Przede wszystkim: przepraszam, że tak dawno niczego nie wstawiałam. Nie, żeby ktokolwiek tu zaglądał (przynajmniej, nikt nie daje znaku życia...) A tutaj wstawiam moją wersję "Czerwonego Kapturka" w mafijnych klimatach.
Tytuł: Kapturek i Wilk
Fandom: Czerwony Kapturek
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: mafia, zabójstwa, narkotyki, tortury, przemoc.
Opis: Życie w świecie, gdzie przestępczość dominuje nad sprawiedliwością nie jest łatwa. Nawet dla postaci z bajki. Jak poradzą sobie Kapturek - diler i Wilk - morderca?
Noc była ciemna, mimo że na niebie
nie było ani jednej chmurki. Duszne powietrze przepełnione było
dźwiękiem syren policyjnych wyjących daleko w dole. Na gzymsie
jednego z budynków siedziała dziewczyna. Na głowie miała czerwony
kaptur – swój znak rozpoznawczy. Obok niej leżała spokojnie
nieduża torba. Dziewczyna pozwalała swoim nogom zwisać swobodnie,
pomimo że widziała ogromną odległość, jaka dzieliła ją od
betonu w dole.
- A zły wilk wyszedł z lasu i
owieczki zjadł~ - nuciła radośnie, obserwując zamieszanie pod
nią.
W tym momencie na dach wyszła jeszcze
jedna osoba. Dobrze zbudowany mężczyzna w skórzanej kurtce i
delikatnym uwypukleniem w kształcie kolby pistoletu przy pasie
stanął za nieświadomą niczego dziewczyną i zamruczał jej na
ucho.
- Co masz w koszyczku, Kapturku? -
zapytał, pochylając się nad nią. Wystarczyłby teraz jeden ruch
jego ręki, by zapytana zamieniła się w kolejną mokrą plamę
daleko w dole.
Ta jednak nie wystraszyła się, a
jedynie obróciła nieco głowę.
- Leki dla chorej babci. - odparła,
posyłając mu niewielki uśmiech.
Mężczyzna słysząc to, odchylił
głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem.
- Znowu? Tym razem amfa czy znowu
maryśka? - zapytał, przysiadając się obok towarzyszki.
- To coś nowego. Podobno daje niezłego
kopa, ale cholerstwo uzależnia jeszcze bardziej niż meta. Nie wiem,
co za idiota to produkuje. - Kapturek skrzywiła się, wskazując
kciukiem na torbę obok siebie.
- Huh? Babcia serio ci to powierzył? -
zapytał facet, sięgając ręką do środka i wyciągając jeden
woreczek. Przez chwilę przyglądał się mu nieufnie.
- Jasne. Zarówno on, jak i ty wiecie,
że jestem w tym najlepsza. - wzruszyła ramionami. - A ty co?
Kolejne zlecenie? - zapytała, wskazując na poruszenie na dole.
- Kolejny debil, który uznał, że
może wykiwać cały świat. Wkurwił Babcię, a tego się nie robi,
jeżeli nie masz mocnych pleców.
- Diler?
- Pseudo-informator.
- Tych to się ostatnio namnożyło. -
Kapturek zaśmiała się. - Hej, Wilk. Muszę odwiedzić jedno
niepewne miejsce. Nie miałbyś ochoty się ze mną przejść?
- Niepewne? Tylko mi nie mów, że
Babcia znowu wysyła cię na cudzy rewir? - mężczyzna zerknął na
młodszą towarzyszkę z niepokojem.
- Teoretycznie tamci wiedzą o mojej
wizycie. To ma być czysty handel. Zero rozlewu krwi. - rzuciła,
przybierając niższy ton głosu, jakby cytując szefa tutejszej
mafii. Większość jego podwładnych nazywała go Ojcem, dlatego
właśnie Kapturek i Wilk postanowili sobie zrobić z tego żart i
zaczęli określać go Babcią. Przywódca grupy nie robił im z tego
powodu żadnych problemów. Prawdopodobnie dlatego, że nie chciał
stracić swoich najlepszych ludzi.
- Więc po co ja ci tam?
- Ceny są zdecydowanie za wysokie.
Nikt tego gówna nie kupi. - sapnęła dziewczyna, odchylając się
do tyłu. Położyła się na chłodnym betonie i wpatrywała się w
czyste niebo.
- Krótko mówiąc, Babcia znowu wrzuca
cię w gówno i nawet nie raczy mnie o tym poinformować? - domyślił
się Wilk.
- Dokładnie. Dlatego tutaj przyszłam.
Dowiedziałam się, że masz tu jakieś zlecenie. Spoko, podzielę
się z tobą swoją działką. - rzuciła spokojnie.
- Nie to mnie martwi. - Wilk tylko
machnął ręką. Byli partnerami znacznie dłużej niż służyli
pod Babcią, czy jakimkolwiek jego poprzedniku. Mieli do siebie
zaufanie. Do siebie i do nikogo więcej.
Chociaż nazywanie ich partnerami nie
do końca oddawało charakter ich relacji. Partnerzy najczęściej
zajmują się tym samym, bądź podobnymi rzeczami. Ta dwójka,
oprócz działania w szarej strefie, nie miała ze sobą wiele
wspólnego. Kapturek była dilerem i informatorem. Czasami robiła za
kuriera. Trzymała się raczej „czystych” i „bezpiecznych”
zleceń. Wilk tymczasem był płatnym zabójcą. Jego zadania głównie
koncentrowały się na cichym, bądź jak najbardziej widowiskowym
likwidowaniem celów. Czasami robił tez jako ochroniarz, zwykły
straszak, bądź kurier, jeżeli chodziło o dostarczanie żywego
towaru.
Właśnie dlatego, że zajmowali się
innymi dziedzinami, nie mieli problemów ze współpracą. Często
pomagali sobie wzajemnie, lub pomagali w znalezieniu klientów.
Uzupełniali się.
- Pójdziesz ze mną? - Kapturek
zerknęła na niego spod półprzymkniętych powiek.
- Oczywiście. - wzruszył ramionami.
Po chwili jakby przypomniał sobie o czymś ważnym. - Hej, wiesz
może coś o tym całym Drwalu? Załatwił nie tego, kogo trzeba. Za
jego głowę jest teraz całkiem niezła cena.
- Drwal? Mówisz o tym, który w
zeszłym tygodniu zaszlachtował całą rodzinę tamtego polityka? -
upewniła się dziewczyna.
- Dokładnie o tym.
- Tak, mam o nim sporo informacji.
Ostatnio one też mocno podrożały. - uśmiechnęła się, sięgając
do torby. Wyciągnęła z niej sporą teczkę. Przez chwilę
przeglądała zawartość, po czym wybrała trzy kartki i podała je
zabójcy.
- Tutaj masz wszystko, co pomoże ci go
znaleźć. Tylko nie daj się zranić. Gość ma jakąś mocną
truciznę.
- Dzięki. - uśmiechnął się i
schował papiery do kieszeni. Po chwili podniósł się. - To
idziemy?
- Jasne. - Kapturek sprawnie znalazła
się przy towarzyszu i przerzuciła sobie torbę przez ramię. Razem
poszli w stronę schodów przeciwpożarowych.
*
Kapturek stała przy ścianie,
podtrzymując półprzytomnego Wilka. Normalnie raczej nie miała nic
przeciwko różnicy w ich budowie. Potężny zabójca nie miał
problemów z pokonywaniem wrogów, a drobna dziewczyna bez problemów
unikała zauważenia. Teraz jednak, chwiejąc się pod ciężarem
swojego partnera, przeklinała wagę mężczyzny.
Ktoś odkrył kryjówkę Wilka. Nie
jedną z najważniejszych, ale zwykły, na wpół opróżniony
arsenał. Jednak obydwoje udali się tam, po udanej robocie.
Mężczyzna chciał napełnić magazynki i mieli natychmiast ruszać
do Babci po swoją zapłatę. Jednak na miejscu już czekała na nich
policja.
Kapturek usłyszała kroki na ulicy,
więc zdecydowała się, że nie ma sensu dalej uciekać.
- Poczekaj chwilę. - poprosiła,
układając zabójcę na ziemi.
Wilk pokiwał głową, a jedną ręką
sięgnął do kabury. Druga dłoń zaciskała się na materiale na
brzuchu, który z każdą chwilą coraz bardziej pokrywał się
czerwienią. Uniósł pytająco brew. Dziewczyna skinęła głową,
wiedząc, że jej partner miał tłumik przy swojej broni.
Wyskoczyła na ulicę, obracając
głowę w taki sposób, że wyglądała, jakby uciekała. Już po
kilku krokach wpadła na biegnącego z przeciwnej strony policjanta.
- Co się stało? - zapytał
zmartwiony, jednocześnie czujnie się rozglądając. Miał za
zadanie odnaleźć seryjnego mordercę. Nawet nie podejrzewał, że
ta niewinna dziewczynka może być w to w jakiś sposób zamieszana.
- Tam był taki wielki pan... I on
straszył, że zabije mojego braciszka... - rzuciła płaczliwym
głosem Kapturek. Przy okazji prowadziła funkcjonariusza dalej
uliczką, ustawiając go w taki sposób, że był idealnie na linii
strzału. Już chwilę później słychać było ciche kaszlnięcie i
odgłos ciała zwalającego się na ziemię.
- Za każdym razem okazują się takimi
samymi idiotami. - mruknął Wilk, chowając pistolet.
- Niedaleko mam jedną kryjówkę.
Powinna być tam jakaś apteczka. - Kapturek nie skomentowała w
żaden sposób ich akcji. Podparła towarzysza i poprowadziła go
dalej, ciemnymi uliczkami.
*
- Musimy się dowiedzieć, kto nas
wydał! - warknął Wilk.
Chodził nerwowo w tą i z powrotem,
przed rozłożoną na kanapie Kapturkiem. Dziewczyna pokiwała głową,
szybko uderzając palcami w klawiaturę na laptopie. Minęło kilka
dni od ich żałosnej ucieczki. Od tego czasu nie skontaktowali się
ze światem zewnętrznym. Znaleźli nową kryjówkę, a teraz starali
się wypracować nowy plan. Oczywiście, odnalezienie bazy Wilka
mogło być czystym przypadkiem. Ale żadne z nich w to nie wierzyło.
Akcja była za dobrze zaplanowana jak na przypadek.
- Dowodził nimi Gajowy. Widziałam go.
Musimy go złapać i przesłuchać. - rzuciła. Po chwili wydała z
siebie ciche „aha!”
- Masz coś? - mężczyzna podszedł do
niej i zerknął na ekran urządzenia.
- Tak. Będzie dzisiaj eskortować tego
gbura, co ostatnio zajął stanowisko ministra bezpieczeństwa
publicznego.
- Gdzie?
- Będzie to wizyta w naszej dzielnicy.
Ma pokazać, jak bardzo mafia nie grozi bezpieczeństwu normalnych
obywateli.
- Idiota. - mruknął Wilk, jednak nie
przerywał.
- Mamy szczęście. - uśmiechnęła
się. - Będą korzystać z tego nowego systemu łączności.
- Z tego, którego zabezpieczeń nikt
jeszcze nie złamał? - upewnił się, marszcząc brwi. I gdzie tu
było szczęście?
- Dokładnie. A wiesz, dlaczego nikt go
nie złamał? - uśmiechnęła się wesoło.
- Bo jest świetny? - wzruszył
ramionami i sięgnął do małej lodówki, wyciągając stamtąd
puszkę zimnego piwa. Musiał się odstresować.
- Bo ja go stworzyłam, żeby chronić
swoje dane. - Kapturek przewróciła oczami, wyciągając do niego
rękę. Zabójca westchnął i wyciągnął jeszcze jeden napój. Tym
razem zwykłą puszkę coli.
- No tak, nic nowego. - mruknął. -
Czyli mamy dostęp do ich systemu komunikacji?
- Tak. Bez problemów wywabimy Gajowego
z dala od innych i go zgarniemy. Nikt nie powinien zwrócić na to
większej uwagi, bo wszyscy bardziej skupieni będą na ministrze.
- Przypomnij mi, żebym nigdy z tobą
nie zadarł. - gwizdnął z uznanie, przyglądając się, jak
dziewczyna z wprawą odpala program, który pozwoli im dowolnie
kontrolować łączność między stróżami prawa.
- Masz to jak w banku. - zaśmiała
się, uruchamiając odpowiednią aplikację na telefonie.
*
Komisarz miejscowego posterunku stał
w oknie i uważnie przyglądał się, jak niewielka grupka ludzi
idzie przez zrujnowane rejony miasta. To właśnie tutaj, pomiędzy
błagającymi o remont kamienicami i straszącymi szkieletami
wieżowców, odsetek przestępczości był najwyższy. Niepewnie
uniósł głowę. Mimo, że był środek dnia, na ulice nie docierało
za dużo świtała, a te promienie, które przebiły się aż do
ludzkich oczu, wydawały się przytłumione, jakby starły się z
gęstą chmurą pyłu. Wszystko tutaj wydawało się brudne i
niebezpieczne. Każda dziura w murze stanowiła potencjalne
stanowisko dla strzelca, któremu obiecano sowitą zapłatę za tego
konkretnego człowieka.
Drgnął niespokojnie, gdy usłyszał
cichy pisk dobiegający ze swojej słuchawki. Po chwili, usłyszał
głos jednego ze swoich ludzi.
- Szefie, chyba mamy problem. -
zameldował ktoś niepewnie.
- Gdzie jesteś? - zapytał komisarz.
- Sektor B3.
Mężczyzna szybko przypomniał sobie
mapę rejonu, której nauczył się na pamięć na potrzeby tego
zadania. Teraz zaklął cicho. Tam mieli przechodzić za jakąś
godzinę. To oznaczało, że wciąż miał trochę czasu, żeby
załatwić wszelkie problemy, ewentualnie delikatnie zmienić trasę
pochodu.
- Co dokładnie się stało?
- Chyba lepiej, żeby szef sam to
zobaczył...
- Idę tam. - rzucił, po czym zerknął
na swojego zastępcę. - Pilnuj tu wszystkiego.
- Tak jest. - zasalutował mu tamten.
***
- Idzie tu. - poinformował Wilk,
ściągając jedną słuchawkę. Kapturek tylko przewróciła oczami.
- Słyszałam. - mruknęła, pokazując
na identyczne słuchawki, tkwiące w jej uszach.
- Och, rzeczywiście.
Nie musieli czekać dłużej. Odgłos
kroków zbliżył się do ich kryjówki, a w uszach usłyszeli
znajomy głos Gajowego.
- Gdzie jesteście? Nie widzę was.
Usta dziewczyny poruszyły się
bezgłośnie, układając wyrazy: „szefie, przecież kazałeś nam
zabezpieczyć tył pochodu”, jednak tym, który się odezwał był
Wilk. Ponownie.
- W budynku przy starym sklepie. Nad
drzwiami jest czerwone logo pomidora.
- Zaraz będę.
Kroki zaczęły się zbliżać, więc
Kapturek ustawiła się przy drzwiach, trzymając w dłoni
strzykawkę. Wilk natomiast schował się w połowie za framugą
pustego już otworu wejściowego, prowadzącego do następnego
pomieszczenia. Miał w ten sposób obniżyć czujność Gajowego.
- Co się stało? - zapytał,
przekraczając próg. W tym momencie poczuł ukłucie w prawe ramię.
Obrócił się zaskoczony, tylko po to, aby ujrzeć uśmiechniętą
twarz Kapturka. Po tym przewrócił się na ziemię.
- Szybko się pakujemy i zawijamy się
stąd. - Wilk zabrał się za wiązanie nieprzytomnego, a Kapturek
zgarnęła sprzęt. Razem opuścili okolicę.
*
Gajowy budził się powoli. Wilk
postanowił mu pomóc. Wiadro lodowatej wody wylane na głowę szybko
przywróciło komisarza do rzeczywistości.
- Dzień dobry, panie Gajowy. -
przywitała się promiennie Kapturek.
- Nie nazywam się Gajowy. - wydukał
policjant, bo to była pierwsza myśl, która przyszła do jego wciąż
zamroczonego umysłu.
- To nie ma znaczenia. Dla nas
pozostaniesz Gajowym. Niczym się nie różnicie.
Tak, nazywanie kolejnych komisarzy
jako „Gajowy” było niemal tym samym, co określanie przywódcy
mafii „Babcią”. Kolejny rodzaj żartu, który rozumiała tylko
ta dwójka.
Gdy zaczynali swoją działalność,
na stołku w tutejszej policji siedział facet, którego nazwisko w
jakiś sposób kojarzyło im się z gajowym. Żadne z nich nie
pamiętało jak ono dokładnie brzmiało. Jednak gość był przez
nich nazywany „Gajowy”. Tamten utrzymał się całkiem długo. I
napsuł im sporo krwi. Jednak w końcu udało się go zlikwidować.
Potem przychodzili kolejni. Każdego z nich nazywali „Gajowym”.
Według nich, wszyscy byli tacy sami. Może i różnili się
wyglądem, ale mieli tak samo bezsensowne poczucie sprawiedliwości.
W świecie Wilka i Kapturka, byli oni kolejnymi ludźmi, którzy za
bardzo trzymali się swoich nieprawdopodobnych idei. W
rzeczywistości, gdzie rządziła przestępczość, strażnicy prawa
byli albo skorumpowani, albo idiotami.
- Kojarzysz akcję z tamtego tygodnia?
Mieliście załatwić seryjnego mordercę, który kręcił się po
okolicy już od dłuższego czasu. - zaczął Wilk, nie mając
zamiaru bawić się w grzeczności.
- Co to ma wspólnego z...?
- Chyba nie rozumiesz sytuacji. My
zadajemy pytania, ty możesz co najwyżej na nie odpowiadać. -
warknął zabójca.
- Nie mam zamiaru współpracować z
przestępcami!
- To się jeszcze okaże. - uśmiechnął
się Wilk drapieżnie.
- Na szczęście, nie udało mi się
sprzedać wtedy całego towaru. Mam coś ciekawego~. - zanuciła
wesoło Kapturek, sięgając do swojej torby. Wyciągnęła stamtąd
niewielką strzykawkę, napełnioną błękitnym płynem. - Nazywają
to „płynnym niebem”. Wiesz, dlaczego? - zapytała, podchodząc
do skrępowanego mężczyzny. Tamten spojrzał na nią z obawą
wymalowaną na twarzy i najwyraźniej zdziwiony jej wiekiem. Pokręcił
głową.
- Ponieważ każdy, kto tego spróbował,
natychmiast uznawał rzeczywistość za niebo. - zaśmiał się Wilk.
Gajowy posłał mu przerażone spojrzenie. Kapturek w tym czasie
wbiła igłę w przedramię policjanta.
Nie musieli długo czekać na efekty.
Mężczyzna zaczął się wić i szarpać, a jego gardło co chwila
opuszczały zduszone jęki. Nie zajęło dużo czasu, zanim mundurowy
przestał nad sobą panować całkowicie. Ciche dźwięki
przekształciły się w przeraźliwe krzyki, po czym w coś na
kształt donośnego wycia. Obydwoje przestępcy cieszyli się, że
wybrali na swoją kryjówkę piwnicę z wygłuszanymi ścianami.
Po kilku minutach, mężczyzna zaczął
się uspokajać. Kapturek uśmiechnęła się do niego słodko, a
Wilk rzucił mu krzywe spojrzenie.
- Pamiętasz próbę schwytania
mordercy? - ponowił pytanie zabójca.
Mężczyzna wahał się jeszcze
sekundę, ale potem zobaczył w dłoni dziewczyny świeżą
strzykawkę, gotową do użycia.
- Pamiętam. - odpowiedział łamiącym
się głosem.
- Świetnie. Skąd mieliście
informacje o położeniu jego kryjówki.
- To... To był czysty przypadek, że
ją znaleźliśmy. - odpowiedział niemal natychmiast. W tym samym
momencie poczuł, jak igła po raz drugi tego dnia zanurza się w
jego skórze. - Nie. - jęknął.
- Teraz pokażemy ci, jak każe się
tutaj za kłamstwo. - wymruczała dziewczyna, wciskając tłoczek.
Kolejne kilka minut wpatrywali się w
wijącego się i błagającego o litość Gajowego.
- Czyli dowiedzieliście się o
kryjówce przypadkiem...? - zapytał znudzonym głosem Wilk, gdy
policjant przestał się szarpać.
- Nie. - pokręcił głową.
- Skąd o tym wiedzieliście?! - krzyk
zabójcy wypełnił pokój i sprawił, że więzień skulił się.
Przy użyciu normalnych środków, złamanie mężczyzny zajęłoby
znacznie więcej czasu, ale „płynne niebo” było czymś
niesamowitym. Kapturek tylko raz do tej pory widziała, jak to cudo
działa. Ból wywoływany tym narkotykiem był podobno
niewyobrażalny. Do tego, mimo że działanie trwało kilka minut,
dla torturowanego wydawało się to kilkoma długimi dniami.
- Od... informatora. - wykrztusił.
Wciąż bronił swojego źródła. Zarówno Kapturek, jak i Wilk
musieli pogratulować mu silnej woli.
- Wiesz, co jest najlepsze w tym
środku? - zapytała dziewczyna, delikatnie stukając w trzecią
strzykawkę, która tylko czekała na wbicie. Policjant drgnął
gwałtownie, widząc przedmiot blisko swojego ciała. - Że jest
cholernie uzależniający. Jestem pewna, że jeszcze jedna, dwie
dawki i nie będziesz mógł bez tego żyć. Wyobrażasz to sobie?
Przyjdziesz do nas, błagając, byśmy dali ci jeszcze trochę
nieba... A działanie z czasem wcale się nie zmniejsza, wręcz
przeciwnie.
- Powiem wszystko! - oczy Gajowego
rozszerzyły się z przerażenia. W tej chwili cała jego postawa
emanowała tylko tą jedną emocją. Nic innego go nie obchodziło,
byle tylko trzymać się z dala od piekielnego narkotyku.
- Kto powiedział wam o kryjówce? -
zapytał Wilk, uśmiechając się lekko.
- To... to był... Mama! To był
cholerny Mama! Obiecał, że zdradzi kryjówkę tamtego zabójcy, za
wypuszczenie na wolność! Nie wiem, skąd on to wiedział! -
wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Mama? - Kapturek zerknęła na Wilka.
- Cholerny kundel! - warknął zabójca,
zaciskając pięści. - Skąd on to wiedział?! - nawet nie próbował
kierować pytania do przerażonego Gajowego, który tylko wodził
oczami po swoich oprawcach. On nie mógł tego wiedzieć.
- Mama zawsze był zaufanym człowiekiem
Babci. - zamyśliła się Kapturek. - Wilk, czy ty w jakiś sposób
naraziłeś się Babci? - zmarszczyła brwi.
- Przecież robiłem wszystko, co ten
skurwiel mi zlecał!
- A to twoje wcześniejsze zlecenie?
Pamiętasz, jak miałeś zlikwidować tamtego handlarza broni?
- Oczywiście, że pamiętam! Mam
jebaną bliznę po tych jego pociskach. - warknął.
- Czy nie zlecił ci tego przypadkiem
ktoś inny? Może tamten gość był pod Babcią?
- Tylko dlaczego Babcia miałby mścić
się za to też na tobie? Przecież nie brałaś w tym udziału.
- Tak. Tylko, że Babcia wie, że
często z tobą pracuję. Mama tego nie wie.
- Czyli ten skurwiel...?
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała
cisza.
- Zamorduje ich! - warknął Wilk
- Chcesz ściągnąć sobie na kark
całą tutejszą mafię? - zapytała Kapturek, chociaż w jej głosie
słychać było rozbawienie.
- Bo to pierwszy raz?
Przez chwilę obydwoje wpatrywali się
w siebie. Po czym parsknęli śmiechem.
- Żegnaj cudowna stabilizacjo! Witamy
kolejną przeprowadzkę! - rzuciła lekko Kapturek, odwracając się
w stronę drzwi.
- Opracujesz jakiś plan? Zlikwidowanie
Babci może być problematyczne. - upewnił się zabójca, wyciągając
zza pasa długi nóż.
- Jasne. Gdzie potem się udamy?
- Zawsze chciałem popłynąć na inny
kontynent. Może dla odmiany teraz jakiś kraj, gdzie jest ciepło?
- Brzmi zabawnie. - Kapturek już
chciała opuścić pomieszczenie, ale zatrzymał ją cichy głos.
- Wypuścicie mnie? - zapytał ze
strachem policjant.
- Oczywiście, że nie. - Wilk podszedł
do niego i przyłożył mu ostrze noża do gardła. - Gajowy musi
poczuć, jak to jest być ofiarą...
*
Słońce stało wysoko na niebie. Fale
wesoło uderzały w burtę średniej wielkości jachtu, płynącego
po błękitnych wodach. Na horyzoncie zaczęły formować się obrazy
celu rejsu. Piękny, żółty piasek, soczyście zielone liście
drzew, białe dachy domków, których tarasy sięgały niemal samej
linii wody. Widok tak bardzo różnił się od szarych ulic ich
poprzedniej lokacji, że Kapturek nie mogła się powstrzymać przed
pokazaniem ich Wilkowi.
- Piękne, prawda? - zapytała,
uśmiechając się szeroko.
- Oczywiście. - zaśmiał się
mężczyzna, wdychając głęboko zapach słonego, morskiego
powietrza.
- I jest tu tak dużo słońca... -
rozmarzyła się dziewczyna.
- Możemy tu zostać, jeżeli chcesz. -
zaproponował były zabójca, rozpierając się wygodnie na barierce.
Przeliczyli wszystkie oszczędności,
które udało im się uzbierać przez lata pracy w szarej strefie.
Ich funduszy starczyłoby spokojnie do przeżycia dwóch czy trzech
normalnych żywotów. Oznaczało to, że po przypłynięciu tutaj,
nie musieli już obawiać się o pracę.
Wilk cieszył się, widząc szczęście
młodszej towarzyszki. Jej blada skóra potrzebowała słońca.
Mężczyzna nie chciał pozwolić, żeby dopadła ją jakaś choroba
spowodowana niezdrowym otoczeniem.
- Chcę. - zaśmiała się, wychylając
się mocno. - Słyszysz to? Mewy tak głośno krzyczą! I jeszcze ten
szum. Ani śladu po silnikach samochodów!
- To może jakiś deser lodowy? Przy
takiej temperaturze powinien być idealny. - zaproponował z
uśmiechem na ustach.
- Tak! - Kapturek odwróciła się do
niego. - Wilk, jesteś wspaniały!
- Wiem. - przez chwilę razem się
śmiali, po czym mężczyzna jakby sobie o czymś przypomniał. - Ale
wiesz, nie musisz już na mnie wołać „Wilk”. Tutaj nasze
relacje nie mogą nam zaszkodzić.
- Och, racja. - pokiwała głową w
zamyśleniu. - Więc teraz mogę spokojnie powiedzieć: jesteś
najlepszym starszym bratem na świecie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz