Fandom: One Piece.
Występują: Zoro, Nami, przypadkowi ludzie, wspomnieni załoganci
Paring: ZoroxNami
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: brak.
Uwagi: akcja dzieje się gdzieś po przeskoku. Znajomość fandomu przydatna.
Opis: Zoro jest wręcz idealnym kandydatem na ochroniarza. Czy tylko dlatego Nami poprosiła go, żeby z nią poszedł?
~~~~
Wszystko szło
gładko. Wręcz zbyt gładko, w odczuciu Zoro, ale on nie miał tutaj
nic do gadania. Robił za ochroniarza tej rudowłosej wiedźmy, która
postanowiła prowadzić negocjacje bez włączania całej reszty
załogi. To znaczy, wcale się nie dziwił, że nie chciała w
okolicy Luffy’ego, w końcu kapitan nie miał głowy do interesów,
ale mogłaby wziąć ze sobą kogoś innego - Robin pewnie byłaby
chętna do towarzyszenia jej, Brewka wręcz umarłby ze szczęścia,
gdyby zaproponowała mu możliwość asystowania jej. A tymczasem, to
Roronoa skończył stojąc za nią i uważnie lustrując otoczenie,
kiedy Nami usiłowała wynegocjować dobrą cenę za złoto zdobyte
na poprzedniej wyspie.
Właściwie, mógł
się spodziewać, że to on będzie musiał jej towarzyszyć - dwa
pełne worki figurek i statuetek z cennego kruszcu nie należały do
najlżejszych, a to właśnie on mógł poszczycić się największą
siłą fizyczną w załodze. Może i była osoba, będąca w stanie
mierzyć się z nim w walce (dwie, chociaż akurat tego nie był w
stanie przyznać), jednak względem czystej siły raczej nikt mu nie
dorównywał. Nawet Franky z jego mechanicznymi ramionami. No, może
Chopper w swojej potwornej formie...
Do tego pewnie
dochodziła jego umiejętność walki - był w stanie poradzić sobie
z wieloma silnymi przeciwnikami, w związku z czym zadanie ochrony
ich skarbu, a później pieniędzy, nie powinno przysporzyć mu
większych trudności. Na wyspie raczej nie roiło się od silnych
przeciwników, co najwyżej jakaś niewielka szajka złodziejaszków,
których mógłby pokonać we śnie, ze związanymi rękoma… Co nie
zmieniało faktu, że Nami uznała, iż potrzebuje ochrony. I to
właśnie z jego strony. Właściwie, jeżeli miałby się nad tym
zastanowić, chyba faktycznie nadawał się do tego zadania
najlepiej.
Nie miał żadnych
innych rzeczy do zrobienia na wyspie. Nie musiał uzupełniać
zapasów, ani bawić się w zdobywanie informacji. Gdyby go tu nie
było, pewni pilnowałby statku, albo włóczył się bez celu po
okolicy. Dodatkowo, jego charakter świetnie pasował do tego typu
interesów - nie podniecał się, jak co poniektórzy na samą myśl
o „przygodzie”, albo czymś równie żałosnym. Potrafił stać i
w milczeniu przyglądać się wymianie, nie zmieniając wyrazu twarzy
i tylko co jakiś czas posyłając nieznajomym ostrzegawcze
spojrzenia. Sam jego wygląd budził niepokój, przez co mniejsza
była szansa, że ktokolwiek w ogóle pomyśli o atakowaniu ich.
Musiał przyznać,
że było to nawet zabawne. Obserwował, jak krwiożercza strona
rudowłosej nie koncentruje się na nim, a na dwójce całkowicie
obcych mężczyzn, którzy wcześniej najwyraźniej myśleli, że
zyskają na tej wymianie. W tej chwili najprawdopodobniej rozważali,
czy uda im się wyjść na zero. Do tego mógł spokojnie posyłać
im mordercze spojrzenia, niby przypadkiem kładąc dłoń na
rękojeści katan. Spanikowane spojrzenia, które rzucali mu
właściciele kantoru, jak i ich ochroniarze, sprawiały, że miał
problem z powstrzymaniem uśmiechu wypływającego mu na usta. Chyba
raz mu się to nie udało, ale złowieszczy grymas sprawił, że ci
tylko jeszcze bardziej skupili się na słuchaniu kobiety. Co nie
zmieniało tego, że był zirytowany samym faktem przerwanej drzemki.
Był jeszcze jeden
powód, dla którego Nami wzięła akurat jego ze sobą, ale on nie
zdawał sobie z tego sprawy, a rudowłosa nie miała zamiaru się tym
z nim dzielić. Nie, żeby to miało cokolwiek zmienić, a
przynajmniej ona średnio w to wierzyła. Dlatego zamiast na swoim
zielonowłosym strażniku, skoncentrowała całą swoją uwagę na
zyskach. A na tym się znała.
- W porządku! -
oznajmiła w końcu radośnie, kiedy udało jej się wynegocjować
całkiem przyzwoitą cenę.
- Nie jestem pewien…
- wymamrotał jeden z mężczyzn, spoglądając na swojego kompana.
Nie podobały mu się nowo ustalone warunki.
- Przed chwilą się
zgodziliście! Nie możecie się teraz wycofać! - fuknęła na nich
niechętnie. Po czym odchyliła się delikatnie na kanapie i zerknęła
do góry, na stojącego za nią szermierza. - Prawda, Zoro? -
zapytała słodko, mrugając zalotnie swoimi długimi rzęsami.
Ten tylko wzruszył
ramionami, mrucząc coś, co kobieta zrozumiała jako „mnie w to
nie mieszaj”. Jednak słowa pozostały nierozpoznawalne dla
pozostałych obecnych w pomieszczeniu, a morderczy błysk w jego oku
sprawił, że potraktowali jego zachowanie jako jawne poparcie
towarzyszki.
- W porządku. Zaraz
przygotuję pani pieniądze… - Poddał się mężczyzna i podniósł
ze swojego miejsca, by zniknąć na chwilę za drzwiami. Wrócił po
kilku minutach, umieszczając przed Nami walizkę.
Ta otworzyła wieko
i szybko przeliczyła znajdujące się w środku banknoty. Pokiwała
z zadowoleniem głową, gdy uznała, że wszystko się zgadza. Z
uśmiechem na ustach podniosła się ze swojego miejsca, wręczając
walizkę Zoro.
- Miło prowadzi się
z wami interesy. Do zobaczenia! - pożegnała się entuzjastycznie i
ruszyła w stronę drzwi.
Roronoa jeszcze raz
zmierzył uważnym spojrzeniem wszystkich obecnych. Coś się kroiło,
czuł to całym sobą. Jednak w chwili obecnej nie potrafił
określić, kogo za to winić, w związku z czym nie miał jeszcze
kogo atakować. Obrócił się i podążył za towarzyszką, nie
mówiąc ani słowa.
Kiedy tylko
opuścili budynek i ponownie znaleźli się na ulicach miasta,
nawigatorka zaczęła z entuzjazmem przechwalać się transakcją. Z
tego co szermierz zrozumiał, zanim ją wyciszył w swoim umyśle,
dla drugiej strony interes kompletnie się nie opłacił. Dziewczyna
uznała, że byli strasznymi idiotami, skoro się na to nabrali -
szczególnie, że zdawali się siedzieć w biznesie już jakiś czas.
Zoro przytakiwał co jakiś czas, udając, że słucha. W jednej
sprawie dziewczyna miała rację: tamci siedzieli w tym już jakiś
czas. Było to widać po ich zachowaniu, sposobie wysławiania się i
ubiorze. Mało prawdopodobne, że dali się tak po prostu wykiwać.
Nawet, jeżeli rudowłosa była mistrzynią zdzierstwa.
- Zoro! - krzyknęła
Nami, zatrzymując się i machając mu przed nosem dłonią. Zawołany
spojrzał na nią zdezorientowany, dopiero po jej oczekującym
spojrzeniu orientując się, że musiała zadać mu jakieś pytanie.
- Co? - zapytał
chłodno, mierząc ją nieprzyjemny wzrokiem.
Ta westchnęła
cierpiętniczo, kręcąc z politowaniem głową. Jednak po chwili
ponownie na niego spojrzała, a oczy błyszczały jej jakąś dziwną
radością.
- Mówiłam, że
powinniśmy to oblać. Co ty na to? - powtórzyła swoje poprzednie
pytanie, ręką wskazując na pobliską restaurację, której kilka
stolików znajdowało się na niewielkim tarasie nad nimi.
Roronoa zmrużył
oczy, poszukując podstępu.
- Nie będę za
ciebie płacić. Nie chcę też niczego od ciebie pożyczać –
zastrzegł od razu, nie chcąc, żeby jego dług powiększył się
jeszcze bardziej. Nami przewróciła oczami.
- Spokojnie, ja
stawiam. Potraktuj to jako zapłatę za dobrze wykonaną pracę –
dodała i chwyciła go za rękę, ciągnąc w stronę odpowiednich
drzwi.
Mężczyzna dał
się poprowadzić, uznając, że skoro i tak został wyciągnięty,
to przynajmniej może to wykorzystać i się czegoś napić. Zajęli
wolny stolik na tarasie, tuż obok barierki i złożyli zamówienia.
Zoro ograniczył się do butelki sake i jakiejś pozycji obiadowej,
jako że od śniadania nie miał niczego w ustach. Nami także wzięła
coś treściwego do jedzenia, jak również kieliszek wina i ciasto
na deser. Rozsiedli się wygodniej na krzesłach, czekając aż
kelnerka wróci z zamówieniem.
Zielonowłosy
upewnił się, że walizka stoi bezpiecznie, tuż obok nogi jego
krzesła, gdzie ciągle miał ją na oku i mógł szybko do niej
sięgnąć w razie potrzeby. Po chwili przeniósł wzrok na swoją
towarzyszkę, która wpatrywała się z lekkim znudzeniem w ulicę
pod nimi. Jej długie włosy błyszczały delikatnie, kiedy padały
na nie promienie słoneczne, nieblokowane przez najmniejszą chmurkę.
Podbródek dziewczyny oparty był na jej dłoni, kiedy zadbane
paznokcie delikatnie stukały o jej dolną wargę. Wydawała się nad
czymś intensywnie zastanawiać.
Oko szermierza ani
na chwilę nie zjechało niżej, na głęboki dekolt nawigatorki.
Nigdy nie należał do osób, które śliniły się na widok hojnie
obdarowanego kobiecego ciała. Tak naprawdę, nawet nie zwracał
uwagi na płeć danej osoby. Jedyne, co potrafiło rozbudzić w nim
zainteresowanie, to osobowość i siła charakteru danego człowieka.
I chociaż może brzmiało to jak typowe deklaracje większej części
społeczeństwa, w jego przypadku naprawdę tak było.
Nami… Dziewczyna
zdecydowanie potrafiła przykuć uwagę. I zdobyć szacunek
mężczyzny, chociaż ten starał się tego zbytnio nie okazywać.
Pomimo tego, że na początku postrzegał ją po prostu jako kolejną
osobę, którą należy chronić, po jakimś czasie wspólnego
żeglowania ta udowodniła, że potrafi sobie sama dać radę w
walce. Jej zdolności nawigatorskie były nie tylko niesamowite, ale
też niezastąpione. Bez niej prawdopodobnie nie zdołaliby nawet
dotrzeć na Grand Line. Do tego była inteligentna. Tak, Zoro
zdecydowanie potrafił to docenić.
Jego rozważania
przerwała kelnerka, która przyniosła ich zamówienie. Żaden z
piratów nie odezwał się słowem - zajęli się jedzeniem. Dopiero
po chwili Nami westchnęła cicho.
- Wciąż uważam,
że jedzenie Sanjiego jest najlepsze – mruknęła, z pewnym zawodem
wpatrując się w widelec.
Roronoa wzruszył
ramionami. Nigdy nie należał do ludzi, którzy potrafią skutecznie
kłamać, dlatego zaprzeczenie nie miało sensu. O potwierdzeniu
nawet nie pomyślał. Przede wszystkim, nie chciał prawić
komplementów swojemu rywalowi. Nawet jeżeli tamten i tak tego nie
słyszał. Poza tym…
Biorąc duży łyk
sake, ponownie zawiesił wzrok na rudowłosej. Wydawała się myśleć
o kucharzu jako kimś więcej niż kamracie, nawet pomijając jego
irytujące zachowanie w towarzystwie każdej przedstawicielki płci
przeciwnej.
Rozparł się
wygodniej na krześle, kiedy skończył posiłek i jedynie kątem oka
obserwował jak dziewczyna zajmuje się swoim deserem. W pewnym
momencie ta jednak spojrzała na niego poważnie z dziwną
determinacją w oczach, która świadczyła o tym, że Nami właśnie
stoczyła jakąś wewnętrzną walkę i zamierzała zrobić coś
ważnego.
- Zoro, posłuchaj…
- zaczęła, ale przerwała, kiedy na uliczce pod nimi rozległ się
wystrzał z pistoletu.
Nawigatorka niemal
odruchowo zanurkowała pod stolik, a Zoro wyciągnął jedną katanę,
poszukując wzrokiem źródła hałasu. Obydwoje byli na tyle
zdekoncentrowani, że nie zauważyli, jak kelnerka schyla się
nieznacznie, po czym szybkim ruchem chwyta walizkę z pieniędzmi i
wyrzuca ją przez balustradę.
Zielonowłosy
otworzył szerzej oko, widząc, jak ich pieniądze przelatują nad
całą szerokością alejki, po czym znikają za przeciwległym
dachem.
- Nie! - krzyknęła
Nami, podrywając się z miejsca i spoglądając na miejsce, w którym
przed chwilą stała sprawczyni zniknięcia jej skarbu. Ta jednak
zdążyła już uciec.
- Wiedziałem, że
to było za łatwe – warknął Zoro, już stawiając stopę na
barierce, ale po chwili przeniósł spojrzenie na towarzyszkę.
- W porządku,
poradzę sobie! - krzyknęła, już wyciągając swój Clima-Tact. -
Odzyskaj moje pieniądze!
Szermierz przewrócił
oczami, słysząc jak ta określiła ICH zarobki jako JEJ własność,
ale uznał, że nie będzie tego komentować, zbyt przyzwyczajony do
tego typu posunięć z jej strony. Zamiast tego, odbił się mocno z
tarasu i już po chwili stał na sąsiednim dachu, szukając wzrokiem
zguby. Nie zajęło mu długo zlokalizowanie grupki mężczyzny,
biegnących kilka przecznic dalej. W ręku jednego z nich kołysała
się leniwie znana mu walizka. Bez chwili zwłoki ruszył w pogoń,
pokonując odległości między kolejnymi dachami dalekimi susami.
Byli szybcy, to im
musiał przyznać. Pokonali całkiem spory dystans, zanim Zoro zdołał
zapędzić ich w ślepą uliczkę i odciąć drogę ucieczki. Jednak,
kiedy tylko mu się to udało, uśmiechnął się demonicznie, na
próbę wykonując jedno machnięcie kataną. Widział, jak
przeciwnicy rozglądali się w desperacji, ale nie zauważyli żadnej
drogi ucieczki. Wtedy rzucili się, by go zaatakować.
Wystarczyło
zaledwie kilka ruchów, by cała szóstka, bo tylu właśnie ich
było, leżała na ziemi niezdolna do walki. Zoro podniósł walizkę,
chcąc wrócić do Nami, ale coś mu się nie zgadzało. Zważył
bagaż w dłoni. Czy mu się wydawało, czy był on znacznie lżejszy?
Potrząsnął nim, nie wyczuwając, żeby w środku cokolwiek się
poruszyło. Szermierz zaklął i szybko otworzył walizkę. W środku
znajdowało się jedynie powietrze. Roronoa zrozumiał, że dał się
wrobić. Z głuchym warknięciem poderwał się i, wykorzystując
drabinkę przytwierdzoną do ściany pobliskiego budynku, ponownie
wskoczył na dach z zamiarem odnalezienia pieniędzy. Z wysokości
szybciej mógł cokolwiek dostrzec.
Nami w tym czasie
mierzyła się z czterema wrogami, którzy wcale nie mieli zamiaru
przegrać. Machnęła swoim Clima-Tact, rażąc jednego z nich
piorunem, ale pozostała trójka zdołała odskoczyć i teraz
szarżowali na rudowłosą. Dwóch dzierżyło miecze, a jeden topór.
To zdecydowanie nie wyglądało dla niej dobrze. Odskoczyła, o włos
unikając ostrza, po czym ponownie machnęła swoją bronią, jednak
znowu nie dało to żadnego efektu. Sapnęła z frustracją.
Przeciwnicy może i
nie należeli do najsilniejszych, ale z pewnością potrafili unikać
ciosów, dzięki czemu potyczka przeciągała się niepotrzebnie. A
ona powinna się pośpieszyć, jeżeli chciała jeszcze kiedyś
zobaczyć swoje pieniądze! Jasne, od początku podejrzewała, że
tamci goście wydają się podejrzani i coś za łatwo ulegli, ale
wierzyła, że mając Zoro, nie będą mieli problemów. Najwyraźniej
jednak, tamci byli nad wyraz dobrze zorganizowani. Żeby nawet
kelnerka…?
Prawdopodobieństwo,
że wejdą akurat do tej restauracji było naprawdę niewielkie. Co
oznaczało, że albo w jakiś sposób skłonili ich do wybrania tej
konkretnej, albo… Mieli swoich ludzi w całym mieście. Co nie
wydawało się aż tak nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę, ile
musieli mieć pieniędzy...
Metaliczny błysk
przykuł jej uwagę. Odwróciła się akurat, żeby zobaczyć jak
dwójka mężczyzn biegnie gdzieś, trzymając walizkę, niepokojąco
wyglądającą jak ta, która została im skradziona.
„Gdzie jesteś,
Zoro?” zapytała w myślach, uchylając się, gdy topór śmignął
tuż przed jej twarzą. Krótkim machnięciem uderzyła agresora
metalowym kijem między nogi - nikt nie powiedział, że nie może
być on użyty do normalnej walki.
Facet zgiął się
wpół, a dziewczyna poprawiła ciosem w tył głowy, wycofując się
i mierząc uważnym spojrzeniem pozostałą dwójkę. Najwyraźniej
nie tylko ona była już zmęczona tą zdecydowanie zbyt długą
walką, bo tamci dyszeli ciężko, ale wciąż gotowi byli do
dalszego starcia. Nawigatorka sapnęła cicho. Potrzebna była inna
strategia.
- Mirage Tempo –
mruknęła, używając swojej broni, by sprawić, że tamci nie mogli
jej zauważyć. Zamiast kontynuować walkę, szybko ruszyła tą samą
drogą, którą chwilę wcześniej zabrano jej walizkę.
Iluzja przestało
działać tuż za rogiem, ale rudowłosa nie przejęła się tym za
bardzo, bo wiedziała, że zniknęła już z pola widzenia jej
niedawnych przeciwników. Zdecydowała się na szybkie tempo, dzięki
czemu po pokonaniu zaledwie dwóch przecznic zauważyła swój cel.
Jeszcze bardziej przyśpieszyła kroku.
W tamtym momencie
zdarzyło się kilka rzeczy naraz. Za sobą usłyszała kroki,
świadczące o tym, że jednak nie udało jej się pozbyć
poprzedniej dwójki. Odruchowo zerknęła przez ramię, potykając
się i na moment gubiąc krok. Tylko dzięki temu chwilę później
kula z pistoletu trafiła w jej łydkę, zamiast w głowę, kiedy
ponad dachami poniósł się odgłos wystrzału.
Nami krzyknęła z
bólu, nagle odkrywając, że noga poddaje się pod jej ciężarem i
dziewczyna ciężko opadła na ziemię. Zagryzła wargi, spoglądając
na oddalających się złodziei walizki. Tyle pieniędzy… Za co
mieli uzupełnić zapasy?!
Jednak złodzieje
zatrzymali się, kiedy przed nimi wyrosła nagle kolejna postać.
Smuga zieleni upewniła nawigatorkę, że nie musiała się już
niczym przejmować. Spojrzała na wrogów, którzy biegli w jej
stronę, ale dostrzegając kolejnego przeciwnika, zatrzymali się
gwałtownie. Wymienili między sobą spojrzenia, po czym odwrócili
się na pięcie.
Uciekający
przeciwnik? Nami nie mogła przegapić takiej okazji. Nawet siedząc
na chodniku, posłała błyskawicę w ich stronę, szybko ich
pacyfikując. Chwilę później tuż przy sobie wyczuła znajomą
obecność.
- W porządku? -
zapytał Zoro, kucając przy dziewczynie i przyglądając się jej
uważnie.
- Trafili mnie w
nogę – powiedziała, chociaż po spojrzeniu szermierza domyśliła
się, że nie musiała mu tego mówić. Strużka krwi spłynęła w
dół jej łydki i natrafiła na skórzany pasek sandałów. Szlag,
zniszczyli jej ulubione buty. - Muszą mieć gdzieś snajpera…
- Zająłem się nim
– uspokoił ją szermierz, zdejmując bandanę i szybko opatrując
ranę, po czym uchylił wieko walizki, upewniając się, że ta jest
tą odpowiednią. - Zmylili mnie – przyznał, czując ukłucie winy
na widok rannej towarzyszki.
Ta tylko pokiwała
ze zrozumieniem głową.
- Mieli wszystko
dobrze rozplanowane. Nie mogę uwierzyć, że nabrałam się na numer
z kelnerką! - sapnęła. - Powinnam przewidzieć taką możliwość
i najpierw odnieść pieniądze! To było oczywiste, że ktoś
spróbuje je ukraść!
Roronoa wzruszył
ramionami. Wyprostował się i z uwagą przyjrzał się dziewczynie.
Domyślił się, że ta nie będzie w stanie sama dostać się na
statek.
- Od tego byłem ja
– rzucił, biorąc ją na ręce. Walizkę po prostu położył na
brzuchu nawigatorki, bo i tak nie miał jak inaczej ją trzymać.
Rudowłosa
spojrzała na niego z zastanowieniem. Po czym westchnęła cicho.
- Dzięki, Zoro.
Gdyby nie ty…
- Gdyby nie ja,
pewnie nie zostałabyś postrzelona. Nie powinienem dać się nabrać
na tak głupią sztuczkę – warknął, widocznie dręczony
wyrzutami sumienia.
Nami przez chwilę
milczała, kiedy chłopak szedł przed siebie, kierując się, o
dziwo, w stronę portu. W końcu przypomniała sobie o swoim
postanowieniu jeszcze z restauracji. Wtedy może i miała
wątpliwości, ale w tej chwili poczuła nagły napływ odwagi, który
je rozwiał. Może i spowodowały to słowa szermierza, ale nie
zamierzała o tym teraz myśleć.
- Wiesz, Zoro… -
zaczęła powoli, skupiając na sobie jego uwagę. - Ja… lubię
cię. Tak naprawdę… bardzo cię lubię… To znaczy… - zaczęła
się plątać, kiedy nagły zastrzyk odwagi wyczerpał się. Wlepiała
wzrok w walizkę na swoim brzuchu, zaciskając palce na rączce.
Usłyszała nad
sobą ciche, rozbawione parsknięcie. Uniosła wzrok, zatrzymując go
na twarzy zielonowłosego. Czy on właśnie śmiał się z jej
wyznania? Jeżeli tak, to mógł być pewny, że nagle przypomni
sobie o jego długu…
Jednak w jego
oczach nie widziała kpiny. Spojrzał na nią z pewnego rodzaju
zadowoleniem. Może nawet czułością…? Nie, to już musiała
sobie wyobrazić. Sławny łowca piratów nie pozwoliłby sobie na
coś takiego.
- Nie mówisz tego
tylko po to, żeby mi podziękować? - zapytał, ponownie skupiając
wzrok na drodze przed nim.
- Oczywiście, że
nie! - wykrzyknęła oburzona. - Nie zrobiłabym czegoś takiego. Ja…
W drugą stronę – powiedziała, kiedy zobaczyła, jak Roronoa
skręca nie tam, gdzie powinien.
- Zamknij się –
burknął, jednak posłusznie się obrócił. Przez chwilę szli w
milczeniu. - Też cię lubię… Tak mi się wydaję… - dodał.
Nami zamrugała
kilka razy, wlepiając wzrok w jego twarz. Nie spodziewała się
takiej odpowiedzi. Nie liczyła, że jej uczucie zostanie
odwzajemnione. I z całą pewnością nie oczekiwała, że Zoro powie
jej to tak po prostu i to niemal od razu. Czyżby te wszystkie razy,
kiedy wpatrywał się w nią intensywnie, wcale nie oznaczały, że
usiłował mordować ją wzrokiem, a coś wręcz przeciwnego? I czy
nie mógł być z tym bardziej bezpośredni? Chociaż z drugiej
strony, ona raczej nie była lepsza.
Poczuła w sobie
nagły impuls, którego nie potrafiła powstrzymać. Puściła
walizkę i uniosła ręce, oplatając nimi kark zielonowłosego. Gdy
ten spojrzał na nią zaskoczony, nawigatorka uniosła się nieco,
łącząc ich usta razem.
Poczuła, jak Zoro
przystaje i przez kilka sekund stał nieruchomo. Jednak po chwili
naparł mocniej, oddając pocałunek. Jego ręce drgnęły nieco, ale
w porę przypomniał sobie, że nie może ich unieść, dlatego po
prostu podniósł dziewczynę nieco wyżej, żeby ułatwić sobie do
niej dostęp.
Oderwali się od
siebie po dłuższej chwili, obydwoje sapiąc ciężko. Wciąż byli
nieco zaskoczeni obrotem spraw, ale nie zamierzali dyskutować.
Roronoa uśmiechnął się lekko, przyciągając ciało Nami bliżej
swojej klatki piersiowej i spojrzał na nią z uśmiechem. I tym
razem nawigatorka nie miała wątpliwości, że dojrzała w jego
wzroku czułość.
- Musimy szybko
wrócić na statek. Chopper powinien cię zobaczyć – powiedział
zielonowłosy, jakby nic się nie stało i wznowił marsz w stronę
portu.
Dziewczyna
westchnęła z zadowoleniem i oparła głowę na piersi szermierza.
- Jak tak teraz o
tym myślę, to ta ich akcja miała swoje dobre strony… -
powiedziała powoli.
- Hm? - zamruczał w
ramach pytania, skupiając się na swojej trasie.
- Nie musiałam
płacić za obiad.
Zoro parsknął
śmiechem. No tak, nie mógł się spodziewać, że Nami zmieni się
tak nagle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz