czwartek, 15 października 2015

"Dotrzymana obietnica" [One Piece]

Moim skromnym zdaniem jeden z lepszych do tej pory tworów. Mam szczerą nadzieję, że kompletnie niezgodny z przyszłą fabułą, ale wydaje się nie być zbyt naciągany. Ale nie, Oda nam tego nie zrobi, prawda?
Tytuł: Dotrzymana obietnica.
Fandom: One Piece.
Status: zakończone.
Występują: Luffy...
Ostrzeżenia: angst.
Przydatna znajomość fandomu. (przynajmniej kilku pierwszych odcinków/ chapterów)
Gatunek: angst.
Opis: Luffy w końcu dotrzymuje swojej obietnicy, ale nie jest z tego powodu szczęśliwy.

~~~~
 Niebo było ciemne, przysłonięte grubymi chmurami. Słońce zdążyło zniknąć za horyzontem. Powietrze przecinał rzęsisty deszcz, który nie ustawał od dobrej godziny. Wszystko ucichło, jakby cały świat wstrzymał oddech, widząc rozgrywającą się w tym zapomnianym przez wszystkich miejscu scenę. Ptaki przestały śpiewać, wilki wyć a dalekie odgłosy śpiewów zostały dziwnie przytłumione. Pozostał jedynie szmer deszczu i szum fal uderzających o klif. Tylko jeden świszczący i drżący oddech zakłócał tę pieśń wody.
- Shanks...
Chłopak w czerwonej kamizelce i słomianym kapeluszu podniósł się. Z jego licznych ran kapała krew, ubranie było podarte w wielu miejscach, ale kapelusz zdawał się być w nienaruszonym stanie. Strumienie deszczu, spływające mu po twarzy maskowały jego własne łzy. Spojrzał na leżące nieopodal ciało swojego przeciwnika.
- Zrobiłem to...
Zachwiał się, a z jego gardła wydobył się szloch. Zakrył swoją twarz dłońmi. Gdyby przyjaciele go teraz zobaczyli, nie uwierzyliby, że patrzą na tą samą osobę, z którą spędzili już tyle czasu.
- Udało mi się...
Chłopak zagryzł wargę, starając się powstrzymać narastający z każdą sekundą krzyk rozpaczy. Jego oczy wciąż wracały do pokonanego niedawno rywala. To był już ostatni człowiek, który stał mu na drodze do spełnienia marzenia. I dotrzymania obietnicy.
- Zostałem wielkim piratem...
Nie powinien się teraz cieszyć? Przecież to zrobił. Teraz miał przed sobą prostą drogę do zostania królem piratów. Nie było już nikogo, kto mógłby mu przeszkodzić. Po tej walce nawet marynarka odpuści. Nikt nie ośmieli się go wyzwać.
- Przewyższyłem cię...
Kolejny szloch rozległ się na tym pustym urwisku. Chłopak na drżących nogach zbliżył się do ciała, z którego zdążyło już ulecieć życie. Woda szybko pozbawiła je resztek ciepła. Usta stały się sine. Oczy, zawsze tak radosne i pełne energii, teraz patrzyły pusto w przestrzeń. Puste. Martwe.
- Dotrzymałem obietnicy, więc...
Nogi ugięły się pod nim. Opadł na kolana tuż przy głowie trupa. Zbliżył swoją twarz do jego twarzy. Pozwolił swoim łzom kapać na policzki człowieka, z którym jeszcze przed chwilą toczył tak zażartą walkę. Powoli sięgnął drżącą ręką na głowę i ściągnął z niej kapelusz. Przykrył nim twarz człowieka, którego zawsze kochał jak ojca, jego najlepszego i najważniejszego przyjaciela. Patrzył, jak słomiane nakrycie głowy zakrywa blizny na oku i czerwone włosy.

- Oddaję ci twój kapelusz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz