poniedziałek, 3 września 2018

4. Wybudzenie [DxOP]


Fandom: Dishonored, One Piece

Ostrzeżenia do rozdziału: wspomniana śmierć, katastrofa morska

Występują (w rozdziale): Cecelia, Samuel Beechworth, Usopp

~~~~

Ból był pierwszą rzeczą, jaką poczuł. Miał wrażenie, jakby jego głowa utknęła w imadle, a całe ciało zostało przeciągnięte po żwirze. Każdy mięsień w jego ciele płonął, a w żyłach równie dobrze mogła płynąć lawa, nie krew.
Kolejnym bodźcem były dźwięki. Jęki. Dopiero po dłuższej chwili, mężczyzna zrozumiał, że te należały do niego. Zacisnął zęby, aby powstrzymać kolejne odgłosy, zamiast tego spróbował otworzyć oczy. Chwilę zajęło, zanim obraz wyostrzył mu się na tyle, żeby zrozumiał, na co patrzył.
Sufit. Zwykły, drewniany sufit, gdzieniegdzie pokryty plamami. Prosty i nieruchomy. Dlaczego miałby być inny? Umysł mężczyzny bardzo powoli przetwarzał kolejne informacje. Spodziewał się innego widoku. Desek… Poruszających się zgodnie z falami. Tak, miał być na statku. Razem ze swoją ukochaną mieli uciec… Plaga. Chcieli uniknąć plagi, dlatego starali się uciec na tamtym statku. Jednak trafili na sztorm i…
Bez względu na to, jak bardzo mężczyzna starał się przypomnieć, co było dalej, nie potrafił. Wiedział tylko, że natrafili na sztorm i dalej już tylko pustka, ból i ten sufit. Gdyby zdołał dowiedzieć się czegokolwiek…
- Jak się czujesz? - Cichy głos tuż obok niego sprawił, że skrzywił się, bo ból w głowie wzmógł się. Jednak zmusił się, by spojrzeć w bok.
Tuż obok jego łóżka stała jakaś kobieta. Szarozielonymi oczami uważnie wpatrywała się w leżącego mężczyznę. Jedną dłonią nieco nerwowym gestem odgarnęła kosmyk rudych włosów za ucho, a drugą sięgnęła po kubek stojący na stoliku obok.
- Jakbym właśnie wrócił z wojny – wymamrotał i skrzywił się na dźwięk własnego głosu. Słaby i zachrypnięty, jakby nie odzywał się od długiego czasu. Właściwie, ile czasu się nie odzywał? Równie dobrze mogło minąć kilkadziesiąt minut, jak i… Nie chciał myśleć nad drugą skrajnością.
- Napij się – poradziła kobieta, delikatnie przykładając mu do ust kubek wypełniony chłodną wodą.
Mężczyzna z wdzięcznością wziął łyk, czując jak orzeźwiający płyn spływał mu wzdłuż przełyku. Skinął głową.
- Dziękuję.
- Nazywam się Cecelia. Jestem… To miejsce należy teraz do mnie – przedstawiła się.
- Ja… - Brwi mężczyzny zmarszczyły się w geście skupienia. Jak się nazywał…? - Usopp. Nazywam się Usopp. Co się stało?
Cecelia odwróciła wzrok, splątując dłonie przed sobą.
- Nie wiem. Samuel znalazł cię, jak dryfowałeś wzdłuż brzegu na jakimś kawałku drewna. Żadne z nas nie wie, co się stało… Mieliśmy nadzieję, że ty nam to powiesz. - Zielone oczy kobiety utkwiły się w nim z wyczekiwaniem.
Mężczyzna niepewnie uniósł rękę i podrapał się po głowie. Albo próbował, bo jakiś materiał uniemożliwił mu to zadanie. Pewnie bandaż.
- Byłem na statku. Chcieliśmy opuścić Dunwall, aby uciec przed Zarazą. Daliśmy łapówki, żeby przepuścili nas przez barykadę. Natknęliśmy się na sztorm i… Nie mam pojęcia, co było dalej. - Spuścił wzrok, nie potrafiąc przypomnieć sobie dalszych wydarzeń.
Kobieta pokiwała powoli głową, nieco zawiedziona brakiem informacji, jednak na tyle zaniepokojona stanem nieznajomego, że postanowiła nie naciskać.
- Powinieneś jeszcze odpoczywać. Prześpij się – poradziła.
Usopp przytaknął, po czym opadł na poduszki. Cecelia napełniła jeszcze kubek wodą, po czym wyszła z pomieszczenia.
Odetchnęła głęboko. Nie wiedziała, co powinna robić. Ranami czarnowłosego zajął się Samuel. Stary wilk morski widział wiele znacznie gorszych ran i wiedział, jak się nimi zajmować. A taką przynajmniej nadzieję miała kobieta.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, chwyciła miotłę i ponownie zaczęła czyścić wszystkie podłogi. Kiedy jeszcze Lydia zajmowała się Hounds Pit, rudowłosa nie musiała się przejmować praktycznie niczym. Po prostu wykonywała powierzone jej zadania, które w większości nie były skomplikowane. Zamiatanie, mycie okien, wycieranie kurzów. To Lydia znała się na zarządzaniu. Potrafiła zająć się pubem. Wiedziała, co należało zrobić. Nawet Wallace, chociaż nie odnosił się zbyt dobrze względem Cecelii, przynajmniej umiał rozplanować właściwie wszystko. Teraz jednak została tylko ona. I Samuel, jednak stary marynarz zdecydowanie wolał spać w swojej konstrukcji na zewnątrz, a i do zarządzania się nie palił. Pomagał znajomej jak mógł, jednak większość obowiązków wciąż ciążyło na jej barkach. Tak samo jak świadomość, że mężczyzna nie zostanie z nią wiecznie. Za bardzo ciągnęło go morze.
Westchnęła cicho. Teraz, kiedy zostali we dwójkę, przynajmniej łatwo było o niej pamiętać. Chociaż, przecież to, że o niej zapomniano, uratował jej życie. To oraz Lydia, która nie wspomniała o przyjaciółce ani słowem. Nawet w obliczu śmierci, chroniła drugą kobietę.
Kiedy dotarła z zamiataniem pod drzwi do dawnego pokoju Lorda Pendletona, w którym umieściła Usoppa, zatrzymała się. Przez drzwi dotarły do niej jego ciche jęki i urywane słowa. Pośród nich wyłapała jedno, powtarzane najczęściej. Kaya. Co to mogło znaczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz