Wszystkiego najlepszego, Usopp!!!
I do tego fika. Z góry za niego przepraszam, naprawdę nie miałam zamiaru go pisać ;)
Tytuł: Prima Aprilis
Fandom: One Piece.
Występują: Law, Słomkowi
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: moje (czarne) poczucie humoru, śmierć (?) postaci.
Opis: Usopp wycina kawał Lawowi. Ten planuje zemstę...
~~~~
- Law! - Usopp wpadł
do kuchni, wrzeszcząc głosem wypełnionym przerażeniem. Chirurg z
niepokojem spojrzał na jego szeroko otwarte oczy i urywany oddech.
Panika wręcz biła od strzelca. - Twój statek… Pożar!
Na te słowa,
czarnowłosy poderwał się gwałtownie, omal nie strącając z blatu
kubka z kawą. Nie zauważył, jak Nami pokręciła z politowaniem
głową, Robin uśmiechnęła się pod nosem, a Sanji wypuścił
ciężko powietrze, razem z dymem papierosowym, z płuc. Poza nim,
tylko ta trójka była w pomieszczeniu. Wyminął długonosego i
ruszył biegiem w stronę wyjścia. Polar Tang zacumowany był tuż
obok Sunny, a na pokładzie była cała jego załoga. Jeżeli ogień
zaczął się na górnym pokładzie, jego przyjaciele mogli zostać
uwięzieni wewnątrz jednostki.
Kiedy wypadł na
zewnątrz, poranne słońce oślepiło go na moment. Przez zmrużone
powieki zdawało mu się, że dostrzegł ogień, jednak coś mu nie
pasowało. Było zbyt… spokojnie. Zamrugał kilkukrotnie i przetarł
załzawione oczy. Luffy z Chopperem biegali dookoła nowego wynalazku
Franky’ego, Brook przygrywał jakąś skoczną melodię, a Zoro
chrapał w najlepsze pod masztem…
Trafalgar
zmarszczył brwi i zrobił kilka kroków w bok, aby ściana nie
zasłaniała mu widoku na jego okręt. Kadłub wydawał się być
nieuszkodzony, tych kilku załogantów, którzy już się zwlekli z
łóżek, kręciło się bez celu po pokładzie bądź plaży. Ani
śladu ognia.
Odwrócił się,
słysząc donośny śmiech Usoppa. Zauważył, że większość
świadków zdarzenia miało na ustach delikatne uśmiechy. Tylko
Usopp i Luffy tak otwarcie zataczali się po podłodze ze śmiechu.
- Prima Aprilis! -
zdołał wykrzyczeć strzelec pomiędzy kolejnymi, spazmatycznymi
oddechami.
Ręka Lawa niemal
odruchowo powędrowała do rękojeści miecza, ale poczuł dłoń na
ramieniu, zaciskającą się w uspokajającym geście. A może w
ramach ostrzeżenia? Z tym człowiekiem niczego nie można było być
pewnym.
- Odpuść mu –
powiedział Zoro twardym tonem, chociaż w jego oczach błyszczały
iskierki rozbawienia. - To dla niego wyjątkowy dzień.
- Wyjątkowy? -
Chirurg uniósł jedną brew.
Roronoa skinął
głową.
- To jego urodziny.
A do tego, jego ulubione święto.
- Dzisiaj jest
jakieś święto? - Wciąż był nieco zły na solenizanta, dlatego
świadomie zignorował fragment o urodzinach chłopaka.
- Prima Aprilis. -
Dostrzegając niezrozumienia na twarzy rozmówcy, Zoro westchnął
cicho. - Jest dość znane na East Blue. Chodzi o robieniu sobie
nawzajem kawałów, żeby kogoś nabrać… Co prawda, wpływając na
Grand Line, zdecydowaliśmy się tego nie praktykować, bo jednak
większość osób stąd tego nie zna, ale akurat na Usoppa
przymykamy oko.
Czarnowłosy
produkował swoją morderczą aurę jeszcze przez kilka sekund,
jednak w końcu rozluźnił się, wyraźnie odpuszczając.
- Czyli, to tylko
dzisiaj? - upewnił się.
- Tak. Po prostu na
niego uważaj.
- Dobra. - Lekarz
skinął głową. Mógłby resztę dnia spędzić po prostu w swoim
gabinecie i…
- Jeszcze jedno! -
dodał nagle Zoro, ponownie przykuwając uwagę drugiego mężczyzny.
- Skoro już się nabrałeś, to teraz musisz mu się zrewanżować.
- Muszę?
- Tak. No wiesz,
wyciąć jakiś kawał. Bo inaczej będziesz musiał nosić na
plecach kartkę z rysunkiem ryby. - Widząc nieporuszone spojrzenie
rozmówcy, uśmiechnął się. - Namalowanym przez Luffy’ego.
Dostrzegając nagłą
determinację w oczach towarzysza, skinął głową i ruszył w
stronę swojego poprzedniego miejsca. Co prawda, zwyczaj z rysunkiem
ryby nawet na East Blue nie był zbyt popularny i oni sami go nie
stosowali, ale nie mógł oprzeć się pokusie, by podpuścić nieco
chirurga. Przecież szermierz też miał prawo do robienia żartów,
czyż nie?
~*~
Niespodziewanie,
walka z wrogą, piracką załogą, na którą natknęli się na
wyspie, okazała się znacznie trudniejsza, niż wydawałoby się na
początku. Mogło to mieć związek z trójką użytkowników
diabelskich owoców, zasilających szeregi wroga. Jeden był jakąś
logią ziemi, albo tak wyglądał, drugi posiadał typ zoan
skorpiona, przez co należało uważać na jego ogon i szczypce.
Trzeci z nich miał jakieś dziwne zdolności, które pozwoliły mu
rozpylić po całym polu walki jakąś truciznę, która osłabiła
szóstkę poszukiwaczy przygód.
Udało im się
pokonać przeciwnika, jednak nie obyło się bez obrażeń. Działanie
trucizny na szczęście słabło, ale to samo było z adrenaliną, do
tej pory tłumiącej ból. Robin usiadła ciężko pod drzewem,
trzymając się za krwawiącą łydkę. Franky usiłował połączyć
przewody w swojej ręce. Chopper zignorował krew na własnym futerku
i podbiegł do Zoro. Law otarł rubinowy płyn z rozciętego policzka
i spojrzał na podskakującego Luffy’ego, który był cały w
zadrapaniach, jednak poza tym, wydawał się nietknięty.
- Oi, Mugiwara-ya!
Przestań pajacować i… - Nie skończył. Przerwał mu przerażony
okrzyk Choppera.
- Zoro! Nie zamykaj
oczu! - wykrzyknął renifer, potrząsając szermierzem za ramię.
Obydwie dłonie
zielonowłosego przyciśnięte były do jego prawego boku, w okolicy
dolnych żeber. Spomiędzy jego palców wydobywały się podejrzanie
duże ilości gęstej, czerwonej cieczy. Zbyt duże, by to
zignorować. Również sama krew miała niepokojącą barwę, a
biorąc pod uwagę lokalizację rany, alarmujący wniosek nasuwał
się niemal sam. Szczególnie, że to Roronoa walczył ze
skorpionowatym gościem. Trafalgar wiedział, że konieczna jest
natychmiastowa operacja. Skoro przebita mogła zostać wątroba...
- Tony-ya, zajmij
się pozostałymi. Przeniosę go na swój statek i rozpocznę
operację – powiedział chłodnym, rzeczowym tonem, przybierając
swoją maskę profesjonalisty.
Renifer spojrzał
na niego wielkimi oczami. On też był wspaniałym lekarzem i sam
doszedł do podobnych wniosków, co jego kolega po fachu. Wiedział
również, że w środku lasu niewiele zdoła zrobić, a tylko Law
był w stanie szybko przebyć odległość, dzielącą ich od statku,
którą w tę stronę pokonali w ciągu niemal godziny. Skinął
łebkiem na znak zgody.
Trafalgar chwycił
zielonowłosego i przeniósł obydwu do swojej sali operacyjnej na
statku. Skorzystał z faktu, że jeden z jego załogantów akurat tam
przebywał i wysłał go po swoich najlepszych asystentów. Bez
dłuższego zwlekania, zabrał się do roboty.
~*~
Cała załoga
zebrała się zaniepokojona na statku Lawa, czekając na koniec
operacji. Chopper wciąż jeszcze bandażował Luffy’ego, który
uparł się, że pozwoli lekarzowi zając się swoimi ranami tylko na
statku przyjaciela. Minęły już trzy godziny, odkąd rozdzielili
się z Trafalgarem i od tamtej pory nie dowiedzieli się niczego o
stanie Zoro. Nic więc dziwnego, że się martwili.
Po kolejnych
czterdziestu minutach, drzwi przed nimi w końcu się otworzyły, a
ich oczom ukazała się sylwetka chirurga. Nie wyglądał najlepiej.
Ramiona opuszczone, na twarzy widoczne zmęczenie, oczy unikające
dłuższego kontaktu wzrokowego i delikatnie zagryziona warga…
Słomkowi wstrzymali oddech.
- Jego stan jest
poważny. Wciąż walczy o życie, ale nie wiem, czy zdoła przetrwać
następną dobę…
Piraci wymienili
się zaniepokojonymi spojrzeniami. To nie brzmiało dobrze. To
brzmiało wręcz fatalnie. Z kilku par oczu pociekły łzy, kiedy
napięcie wzrosło jeszcze bardziej, wzmagane dodatkowo przez
bezradność i niepewność…
Kącik ust Lawa
uniósł się w ponurej parodii uśmiechu.
- Prima Aprilis –
rzucił.
W tym momencie
poczuł na sobie niedowierzające spojrzenia. Słomkowi przez kilka
sekund zdawali się nie rozumieć, jednak po chwili zdołali
przetrawić jego słowa. Czyli to był żart? Trafalgar ich nabrał…
Westchnienia ulgi
przemieszały się z nieco histerycznym śmiechem. Na taki kawał
nawet Usopp by nie wpadł, on nie miał czarnego poczucia humoru.
- Jak mogłeś! -
wykrzyknęła Nami, trącając mężczyznę pięścią w ramię.
- Wystraszyłeś
nas, idioto! - dodał Chopper.
Ogólne oburzenie
jednak ustało z chwilą, kiedy usta chirurga opuściło ciche, nieco
spazmatyczne westchnienie, a on sam jakby zapadł się w sobie.
Trafalgar pokręcił głową z rezygnacją.
- On już nie żyje.
~~~~
*kartka z rysunkiem
ryby – tu nawiązuje do zwyczaju pochodzącego z Francji. Informację znalazłam gdzieś na wikipedii i postanowiłam wykorzystać. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak ten zwyczaj miałby wyglądać dokładnie, ale to jest fanfik, mogę go sobie przerobić, prawda?
Starałam się, żeby, pomimo tego głupiego żartu, Law wyszedł względnie ludzko... No wiecie, załamany faktem, że zmarł mu pacjent na stole, a do tego przyjaciel... Nie wiem, czy wyszło. Trafski nie należy do osób, które jakoś bardzo pokazują swoje uczucia.
Starałam się, żeby, pomimo tego głupiego żartu, Law wyszedł względnie ludzko... No wiecie, załamany faktem, że zmarł mu pacjent na stole, a do tego przyjaciel... Nie wiem, czy wyszło. Trafski nie należy do osób, które jakoś bardzo pokazują swoje uczucia.
No cóż...prawdziwy czarny humor:p
OdpowiedzUsuńCo mogę powiedzieć...Fajne:D
Będę tu częściej zaglądać.
A pomysł z rysunkiem w kształcie ryby narysowanej przez Luffyego przedni:D Tylko Zoro coś słabo się pośmiał:p
Pozdrawiam
Muza
Dziękuję :) I zapraszam~
UsuńZoro się śmiał w duchu (źle to brzmi w tym kontekście), kiedy Law usiłował coś wymyślić w ramach zemsty :P
KokutoYoru