środa, 22 marca 2017

"Na skraju" [Drrr]

Tytuł: Na skraju
Fandom: Durarara!!!
Występują: Shizuo, Izaya, wspomnieni: Celty, Shinra

Paring: Shizaya
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: przekleństwa, yaoi

Uwagi: Znajomość fandomu raczej potrzebna do zrozumienia treści. 7 + Shizaya
Opis: Skraj dachu z jednej strony, grupka prawie-zombie z drugiej, a pomiędzy dwójka arcywrogów. Sytuacja, zdawałoby się, beznadziejna... Chociaż...




~~~~
 Żaden z nich nie wiedział, jak doszło do tej sytuacji, ale stali właśnie ramię w ramię na skraju budynku, otoczeni przez bandę zakażonych, żądnych krwi ludzi, których nie mogli dotknąć.
Zaczęło się względnie niewinnie. Ot, kilka osób złapało jakąś dziwną bakterię. Wkrótce później jednak te kilka osób zaczęło wpadać w ataki furii i atakować przypadkowe osoby, a kolejne ofiary zostawały zarażane. Shinra jako jeden z pierwszych dostał możliwość zbadania drobnoustroju - do czego wcale nie przyczynił się Izaya - w związku z czym, również i do swoich wniosków doszedł najszybciej i, dzięki Celty, zdołał informacje te przekazać do kilku osób. A wieści wcale nie były wesołe. Okazało się bowiem, że choroba mogła przenosić się przez skórę, przez co dotykanie, jakiekolwiek, zakażonych, było niedopuszczalne.
Oczywiście, bakteria rozprzestrzeniająca się w ten sposób, dodając do tego jeszcze poziom agresji u chorych, musiała spowodować, że ilość zarażonych zwiększała się w zastraszającym tempie. I, jakimś chorym zrządzeniem losu, skończyło się na tym, że Shizuo razem z Izayą zmuszeni zostali do zaprzestania walki między sobą i wspólnego wycofania się. Prawdziwy problem pojawił się jednak w momencie, w którym nie mieli już gdzie się wycofać. Ponad trzydzieści pięter w dół za plecami i ogromny tłum chorych, gotowych do ataku przy najmniejszym możliwym ruchu, przed nimi. Dodatkowo, świetnie wiedzieli, że jeżeli to oni zostaną zarażeni, tak naprawdę szanse na jakikolwiek ratunek zostaną zniszczone, bo z ich siłą, spokojnie mogliby przebić się do kryjówki Shinry, który wciąż pracował nad jakimś lekiem.
Izaya obejrzał się, zerkając za krawędź budynku. I w tej sytuacji nawet on poczuł lekkie zawroty głowy, na widok odległości dzielącej go od ziemi. Shizuo z kolei mierzył tłumek przed nimi, oceniając, przy którym uderzeniu jego skórzane rękawiczki zostaną podarte. Albo, jak bardzo powinien ograniczać siłę swoich ciosów, aby krew nie prysnęła na żadną odsłoniętą część ciała. Rachunki nie zapowiadały się zbyt pomyślnie, biorąc pod uwagę, że nigdy nie był zbyt dobry w kontrolowaniu własnej siły. Do tej pory tego nie potrzebował.
- Cholera, dlaczego nie mogę ich po prostu skopać? - warknął Heiwajima, obnażając zęby. Prawdopodobnie jedynie przez pogłoski krążące na jego temat, jeszcze nie zostali zaatakowani. Ale tak naprawdę żaden z nich nie wiedział, ile czasu instynkt samozachowawczy tych ludzi będzie w stanie utrzymać skutki choroby na wodzy.
Orihara odwrócił się w jego stronę, unosząc kąciki ust w swoim zwyczajowym uśmiechu, chociaż w jego oczach pojawił się delikatny, niemalże niewidoczny, cień niepokoju.
- Shizu-chan, ufasz mi? - zapytał radosnym głosem.
Blondyn zmierzył go morderczym spojrzeniem. W każdych innych okolicznościach z całą pewnością próbowałby go zepchnąć z tego dachu, jednak teraz chyba nie był to najlepszy pomysł. Chociaż, jeżeli faktycznie mieli zginąć, to chciałby mieć przynajmniej satysfakcję z zamordowania go własnymi rękoma.
- Zwariowałeś? Oczywiście, że ci nie ufam! Już szybciej zaufam tym zombie przed nami niż tobie! - warknął, wskazując na tłumek przed nimi.
Faktycznie, pod wieloma względami zarażeni przypominali zombie. Może nawet na mózgi by się skusili, gdyby ich odpowiednio nakręcić. Izaya przez chwilę naprawdę miał ochotę spróbować, jednak dość szybko przypomniał sobie, że nie są w sytuacji, która pozwalałaby na coś takiego. To, i może jeszcze fakt, że pewnie skończyłoby się to na ich mózgach podanych jako danie dnia. Z końcem ludzkości na deser.
- Jednak potrafisz myśleć, jak się uprzesz! - pochwalił czarnowłosy, nie mogąc powstrzymać się od komentarza. Jednak, zanim Shizuo postanowił zignorować zagrożenie i jednak spróbować zamordować towarzysza, szybko wyjaśnił swoją myśl. - Mógłbyś wyrwać tamtą barierkę i zepchnąć tych wszystkich ludzi na dół – zaproponował.
Heiwajima spojrzał na niego wilkiem. Czy ta pieprzona pchła naprawdę sądziła, że o tym nie pomyślał!?
- Celty wyraźnie powiedziała, że mamy ich nie zabijać – przypomniał chłodno. - Nienawidzę przemocy – dodał, chociaż to zabrzmiało bardziej jak warknięcie.
Orihara przewrócił oczami, słysząc te słowa pochodzące z ust tak niesamowitego pacyfisty, jakim był blondyn. Postanowił jednak powstrzymać się od komentarza. Obawiał się, że słowa Dullahana nie powstrzymałyby Bestii z Ikebukuro przed zmiażdżeniem swojego wroga. A w tej sytuacji, informator nie za bardzo miał możliwość ucieczki.
- Że też musiały mi się skończyć fajki – mruknął jeszcze zirytowany Heiwajima, co Izaya potraktował jako kolejny dowód, że nie powinien przeciągać struny.
- W takim razie, weź tamtą barierkę i użyj jej, żeby nas przenieść na tamten dach. - Wskazał palcem na budynek oddalony o jakieś dziesięć metrów. Dziesięć metrów w poziomie, a do tego co najmniej trzy piętra w dół.
- Jak niby mam to zrobić!? - Shizuo wydawał się coraz bardziej wkurzony całą sytuacją. I zdecydowanie miał ochotę się na czymś, bądź na kimś, wyładować. A w zasięgu ręki znajdowała się tylko jedna osoba.
- Nie oglądałeś nigdy zawodów lekkoatletycznych? - Ochota podrażnienia blondyna ponownie przeważyła nad instynktem samozachowawczym. - Jak w skoku o tyczce. No wiesz, bierzesz rozbieg i skaczesz…
Dźwięk wydobywający się z gardła wyższego z nich trudno było jakoś zaklasyfikować. Coś pomiędzy jękiem, warknięciem, a westchnieniem, prawdopodobnie…
- Wiesz, jaka to wysokość? - zapytał chłodno.
Orihara wzruszył ramionami.
- Nie musisz się o mnie martwić, Shizu-chan. W razie czego, posłużę się twoim ciałem jako tarczą – powiedział radośnie.
Shizuo zmrużył oczy, ale jakąkolwiek reakcję miał w zanadrzu, musiał zachować ją dla siebie, bo wśród grupki ich otaczającej pojawiło się pewne poruszenie. I wyraźnie było widać, że ich czas się kończy.
- Pieprze to wszystko! - warknął Heiwajima, wyrywając barierkę i machając nią kilka razy, żeby zrobić sobie wystarczająco dużo miejsca na rozbieg. - Ciebie też pieprzę, Izaya!
Czarnowłosy miał czas jedynie, żeby zamrugać z zaskoczeniem, kiedy większe ciało zwaliło się na niego z niezwykłą siłą, ciągnąc go za sobą. Przez chwilę nic nie widział, kiedy jego twarz została wciśnięta w ramię blondyna. Później poczuł jedynie, jak unoszą się w powietrzu i nie mógł nic poradzić na gulę strachu, która pojawiła się w jego gardle. Trzy piętra… To musiało być z dziesięć metrów! Niemożliwe, żeby ciało ludzkie było w stanie wytrzymać taki upadek!
Poczuł, jak silne ramiona obejmują go dokładnie, a chwilę później siła uderzenia została zamortyzowana przez coś miękkiego i ciepłego. Przetoczyli się jeszcze kilka razy, jednak już po chwili znieruchomieli, dysząc ciężko, bezpieczni na dachu sąsiedniego budynku. Shizuo skończył, leżąc na brzuchu i przyciskając informatora do podłoża. Uniósł się lekko na łokciach, wciąż jednak unieruchamiając drugiego z nich, i rozejrzał się uważnie. Wyglądało na to, że w najbliższym czasie byli bezpieczni, jako że drzwi na dach były przytrzaśnięte z zewnątrz jakimiś metalowymi kontenerami. Nawet nie próbował domyślić się, jakim cudem ktoś je tam postawił, skoro byli sami. Zamiast tego, na jego twarzy pojawił się nieco drapieżny uśmiech, kiedy ponownie przeniósł wzrok na bezbronną, w tym momencie, ofiarę.
- To na czym skończyliśmy? - zapytał powoli.
Brew czarnowłosego powędrowała do góry, tak samo, jak kącik jego ust.
- Wspominałeś coś, o pieprzeniu mnie…?
Tym samym, dwójka wrogów przeszła do swojej drugiej – zaraz po próbie zamordowania siebie nawzajem – ulubionej czynności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz