Fandom: One Piece.
Występują: Luffy, Sanji, Nami, Zoro, Chopper, Usopp, Robin
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: brak
Uwagi: Kolejny tekst do 2017 OP challenge. Temat na maj to kasztan. W zamierzeniu miało wyjść krótkie, lekkie, przyjemne i śmieszne...
Opis: Słomki dopływają na jesienną wyspę, Sanji planuje zakupy, a Luffy ma dobre chęci, chociaż wychodzi jak zawsze...
~~~~
Czerwień, złoto i
brąz. Te kolory dominowały w kolorystyce wyspy, na którą
dopływali słomkowi. Liczne drzewa liściaste, których pełno było
niemal na każdej alejce miasteczka, między budynkami oraz na
terenach niezamieszkałych, wyglądały, jakby zaczynały tracić
liście na zimę. I właśnie tak zostały, jako, że znajdowały się
na jesiennej wyspie.
Sanji, stający w
pobliżu dziobu, wciągnął głęboko powietrze, uśmiechając się
pod nosem. Lubił jesień. Porę roku, w której wiele owoców i
warzyw dojrzewało i można było przyrządzić pyszne posiłki z
sezonowych produktów. Do tego, był to okres, kiedy robiło się
chłodniej, co stanowiło świetny pretekst, by powrócić do zup,
potrawek i innych, rozgrzewających dań. Sama myśl sprawiła, że
zaczął przygotowywać w głowie listę zakupów na najbliższe dni.
Może udałoby mu się kupić dynie po dobrej cenie? Mógłby zrobić
z nich zupę. A może leczo? Placki z cukinii też brzmiały całkiem
kusząco. Mógłby je podać z mięsnym sosem dla kapitana oraz z
dżemem pomarańczowym, jako deser dla Nami i Choppera. A dla Robin…
Może ciasto marchewkowe? Pasowało do kawy...
- Sanji! Znalazłeś
jakieś przygody? - Radosny okrzyk Luffy’ego wytrącił go z
zadumy, kiedy gumiak wskoczył na swoje stałe miejsce na głowie
Merry. Kucharz spojrzał na niego z poirytowaniem, w końcu miał
jeszcze dwóch członków załogi, dla których powinien wymyślić
coś zadowalającego… To jednak mogło poczekać, aż dobiją, bo z
nadpobudliwym workiem energii, który właśnie skakał obok niego,
planowanie i tak nie mogło się udać.
- Nie, nic nie
znalazłem. Usiłowałem zaplanować potrzebne zakupy – wyjaśnił
z zadziwiającą, jak na niego, cierpliwością, zapalając
jednocześnie papierosa.
- Na pewno dużo
mięsa – podpowiedział usłużnie Monkey, szczerząc się szeroko.
- Z twoim apetytem?
Na pewno… - westchnął ciężko, na co jego kapitan zaśmiał się
wesoło, najwyraźniej nie wyłapując zirytowania swojego kucharza.
- Jak myślisz, co
dobrego mogą tutaj podawać? - zapytał Luffy, nie zauważając
strużki śliny, która nagle zaczęła wypływać mu z ust na samą
myśl.
- Może pieczone
kasztany – zaproponował Sanji.
- Kasztany? -
Czarnowłosy przekrzywił głowę.
- Tak. - Kąciki ust
blondyna uniosły się odrobinę. - W Baratie zawsze jesienią
mieliśmy trochę w menu. Tak dawno ich nie jadłem… - wymamrotał,
uśmiechając się do swoich wspomnień. - Ciekawe, czy będziemy
mieli tyle funduszy, żeby trochę kupić.
W tym momencie,
głos Nami zmusił ich do poderwania głów i spojrzenia na
dziewczynę. Zbliżali się do portu, więc byli potrzebni przy
żaglach. Szybko poderwali się z miejsc i ruszyli, by pomóc
towarzyszom. Wkrótce potem ich rozmowa została zapomniana w zamęcie
przygotowań. Przynajmniej, dla jednej ze stron.
- Luffy, co ty taki
spokojny? - zapytał Zoro, kiedy statek stał już bezpiecznie
zacumowany w porcie, a część załogi wybyła do miasta, by zrobić
odpowiednie zakupy.
- Zoro, potrzebuję
pomocy! - wykrzyknął gumiak, spoglądając na swojego szermierza.
Ten uniósł brew w
niemym pytaniu, jednak nie odezwał się.
- Musimy nazbierać
kasztanów!
- Kasztanów? -
Zielonowłosy spojrzał ze zdziwieniem na kapitana. - Po co ci
kasztany?
- Sanji powiedział,
że chciałby zjeść pieczone kasztany i się zastanawiał, czy
będzie nas na to stać. A Nami ostatnio mówiła, że kończą nam
się pieniądze. Dlatego je nazbieramy! - wykrzyknął Monkey.
Roronoa nie wydawał
się przekonany.
- Jesteś pewny, że
kasztany się je?
- Też o tym nie
wiedziałem, ale Sanji powiedział, że chciałby je zjeść, czyli
można je zjeść.
Z logiką Luffy’ego
nie należało się kłócić. Tyle Zoro nauczył się podczas ich
wspólnej żeglugi. Dlatego tylko wzruszył ramionami.
- W porządku.
Kapitan wyszczerzył
się. Po czym przeniósł wzrok na coś, albo kogoś, za szermierzem.
- Usopp, Chopper, wy
też możecie pomóc! - wykrzyknął w stronę jeszcze dwóch
przyjaciół, znajdujących się na okręcie.
- Pewnie, możesz na
nas liczyć! - odkrzyknęli, najwyraźniej od jakiegoś czasu
przysłuchując się rozmowie.
We czwórkę
zeskoczyli na brzeg i pognali w kierunku pobliskiego parku. Rosło
tam bardzo dużo poszukiwanych przez nich drzew. Cała trójka
zabrała się do roboty z niesamowitym entuzjazmem, a Zoro nie
narzekał za bardzo, co w jego przypadku oznaczało mniej więcej to
samo.
- No, tyle powinno
wystarczyć – stwierdził z zadowoleniem Luffy, spoglądając na
pięć pełnych worków, stojących w równym rządku przy ścianie
obok kuchni.
- To nam starczy na
całą drogę na następną wyspę! - wykrzyknął zachwycony
Chopper.
- Nie doceniasz
kapitana – parsknął Zoro, rzucając jeszcze jeden worek obok
wcześniejszych. Z pewnym zadowoleniem ocenił ilość ich zbiorów,
po czym zmarszczył brwi, przenosząc wzrok na gumiaka. - Ale, jeżeli
miałem rację i ich się nie je, zabiję cię – ostrzegł.
Zarówno Chopper,
jak i Usopp wzdrygnęli się, słysząc groźny ton szermierza,
nawet, jeśli nie był skierowany w ich stronę, jednak Luffy zaśmiał
się radośnie.
- Spokojnie, Zoro!
Sanji powiedział… - Przerwał mu jednak odgłos stóp, lądujących
na pokładzie.
Cała czwórka
odwróciła się, by zobaczyć, jak kucharz pomagał zejść z
barierki Robin, a Nami stała już pewnie na pokładzie, przyglądając
się im z mieszaniną podejrzliwości i zainteresowania. Nowo
przybyli mieli przy sobie torby z zakupami, chociaż nie było
wątpliwości, że to blondyn miał ich najwięcej. I to nie tylko z
zakupami spożywczymi, a zdecydowanie pomagał kobietom nieść
jeszcze torby z ubraniami.
- Co powiedziałem?
- zapytał, niezbyt pewny, czy aby na pewno chciał znać odpowiedź
na to pytanie. Ostrożnym wzrokiem zmierzył worki, stojące przy
ścianie swojej kuchni, jednak zdecydował się tego nie komentować.
Przynajmniej tymczasowo.
- Że pieczone
kasztany można jeść – odpowiedział Luffy.
Sanji zmarszczył
brwi, słysząc to . Nie za bardzo rozumiał, co to miało do rzeczy.
- Tak. Inaczej by
się ich nie piekło – zauważył całkiem logicznie.
- I mówiłeś, że
chciałbyś trochę zjeść, ale Nami mówiła, że nie mamy
pieniędzy – dodał jeszcze.
- Bo większość
poszła na twoje mięso – warknęła nawigatorka, a kucharz pokiwał
głową, wciąż nieco zdezorientowany.
- Panie kucharzu –
zaśmiała się cicho Robin, - a czy doprecyzowałeś, jakie kasztany
się piecze?
Blondyn spojrzał
na archeolog, po czym ponownie przeniósł wzrok na worki. W kilku
krokach dotarł do pierwszego z nich i zajrzał do środka. Po czym
jęknął przeciągle.
- Luffy… Do
jedzenia jest specjalna odmiana kasztanów jadalnych. Nie je się po
prostu każdych – wytłumaczył, przymykając oczy z
niedowierzania. Wiedział, że chłopak był idiotą, ale chyba
istniały jakieś granice?
- Czyli nie możemy
ich zjeść? A tak się namęczyliśmy… - zasmucił się Chopper,
spoglądając na sześć pełnych worków. Spędzili całe
popołudnie, żeby je nazbierać.
Sanji miał co
prawda w planach rzucenie kilka uwag o tym, że cała reszta też
była idiotami, skoro posłuchali się kapitana, jednak, widząc
smutną minkę renifera, postanowił to przemilczeć. Szczególnie,
że pewien glon właśnie zdawał się pałać żądzą mordu, a
jeszcze większe zdołowanie lekarza tylko by pogorszyło ten stan. A
do tego przekierowało całą wściekłość na blondyna. A ten,
pomimo tego, że czasami lubił ciekawą walkę i nie należał do
słabych, nie był też masochistą. Wściekły Zoro z powodu
płaczącego Choppera zdecydowanie nie był czymś, z czym chciałby
musieć się mierzyć.
- I po co, idioto,
nas wlekłeś za sobą?! - warknął Roronoa, posyłając błyskawice
w stronę kapitana.
Tamten wzruszył
ramionami, uśmiechając się przepraszająco.
- Skąd miałem
wiedzieć, że są inne rodzaje kasztanów? Sanji mówił, że
chciałby kilka zjeść, więc…
- Więc
postanowiłeś, że wyciągniesz nas, żeby zbierać bezużyteczne
owoce?
Ponownie, to Robin
postanowiła się wtrącić. Na szczęście, jeszcze zanim Nami
straciła cierpliwość i zaczęła okładać wszystkich dookoła
pięściami.
- Panie kucharzu,
oni naprawdę musieli się napracować, zbierając te kasztany.
Nawet, jeśli nic im to nie dało.
Sanji spojrzał na
kobietę, po czym skinął głową. Musiał przyznać jej rację.
Chociaż miał ochotę ponabijać się z reszty jeszcze trochę, czuł
się szczęśliwy, wiedząc, że zrobili coś takiego specjalnie dla
niego.
- W porządku.
Kupiłem kilka, jak byłem na zakupach. Zaraz zrobię z nich pyszną
kolację i przygotuję coś dla was, za waszą ciężką pracę –
oznajmił pewnym głosem, starając się ukryć wdzięczność, jaką
poczuł.
- Dzięki, Sanji!
- Jesteś wielki!
Luffy, Usopp i
Chopper zaczęli pokrzykiwać wesoło, a Zoro uspokoił się na tyle,
że tylko skinął głową i przestał emanować morderczą aurę.
Blondyn pokręcił głową z politowaniem.
- I wyrzućcie te
kasztany!
Naprawdę trafił
na wspaniałą załogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz