Madarą. Pomyślałam, że warto byłoby rozkręcić
akcję.
Zrobiłam herbatę i
ruszyłam na wojnę.
Na początku nie mogłam zorientować
się co się dzieje. Na polu walki panował chaos, ludzie biegali
dookoła, wrzeszcząc do siebie. Nie były to obrazy narysowane przez
pana Kishimoto, pokazujące tylko to, co było ważne dla głównej
fabuły. Tu działo się wszystko. Zrobiłam krok naprzód i wpadłam
na jakiegoś shinobi z Suny. Trzymał się za ramię, z którego
ciekła krew. Poczułam, że stanęłam na czymś miękkim.
Spojrzenie w dół nie było zbyt dobrym pomysłem. Na szczęście
zawsze miałam mocny żołądek, inaczej resztki mojego obiadu pewnie
wylądowałyby na urwanej nodze, leżącej w kałuży krwi. Mmm,
smakowite...
Porzuciłam czarny humor i spróbowałam
się skupić. Główną walkę powinno być widać z dużej
wysokości. Przypomniałam sobie, w jaki sposób ninja skaczą tak
dobrze. Zebrałam chakrę w nogach i wybiłam się w powietrze,
rozglądając się dookoła.
Tak jak przypuszczałam, od razu
zauważyłam miejsce bitwy. Trudno było przeoczyć wielki posąg
Gedou Mazou. Chyba, że byłabym ślepa...
Ruszyłam w tamtą stronę. Dostanie
się tam nie zabrało mi zbyt dużo czasu. Trafiłam akurat na moment
w którym Madara wyjawiał swój wielki, złowrogi plan zniszcze...
przepraszam- naprawienia świata...
- Yo! - przywitałam się radośnie,
wpadając w sam środek gromadki.
- Kim jesteś? - niepewne pytanie od
Sakury. Zapomniałam, że ona też tam była... WTOPA, nie lubię
jej.
Wszyscy się na mnie gapili.
Spojrzałam na siebie i sklęłam się w duchu. Mogłam wziąć jakiś
cosplay. Zamiast tego wbiłam tam w swoich zwyczajnych ubraniach.
Miałam na sobie sportowe, zielono-żółte, jaskrawe adidasy. Do
tego spodnie z mocno wypchanymi kieszeniami (nigdy nie chce mi się
targać ze sobą torby). Miałam ciemną koszulkę z wielkim,
zielonym krokodylem. Na to dorzuconą rozpiętą bluzę polarową.
Całości dopełniały słuchawki, które wystawały spod koszulki i
zwisały luźno. No i oczywiście okulary. Tak, jestem
krótkowidzem...
- Eeee... Jestem... Jestem treserką
demonów. Przyszłam do was, bo wyczułam rzadkiego ogoniastego
Jubiego. Nie jest to może jakiś szczególnie silny demon, ale
całkiem ciekawy, a ja niedługo startuje w turnieju i chciałabym
zademonstrować coś nowego.... - odpowiedziałam z poważną miną.
Oczywiście wszystko wymyśliłam na poczekaniu. Wyobraziłam sobie
Kuramę w pokemonach i ledwo powstrzymałam się przed parsknięciem.
- Że co? - Naruto spojrzał na mnie
zdezorientowany. Normalnie mógł liczyć na to, że reszta mu
wszystko wytłumaczy, ale nikt nie zrozumiał dużo więcej od niego.
Szczerze mówiąc sama miałam z tym problem.
- Są jeszcze inne demony? Silniejsze?
- zapytał z niedowierzaniem Madara.
- Oczywiście. A co myślałeś? Że
jesteście tacy wyjątkowi, bo macie demona? Po co inaczej istnieliby
egzorcyści?
- Kto?
Westchnęłam.
- Ok, nieważne. Co tam u was? Bo
widzę, że wy jakieś party hard macie?
- Co?
- No... impreza, rozróba, masa ludzi,
wszyscy się leją, pseudokibice, policja, armatki wodne, krew,
gorzała... - wymieniłam wszystkie moje skojarzenia związane z
meczami... no, oprócz przegranej oczywiście.
- Nie wiem, co tu się dzieje, -
doszedł do siebie po chwili Madara - ale nie obchodzi mnie to. Jak
myślicie, że mnie tym pokonacie, to mylicie się. - zagroził.
Pewnie myślał, że to jakiś podstęp ze strony sojuszu.
- Ooo, bijemy się? Luz. Chętnie
dołączę, dawaj na solo. - wyszczerzyłam się, podnosząc gardę.
Chodziło się na te sztuki walki.
- Myślisz, że masz ze mną szanse?
Mam, moc Mędrca Sześciu Ścieżek, jestem niepokonany.
- Co? Naprawdę? - zapytałam z
udawanym zachwytem, po czym dokończyłam, szczerząc się. - Ha ha,
żart. On będzie miał moc Mędrca, a przynajmniej połowę. -
powiedziałam wskazując na Naruto - Ups... sorry za spoiler. Ok,
walczymy?
Chyba udało mi się go zdenerwować,
zaczął tworzyć pieczęcie.
Zastanowiłam się chwilę. Jakiś
demon...
Szybko wykonałam gesty, które jak
pamiętałam, odpowiadały jutsu przywołania. Jedyne co udało mi
się osiągnąć, to przywołałam stadko smoków, mojego psa i kota.
Prychnęłam. Niestety, nie dało się
przywołać egzorcystów z innego anime. Madara przerwał swoją
technikę, wpatrując się z niedowierzaniem w efekt moich wysiłków.
Prychnęłam. I bez tego wiedziałam, że to było głupie.
Skoczyłam na niego. Mój prawy prosty
trafił go dokładnie w nos. Lewy sierpowy odrzucił go kawałek
dalej, na skały. W chwilę znalazłam się przy nim, mocnym
kopnięciem w tył głowy posyłając go do krainy Orfeusza (Orfeusz
to ten od snów...). Wyprostowałam się gwałtownie, przypominając
sobie o bardzo ważnej rzeczy.
- Ej, co? Jak? - zaczął Naruto,
jąkając się.
- Przepraszam, nie odpowiem, bo muszę
lecieć. Nawet ja mam priorytety.
- Czemu tak się śpieszysz? -
podejrzliwe pytanie od Kakashiego.
- Herbatka mi wystygnie!
Zamknęłam mangę. Na ostatniej
stronie widniały zszokowane twarze wielu postaci. Za nimi leżała
nieprzytomna postać Madary. W tle Gedou Mazou był w środku walki
na śmierć i życie z kotem, a pies poganiał stadko smoków jak
owce.
Dotknęłam szklanki i
odetchnęłam z ulgą.
Nadal ciepła.
Nie cierpię zimnej
herbaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz