sobota, 27 października 2018

"Poranne żółwie" [OP]

Tytuł: Poranne żółwie
Fandom: One Piece
Występują: Zoro, Sanji

Paring: Zoro x Sanji
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: Yaoi, wspomniane/sugerowane sceny 18+(?), głupi humor.

Uwagi: Jak macie coś lepszego do zrobienia, to zajmijcie się tym, nie marnujcie czasu na... to coś.
Opis: Libido szaleje, Zoro śpi, a Sanji zaczyna nie lubić żółwi. Czyli miniaturka na temat, dlaczego wstawanie rano nie jest mocną stroną szermierza, a Sanji nie zwycięży potęgi snu.


~~~~

                Sanji należał do osób, które wstają rano. Bez względu na to, czy miał wolne, czy też nie. Jego wewnętrzny zegar nie pozwalał mu na spanie dłużej niż do szóstej. Czasami, po jakiejś imprezie zdarzało mu się obudzić nieco później, jednak były to wyjątkowe sytuacje.
                Zoro zdecydowanie nie był rannym ptaszkiem. Gdyby mógł, spałby i do południa. Chociaż, biorąc pod uwagę fakt, że zazwyczaj to na niego wypadały nocne warty, wcale nie był to długi sen. Nie zmieniało to tego, że zazwyczaj, gdy kucharz podnosił się, by wyruszyć do kuchni w celu przygotowania śniadania, Roronoa najchętniej przewróciłby się na drugi bok i został w łóżku kolejne kilka godzin. Z blondynem, czy bez niego. I żadna forma pobudki, nawet ta najprzyjemniejsza, nie wydawała mu się wystarczająco kusząca.
                Ten stan rzeczy był na tyle irytujący dla Sanjiego, że z reguły właśnie rano jego libido osiągało poziom krytyczny i wcale nie obraziłby się za chwilę uwagi ze strony swojego chłopaka, by móc przetrwać kolejny dzień bez upominania się, że posiłek to zdecydowanie nie najlepsza pora na snucie wyjątkowo obrazowych fantazji z glonem w roli głównej. Jednak, oczywiście, przekonanie wspomnianego glona do czegokolwiek, nawet przyjemnego dla obu zbliżenia, we wczesnych godzinach graniczyło z cudem. W jaki sposób szermierz dawał radę budzić się podczas ataków wrogów i walczyć z pełną siłą, to wciąż pozostawało jedną z największych tajemnic na Going Merry.
                Tego konkretnego poranka Sanji był wyjątkowo zmobilizowany, by jednak przekonać Zoro do odrobiny wysiłku. Nawet, jeśli wymagałoby to zrobienia kilku rzeczy, których blondyn zazwyczaj starał się unikać. Mimo wszystko, znał swojego faceta lepiej niż ktokolwiek, więc doskonale wiedział, czego użyć, by ten niemal natychmiast się zainteresował. Co prawda zazwyczaj działało to w momentach, kiedy tamten nie był aż tak zdeterminowany, by nie opuszczać krainy fantazji sennych, jednak i w tym wypadku powinno zdać egzamin. W końcu, to był wciąż Zoro, prawda?
                Sanji przeciągnął się leniwie, pilnując, by otrzeć się pośladkami o krocze zielonowłosego. Zmarszczył brwi, kiedy nie wywołało to żadnej reakcji.
- Zoro... – jęknął przeciągle, powtarzając ruch.
                Roronoa wymamrotał coś niezrozumiale, jedną rękę mocniej zaciskając na torsie blondyna, przyciągając go bliżej siebie w geście wyraźnie mówiącym „śpij jeszcze”. Dobra, najwyraźniej musiał sięgnąć po ostrzejsze środki.
- Zoro... – powtórzył znacznie niższym i bardziej uwodzicielskim głosem. – Jestem napalony.
                Przez chwilę miał nadzieję, że zadziałało, kiedy poczuł za sobą delikatny ruch, jednak zielonowłosy sapnął cicho, pocałował go w kark, wymamrotał coś, co brzmiało jak „nie masz gorączki” i ponownie znieruchomiał, najprawdopodobniej wracając do przerwanego snu.
                Tym razem kucharz warknął zirytowany i obrócił się na plecy, wciąż pozostając pomiędzy ramionami swojego chłopaka. Spojrzał uważnie na śpiącą twarz i część jego złości niemal natychmiast wyparowała, kiedy zauważył zamknięte oczy, lekko rozchylone wargi i ten nieznacznie zmarszczony nos... No dobra, nie był w stanie długo złościć się na glona, szczególnie, kiedy ten wyglądał tak uroczo. Co nie zmieniało faktu, że wciąż był zdeterminowany, by postawić na swoim.
- Zoro! – Tym razem jego jęknięcie zabrzmiało bardziej desperacko. Jakby naprawdę miał jakiś problem.
                To najwyraźniej zadziałało, bo powieki szermierza uniosły się, a jego oczy zaczęły błądzić po twarzy swojego chłopaka, szukając oznak bólu czy dyskomfortu. Jak zwykle nadopiekuńczy, chociaż tak starał się tego nie okazywać.
                Sanji raz jeszcze zaczął się wiercić, ocierając się o krocze zielonowłosego. Uśmiechnął się nieznacznie i delikatnie przekręcił tak, że wciąż mógł widzieć twarz towarzysza, jednak był do niego odwrócony plecami.
- Włóż od tyłu – wyszeptał swoim najbardziej sugestywnym i błagającym głosem, na jaki mógł się zdobyć. Zazwyczaj nie przepadał za używaniem go, Zoro i tak był zbyt pewny siebie, jednak skoro i tak istniała szansa, że ten nie będzie tego później pamiętał...
                Szermierz zmarszczył brwi, a w jego oczach pojawiło się ekstremalne skupienie, jakby właśnie rozwiązywał największą zagadkę ludzkości, zamiast przetwarzać słowa blondyna. Jego wciąż zamroczony snem umysł potrzebował dłuższej chwili, by zacząć jako tako funkcjonować. Gdy w końcu najwyraźniej udało mu sie dojść do ładu z własnymi myślami, uśmiechnął się triumfująco.
- Żółw – ogłosił dumnym głosem, po czym ponownie ukrył twarz w szyi blondyna i powrócił do przerwanego odpoczynku.
                Sanji przez chwilę jedynie wpatrywał się w zielone kosmyki, próbując zrozumieć, o co też mogło chodzić jego chłopakowi. Gdy w końcu zrozumiał, że ten dosłownie powiedział „włóż” od tyłu, zamknął oczy z powodu nagle ogarniającego go uczucia całkowitej porażki. Najwyraźniej jego najlepsze zagrywki nie miały szans przebić się przez barierę snu szermierza.
                Wpatrując się w śpiącą sylwetkę swojego partnera, blondyn doszedł do wniosku, że właściwie wcale nie potrzebował pozbyć się swojej frustracji aż tak bardzo, jak myślał, a za to dodatkowa godzinka snu świetnie by mu zrobiła. Dlatego po prostu obrócił się i wtulił w ciepłe ciało leżące obok siebie, mamrocząc przy okazji „idiota” i zrelaksował się. Jednak zanim sen dopadł go całkowicie, poczuł jeszcze delikatny pocałunek na czubku głowy i uznał, że właściwie takie poranki też miały swój urok...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz