czwartek, 6 września 2018

"Cel" [OP]

Tytuł: Cel
Fandom: One Piece
Występują: Zoro, Słomki

Status: zakończone.
Ostrzeżenia: A jak myślicie? Kogoś zabiłam, jak zawsze ;)

Uwagi: angst/fluff. Ten rodzaj, kiedy nie wiecie, czy płakać, czy się uśmiechnąć (Ja tak miałam, nie gwarantuję, że to niesie za sobą jakiekolwiek emocje...)
Opis: Raftel. Ich cel od samego początku. Chociaż wtedy nie każdy o tym wiedział. Zoro usiłuje przystosować się do nowej funkcji, a pozostali... Pozostali w zasadzie też jeszcze się nie do końca przyzwyczaili.


~~~~

Oczekiwali widoku lądu już od wielu dni. Początkowo jedynie jako czarna plamka na horyzoncie, ukazał im się dokładnie w momencie, w którym się go spodziewali. Nami nigdy nie myliła się w takich sprawach. A jednak, cała załoga wpatrywała się w rosnącą z każdą chwilą skazę na bezkresnym błękicie z pewną dozą czysto dziecięcego zaskoczenia. Jakby wcześniej nie do końca wierzyli, że faktycznie może im się to udać. Pierwszy z szoku otrząsnął się Zoro. Drgnął i obrócił się, aby zerknąć na nawigatorkę.
- Nami! - zawołał.
Dziewczyna spojrzała na szermierza, z początku bez zrozumienia, jakby wciąż w szoku faktem, że ujrzała ich cel, jednak szybko się otrząsnęła.
- Jasne! Usopp, wejdź na bocianie gniazdo i patrz, czy nie ma żadnych wystających głazów! Nikt nie ma mapy tego miejsca, nie wiemy, jak wygląda dno. Franky, chwyć za ster! Sanji, Brook, Chopper, poluźnijcie nieco żagle! Zoro… - Rudowłosa zerknęła na zielonowłosego i przerwała. W końcu potrząsnęła głową. - W razie czego, stań przy kotwicy.
Wszyscy rzucili się do powierzonych im zadań. Nami wciąż stała na środku pokładu, co jakiś czas wykrzykując rozkazy. Zoro spokojnym krokiem podszedł do kotwicy i oparł się o barierkę, przyglądając zbliżającej się wyspie. Rudowłosa często zdawała się zapominać o ich drobnej zmianie w załodze i zaczynała wydawać przyjacielowi rozkazy takie same, jak pozostałym, po czym nagle przerywała w pół zdania. Szermierz nie miał nic przeciwko, tęsknił za czasami, kiedy był jedynie kolejnym członkiem załogi, kolejną osobą do wykonywania nużących niekiedy obowiązków. Bo wtedy było inaczej. I chociaż narzekał – oczywiście, że narzekał, zadania były nudne – potrafił czerpać przyjemność z innych, mniejszych rzeczy.
- Udało nam się – odezwała się Robin, stając u boku mężczyzny. W jej głosie nie słychać było radości czy dumy, a jedynie ciekawość. Jakby powiedziała to tylko po to, aby sprawdzić reakcję przyjaciela.
Zoro zerknął na kobietę, po czym pokiwał głową.
- Udało – potwierdził cicho.
Kątem oka zerkał na pozostałych. Wydawali się podekscytowani, ale w umiarkowany jak na nich sposób. W ich krokach pojawiła się dodatkowa sprężystość, oczy błyszczały ze zniecierpliwienia, po kącikach ust błąkały się cienie uśmiechów. A jednak, nikt nie krzyczał, nie wymachiwał pięściami, nie śmiał się bez powodu.
Kiedy wzrok mężczyzny powędrował w stronę dziobu, na rzeźbę … Słońce świeciło właśnie z tego kierunku, ale jeśli zmrużył oczy, niemal był w stanie wyraźnie dostrzec sylwetkę Luffy’ego, podskakującego ze zniecierpliwienia, jedną ręką podtrzymującego kapelusz. Milczącego, ale jak zawsze obecnego.
Znajome szuranie pod nogami wybudziło go z transu, kiedy dno statku zahaczyło o piasek. Szermierz szybko wyrzucił kotwicę, po czym gestem nakazał załodze się zebrać, sam mierząc uważnym wzrokiem wyspę. Raftel. Ich cel od samego początku. Chociaż wtedy nie każdy o tym wiedział.
- Za tobą, kapitanie – powiedziała cicho Robin, skinięciem głowy zachęcając go do zejścia na ląd.
Zoro skinął głową i uśmiechnął się nieznacznie do załogi. Szybko przeskoczył nad barierką i wylądował po kostki w wodzie. Gdy przeniósł spojrzenie na rzeźbę dziobową, mógł stwierdzić, że nikogo tam nie było. Tak, jak od kilku miesięcy, niezmiennie.
- To zawsze było jego marzeniem – wymamrotał, jedną ręką poprawiając katany, a drugą upewniając się, że słomiany kapelusz siedział nisko na jego głowie.
Ruszył do przodu, aby dotrzymać obietnicy, jaką jakiś czas wcześniej złożył umierającemu przyjacielowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz