sobota, 27 października 2018

5. Dar imienia [DxOP]

Fandom: Dishonored, One Piece

Ostrzeżenia do rozdziału: wspomniana śmierć, 

Występują (w rozdziale): Luffy, Odmieniec, wspomniany Ace

~~~~

            Tłum jak zwykle zgęstniał tuż po południu, kiedy pracownicy portów wracali do domów na obiad, aby ominąć bezlitosnych promieni słońca, najmocniej pieczących o tej godzinie. Przy dokach zostali jedynie nieliczni, zazwyczaj ci nieszczęśnicy, którym wypadła kolej na pilnowanie ładunków. Przewijali sie również turyści, których co prawda portowa część miasta nie interesowała aż tak bardzo, jednak zdarzało im sie zabłądzić i w te rejony.
            Luffy siedział na dachu jednego z magazynów, jego nogi poruszały się miarowo pod spodem. Głowa kołysała się, jakby do rytmu muzyki, którą słyszał tylko on. Kapelusz wsunięty nisko na czoło chronił jego głowę przed intensywniejszymi promieniami słońca, jednocześnie skrywając jego oczy w cieniu. Jedna z jego rąk swobodnie opierała się o dachówki obok jego uda, a palce drugiej bezwiednie błądziły po czerwonej perle, osadzonej w białej kości, oplecionej metalowymi drutami.
            W pewnym momencie nagle drgnął, jakby wybudzony z transu i spojrzał przez ramię. Przez chwilę jedynie wpatrywał sie w przestrzeń, zanim powietrze za nim nie zafalowało czarno-fioletową energią. W chmurze ciemnego dymu, pojawił się średniego wzrostu szczupły mężczyzna o ciemnych włosach i czarnych jak noc oczach. Zawisł nieco powyżej podłoża, zakładając ramiona na piersi.
- Luffy, mój drogi – przywitał się nowo przybyły, uważnie obserwując siedzącego mężczyznę. – Co cię trapi?
            Zapytany skinął głową i lewą dłonią, którą przed chwilę miał na runie, poklepał dach obok siebie. Przy tym geście rękaw jego koszuli podwinął się, ukazując fragment tatuażu Odmieńca.
            Bóg Pustki zniknął, by pojawić się już w pozycji siedzącej, tuż obok towarzysza.
- Powiedz mi coś więcej – poprosił cicho Luffy, ponownie zawieszając wzrok na ludziach pod spodem. Było ich już mniej niż zaledwie kilka minut wcześniej. – Dlaczego Pustka brzmi inaczej?
            Czarnooki wydał z siebie cichy pomruk, opierając się na ramionach, umieszczonych za plecami, i wpatrując się w niebo.
- Ostatnio wiele się dzieje. Ktoś bardzo chce zmienić rzeczywistość – powiedział enigmatycznie.
            Luffy zacisnął lewą dłoń, kręcąc głową.
- Kto? Co chce zrobić? Dlaczego niczego mi nie mówisz? Przecież wiem, że coś jest nie tak!
            Odmieniec uśmiechnął się, jego czarne oczy przeniosły się na swojego towarzysza.
- Doceniam twoją ciekawość i chęć działania. Między innymi dzięki nim cię wybrałem. – Przy tych słowach wskazał na wierzch dłoni mężczyzny, skrywany przez rękaw bordowej koszuli. – Niedługo wiadomości powinny dotrzeć i do ciebie, jeśli dalej będziesz szukać. Nadchodzi czas wielkich zmian, powinieneś być przygotowany na zaskakujących sojuszników.
            Bóstwo uniosło się i Luffy wiedział, że ten szykował się do ponownego zniknięcia.
- Daj mi cokolwiek, proszę! – zawołał za nim, błyskawicznie podrywając się na nogi i robiąc krok w stronę czarnookiego. – Muszę wiedzieć, co robić! Jak pomścić brata!
            Mieszkaniec Pustki zatrzymał się, z zainteresowaniem zerkając na człowieka. Przez chwilę mierzył go wzrokiem, w końcu pokiwał głową.
- Jesteś wyjątkowym człowiekiem, nawet jak na osobę, którą wybrałem. Zgoda, dam ci wskazówkę. Dwa imiona. Jedno będzie tym samym, które oferowałem jakiś czas komuś innemu, co po części doprowadziło do obecnej sytuacji. Drugie... Znaczenie drugiego będziesz musiał odkryć sam. Delilah. Oraz Brook.
            Z tymi słowami, Odmieniec zniknął, rozpływając się w czarną mgłę. Luffy zacisnął mocniej zęby, wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze chwilę wcześniej znajdowało sie bóstwo. Dalej nic nie wiedział. Wciąż nie wiedział, co działo się z Pustką i w dalszym ciągu nie miał pojęcia, w jaki sposób mógłby obalić Kongregację. Miał jedynie blade pojęcie o całej organizacji oraz dwa imiona, które nie mówiły mu absolutnie niczego. Chociaż, jak przypuszczał, wciąż było to więcej niż zazwyczaj dostawał. Odmieniec był bardzo tajemniczą postacią, nie zdradzał swoich sekretów tak łatwo. Nawet, jeśli wyraźnie go trapiły, jak działo się w tym wypadku.
            Czarnowłosy chwycił skraj kapelusza i nasunął go niżej na czoło. Runę schował do kieszeni, ponownie zapatrując się w port. Znał już rozkład całego otoczenia, wiedział, gdzie dokowały statki handlowe, wielorybnicze oraz te, których zakres działań obejmował raczej nielegalne dziedziny. Doskonale wiedział, kogo przekupić, bądź zastraszyć, jeśli chciałby wydostać się z Karnaki i popłynąć w kierunku Białego Urwiska. Jednak potrzebował czegoś więcej, jeśli pragnął osiągnąć zamierzony cel. Znacznie więcej.
            Zeskoczył z dachu, w ostatnim momencie przenosząc się na pobliską latarnię za pomocą swojej mocy. Zeskoczył stamtąd na szyld nad jednym z pobliskich sklepików, po czym na brukowaną ulicę poniżej. Rozejrzał się i ruszył w kierunku miejsca, które uznał za swój chwilowy dom. Budynek został wyłączony z użytku przez falę niepokoju, jaka ostatnio przetoczyła się przez miasto. Podobno widziano tam płaczki, których tak obawiano się w Dunwall. Na wszelki wypadek zarządzono kwarantannę całej dzielnicy. Co stanowiło idealne miejsce ukrycia dla kogoś takiego, jak młody mężczyzna, przemierzający samotnie Karnakę w poszukiwaniu informacji i sposobu wypełnienia swojego celu.
            Cel. Kiedyś nazywał to marzeniem. Kiedyś, kiedy był dzieckiem, a od wszelkiego zła chronili go bracia. Wiedział, że świat nie był przyjemnym miejscem i chciał to zmienić, zdobyć wolność. Gdy Odmieniec odwiedził ich po raz pierwszy, myślał, że coś mogło się zmienić. Jednak szybko dowiedział się, że nie zdobędzie wolności, jeśli Kongregacja wciąż będzie polować na Naznaczonych. To właśnie wtedy po raz drugi spotkał bóstwo. I to właśnie wtedy otrzymał swoje znamię.
- Dotrzymam obietnicy, Ace – wyszeptał, cicho przemykając pomiędzy budynkami, już planując swoje następne posunięcia. – Zdobędę wolność, zobaczysz.
            Czerwona perła w jego kieszeni zalśniła delikatnie, a runa, w której się znajdowała zabrzęczała łagodną melodię.


Luffy ma około 25 lat. Odmieniec wciąż 4 tysiące. Delilah skończyła jak w "Brighmore Witches", jeśli Daud postanowił uwięzić ją w obrazie. Brook... Do niego kiedyś dotrę (uwielbiam gościa, jak i historię, jaką mu wymyśliłam). Co do Ace'a, to też pewnie się wyjaśni. Jeszcze chciałabym szybko wyjaśnić, dlaczego Luffy jest taki OOC (a w jego przypadku to się chyba będzie najbardziej rzucać w oczy). Jak wiemy, w oryginale po śmierci brata długo dochodził do siebie, miał wsparcie Jinbeia, Rayleigha oraz świadomość, że czekała na niego cała załoga. Tutaj nie miał tego komfortu, skazany był na siebie, mając świadomość, że nie ma już nikogo bliskiego na świecie, a jego jedynym oparciem był Odmieniec. O ile wcześniej marzył o wolności, tak później uświadomił sobie, że największą przeszkodą do osiągnięcia go jest Kongregacja Wszechludzi. Więc postanowił się jej pozbyć. Runa z koralikiem w środku... Tak, Ace. I tak, działa  podobnie jak Serce Corvo.
Chyba tyle, i tak się rozpisałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz