Fandom: One Piece
Występują: Zoro, Słomki
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: A jak myślicie? Kogoś zabiłam, jak zawsze ;)
Uwagi: angst/fluff. Ten rodzaj, kiedy nie wiecie, czy płakać, czy się uśmiechnąć (Ja tak miałam, nie gwarantuję, że to niesie za sobą jakiekolwiek emocje...)
Opis: Raftel. Ich cel od samego początku. Chociaż wtedy nie każdy o tym wiedział. Zoro usiłuje przystosować się do nowej funkcji, a pozostali... Pozostali w zasadzie też jeszcze się nie do końca przyzwyczaili.
~~~~
Oczekiwali widoku
lądu już od wielu dni. Początkowo jedynie jako czarna plamka na
horyzoncie, ukazał im się dokładnie w momencie, w którym się go
spodziewali. Nami nigdy nie myliła się w takich sprawach. A jednak,
cała załoga wpatrywała się w rosnącą z każdą chwilą skazę
na bezkresnym błękicie z pewną dozą czysto dziecięcego
zaskoczenia. Jakby wcześniej nie do końca wierzyli, że faktycznie
może im się to udać. Pierwszy z szoku otrząsnął się Zoro.
Drgnął i obrócił się, aby zerknąć na nawigatorkę.
- Nami! - zawołał.
Dziewczyna
spojrzała na szermierza, z początku bez zrozumienia, jakby wciąż
w szoku faktem, że ujrzała ich cel, jednak szybko się otrząsnęła.
- Jasne! Usopp,
wejdź na bocianie gniazdo i patrz, czy nie ma żadnych wystających
głazów! Nikt nie ma mapy tego miejsca, nie wiemy, jak wygląda dno.
Franky, chwyć za ster! Sanji, Brook, Chopper, poluźnijcie nieco
żagle! Zoro… - Rudowłosa zerknęła na zielonowłosego i
przerwała. W końcu potrząsnęła głową. - W razie czego, stań
przy kotwicy.
Wszyscy rzucili się
do powierzonych im zadań. Nami wciąż stała na środku pokładu,
co jakiś czas wykrzykując rozkazy. Zoro spokojnym krokiem podszedł
do kotwicy i oparł się o barierkę, przyglądając zbliżającej
się wyspie. Rudowłosa często zdawała się zapominać o ich
drobnej zmianie w załodze i zaczynała wydawać przyjacielowi
rozkazy takie same, jak pozostałym, po czym nagle przerywała w pół
zdania. Szermierz nie miał nic przeciwko, tęsknił za czasami,
kiedy był jedynie kolejnym członkiem załogi, kolejną osobą do
wykonywania nużących niekiedy obowiązków. Bo wtedy było inaczej.
I chociaż narzekał – oczywiście, że narzekał, zadania były
nudne – potrafił czerpać przyjemność z innych, mniejszych
rzeczy.
- Udało nam się –
odezwała się Robin, stając u boku mężczyzny. W jej głosie nie
słychać było radości czy dumy, a jedynie ciekawość. Jakby
powiedziała to tylko po to, aby sprawdzić reakcję przyjaciela.
Zoro zerknął na
kobietę, po czym pokiwał głową.
- Udało –
potwierdził cicho.
Kątem oka zerkał
na pozostałych. Wydawali się podekscytowani, ale w umiarkowany jak
na nich sposób. W ich krokach pojawiła się dodatkowa sprężystość,
oczy błyszczały ze zniecierpliwienia, po kącikach ust błąkały
się cienie uśmiechów. A jednak, nikt nie krzyczał, nie wymachiwał
pięściami, nie śmiał się bez powodu.
Kiedy wzrok
mężczyzny powędrował w stronę dziobu, na rzeźbę … Słońce
świeciło właśnie z tego kierunku, ale jeśli zmrużył oczy,
niemal był w stanie wyraźnie dostrzec sylwetkę Luffy’ego,
podskakującego ze zniecierpliwienia, jedną ręką podtrzymującego
kapelusz. Milczącego, ale jak zawsze obecnego.
Znajome szuranie
pod nogami wybudziło go z transu, kiedy dno statku zahaczyło o
piasek. Szermierz szybko wyrzucił kotwicę, po czym gestem nakazał
załodze się zebrać, sam mierząc uważnym wzrokiem wyspę. Raftel.
Ich cel od samego początku. Chociaż wtedy nie każdy o tym
wiedział.
- Za tobą,
kapitanie – powiedziała cicho Robin, skinięciem głowy zachęcając
go do zejścia na ląd.
Zoro skinął głową
i uśmiechnął się nieznacznie do załogi. Szybko przeskoczył nad
barierką i wylądował po kostki w wodzie. Gdy przeniósł
spojrzenie na rzeźbę dziobową, mógł stwierdzić, że nikogo tam
nie było. Tak, jak od kilku miesięcy, niezmiennie.
- To zawsze było
jego marzeniem – wymamrotał, jedną ręką poprawiając katany, a
drugą upewniając się, że słomiany kapelusz siedział nisko na
jego głowie.
Ruszył do przodu,
aby dotrzymać obietnicy, jaką jakiś czas wcześniej złożył
umierającemu przyjacielowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz