piątek, 18 grudnia 2015

Pojęcie dobra i zła w One Piece.


Witam i z góry uprzedzam: ten post nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek opowiadaniem. Zamieszczam tu tylko i wyłącznie moje przemyślenia.

Już jakiś czas temu zaczęłam zastanawiać się nad pojęciem dobra i zła w One Piece. Doszłam do jakiś wniosków, ale na pewien czas zapomniałam całkowicie o temacie. Nie tak dawno trafiłam na podobne zagadnienie gdzieś w odmętach internetu. Co prawda, tam pytanie było nieco innej treści. Brzmiało mniej więcej: "Kto jest dobry, marynarka czy piraci?"
Przyznaję, autor miał sporo racji, jednak uważam, że samo pytanie było źle sformułowane. Bo tak naprawdę, nie można oceniać całych grup, w momencie, kiedy problem jest, żeby sklasyfikować jakoś poszczególne jednostki.



Ale po kolei, Czym jest dobro, chyba nie muszę tłumaczyć. Szczególnie, że pojęcie to jest bardzo subiektywne. Każdy może interpretować je na własny sposób, zmienia się zależnie od miejsca, czasów i osób je definiujących. Jak wszystko, jest przede wszystkim ustanawiane przez władze. Nie wierzycie? Prosty przykład: "zabijanie jest złe". To wie nawet dziecko. Ale co z przypadkami, gdzie człowiek działający w obronie własnej, przypadkowo spowoduje czyjąś śmierć? Tu już zaczyna się spór. Cofnijmy się teraz do czasów antycznych. Kapłani, składając na ołtarzach swoich bogów ofiary z ludzi, twierdzili, że jest to bardzo dobre. Uszczęśliwia bogów, przynosi zyski ludziom. A społeczeństwo się z nimi zgadzało. Czyli zabijanie było uznawane za coś dobrego (w niektórych przypadkach oczywiście). Ok, teza udowodniona, czas wrócić do głównego tematu.

To może zacznijmy od piratów, jako że oni pełnią główną rolę w mandze/anime. Są oni przez rząd i większość społeczeństwa uważani za "złych". A jak zostaje się takim piratem? Wbrew pozorom, nie wystarczy wymordować kilku wiosek, ograbić parę statków czy nawet zrównać z ziemią jakiejś wyspy. Nie, wtedy można zostać co najwyżej pospolitym przestępcą, bandytą czy jakkolwiek to nazwać. Żeby zostać uznanym za pirata, trzeba się bardziej wysilić, wykazać inwencją twórczą i złamać najważniejsze prawo. Tak, chodzi oczywiście o wymalowanie na banderze wyszczerzonej czaszki, najlepiej z jakimiś charakterystycznymi dodatkami, żeby nie pomylono jej z jakąś inną. To jest najważniejsze kryterium, na które zwracają uwagę ci w marynarce, odpowiedzialni za przyznawanie nagród. Jak już jest bandera (najlepiej oczywiście przymocowana do jakiegoś statku), reszta idzie z górki. Prędzej czy później statek taki natknie się na okręt marynarki, który go zaatakuje (bo przecież pirat, co z tego, że na pokładzie siedzi jakiś wyszczerzony od ucha do ucha dzieciak). W tym momencie pirat taki zaczyna się bronić. Najczęściej ma wtedy trzy wyjścia. Uciec, kiedyś ta sytuacja i tak się powtórzy, po co oddalać nieuniknione? Przegrać, wtedy albo ginie, albo trafia do więzienia i w ten sposób zostaje skazany za bycie piratem, jeszcze zanim zrobi coś złego. Albo wygrać, tym samym otrzymując list gończy za pokonanie marynarki.

Mam wrażenie, że znowu odbiegam od tematu, nawet jeżeli jest to w celu szybkiego przybliżenia tematu. Weźmy więc pierwszego pirata, który przychodzi nam (mi) do głowy. Może być to Luffy, jako, że jest głównym bohaterem. Większość teraz pewnie kiwa głowami myśląc coś w rodzaju "tak, on jest dobry". Hej, świat nie jest czarno-biały! Między tymi dwoma kolorami jest jeszcze cała gama szarości, o innych kolorach nie wspominając, trzeba to w końcu zapamiętać. Jasne, Luffy marzy o wolności, to jest jego główny cel. (Zaraz po mięsie i przygodzie oczywiście) Wiem, jego marzeniem jest zostanie Królem Piratów, ale według niego równa się to ogromnej wolności. Ktoś taki nie może być zły, prawda? //W tym momencie mój wzrok pada znacząco na mangę "Istota zła"("Akusaga"). Zen też chce tylko być wolny... Czyli jest dobry? Polecam tym, którzy nie wiedzą, o czym mówię.// Nasz gumiak postanawia zrobić wszystkim (dziadkowi w szczególności) na przekór i zostaje piratem. Ok, to może nie jest jeszcze złe samo w sobie, ale nie zapominajmy, że jesteśmy w świecie, gdzie piracka bandera równa jest przestępcy. Przyznaję, akurat na słomkowego ciężko znaleźć coś, co go obciąży, ale nawet on nie jest święty. Wystarczy przypomnieć sobie, ile okrętów zatopił w swojej karierze. Większość z nich należała do marynarki, lub do piratów ich atakujących, to fakt. Ale na pokładzie na pewno znalazło się co najmniej kilka osób, które niczym nie zawiniły. Może jakiś kucharz, który nigdy nie wynurza się z kuchni, może sprzątaczka, która pracuje tam tylko ze względu na wpływowego syna, który załatwił jej pracę. Tego nie wiadomo. Pewnie teraz pojawiają się argumenty "przecież ich nie zabił". Tak, a ja zaraz wyskoczę na dach, żeby pomagać Mikołajowi... On może ich nie zabił, ale naprawdę czy ktokolwiek wierzy w to, że przeżyli? Mówimy o zatopieniu okrętu na środku oceanu! I nie jakiegoś tam oceanu, ale Grand Line. Bądźmy szczerzy, szanse przeżycie tego typu katastrofy morskiej, szczególnie bez szalup, bardzo sprawnego systemu GPS i możliwości poinformowanie kogokolwiek, są bliskie zeru. Trochę czasu spędzonego w takiej wodzie i odmrożenia murowane. O hipotermii nie wspominając. Do tego w każdej chwili coś z tej wody może wyskoczyć i ich zwyczajnie zeżreć.
Oprócz tego, istotny jest fakt, że Luffy jest w stanie zrobić wszystko dla swoich przyjaciół i osób mu bliskich. Nie wierzycie? Prosty przykład: Nami prosi go, żeby pokonał dla niej Arlonga. Dobra, słaby argument, przecież bez tego straciłby nawigatorkę, prawda? To może moment, w którym piraci Bellamiego atakują Cricketa (początek aktu Skypiea). Luffy uznał go (Montblanca) za przyjaciela, czyli każdy, kto go atakuje jest wrogiem. Wciąż mało? A gdy Usopp w pojedynkę wparował do bazy Frankiego? Tutaj nie ma żadnych ale, jakkolwiek by się na nich nie wściekał, to była wina strzelca. Mimo to, cały "dom" cyborga został niemal zrównany z ziemią. Dalej twierdzicie, że Luffy jest taki na sto procent dobry? Na pewno jest lepszy niż większość innych bohaterów, z tym nie zamierzam się sprzeczać, ale termin "dobry" też średnio do niego pasuje. Myślę, że najlepiej podsumują to jego własne słowa: "Przyjaciele czy wrogowie? O tym zadecydujcie sami!"

Dobra, to może biednemu Luffiemu damy na razie spokój, żeby się nie obraził i przejdziemy do kogoś innego. Dla odmiany może ktoś, kogo wszyscy (większość) uznaje za tego "złego"? Czarnobrody, może być? Tak wiem, skurwiel jakich mało, też go nie lubię i naprawdę wolałabym go nie bronić, ale skoro już poddajemy wątpliwości status każdego, to czemu nie jego? Pirat, robi złe rzeczy, zdradził najpierw Białobrodego, potem marynarkę, teraz jeszcze chce zadrzeć z rewolucjonistami, więc można uznać, że cały świat chce go dorwać. Trochę nieprzyjemna perspektywa. Jednak nawet on ma w sobie jakieś pokłady "dobroci". Przede wszystkim, dąży on jedynie do spełnienia swojego marzenia. Nie poznaliśmy go jeszcze za dobrze, tak naprawdę, więc ciężko o nim coś więcej powiedzieć. Na pewno należy zwrócić uwagę na fakt, że podczas walki z Acem (spokojnie, obędzie się bez za dużych spoilerów) kilkukrotnie proponował mu dołączenie się do jego załogi, wciąż w pewien sposób darząc go szacunkiem. Nie można również nie zwrócić uwagi na fakt, że naprawdę jest dobry w stosunku do swojej załogi. Traktuje ich życzliwie, dba o nich, można wręcz odnieść wrażenie, że naprawdę mu na nich zależy. A mógłby ich traktować, tak jak całe zgraje innych "czarnych charakterów", którzy przewijają się przez anime, a którzy posłuch wśród swojej załogi zyskują tylko dzięki straszeniu lub kasie. To należy zaliczyć mu na plus. Mimo, że na pewno należy do najbardziej nielubianych postaci, nie jest tak całkowicie zły. Tylko w większości.

Najbardziej krańcowe przypadki zaliczone, należałoby wziąć teraz pod lupę kilku ze środka... Ale wciąż blisko krawędzi. Co powiecie na kolejną znienawidzoną postać? Akainu, czy jak kto woli, Sakazuki. Generalnie nienawidzony przez fanów przez jedno wydarzenie (nie, obiecałam, że spoilerów nie będzie). No i może przez fakt, że jest kłamliwym dupkiem, który zrobi wszystko, żeby dopiąć swego. Ale po kolei. Zacznijmy od jego "dobrych" stron, potem będziemy się na nim wyżywać. Przede wszystkim, wierzy w sprawiedliwość. Można mówić o nim, co się chce, ale on naprawdę wierzy, że to co robi jest dobre. Uważa, że rząd jest sprawiedliwością, a wszyscy piraci to szumowiny, których należy się pozbyć. Jestem pewna, że gdyby nie wielka propaganda głoszona przez rząd, mógłby poznać nieco inne definicje słowa "sprawiedliwość", dzięki czemu mógłby nawet stać się sprzymierzeńcem głównego bohatera. Cóż, aż same mi się narzucają słowa Doflaminga: "Oczywiście, że sprawiedliwość zwycięży, bo ten, kto wygrywa jest sprawiedliwością." I ponownie wraca sam początek tego tekstu. Pojęcie dobra zależy w głównej mierze od tego, kto sprawuje władzę.
O złych stronach Akainu mogłabym się rozpisywać, a nawet tworzyć o nich jakieś poematy. Nie zrobię tego z trzech przyczyn. Nie potrafię pisać poematów, nie chcę mi się i zwyczajnie szkoda mi marnować na to czasu, więc się streszczę. Trzyma swoich podwładnych zbyt mocno. Jego zdaniem, każdy kto wyrazi najmniejsze wątpliwości co do jego zdania, jest z góry skreślony (w tym momencie mam na myśli głównie Cobiego, który mu się postawił, czy Kuzana /Aokiji/, który śmiał zabiegać o to samo stanowisko, co on i jeszcze o nie walczyć). Do tego zrobi wszystko, by dopiąć swego, posunie się nawet do kłamstw czy zastraszania (tak, tutaj wchodzi chociażby Squard). Dowodem na to, że nie jest on wcale taki dobry, może być chociażby fakt, że ma mniej więcej tyle samo wrogów wśród piratów, co u marynarzy,

To może tak dla odmiany Shanks, postać, którą większość lubi, w większym bądź mniejszym stopniu. Każdy, nawet osoba rozpoczynająca przygodę z OP, powinien kojarzyć naszego Czerwonowłosego pirata. Znany powszechnie jako jeden z Yonko, na co dzień raczej lekkoduch, potrafiący docenić zabawę w towarzystwie przyjaciół (i dobrego alkoholu). Jego dobrych cech chyba nie muszę wymieniać, je zapewne zauważyłby każdy. Ale te negatywne również się pojawiają.  Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę fakt, że jest jednym z czwórki Imperatorów. Nie wiem jak wy, ale nie wydaję mi się, żeby tytuł ten wynikał tylko z ładnych oczek. Może nie było tam żadnego ludobójstwa, ale na pewno musiał pokonać sporo przeciwników. I nie uwierzę, że nie wplątało się tam przy okazji kilka niewinnych ofiar. Poza tym, jego słowa też niosą w sobie nieco przerażającego sensu. "Bez różnicy, czy dobry powód, czy nie, nie wybaczę osobom, które krzywdzą moich przyjaciół." (Przepraszam, jeżeli moje tłumaczenie jest do czterech liter, ale sens wypowiedzi chyba oddałam?) Dużo osób zapewne bierze jego słowa jako ogromną zaletę. Nie powiem, też bym je uznawała za świetną rzecz, gdybym należała do "przyjaciół" Shanksa. W momencie, kiedy jestem osobą raczej mu obojętną (bo zakładam, że bardzo nie chciałabym być jego wrogiem), uznałabym je za co najmniej przerażające. Tutaj wpada dokładnie ten sam argument, co przy Luffym. No bo wyobraźcie sobie, że stoicie spokojnie i nikomu nie zawadzacie, a tu nagle atakuje was ktoś uznawany przez Czerwonowłosego za przyjaciela. Macie teraz dwa wyjścia. Pozwolić temu gościu się pobić, albo stawiacie się (przy okazji turbując nieco tamtego), by po chwili mieć na karku całą załogę jednego z najpotężniejszych ludzi na świecie. Średnio przyjemna perspektywa, prawda?

Dla równowagi i mojego czystego sumienia umieszczę tu jeszcze postać marynarza, którego większość uważa za "dobrego". Mowa tu oczywiście o Cobym. Bo co jak co, ale temu naprawdę ciężko zaprzeczyć, że jest dobry. Marynarz, więc pod miano "przestępca" nie zalicza się na pewno. Wierz w sprawiedliwość, ale nie tak bezgranicznie jak Sakazuki. Nie lubi przemocy, szczególnie tej niepotrzebnej, czego najlepszym przykładem jest wojna w Marinford. Można by wręcz powiedzieć, że idealny kandydat na "białego". I w tym miejscu ponownie pojawia się "ale". Służy w marynarce, co zapewne nieraz stawia go w sytuacji, w której zmuszony jest walczyć przeciw piratom, których naprawdę jedynym przewinieniem jest czasami założenie pirackiej bandery na maszt. Zapewne znajdzie się kiedyś w sytuacji, w której będzie musiał stawić czoło Luffiemu, Zoro i całej reszcie załogi przy okazji. I mimo, że będzie wiedział, iż Słomkowi nie zrobili tak naprawdę nic złego, będzie zmuszony do walki z nimi lub do zrezygnowania ze swoich obowiązków. W takiej sytuacji, czegokolwiek by nie zrobił, na pewno będzie to uznane za "złe". Walczyć z przyjaciółmi i jednocześnie ze swoimi, w pewnym sensie, wybawcami lub zdradzić marynarkę? Być może ten przykład nie przemówi do wszystkich, ze względu na to, że jest to tylko gdybanie na temat przyszłości, a znając Luffiego, nie obraziłby się na różowowłosego w przypadku takiej sytuacji. Bądźmy jednak ze sobą szczerzy: Coby został (nie chcę oszukiwać, więc nie podam dokładnego stopnia) kimś wysoko postawionym w marynarce. Wątpię, żeby dało się to uzyskać bez żadnego rozlewu krwi. Awans nie przychodzi sam z siebie, szczególnie, jeżeli jesteś gościem, który postawił się przyszłemu admirałowi floty.

Tych przykładów mogłabym dać tutaj naprawdę dużo. Katalog z postaciami OP jest ogromny, zastanawiam się, czy tylko tych, o których mogłabym coś powiedzieć, bo ich kojarzę, dałoby się zamknąć w liczbie trzycyfrowej. Jednak widząc ilość tekstu, jaką już napisałam, śmiem wątpić, żeby było to zachęcające dla potencjalnego czytelnika. Zostanę więc przy tej liczbie przykładów, wierząc, że ewentualnych innych bohaterów, każdy potrafi sobie sam zinterpretować. Myślę, że te już przytoczone, świetnie wskazują, że pojęcie "dobra" i "zła" w OP są bardzo względne. Zresztą, czego innego można spodziewać się po tytule, gdzie głównymi bohaterami są piraci? Naprawdę ciężko jest tutaj spojrzeć na bohatera i powiedzieć "on jest zły". Zarówno wśród piratów, jak i marynarzy są ludzie i jako ludzie są traktowani. Każdy ma swoje zalety, wady i cechy, które ciężko jest przypisać do którejś z dwóch poprzednich kategorii. Nie można jednoznacznie określić, czy dany bohater jest czarny lub biały, zapominając kompletnie o całej gamie kolorów pomiędzy. Własnie to uznaję za jedną z licznych zalet dzieła Ody, cechę, która odróżnia ten tytuł od tysiąca innych. Bo naprawdę rzadko zdarza się, żeby autor nie próbował podsunąć nam myśli: "ten bohater jest dobry". Dzięki temu nie dziwią nas niektóre z akcji chociażby Luffiego. W momencie, kiedy fan większości innych głównych bohaterów zastanawiałby się, czy takie działanie naprawdę pasuję do bohatera, który jako osobnik "dobry", nie powinien czegoś takiego zrobić, fan One Piece odpowie krótko: "Dlaczego? Przecież to pirat."

To jest ten moment, w którym żałuję, że nie będę mieć takich tematów na maturze z Polskiego. Te około 2250 słów, zdecydowanie przekracza dolną granicę 250, A jestem pewna, że przy odpowiedniej ilości czasu tych przykładów byłoby zdecydowanie więcej. Nawet, jeżeli byłabym zmuszona do zmienienia nieco stylu wypowiedzi. I co z tego, że w wordzie zajęło to ok. 3,5 strony? Moim pismem zmieściłabym się w tych (chyba) trzech, jakie dają na arkuszu ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz