sobota, 25 marca 2017

"Zaginiona własność" (Marzec: zguba) [OP]

Tytuł: Zaginiona własność
Fandom: One Piece.
Występują: Słomki do Robin (bez Franky'ego i Brooka)
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: brak

Uwagi: Trzeci już tekst na 2017 OP challenge. Temat na marzec: zguba. Wyszedł pewnie trochę krótki, ale na taki miałam pomysł.
Opis: Zoro od rana jest dziwnie zdenerwowany. Nami chce się dowiedzieć, o co chodzi.



~~~~
 Donośne przekleństwa, dochodzące spod pokładu Merry, stały się na tyle częste, że nawet Nami, przyzwyczajona do towarzystwa w większości męskiej załogi, uniosła wzrok znad Log Pose i zerknęła z zaciekawieniem w kierunku klapy, prowadzącej do męskiej sypialni. Głos zdecydowanie należał do Zoro, co nie miało większego sensu. Był wczesny ranek, jeszcze przed śniadaniem. Szermierz o tej porze zazwyczaj spał, bądź trenował. Nie miał się z kim pokłócić, bo Sanji siedział w kuchni, kończąc przygotowania do posiłku. Nawet Luffy siedział przed drzwiami do jadalni, wesoło rozmawiając z Chopperem i czekając na jedzenie. Robin oczywiście czytała książkę, ze swoim zwyczajowym uśmieszkiem na ustach. Poza nimi, tylko Usopp pozostawał poza zasięgiem jej wzroku. Jednak z całą pewnością nie kłócił się z zielonowłosym; nie miałby na to odwagi.
Po kolejnej, bogatej jak na Roronoę, wiązance przekleństw, rudowłosa odwróciła się do kapitana i renifera, mierząc ich badawczym wzrokiem.
- Czy któreś z was wie, co ugryzło dzisiaj Zoro? Byliście z nim w jednym pokoju, prawda? - zapytała ich.
Chłopcy spojrzeli po sobie, po czym zgodnie wzruszyli ramionami.
- Nie mam pojęcia – powiedział w końcu Luffy. - Jak się obudziłem, klęczał przy szafkach i szukał w nich czegoś. Był tak głośno, że nie dało się spać, dlatego wyszliśmy – wytłumaczył, na co lekarz pokiwał pyszczkiem w geście potwierdzenia.
- Och… - Nami zmarszczyła brwi. Co mogło sprawić, że o tej godzinie, zielonowłosy był w takim stanie? - A co z Usoppem?
- Wydaję mi się, że próbował mu pomóc, bo też czegoś szukał i… - Monkey przerwał, kiedy klapka uniosła się, a w niej pojawiła się głowa strzelca, a po chwili cała jego sylwetka.
Kłamca rozejrzał się niepewnie, po czym wyszedł na pokład i zaczął chodzić w tę i z powrotem, wpatrując się uważnie w deski pod stopami. Zdecydowanie czegoś szukał.
- Usopp! - wykrzyknęła dziewczyna, przyciągając uwagę czarnowłosego. - Czego szukasz?
Długonosy zawahał się, po czym otworzył niepewnie usta.
- Zoro… Własności Zoro – odpowiedział z wyraźną niepewnością w głosie.
- Tak? A czego dokładnie?
- To… - Zmarszczył brwi w zastanowieniu. Wyglądał, jakby naprawdę rozważał, czy powinien zdradzić ten sekret. W końcu jednak pokręcił gwałtownie głową. - To nieważne, sami je znajdziemy! - odpowiedział i wrócił do przeczesywania pokładu.
Rudowłosa zmrużyła oczy, niezadowolona z takiej odpowiedzi, jednak postanowiła porzucić temat. Nie przepadała za pozostawaniem w niewiedzy, ale potrafiła docenić prywatność innych. O ile ta prywatność nie zakłócała jej spokoju…
- W porządku, nie musisz mówić, – powiedziała w końcu – ale możesz przekazać Zoro, żeby się zamknął? Mam dość jego przekleństw.
Strzelec pokiwał głową i zajrzał do męskiej kajuty. Po kilku chwilach przekleństwa stały się znacznie mniej słyszalne, co wcale nie oznaczało, że przestały wydobywać się spod pokładu. Nawigatorka westchnęła cicho. Najwyraźniej tylko tyle mogła osiągnąć.
Robin cicho zaśmiała się, nawet nie podnosząc wzroku znad czytanej książki, co przykuło uwagę drugiej dziewczyny. Podeszła do archeolożki i usiadła na leżaku obok niej.
- Ty coś wiesz, prawda? - zapytała, przyglądając się jej uważnie.
Nico skinęła głową, po czym uniosła wzrok, posyłając młodszej towarzyszce uspokajające spojrzenie.
- Dowiesz się przy śniadaniu – poinformowała, wracając do czytania.
Nami westchnęła z irytacją, jednak nie drążyła tematu. Oparła się wygodniej, oczekując tego śniadania.
W końcu głowa Sanjiego wyłoniła się zza drzwi, na co Luffy niemal natychmiast władował się do kuchni, a Chopper chwilę za nim. Blondyn zerknął na dwie panie, wypoczywające na leżakach.
- Przepraszam, że kazałem wam czekać, Nami-wan, Robin-chan! Śniadanie gotowe! - wykrzyknął radośnie. Obie kobiety podniosły się i ruszyły w jego stronę.
- Oi, Usopp, śniadanie! - dodał jeszcze kucharz, gniewnie spoglądając na wciąż czegoś szukającego strzelca. - I zawołaj też tego glona!
Czarnowłosy skinął głową i znowu zajrzał do męskiej kajuty. Obydwie dziewczyny zdążyły rozsiąść się przy stole, a Sanji uraczył ich zwyczajową porcją komplementów, doprawionych przepysznym jedzeniem, kiedy kłamca niepewnie wsunął się do pomieszczenia i ze strachem spojrzał na kucharza.
- Zoro powiedział, że nie jest głodny. Zje później… - zaczął, świetnie wiedząc, jaka będzie reakcja blondyna. Każdy zdawał sobie sprawę z tego, że ten nienawidził, kiedy ktoś unikał posiłków, szczególnie, jeżeli chodziło o śniadanie.
- Co ten glon sobie wyobraża?! Myśli, że specjalnie dla niego zostawię coś na później?! Ma przywlec tu swój leniwy tyłek teraz, albo osobiście go tu przywlekę! - warknął ze złością, zamaszystym krokiem ruszając w stronę drzwi. Kłamca zerknął z głodem w oczach na pełny stół, ale spuścił głowę i ruszył za blondynem, zaczynając mu coś szybko tłumaczyć.
Najwyraźniej, cokolwiek mu powiedział, zadziałało, bo Sanji wrócił do kuchni, jednak wciąż wydawał się wściekły.
- W porządku. Rób co chcesz. Ale zaraz obydwoje macie tu być! - warknął, na co długonosy pokiwał energicznie głową i wyleciał z pomieszczenia.
- O co chodzi, Sanji-kun? - zapytała słodko Nami. Wiedziała, że ten z całą pewnością nie będzie potrafił ukryć czegoś przed nią. Jednak i tym razem się rozczarowała.
- Gdybym to wiedział, z pewnością bym ci powiedział, Nami-chwan~ - wykrzyknął radośnie. Po czym podrapał się po głowie. - Najwyraźniej ta podróba szermierza znowu ma jakiś problem, o którym wie tylko Usopp. Nie powinnaś zawracać swojej pięknej głowy tymi dwoma idiotami.
Rudowłosa tylko przewróciła oczami, ponownie skupiając się na jedzeniu. Wiedziała, że zaraz sprawca całego zamieszania pojawi się osobiście i wtedy właśnie dziewczyna wszystkiego się dowie. Nie pomyliła się. Kilka minut później, drzwi otworzyły się, ujawniając zestresowanego Usoppa i stojącego za nim, wściekłego Roronoę. Zielonowłosy nie wydawał się jednak być w najlepszym stanie. Jedną ręką ciężko opierał się o framugę, a zęby miał zaciśnięte. Przy pasie, zamiast swoich trzech katan, miał tylko jedną, co było niesamowicie podejrzane. Przecież on prawie nigdy nie rozstawał się ze swoją bronią.
- Siadajcie! - warknął Sanji, wskazując na ich stałe miejsca przy stole. Najwyraźniej, nawet on zauważył nie najlepszy stan szermierza, bo poza tym, nie rzucił żadnych złośliwych komentarzy. Co nie zmieniło faktu, że i tak otrzymał mordercze spojrzenie.
Usopp jeszcze raz zerknął na Zoro, jakby chcąc się go o coś zapytać, ten jednak machnął ręką, dając wyraźny znak, że sobie poradzi, po czym zacisnął zęby i oderwał się od ściany, ruszając w stronę swojego miejsca.
