Ostrzeżenia do rozdziału: wspomniana śmierć,
Występują (w rozdziale): Luffy, Odmieniec, wspomniany Ace
~~~~
Tłum jak zwykle zgęstniał tuż po
południu, kiedy pracownicy portów wracali do domów na obiad, aby ominąć
bezlitosnych promieni słońca, najmocniej pieczących o tej godzinie. Przy dokach
zostali jedynie nieliczni, zazwyczaj ci nieszczęśnicy, którym wypadła kolej na
pilnowanie ładunków. Przewijali sie również turyści, których co prawda portowa
część miasta nie interesowała aż tak bardzo, jednak zdarzało im sie zabłądzić i
w te rejony.
Luffy siedział na dachu jednego z
magazynów, jego nogi poruszały się miarowo pod spodem. Głowa kołysała się,
jakby do rytmu muzyki, którą słyszał tylko on. Kapelusz wsunięty nisko na czoło
chronił jego głowę przed intensywniejszymi promieniami słońca, jednocześnie
skrywając jego oczy w cieniu. Jedna z jego rąk swobodnie opierała się o
dachówki obok jego uda, a palce drugiej bezwiednie błądziły po czerwonej perle,
osadzonej w białej kości, oplecionej metalowymi drutami.
W pewnym momencie nagle drgnął,
jakby wybudzony z transu i spojrzał przez ramię. Przez chwilę jedynie wpatrywał
sie w przestrzeń, zanim powietrze za nim nie zafalowało czarno-fioletową
energią. W chmurze ciemnego dymu, pojawił się średniego wzrostu szczupły
mężczyzna o ciemnych włosach i czarnych jak noc oczach. Zawisł nieco powyżej
podłoża, zakładając ramiona na piersi.
- Luffy,
mój drogi – przywitał się nowo przybyły, uważnie obserwując siedzącego
mężczyznę. – Co cię trapi?
Zapytany skinął głową i lewą dłonią,
którą przed chwilę miał na runie, poklepał dach obok siebie. Przy tym geście
rękaw jego koszuli podwinął się, ukazując fragment tatuażu Odmieńca.
Bóg Pustki zniknął, by pojawić się
już w pozycji siedzącej, tuż obok towarzysza.
- Powiedz
mi coś więcej – poprosił cicho Luffy, ponownie zawieszając wzrok na ludziach
pod spodem. Było ich już mniej niż zaledwie kilka minut wcześniej. – Dlaczego
Pustka brzmi inaczej?
Czarnooki wydał z siebie cichy
pomruk, opierając się na ramionach, umieszczonych za plecami, i wpatrując się w
niebo.
- Ostatnio
wiele się dzieje. Ktoś bardzo chce zmienić rzeczywistość – powiedział enigmatycznie.
Luffy zacisnął lewą dłoń, kręcąc
głową.
- Kto? Co
chce zrobić? Dlaczego niczego mi nie mówisz? Przecież wiem, że coś jest nie
tak!
Odmieniec uśmiechnął się, jego
czarne oczy przeniosły się na swojego towarzysza.
- Doceniam
twoją ciekawość i chęć działania. Między innymi dzięki nim cię wybrałem. – Przy
tych słowach wskazał na wierzch dłoni mężczyzny, skrywany przez rękaw bordowej
koszuli. – Niedługo wiadomości powinny dotrzeć i do ciebie, jeśli dalej
będziesz szukać. Nadchodzi czas wielkich zmian, powinieneś być przygotowany na
zaskakujących sojuszników.
Bóstwo uniosło się i Luffy wiedział,
że ten szykował się do ponownego zniknięcia.
- Daj mi
cokolwiek, proszę! – zawołał za nim, błyskawicznie podrywając się na nogi i
robiąc krok w stronę czarnookiego. – Muszę wiedzieć, co robić! Jak pomścić
brata!
Mieszkaniec Pustki zatrzymał się, z
zainteresowaniem zerkając na człowieka. Przez chwilę mierzył go wzrokiem, w
końcu pokiwał głową.
- Jesteś
wyjątkowym człowiekiem, nawet jak na osobę, którą wybrałem. Zgoda, dam ci
wskazówkę. Dwa imiona. Jedno będzie tym samym, które oferowałem jakiś czas
komuś innemu, co po części doprowadziło do obecnej sytuacji. Drugie...
Znaczenie drugiego będziesz musiał odkryć sam. Delilah. Oraz Brook.
Z tymi słowami, Odmieniec zniknął,
rozpływając się w czarną mgłę. Luffy zacisnął mocniej zęby, wpatrując się w
miejsce, w którym jeszcze chwilę wcześniej znajdowało sie bóstwo. Dalej nic nie
wiedział. Wciąż nie wiedział, co działo się z Pustką i w dalszym ciągu nie miał
pojęcia, w jaki sposób mógłby obalić Kongregację. Miał jedynie blade pojęcie o
całej organizacji oraz dwa imiona, które nie mówiły mu absolutnie niczego.
Chociaż, jak przypuszczał, wciąż było to więcej niż zazwyczaj dostawał.
Odmieniec był bardzo tajemniczą postacią, nie zdradzał swoich sekretów tak
łatwo. Nawet, jeśli wyraźnie go trapiły, jak działo się w tym wypadku.
Czarnowłosy chwycił skraj kapelusza
i nasunął go niżej na czoło. Runę schował do kieszeni, ponownie zapatrując się
w port. Znał już rozkład całego otoczenia, wiedział, gdzie dokowały statki
handlowe, wielorybnicze oraz te, których zakres działań obejmował raczej nielegalne
dziedziny. Doskonale wiedział, kogo przekupić, bądź zastraszyć, jeśli chciałby
wydostać się z Karnaki i popłynąć w kierunku Białego Urwiska. Jednak
potrzebował czegoś więcej, jeśli pragnął osiągnąć zamierzony cel. Znacznie
więcej.
Zeskoczył z dachu, w ostatnim
momencie przenosząc się na pobliską latarnię za pomocą swojej mocy. Zeskoczył
stamtąd na szyld nad jednym z pobliskich sklepików, po czym na brukowaną ulicę
poniżej. Rozejrzał się i ruszył w kierunku miejsca, które uznał za swój
chwilowy dom. Budynek został wyłączony z użytku przez falę niepokoju, jaka
ostatnio przetoczyła się przez miasto. Podobno widziano tam płaczki, których
tak obawiano się w Dunwall. Na wszelki wypadek zarządzono kwarantannę całej
dzielnicy. Co stanowiło idealne miejsce ukrycia dla kogoś takiego, jak młody
mężczyzna, przemierzający samotnie Karnakę w poszukiwaniu informacji i sposobu
wypełnienia swojego celu.
Cel. Kiedyś nazywał to marzeniem.
Kiedyś, kiedy był dzieckiem, a od wszelkiego zła chronili go bracia. Wiedział,
że świat nie był przyjemnym miejscem i chciał to zmienić, zdobyć wolność. Gdy
Odmieniec odwiedził ich po raz pierwszy, myślał, że coś mogło się zmienić.
Jednak szybko dowiedział się, że nie zdobędzie wolności, jeśli Kongregacja
wciąż będzie polować na Naznaczonych. To właśnie wtedy po raz drugi spotkał
bóstwo. I to właśnie wtedy otrzymał swoje znamię.
- Dotrzymam
obietnicy, Ace – wyszeptał, cicho przemykając pomiędzy budynkami, już planując
swoje następne posunięcia. – Zdobędę wolność, zobaczysz.
Czerwona perła w jego kieszeni
zalśniła delikatnie, a runa, w której się znajdowała zabrzęczała łagodną
melodię.
Luffy ma około 25 lat. Odmieniec wciąż 4 tysiące. Delilah skończyła jak w "Brighmore Witches", jeśli Daud postanowił uwięzić ją w obrazie. Brook... Do niego kiedyś dotrę (uwielbiam gościa, jak i historię, jaką mu wymyśliłam). Co do Ace'a, to też pewnie się wyjaśni. Jeszcze chciałabym szybko wyjaśnić, dlaczego Luffy jest taki OOC (a w jego przypadku to się chyba będzie najbardziej rzucać w oczy). Jak wiemy, w oryginale po śmierci brata długo dochodził do siebie, miał wsparcie Jinbeia, Rayleigha oraz świadomość, że czekała na niego cała załoga. Tutaj nie miał tego komfortu, skazany był na siebie, mając świadomość, że nie ma już nikogo bliskiego na świecie, a jego jedynym oparciem był Odmieniec. O ile wcześniej marzył o wolności, tak później uświadomił sobie, że największą przeszkodą do osiągnięcia go jest Kongregacja Wszechludzi. Więc postanowił się jej pozbyć. Runa z koralikiem w środku... Tak, Ace. I tak, działa podobnie jak Serce Corvo.
Chyba tyle, i tak się rozpisałam.
Chyba tyle, i tak się rozpisałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz