Tytuł: Chemia vs Chirurg Śmierci
Fandom: One Piece.
Występują: Law, OC
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: Chemia...? I chloroform ;)
Uwagi:Można to potraktować jako kontynuację "Uśmieszek vs BUM".
Opis: Druga runda starcia niesamowitego Chirurga Śmierci z potęgą chemii...
~~~~
- Tym razem żadnych sztuczek!- zastrzegł Law, marszcząc przy tym brwi. Och, był słodki, kiedy się denerwował. Prawie jak taki mały, wściekły kociak. Aż miałam ochotę mu jeszcze bardziej dokopać. Oczywiście, metaforycznie. Nigdy nie kopnęłabym kotka...
- Sztuczek? Ja? - zapytałam niewinnym głosem.
- Tak, ty.
Rozejrzałam się dookoła. Pirat najwyraźniej jednak wyniósł jakąś lekcję z naszego poprzedniego spotkania i tym razem postanowił trzymać mnie z dala od swojego statku i niebezpiecznych substancji, które mogłam tam znaleźć. Co nie zmieniło faktu, że nie nauczył się nie rozpoczynać ze mną walk.
Staliśmy w dolinie, otoczeni gołymi skałami, na środku jakiejś niezamieszkanej wyspy. Tym razem gość naprawdę się postarał, żebym niczego nie wymyśliła. Co nie zmieniało jednej, bardzo ważnej rzeczy…
- Wciąż nie mam broni, a ty chcesz koniecznie udowodnić swoją siłę… Pokonując słabą, bezbronną dziewczynkę.
- Słabą i bezbronną? - prychnął. - Daj sobie spokój. Skoro do tej pory sobie poradziłaś na Grand Line, nie możesz być bezbronna.
Wzruszyłam ramionami. Może i miał rację. Wciąż żyłam, a na tym morzu przebywałam od jakiegoś czasu. Sama, bez towarzystwa jakiegoś super potężnego pirata czy też ludzi z marynarki.
- W porządku. Pozwól, że zdradzę ci tajemnicę mojego przetrwania. - Uśmiechnęłam się do niego i z sakiewki przy pasie wyciągnęłam niewielką buteleczkę.
- Co to jest? - Law zapytał ostrożnie, mierząc uważnym spojrzeniem przedmiot.
- Słyszałeś kiedyś o berserkach? - zapytałam, z uśmiechem potrząsając naczyniem, by usłyszeć cichy chlupot płynu wewnątrz.
- Prawdopodobnie…?
- Mówi się, że byli niepokonanymi wojownikami, nieznającymi strachu i bólu. Podczas walki nic nie było w stanie ich powstrzymać, a ich siła rosła wielokrotnie.
- Tak? I co to ma wspólnego z naszą walką? - Wzmocnił chwyt na swoim mieczu, robiąc to prawdopodobnie całkowicie nieświadomie. Zaczynał się denerwować? Cudownie.
- Gdzieś kiedyś słyszałam, że można wywołać podobny efekt za pomocą odpowiednich środków chemicznych. No wiesz, hormony, czy coś… Chciałam coś takiego wynaleźć.
Powoli odkorkowałam buteleczkę i znieruchomiałam, spoglądając na otwór. Na początku trzymałam ją z dala od twarzy, by nie wciągnąć substancji zbyt szybko. Pragnęłam najpierw zobaczyć reakcję chirurga, zmusić go do jakiejś reakcji…
- Co by się stało, gdybyś coś takiego teraz wypiła? - zapytał mężczyzna, marszcząc brwi i przestępując z nogi na nogę.
- Wypiła? Nie mam pojęcia, ale obawiam się, że efekt mógłby być nieco zbyt mocny. Nie, wystarczyłoby to teraz powąchać. A co by się stało… Prawdopodobnie nagle zyskałabym ogromne pokłady siły i rzuciła się bez namysłu do ataku. I istnieje spora szansa, że dałabym ci radę.
Zbliżyłam buteleczkę do twarzy. Naprawdę chciałabym wypróbować coś takiego. Wizja pokonania Lawa w czysto fizycznym starciu brzmiała tak zachęcająco…
- Room! - Usłyszałam, a dookoła nas pojawiła się nagle niebieska sfera. Naczynie zniknęło z moich rąk, a zamiast tego, pojawiło się w dłoni lekarza. Zobaczyłam, jak z pewną ciekawością zagląda do środka.
- Nawet nie próbuj… - zaczęłam, ale krótki, okrutny uśmiech na twarzy pirata podpowiedział mi, że nie posłucha.
Podstawił otwór pod nos i zaciągnął się głęboko, jakby starając się wciągnąć jak najwięcej gazu do swoich płuc. Przez chwilę stał nieruchomo, po czym podniósł wzrok i spojrzał na mnie z dezorientacją.
- To pachnie jak chloroform – mruknął, jednak wciąż trzymał naczynie blisko nozdrzy.
Wzruszyłam ramionami.
- Owszem, tak pachnie. Chlor ma tam swój udział. Ale spokojnie – to tylko trichlorometan…
- Och… - Po jego minie poznałam, że nie zrozumiał. Nie, chwila. Po jego reakcji poznałam, że nie zrozumiał. Idiota.
- I co, czujesz coś? - zapytałam z ekscytacją w głosie. Po czym zmarszczyłam brwi. - Chociaż to nie ty miałeś to wypróbować…
- Być może… - zawahał się. - Ale trichlorometan… Kiedyś to słyszałem.
- Na pewno. - Przytaknęłam, uważnie obserwując jego sylwetkę w poszukiwaniu jakichkolwiek objawów, że środek zaczyna działać. - Jest dość znany.
Niemalże widziałam, jak trybiki w jego głowie obracają się, usiłując przypomnieć sobie coś użytecznego. Obracały się coraz wolniej, jednak mimo to, Trafalgar zdołał chyba odnaleźć właściwą informację, bo gwałtownie wciągnął powietrze i odrzucił butelkę daleko od siebie. Szkoda, że było za późno.
Widziałam, jak trzęsą mu się nogi, a spojrzenie staje się nieco rozkojarzone. Usta wygięły się w czymś na kształt pijackiego uśmiechu, chociaż starał się zachować resztki kontroli. Silny typ.
- To inna nazwa…
- Inna nazwa chloroformu. Tak. Dlatego pachnie jak chloroform. I dlatego właśnie tracisz kontakt z rzeczywistością – poinformowałam go z uśmiechem, widząc, jak kolana się pod nim uginają, a powieki opadają.
- Mówiłaś, że zdradzisz mi tajemnicę…
- Mojego przetrwania. Tak. I oto ona. - Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się słodko. - Głupota ludzka.
Zaśmiałam się, widząc, jak lekarz w końcu pada półprzytomny na ziemię. Wyprostowałam się i rozejrzałam dookoła. Statek pirata nie znajdował się aż tak daleko, jedynie jakieś trzysta metrów za najbliższą skałą. Jego załoga powinna sobie poradzić ze znalezieniem kapitana, prawda?
Jednak, spoglądając na leżącą sylwetkę, mamroczącą coś pod nosem i wydającą z siebie jakieś dziwne dźwięki, westchnęłam ciężko i dźwignęłam go z ziemi. Jeszcze się chłopak przeziębi i co będzie? Podobno męski katar to najgorszy rodzaj choroby. Wręcz śmiertelny w niektórych przypadkach… A istniała spora szansa, że po dojściu do siebie gość nic nie będzie pamiętać. Szkoda by było, gdyby nikt nie wiedział, co mu się stało.
Ale przynajmniej wygrałam.
Chemia vs Chirurg Śmierci?
2:0
Och, nie mogę się doczekać kolejnej rundy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz