sobota, 1 kwietnia 2017

"Prima Aprilis" [OP]

Początkowo myślałam, żeby wykorzystać ten dzień i faktycznie zrobić jakiś żart, ale... Cóż, nie przepadam za tym świętem, a głupie kawały mogę robić i bez okazji, dlatego po prostu ograniczę się do:
Wszystkiego najlepszego, Usopp!!!
I do tego fika. Z góry za niego przepraszam, naprawdę nie miałam zamiaru go pisać ;)

Tytuł: Prima Aprilis
Fandom: One Piece.
Występują: Law, Słomkowi
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: moje (czarne) poczucie humoru, śmierć (?) postaci.

Opis: Usopp wycina kawał Lawowi. Ten planuje zemstę...



~~~~
- Law! - Usopp wpadł do kuchni, wrzeszcząc głosem wypełnionym przerażeniem. Chirurg z niepokojem spojrzał na jego szeroko otwarte oczy i urywany oddech. Panika wręcz biła od strzelca. - Twój statek… Pożar!
Na te słowa, czarnowłosy poderwał się gwałtownie, omal nie strącając z blatu kubka z kawą. Nie zauważył, jak Nami pokręciła z politowaniem głową, Robin uśmiechnęła się pod nosem, a Sanji wypuścił ciężko powietrze, razem z dymem papierosowym, z płuc. Poza nim, tylko ta trójka była w pomieszczeniu. Wyminął długonosego i ruszył biegiem w stronę wyjścia. Polar Tang zacumowany był tuż obok Sunny, a na pokładzie była cała jego załoga. Jeżeli ogień zaczął się na górnym pokładzie, jego przyjaciele mogli zostać uwięzieni wewnątrz jednostki.
Kiedy wypadł na zewnątrz, poranne słońce oślepiło go na moment. Przez zmrużone powieki zdawało mu się, że dostrzegł ogień, jednak coś mu nie pasowało. Było zbyt… spokojnie. Zamrugał kilkukrotnie i przetarł załzawione oczy. Luffy z Chopperem biegali dookoła nowego wynalazku Franky’ego, Brook przygrywał jakąś skoczną melodię, a Zoro chrapał w najlepsze pod masztem…
Trafalgar zmarszczył brwi i zrobił kilka kroków w bok, aby ściana nie zasłaniała mu widoku na jego okręt. Kadłub wydawał się być nieuszkodzony, tych kilku załogantów, którzy już się zwlekli z łóżek, kręciło się bez celu po pokładzie bądź plaży. Ani śladu ognia.
Odwrócił się, słysząc donośny śmiech Usoppa. Zauważył, że większość świadków zdarzenia miało na ustach delikatne uśmiechy. Tylko Usopp i Luffy tak otwarcie zataczali się po podłodze ze śmiechu.
- Prima Aprilis! - zdołał wykrzyczeć strzelec pomiędzy kolejnymi, spazmatycznymi oddechami.
Ręka Lawa niemal odruchowo powędrowała do rękojeści miecza, ale poczuł dłoń na ramieniu, zaciskającą się w uspokajającym geście. A może w ramach ostrzeżenia? Z tym człowiekiem niczego nie można było być pewnym.
- Odpuść mu – powiedział Zoro twardym tonem, chociaż w jego oczach błyszczały iskierki rozbawienia. - To dla niego wyjątkowy dzień.
- Wyjątkowy? - Chirurg uniósł jedną brew.
Roronoa skinął głową.
- To jego urodziny. A do tego, jego ulubione święto.
- Dzisiaj jest jakieś święto? - Wciąż był nieco zły na solenizanta, dlatego świadomie zignorował fragment o urodzinach chłopaka.
- Prima Aprilis. - Dostrzegając niezrozumienia na twarzy rozmówcy, Zoro westchnął cicho. - Jest dość znane na East Blue. Chodzi o robieniu sobie nawzajem kawałów, żeby kogoś nabrać… Co prawda, wpływając na Grand Line, zdecydowaliśmy się tego nie praktykować, bo jednak większość osób stąd tego nie zna, ale akurat na Usoppa przymykamy oko.
Czarnowłosy produkował swoją morderczą aurę jeszcze przez kilka sekund, jednak w końcu rozluźnił się, wyraźnie odpuszczając.
- Czyli, to tylko dzisiaj? - upewnił się.
- Tak. Po prostu na niego uważaj.
- Dobra. - Lekarz skinął głową. Mógłby resztę dnia spędzić po prostu w swoim gabinecie i…
- Jeszcze jedno! - dodał nagle Zoro, ponownie przykuwając uwagę drugiego mężczyzny. - Skoro już się nabrałeś, to teraz musisz mu się zrewanżować.
- Muszę?
- Tak. No wiesz, wyciąć jakiś kawał. Bo inaczej będziesz musiał nosić na plecach kartkę z rysunkiem ryby. - Widząc nieporuszone spojrzenie rozmówcy, uśmiechnął się. - Namalowanym przez Luffy’ego.
Dostrzegając nagłą determinację w oczach towarzysza, skinął głową i ruszył w stronę swojego poprzedniego miejsca. Co prawda, zwyczaj z rysunkiem ryby nawet na East Blue nie był zbyt popularny i oni sami go nie stosowali, ale nie mógł oprzeć się pokusie, by podpuścić nieco chirurga. Przecież szermierz też miał prawo do robienia żartów, czyż nie?
~*~
Niespodziewanie, walka z wrogą, piracką załogą, na którą natknęli się na wyspie, okazała się znacznie trudniejsza, niż wydawałoby się na początku. Mogło to mieć związek z trójką użytkowników diabelskich owoców, zasilających szeregi wroga. Jeden był jakąś logią ziemi, albo tak wyglądał, drugi posiadał typ zoan skorpiona, przez co należało uważać na jego ogon i szczypce. Trzeci z nich miał jakieś dziwne zdolności, które pozwoliły mu rozpylić po całym polu walki jakąś truciznę, która osłabiła szóstkę poszukiwaczy przygód.
Udało im się pokonać przeciwnika, jednak nie obyło się bez obrażeń. Działanie trucizny na szczęście słabło, ale to samo było z adrenaliną, do tej pory tłumiącej ból. Robin usiadła ciężko pod drzewem, trzymając się za krwawiącą łydkę. Franky usiłował połączyć przewody w swojej ręce. Chopper zignorował krew na własnym futerku i podbiegł do Zoro. Law otarł rubinowy płyn z rozciętego policzka i spojrzał na podskakującego Luffy’ego, który był cały w zadrapaniach, jednak poza tym, wydawał się nietknięty.
- Oi, Mugiwara-ya! Przestań pajacować i… - Nie skończył. Przerwał mu przerażony okrzyk Choppera.
- Zoro! Nie zamykaj oczu! - wykrzyknął renifer, potrząsając szermierzem za ramię.
Obydwie dłonie zielonowłosego przyciśnięte były do jego prawego boku, w okolicy dolnych żeber. Spomiędzy jego palców wydobywały się podejrzanie duże ilości gęstej, czerwonej cieczy. Zbyt duże, by to zignorować. Również sama krew miała niepokojącą barwę, a biorąc pod uwagę lokalizację rany, alarmujący wniosek nasuwał się niemal sam. Szczególnie, że to Roronoa walczył ze skorpionowatym gościem. Trafalgar wiedział, że konieczna jest natychmiastowa operacja. Skoro przebita mogła zostać wątroba...
- Tony-ya, zajmij się pozostałymi. Przeniosę go na swój statek i rozpocznę operację – powiedział chłodnym, rzeczowym tonem, przybierając swoją maskę profesjonalisty.
Renifer spojrzał na niego wielkimi oczami. On też był wspaniałym lekarzem i sam doszedł do podobnych wniosków, co jego kolega po fachu. Wiedział również, że w środku lasu niewiele zdoła zrobić, a tylko Law był w stanie szybko przebyć odległość, dzielącą ich od statku, którą w tę stronę pokonali w ciągu niemal godziny. Skinął łebkiem na znak zgody.
Trafalgar chwycił zielonowłosego i przeniósł obydwu do swojej sali operacyjnej na statku. Skorzystał z faktu, że jeden z jego załogantów akurat tam przebywał i wysłał go po swoich najlepszych asystentów. Bez dłuższego zwlekania, zabrał się do roboty.
~*~
Cała załoga zebrała się zaniepokojona na statku Lawa, czekając na koniec operacji. Chopper wciąż jeszcze bandażował Luffy’ego, który uparł się, że pozwoli lekarzowi zając się swoimi ranami tylko na statku przyjaciela. Minęły już trzy godziny, odkąd rozdzielili się z Trafalgarem i od tamtej pory nie dowiedzieli się niczego o stanie Zoro. Nic więc dziwnego, że się martwili.
Po kolejnych czterdziestu minutach, drzwi przed nimi w końcu się otworzyły, a ich oczom ukazała się sylwetka chirurga. Nie wyglądał najlepiej. Ramiona opuszczone, na twarzy widoczne zmęczenie, oczy unikające dłuższego kontaktu wzrokowego i delikatnie zagryziona warga… Słomkowi wstrzymali oddech.
- Jego stan jest poważny. Wciąż walczy o życie, ale nie wiem, czy zdoła przetrwać następną dobę…
Piraci wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami. To nie brzmiało dobrze. To brzmiało wręcz fatalnie. Z kilku par oczu pociekły łzy, kiedy napięcie wzrosło jeszcze bardziej, wzmagane dodatkowo przez bezradność i niepewność…
Kącik ust Lawa uniósł się w ponurej parodii uśmiechu.
- Prima Aprilis – rzucił.
W tym momencie poczuł na sobie niedowierzające spojrzenia. Słomkowi przez kilka sekund zdawali się nie rozumieć, jednak po chwili zdołali przetrawić jego słowa. Czyli to był żart? Trafalgar ich nabrał…
Westchnienia ulgi przemieszały się z nieco histerycznym śmiechem. Na taki kawał nawet Usopp by nie wpadł, on nie miał czarnego poczucia humoru.
- Jak mogłeś! - wykrzyknęła Nami, trącając mężczyznę pięścią w ramię.
- Wystraszyłeś nas, idioto! - dodał Chopper.
Ogólne oburzenie jednak ustało z chwilą, kiedy usta chirurga opuściło ciche, nieco spazmatyczne westchnienie, a on sam jakby zapadł się w sobie. Trafalgar pokręcił głową z rezygnacją.

- On już nie żyje.
~~~~

*kartka z rysunkiem ryby – tu nawiązuje do zwyczaju pochodzącego z Francji. Informację znalazłam gdzieś na wikipedii i postanowiłam wykorzystać. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak ten zwyczaj miałby wyglądać dokładnie, ale to jest fanfik, mogę go sobie przerobić, prawda?

Starałam się, żeby, pomimo tego głupiego żartu, Law wyszedł względnie ludzko... No wiecie, załamany faktem, że zmarł mu pacjent na stole, a do tego przyjaciel... Nie wiem, czy wyszło. Trafski nie należy do osób, które jakoś bardzo pokazują swoje uczucia.

2 komentarze:

  1. No cóż...prawdziwy czarny humor:p
    Co mogę powiedzieć...Fajne:D
    Będę tu częściej zaglądać.
    A pomysł z rysunkiem w kształcie ryby narysowanej przez Luffyego przedni:D Tylko Zoro coś słabo się pośmiał:p
    Pozdrawiam
    Muza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) I zapraszam~
      Zoro się śmiał w duchu (źle to brzmi w tym kontekście), kiedy Law usiłował coś wymyślić w ramach zemsty :P
      KokutoYoru

      Usuń