Uwadze załogi nie mógł ujść fakt, że jego chód był niepewny i nieco chybotliwy. Co najmniej dwa razy wydawało się, że zaraz się przewróci, jednak zdołał dotrzeć do odpowiedniego krzesła bez bliższego kontaktu pierwszego stopnia z podłogą. Opadł ciężko na siedzisko, po czym posłał ciężkie spojrzenie wszystkim pozostałym, sprawiając, że ci niemal natychmiast wykazali nadzwyczajne zainteresowanie swoimi talerzami. Poza Luffym. Jego zainteresowanie jedzeniem było bardziej niż typowe.
Posiłek przebiegł w zadziwiającej ciszy. Nikt nie odważył się zapytać o stan szermierza. Chopper co prawda nieśmiało zaproponował, że może go zbadać, jednak Usopp uciszył go, zanim pytanie zostało do końca sformułowane. Tylko on i Robin zdawali się wiedzieć, o co chodzi, jednak o ile ten pierwszy był zbyt wystraszony, żeby cokolwiek powiedzieć, to kobieta po prostu utrzymywała na ustach swój niewielki uśmieszek i nie komentowała niczego.
Gdy stół był niemal całkowicie opróżniony, Luffy z Chopperem jako pierwsi wybiegli z pomieszczenia. Nie było to niczym nowym, jednak zazwyczaj towarzyszył im także Usopp, który tym razem jednak wydawał się jakby na stale przytwierdzony do siedziska. Nami podniosła się, by odłożyć swoje naczynia do zlewu, a Robin sączyła powoli kawę i wydawało się, że nie zwraca uwagi na otoczenie.
Sanji podszedł de jednej z szafek i wyciągnął stamtąd coś, po czym zbliżył się do Zoro i podał mu to coś. Nami spojrzała z zaciekawieniem tylko po to, żeby zobaczyć błyszczący przedmiot w dłoni kuka. Szybko domyśliła się, czym to było. Dopiero teraz zauważyła również, że w uchu szermierza brakowało jego złotych kolczyków. Skąd blondyn je miał? Roronoa zdawał się zadawać sobie te samo pytanie.
- Skąd je masz? - zapytał ostro, chwytając swoją własność i szybko umieszczając ją na swoim właściwym miejscu.
- Zostawiłeś je po wczorajszej imprezie – poinformował Sanji, ignorując agresywny ton rywala. - Chciałem ci je dać wczoraj, ale jak zobaczyłem, jak się zataczasz, uznałem, że jesteś zbyt nawalony i pewnie je gdzieś rzucisz. Chociaż, dzisiaj wydajesz się wciąż wstawiony…
Zielonowłosy poderwał się gwałtownie ze swojego siedzenia, robiąc krok w stronę kucharza.
- Nie byłem nawalony! Prawdziwego szermierza nie jest w stania pokonać coś tak słabego, jak alkohol! - wykrzyknął wściekle. Po czym jego oczy otworzyły się szerzej, a on sam zrobił niepewny krok w tył, kiedy uświadomił sobie, co powiedział. Warknął coś pod nosem i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie. Tym razem nie miał problemów z równowagą.
- O co chodziło…? - zapytała Nami, wciąż usiłując zrozumieć, czego właśnie była świadkiem.
- Wczoraj przekonałem Zoro, żeby mi pożyczył swoje kolczyki i zapomniałem, gdzie je zostawiłem… - przyznał niepewnie Usopp. Po czym wyczuł na sobie intensywne spojrzenia przyjaciół, więc podniósł się i również ruszył w kierunku drzwi. - To ja… Ten… Muszę iść, zostawiłem żelazko na gazie! - wykrzyknął i już go nie było.
Nami i Sanji wymienili równie zdezorientowane spojrzenia. Co się wydarzyło przed ich oczami?
Robin zaśmiała się cicho, kończąc kawę i odkładając własne naczynia do zlewu.
- Pan szermierz jest tak przyzwyczajony do swoich kolczyków, że bez nich przesuwa mu się środek ciężkości – wytłumaczyła zwięźle. - Wczoraj wcale nie był pijany, po prostu nie mógł złapać równowagi, kiedy nic nie równoważyło ciężaru jego katan.
Czarnowłosa również wyszła z kuchni.
- Czyli… Marimo… Bez kolczyków… Jak pijany… - wymamrotał Sanji.
- Można go załatwić w tak prosty sposób? - dodała Nami.
- W sumie, wydawały się nieco zbyt ciężkie jak na zwykłą biżuterię, ale nigdy bym nie pomyślał…
Dwójka piratów wymieniła się znaczącymi spojrzeniami.
- Och, świetnie wiem, jak to wykorzystać! - powiedzieli, szczerząc się do siebie jak opętani.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz