sobota, 22 kwietnia 2017

"Popijawa" [OP]

Tytuł: Popijawa
Fandom: One Piece.
Występują: Sanji, Luffy, Nami, Katakuri.

Paring: SanjixKatakuri
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: spoilery (rozdział 862), przekleństwa

Uwagi: Chyba future fic, SanjixKatakuri + 69
Opis: Dużo alkoholu, Słomiani świętują swój wielki sukces, a Katakuri przypałętał się, nie wiadomo skąd, i dołączył do zabawy.



~~~~
- To wszystko nie ma sensu… - wybełkotał pijacko Katakuri, spoglądając zamglonym wzrokiem ponad krawędzią swojego kufla.
Kiedy przyłączył się do popijawy, albo dlaczego to zrobił, pozostawało tajemnicą nawet dla tych najtrzeźwiejszych oraz dla tych, którzy odkrywali w sobie filozofa po kilku głębszych. Jednak faktem było, że siedział teraz pośród swoich niedawnych wrogów, korzystając z szansy do picia. I kiedy Słomiani oblewali swoje wspaniałe zwycięstwo, on starał się zatopić smutki. Skurwiele jednak nauczyły się pływać.
- To było do przewidzenia – zachichotał Sanji, sam również będąc w stanie mocnego upojenia. Zazwyczaj nie doprowadzał się do takiego stanu, jednak tym razem uznał, że zasłużył. Takiej ulgi nie czuł od bardzo długiego czasu.
- Nikt nie potrafi spojrzeć w przyszłość aż tak daleko – odwarknął Charlotte, niezadowolony, że ktoś żartował z jego zdolności, które tym razem okazały się bezwartościowe. Szczególnie, kiedy tym kimś była osoba, która udowodniła to najlepiej...
- Nawet, gdybyś to potrafił, nie mógłbyś niczego zmienić – zaśmiał się radośnie Luffy, wykazując nagłe zainteresowanie rozmową. - Nasz plan był idealny!
- Właściwie, był bardzo ryzykowny, a ty i tak prawie go zepsułeś! Poza tym, był taki dobry tylko dlatego, że nikt o nim nie widział. - Nami zmierzyła kapitana chłodnym wzrokiem. Przecież tyle rzeczy mogło pójść nie tak… Tyle rzeczy poszło nie tak!
Większość zebranych nagle zaczęło się spierać, czy plan rzeczywiście był taki genialny, czy może raczej wariacki. Z coraz głośniejszych kłótni, dało się co jakiś czas wyłapać słowa typu: „lustro”, „tort”, „zdjęcie” czy „pizza!”… Chociaż nawet Katakuri nie był pewien, czy miał brata lub siostrę z takim imieniem… I co nieobecny członek rodzeństwa miałby mieć z tym wspólnego.
- Ach, ci znowu hałasują… - jęknął Sanji, podnosząc się i chwytając najbliższą pełną butelkę. - Idziemy w jakieś spokojniejsze miejsce? - zapytał, spoglądając dziwnie na swojego niedawnego wroga. Ten pokiwał głową i wstał chwiejnie, podążając za blondynem. Przez mgiełkę alkoholu, spowijającą umysł, nie był w stanie odgadnąć, o czym też kucharz myślał.
Odeszli na tak daleko, jak pozwalały im warunki oraz ich stan. Usiedli, albo raczej osunęli się na ziemię w cieniu, ledwo słysząc odgłosy odległej zabawy.
- Druhu serdeczny sercu memu, niechybnie pokój ku nam przybieżył, raczysz ust kąciki zwilżyć trunkiem z rąk bogów wprost nadanym niechybnie przy tejże wieczerzy? - zapytał nagle Sanji, potrząsając butelką i śmiejąc się cicho pod nosem.
Katakuri musiał zastanowić się trzy razy, zanim zrozumiał, o co temu niespodziewanemu poecie chodziło. Zaczął nawet rozważać, ile też jego towarzysz musiał już wypić, żeby zdobyć takie natchnienie, jednak radosne chlupotanie płynu w butelce i boleśnie pusta szklanka w jego dłoni, skutecznie odwróciły jego uwagę.
- Chłopie, lej, nie pierdol! - rozkazał, wystawiając naczynie do napełnienia.
Przy połowie butelki, pijacki chichot Sanjiego stał się zaraźliwy, a kiedy dno w końcu dostało swoją dawkę powietrza, obydwoje zaśmiewali się do rozpuku, tarzając się po ziemi. Chociaż nie było im do śmiechu. Musieli przecież wrócić, żeby uzupełnić zapasy, a żaden z nich nie był pewien, czy zdoła utrzymać się w pionie. Czołganie też nie wydawało się zbyt przyjemną alternatywą…
- Kto idzie po więcej? - zapytał w pewnym momencie Katakuri, kiedy zdołał zdusić kolejną salwę śmiechu.
- Ja załatwiłem poprzedni – zauważył blondyn, odpalając papierosa.
Charlotte westchnął cierpiętniczo, ale podniósł się na nogi. Przynajmniej próbował. Jednak szybko okazało się, że to starcie wygrała grawitacja i mężczyzna ponownie wylądował na ziemi, tuż obok Sanjiego.
- Szybko wróciłeś – zauważył usłużnie kucharz.
- Następna kolejka musi poczekać, aż ziemia przestanie wirować – wymamrotał Katakuri, postanawiając strzelić tak zwanego „focha” na wspomnianą ziemię i odwrócił się do niej plecami, wpatrując się w niebo.
- Ale mi się nudzi – jęknął blondyn.
- To coś wymyśl… - odparł obojętnie jego towarzysz. - Dostosuję się.
- Mogę wybrać cokolwiek…? - zapytał z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Charlotte spojrzał na niego, nie będąc w stanie wyczuć podstępu. Może, gdyby miał dwa promile mniej…
- Jasne, o ile nie wymaga to podniesienia się.
- Spokojnie, ty możesz leżeć. Zajmę się podniesieniem tego, co trzeba… - wymruczał z zadowoleniem Sanji, pstryknięciem palców pozbywając się peta.
Przetoczył się w taki sposób, że siedział nad drugim mężczyzną, usta rozciągnęły się w pewnym siebie uśmiechu, a dłonie odnalazły ręce towarzysza, przyciskając je do ziemi.
- Co rob… - pytanie Katakuriego urwało się, kiedy poczuł wargi blondyna przyciśnięte do swoich własnych. Jego pierwszym odruchem była próba wyrwania się, ale w tej pozycji nie miał zbyt wiele siły.
- Nawet, jeżeli znasz przyszłość, nie zawsze możesz być w stanie ją zmienić – wymruczał Sanji prosto do jego ucha.
Katakuri uspokoił się. Blondyn miał rację. Już raz to pokazał, Charlotte nie potrzebował więcej dowodów. Poza tym, czasami przyszłości nie da się zmienić, a czasami… Nie ma się na to ochoty.
- Dzisiaj, jestem twój – wyszeptał, poddając się całkowicie.

~~~~
Numer 69:
"Druhu serdeczny sercu memu, niechybnie piątek ku nam przybieżył, raczysz ust kąciki zwilżyć trunkiem z rąk bogów wprost nadanym niechybnie przy tejże wieczerzy?” „[Imię]! Lej, nie pierdol.”  
Dziękuję, do widzenia (może, kiedyś...) :)

1 komentarz:

  1. no no opisz co się działo dalej miało być yaoi

    OdpowiedzUsuń