Fandom: One Piece
Występują: Zoro, Sanji
Paring: Zoro x Sanji
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: Yaoi, wspomniane/sugerowane sceny 18+(?), głupi humor.
Uwagi: Jak macie coś lepszego do zrobienia, to zajmijcie się tym, nie marnujcie czasu na... to coś.
Opis: Libido szaleje, Zoro śpi, a Sanji zaczyna nie lubić żółwi. Czyli miniaturka na temat, dlaczego wstawanie rano nie jest mocną stroną szermierza, a Sanji nie zwycięży potęgi snu.
~~~~
Sanji
należał do osób, które wstają rano. Bez względu na to, czy miał wolne, czy też
nie. Jego wewnętrzny zegar nie pozwalał mu na spanie dłużej niż do szóstej.
Czasami, po jakiejś imprezie zdarzało mu się obudzić nieco później, jednak były
to wyjątkowe sytuacje.
Zoro
zdecydowanie nie był rannym ptaszkiem. Gdyby mógł, spałby i do południa.
Chociaż, biorąc pod uwagę fakt, że zazwyczaj to na niego wypadały nocne warty,
wcale nie był to długi sen. Nie zmieniało to tego, że zazwyczaj, gdy kucharz
podnosił się, by wyruszyć do kuchni w celu przygotowania śniadania, Roronoa
najchętniej przewróciłby się na drugi bok i został w łóżku kolejne kilka
godzin. Z blondynem, czy bez niego. I żadna forma pobudki, nawet ta
najprzyjemniejsza, nie wydawała mu się wystarczająco kusząca.
Ten
stan rzeczy był na tyle irytujący dla Sanjiego, że z reguły właśnie rano jego
libido osiągało poziom krytyczny i wcale nie obraziłby się za chwilę uwagi ze
strony swojego chłopaka, by móc przetrwać kolejny dzień bez upominania się, że
posiłek to zdecydowanie nie najlepsza pora na snucie wyjątkowo obrazowych
fantazji z glonem w roli głównej. Jednak, oczywiście, przekonanie wspomnianego
glona do czegokolwiek, nawet przyjemnego dla obu zbliżenia, we wczesnych
godzinach graniczyło z cudem. W jaki sposób szermierz dawał radę budzić się
podczas ataków wrogów i walczyć z pełną siłą, to wciąż pozostawało jedną z
największych tajemnic na Going Merry.
Tego
konkretnego poranka Sanji był wyjątkowo zmobilizowany, by jednak przekonać Zoro
do odrobiny wysiłku. Nawet, jeśli wymagałoby to zrobienia kilku rzeczy, których
blondyn zazwyczaj starał się unikać. Mimo wszystko, znał swojego faceta lepiej
niż ktokolwiek, więc doskonale wiedział, czego użyć, by ten niemal natychmiast
się zainteresował. Co prawda zazwyczaj działało to w momentach, kiedy tamten
nie był aż tak zdeterminowany, by nie opuszczać krainy fantazji sennych, jednak
i w tym wypadku powinno zdać egzamin. W końcu, to był wciąż Zoro, prawda?
Sanji
przeciągnął się leniwie, pilnując, by otrzeć się pośladkami o krocze
zielonowłosego. Zmarszczył brwi, kiedy nie wywołało to żadnej reakcji.
- Zoro... – jęknął przeciągle, powtarzając ruch.
Roronoa
wymamrotał coś niezrozumiale, jedną rękę mocniej zaciskając na torsie blondyna,
przyciągając go bliżej siebie w geście wyraźnie mówiącym „śpij jeszcze”. Dobra,
najwyraźniej musiał sięgnąć po ostrzejsze środki.
- Zoro... – powtórzył znacznie niższym i bardziej
uwodzicielskim głosem. – Jestem napalony.
Przez
chwilę miał nadzieję, że zadziałało, kiedy poczuł za sobą delikatny ruch,
jednak zielonowłosy sapnął cicho, pocałował go w kark, wymamrotał coś, co
brzmiało jak „nie masz gorączki” i ponownie znieruchomiał, najprawdopodobniej
wracając do przerwanego snu.
Tym
razem kucharz warknął zirytowany i obrócił się na plecy, wciąż pozostając
pomiędzy ramionami swojego chłopaka. Spojrzał uważnie na śpiącą twarz i część
jego złości niemal natychmiast wyparowała, kiedy zauważył zamknięte oczy, lekko
rozchylone wargi i ten nieznacznie zmarszczony nos... No dobra, nie był w
stanie długo złościć się na glona, szczególnie, kiedy ten wyglądał tak uroczo.
Co nie zmieniało faktu, że wciąż był zdeterminowany, by postawić na swoim.
- Zoro! – Tym razem jego jęknięcie zabrzmiało bardziej
desperacko. Jakby naprawdę miał jakiś problem.
To
najwyraźniej zadziałało, bo powieki szermierza uniosły się, a jego oczy zaczęły
błądzić po twarzy swojego chłopaka, szukając oznak bólu czy dyskomfortu. Jak
zwykle nadopiekuńczy, chociaż tak starał się tego nie okazywać.
Sanji
raz jeszcze zaczął się wiercić, ocierając się o krocze zielonowłosego.
Uśmiechnął się nieznacznie i delikatnie przekręcił tak, że wciąż mógł widzieć
twarz towarzysza, jednak był do niego odwrócony plecami.
- Włóż od tyłu – wyszeptał swoim najbardziej sugestywnym
i błagającym głosem, na jaki mógł się zdobyć. Zazwyczaj nie przepadał za
używaniem go, Zoro i tak był zbyt pewny siebie, jednak skoro i tak istniała
szansa, że ten nie będzie tego później pamiętał...
Szermierz
zmarszczył brwi, a w jego oczach pojawiło się ekstremalne skupienie, jakby właśnie
rozwiązywał największą zagadkę ludzkości, zamiast przetwarzać słowa blondyna.
Jego wciąż zamroczony snem umysł potrzebował dłuższej chwili, by zacząć jako
tako funkcjonować. Gdy w końcu najwyraźniej udało mu sie dojść do ładu z
własnymi myślami, uśmiechnął się triumfująco.
- Żółw – ogłosił dumnym głosem, po czym ponownie ukrył
twarz w szyi blondyna i powrócił do przerwanego odpoczynku.
Sanji
przez chwilę jedynie wpatrywał się w zielone kosmyki, próbując zrozumieć, o co
też mogło chodzić jego chłopakowi. Gdy w końcu zrozumiał, że ten dosłownie
powiedział „włóż” od tyłu, zamknął oczy z powodu nagle ogarniającego go uczucia
całkowitej porażki. Najwyraźniej jego najlepsze zagrywki nie miały szans
przebić się przez barierę snu szermierza.
Wpatrując
się w śpiącą sylwetkę swojego partnera, blondyn doszedł do wniosku, że
właściwie wcale nie potrzebował pozbyć się swojej frustracji aż tak bardzo, jak
myślał, a za to dodatkowa godzinka snu świetnie by mu zrobiła. Dlatego po prostu
obrócił się i wtulił w ciepłe ciało leżące obok siebie, mamrocząc przy okazji
„idiota” i zrelaksował się. Jednak zanim sen dopadł go całkowicie, poczuł
jeszcze delikatny pocałunek na czubku głowy i uznał, że właściwie takie poranki
też miały swój urok...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz