wtorek, 20 czerwca 2017

"Kasztan" (Maj: Kasztan) [OP]

Tytuł: Kasztan
Fandom: One Piece.
Występują: Luffy, Sanji, Nami, Zoro, Chopper, Usopp, Robin
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: brak

Uwagi: Kolejny tekst do 2017 OP challenge. Temat na maj to kasztan. W zamierzeniu miało wyjść krótkie, lekkie, przyjemne i śmieszne...
Opis: Słomki dopływają na jesienną wyspę, Sanji planuje zakupy, a Luffy ma dobre chęci, chociaż wychodzi jak zawsze...



~~~~
 Czerwień, złoto i brąz. Te kolory dominowały w kolorystyce wyspy, na którą dopływali słomkowi. Liczne drzewa liściaste, których pełno było niemal na każdej alejce miasteczka, między budynkami oraz na terenach niezamieszkałych, wyglądały, jakby zaczynały tracić liście na zimę. I właśnie tak zostały, jako, że znajdowały się na jesiennej wyspie.
Sanji, stający w pobliżu dziobu, wciągnął głęboko powietrze, uśmiechając się pod nosem. Lubił jesień. Porę roku, w której wiele owoców i warzyw dojrzewało i można było przyrządzić pyszne posiłki z sezonowych produktów. Do tego, był to okres, kiedy robiło się chłodniej, co stanowiło świetny pretekst, by powrócić do zup, potrawek i innych, rozgrzewających dań. Sama myśl sprawiła, że zaczął przygotowywać w głowie listę zakupów na najbliższe dni. Może udałoby mu się kupić dynie po dobrej cenie? Mógłby zrobić z nich zupę. A może leczo? Placki z cukinii też brzmiały całkiem kusząco. Mógłby je podać z mięsnym sosem dla kapitana oraz z dżemem pomarańczowym, jako deser dla Nami i Choppera. A dla Robin… Może ciasto marchewkowe? Pasowało do kawy...
- Sanji! Znalazłeś jakieś przygody? - Radosny okrzyk Luffy’ego wytrącił go z zadumy, kiedy gumiak wskoczył na swoje stałe miejsce na głowie Merry. Kucharz spojrzał na niego z poirytowaniem, w końcu miał jeszcze dwóch członków załogi, dla których powinien wymyślić coś zadowalającego… To jednak mogło poczekać, aż dobiją, bo z nadpobudliwym workiem energii, który właśnie skakał obok niego, planowanie i tak nie mogło się udać.
- Nie, nic nie znalazłem. Usiłowałem zaplanować potrzebne zakupy – wyjaśnił z zadziwiającą, jak na niego, cierpliwością, zapalając jednocześnie papierosa.
- Na pewno dużo mięsa – podpowiedział usłużnie Monkey, szczerząc się szeroko.
- Z twoim apetytem? Na pewno… - westchnął ciężko, na co jego kapitan zaśmiał się wesoło, najwyraźniej nie wyłapując zirytowania swojego kucharza.
- Jak myślisz, co dobrego mogą tutaj podawać? - zapytał Luffy, nie zauważając strużki śliny, która nagle zaczęła wypływać mu z ust na samą myśl.
- Może pieczone kasztany – zaproponował Sanji.
- Kasztany? - Czarnowłosy przekrzywił głowę.
- Tak. - Kąciki ust blondyna uniosły się odrobinę. - W Baratie zawsze jesienią mieliśmy trochę w menu. Tak dawno ich nie jadłem… - wymamrotał, uśmiechając się do swoich wspomnień. - Ciekawe, czy będziemy mieli tyle funduszy, żeby trochę kupić.
W tym momencie, głos Nami zmusił ich do poderwania głów i spojrzenia na dziewczynę. Zbliżali się do portu, więc byli potrzebni przy żaglach. Szybko poderwali się z miejsc i ruszyli, by pomóc towarzyszom. Wkrótce potem ich rozmowa została zapomniana w zamęcie przygotowań. Przynajmniej, dla jednej ze stron.
- Luffy, co ty taki spokojny? - zapytał Zoro, kiedy statek stał już bezpiecznie zacumowany w porcie, a część załogi wybyła do miasta, by zrobić odpowiednie zakupy.
- Zoro, potrzebuję pomocy! - wykrzyknął gumiak, spoglądając na swojego szermierza.
Ten uniósł brew w niemym pytaniu, jednak nie odezwał się.
- Musimy nazbierać kasztanów!
- Kasztanów? - Zielonowłosy spojrzał ze zdziwieniem na kapitana. - Po co ci kasztany?
- Sanji powiedział, że chciałby zjeść pieczone kasztany i się zastanawiał, czy będzie nas na to stać. A Nami ostatnio mówiła, że kończą nam się pieniądze. Dlatego je nazbieramy! - wykrzyknął Monkey.
Roronoa nie wydawał się przekonany.
- Jesteś pewny, że kasztany się je?
- Też o tym nie wiedziałem, ale Sanji powiedział, że chciałby je zjeść, czyli można je zjeść.
Z logiką Luffy’ego nie należało się kłócić. Tyle Zoro nauczył się podczas ich wspólnej żeglugi. Dlatego tylko wzruszył ramionami.
- W porządku.
Kapitan wyszczerzył się. Po czym przeniósł wzrok na coś, albo kogoś, za szermierzem.
- Usopp, Chopper, wy też możecie pomóc! - wykrzyknął w stronę jeszcze dwóch przyjaciół, znajdujących się na okręcie.
- Pewnie, możesz na nas liczyć! - odkrzyknęli, najwyraźniej od jakiegoś czasu przysłuchując się rozmowie.
We czwórkę zeskoczyli na brzeg i pognali w kierunku pobliskiego parku. Rosło tam bardzo dużo poszukiwanych przez nich drzew. Cała trójka zabrała się do roboty z niesamowitym entuzjazmem, a Zoro nie narzekał za bardzo, co w jego przypadku oznaczało mniej więcej to samo.

- No, tyle powinno wystarczyć – stwierdził z zadowoleniem Luffy, spoglądając na pięć pełnych worków, stojących w równym rządku przy ścianie obok kuchni.
- To nam starczy na całą drogę na następną wyspę! - wykrzyknął zachwycony Chopper.
- Nie doceniasz kapitana – parsknął Zoro, rzucając jeszcze jeden worek obok wcześniejszych. Z pewnym zadowoleniem ocenił ilość ich zbiorów, po czym zmarszczył brwi, przenosząc wzrok na gumiaka. - Ale, jeżeli miałem rację i ich się nie je, zabiję cię – ostrzegł.
Zarówno Chopper, jak i Usopp wzdrygnęli się, słysząc groźny ton szermierza, nawet, jeśli nie był skierowany w ich stronę, jednak Luffy zaśmiał się radośnie.
- Spokojnie, Zoro! Sanji powiedział… - Przerwał mu jednak odgłos stóp, lądujących na pokładzie.
Cała czwórka odwróciła się, by zobaczyć, jak kucharz pomagał zejść z barierki Robin, a Nami stała już pewnie na pokładzie, przyglądając się im z mieszaniną podejrzliwości i zainteresowania. Nowo przybyli mieli przy sobie torby z zakupami, chociaż nie było wątpliwości, że to blondyn miał ich najwięcej. I to nie tylko z zakupami spożywczymi, a zdecydowanie pomagał kobietom nieść jeszcze torby z ubraniami.
- Co powiedziałem? - zapytał, niezbyt pewny, czy aby na pewno chciał znać odpowiedź na to pytanie. Ostrożnym wzrokiem zmierzył worki, stojące przy ścianie swojej kuchni, jednak zdecydował się tego nie komentować. Przynajmniej tymczasowo.
- Że pieczone kasztany można jeść – odpowiedział Luffy.
Sanji zmarszczył brwi, słysząc to . Nie za bardzo rozumiał, co to miało do rzeczy.
- Tak. Inaczej by się ich nie piekło – zauważył całkiem logicznie.
- I mówiłeś, że chciałbyś trochę zjeść, ale Nami mówiła, że nie mamy pieniędzy – dodał jeszcze.
- Bo większość poszła na twoje mięso – warknęła nawigatorka, a kucharz pokiwał głową, wciąż nieco zdezorientowany.
- Panie kucharzu – zaśmiała się cicho Robin, - a czy doprecyzowałeś, jakie kasztany się piecze?
Blondyn spojrzał na archeolog, po czym ponownie przeniósł wzrok na worki. W kilku krokach dotarł do pierwszego z nich i zajrzał do środka. Po czym jęknął przeciągle.
- Luffy… Do jedzenia jest specjalna odmiana kasztanów jadalnych. Nie je się po prostu każdych – wytłumaczył, przymykając oczy z niedowierzania. Wiedział, że chłopak był idiotą, ale chyba istniały jakieś granice?
- Czyli nie możemy ich zjeść? A tak się namęczyliśmy… - zasmucił się Chopper, spoglądając na sześć pełnych worków. Spędzili całe popołudnie, żeby je nazbierać.
Sanji miał co prawda w planach rzucenie kilka uwag o tym, że cała reszta też była idiotami, skoro posłuchali się kapitana, jednak, widząc smutną minkę renifera, postanowił to przemilczeć. Szczególnie, że pewien glon właśnie zdawał się pałać żądzą mordu, a jeszcze większe zdołowanie lekarza tylko by pogorszyło ten stan. A do tego przekierowało całą wściekłość na blondyna. A ten, pomimo tego, że czasami lubił ciekawą walkę i nie należał do słabych, nie był też masochistą. Wściekły Zoro z powodu płaczącego Choppera zdecydowanie nie był czymś, z czym chciałby musieć się mierzyć.
- I po co, idioto, nas wlekłeś za sobą?! - warknął Roronoa, posyłając błyskawice w stronę kapitana.
Tamten wzruszył ramionami, uśmiechając się przepraszająco.
- Skąd miałem wiedzieć, że są inne rodzaje kasztanów? Sanji mówił, że chciałby kilka zjeść, więc…
- Więc postanowiłeś, że wyciągniesz nas, żeby zbierać bezużyteczne owoce?
Ponownie, to Robin postanowiła się wtrącić. Na szczęście, jeszcze zanim Nami straciła cierpliwość i zaczęła okładać wszystkich dookoła pięściami.
- Panie kucharzu, oni naprawdę musieli się napracować, zbierając te kasztany. Nawet, jeśli nic im to nie dało.
Sanji spojrzał na kobietę, po czym skinął głową. Musiał przyznać jej rację. Chociaż miał ochotę ponabijać się z reszty jeszcze trochę, czuł się szczęśliwy, wiedząc, że zrobili coś takiego specjalnie dla niego.
- W porządku. Kupiłem kilka, jak byłem na zakupach. Zaraz zrobię z nich pyszną kolację i przygotuję coś dla was, za waszą ciężką pracę – oznajmił pewnym głosem, starając się ukryć wdzięczność, jaką poczuł.
- Dzięki, Sanji!
- Jesteś wielki!
Luffy, Usopp i Chopper zaczęli pokrzykiwać wesoło, a Zoro uspokoił się na tyle, że tylko skinął głową i przestał emanować morderczą aurę. Blondyn pokręcił głową z politowaniem.
- I wyrzućcie te kasztany!
Naprawdę trafił na wspaniałą załogę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz