sobota, 5 grudnia 2015

"Nowy przydział" [One Piece]

Hmmm... Kolejny z moich tekstów, które powstały po czym zostały schowane gdzieś na dnie szuflady (i to jak najbardziej dosłownie w tym wypadku, oryginał był napisany na kartce) Miał to być prolog do dłuższej serii, ale z niewiadomych mi przyczyn zrezygnowałam. To znaczy: napisałam jeszcze jeden rozdział i miałam (dalej mam) kilka pomysłów na ciąg dalszy, ale jakoś nigdy ich nie zapisałam. Póki co, zostawiam jak jest. Uważam, że jako one-shoot wyszło całkiem nieźle.
Tytuł: Nowy przydział
Fandom: One Piece
Status: zakończone (początkowo miał to być prolog do dłuższej serii. Może kiedyś reszta dojdzie)
Występują: OC + wspomniani: większość ważniejszych postaci.
Ostrzeżenia: przekleństwa.
Opis: Pani kapitan dostaje dokumenty dotyczące jej nowej drużyny. AU, wojsko.




~~~~
 Nowy przydział. Znowu. Ciekawe, jaką drużynę dostanę tym razem. I ile z nimi wytrzymam. Ostatnia była ze mną... dwa miesiące? I tak pobili rekord. Ciekawe, kto tym razem wygra zakłady?
Już tłumaczę. Nazywam się Katarzyna Lis. Jestem najmłodszym kapitanem w okręgu. Nie próbujcie tego jakoś nadinterpretować, to nie było zależne od moich umiejętności. Czysty przypadek, jeżeli można to tak nazwać. Mój pierwszy oddział, a jednocześnie jedyny, z którym byłam dość długo, nie został stworzony z losowo wybranych żołnierzy. Tworzyliśmy własną jednostkę, jeszcze zanim ktokolwiek z nas pomyślał o wojsku. Nasze osiągnięcia zostały zauważone i wcielono nas, jako gotowa ekipa. Nikt z nas nie zaakceptowałby rozkazów od kogoś „z zewnątrz”, więc oficjalny dowódca został wybrany przez nas. Trafiło na mnie, ze względu na znajomość przepisów (czyli jednocześnie wiedzę, w jaki sposób można je łamać) oraz umiejętność kłamania. Bardzo przekonującego. Nie byłam prawdziwym przywódcą, tylko reprezentowałam oddział w oficjalnych sytuacjach. I dostałam tytuł, na którym nikomu z nas tak naprawdę nie zależało. Nikt u nas nie miał realnej władzy. Właściwie coś takiego było dla nas nie do wyobrażenia. Nie było hierarchii, była współpraca.
Potem był wypadek. W szczegóły nie będę wchodzić, w każdym razie nasza drużyna została rozbita, a ja stałam się kapitanem bez oddziału. Od tej pory próbują mnie przydzielać do różnych jednostek, ale raczej nie nadaję się od rządzenia innymi. Jestem więc ciągle przenoszona.
I teraz znowu. Drużyna numer 548, przynajmniej tak wynika z materiałów, które dostałam. Chwila... czy to nie była przypadkiem drużyna Shanksa? Sławetna drużyna, stworzona przez „Czerwonowłosego”, po jego odejściu ( podobno stracił rękę w jakiejś bitwie) zmieniała kapitana prawie tak często, jak ja ekipę. Naprawdę, co ten Sengoku sobie myślał, przydzielając mi ich?
Prostuję się na krześle, biorąc do ręki pozostałe dokumenty. Zobaczmy, kogo tym razem spotkam.
Pierwszy jest „Monkey D. Luffy”. Nie rozumiem... Litera D jest wpisana w tabelce opatrzonej napisem „nazwisko”. To nie powinien być jakiś inicjał, czyli imię? Czy inicjały są w ogóle dozwolone w tych dokumentach? A może jednak to nazwisko... Tylko takie dziwne? Patrzę na jego zdjęcie. Czarne włosy, duże, radosne oczy, blizna pod lewym okiem. Widać, że ledwo powstrzymuje uśmiech. Wiek... 19 lat. Młody, ale niewiele młodszy ode mnie. Pewnie to dobrze.
Kolejny jest „Portgas D. Ace”. Znowu „D”. Rodzina? Ze zdjęcia patrzy na mnie piegowata twarz okolona czarnymi włosami. Pewne podobieństwo jest, ale czy go sobie nie wyobrażałam? Ma 22 lata.
Następny w kolejce jest „Roronoa Zoro”, 21 lat. Zdjęcie... Dlaczego ten gość ma zielone włosy? To nie narusza jakiś regulaminów, czy czegoś? Nie, żebym się nimi kiedykolwiek przejmowała... Przez lewe oko przebiega mu blizna, a w lewym uchu ma 3 złote kolczyki. To też dozwolone?
Na czwartym zdjęciu widnieje blondwłosy mężczyzna o nienaturalnie zakręconych brwiach i z delikatnym zarostem na twarzy. Z papierów wynika, że nazywa się „Kuroashi Sanji” i ma 21 lat. W kolumnie „uwagi” widnieje komentarz „kucharz”. To dobrze, nie będzie problemów z dyżurami w kuchni.
Znowu blondyn. Na lewym oku dość spora blizna, najwidoczniej po oparzeniu, kręcone włosy. „Monkey D. Sabo”. Wzdycham. Czyżbym trafiła na rodzinkę? Też 22 lata.
Kolejny: „Sogekishi Usopp”, 19-letni snajper. Czarne kręcone włosy, nierealnie długi nos.
Następny nazywa się „Cutty-Flame Franky”. Jest to 25-letni mechanik. Według tego, co przeczytałam ma protezy zamiast rąk i nogi. Ciekawie. Dlaczego kolejny ma dziwną fryzurę? Tym razem niebieską. Może utrata kończyn wywołała coś na kształt szoku pourazowego, który leczył farbą do włosów...?
„Dorobo Nami” to jedyna dziewczyna w oddziale. Ma 20 lat. Rude włosy, kartograf, nawigator. Nieźle.
„Trafalgar D. Water Law”. Tego to rodzice nie kochali... I znowu to „D”, o co chodzi? Jest to 22-letni lekarz. Czarne włosy, krótka bródka, mina, jakby właśnie połknął środek przeczyszczający... nie, nie będę go oceniać, dopóki go nie poznam.
Dobra, dalej. „Eustass Kid” to 23-letni specjalista od broni i ładunków wybuchowych. Patrzę na jego zdjęcie i łapie się za głowę. Co za idiota powierzyłby mu coś bardziej wybuchowego od pudełka zapałek? Chociaż i z tym bym się wahała. Ma twarz typowego psychopaty. Włosy barwy płomieni, tak też są ułożone.
Kolejny jest „Kowalski Coby”. Jego 18 lat czyni go najmłodszym w oddziale. Twarz ma raczej poważną i spokojną. Wyglądałby najnormalniej ze wszystkich, gdyby nie te różowe włosy.
Patrząc na zdjęcie na przedostatniej kartce przeżywam załamanie nerwowe. Co to, do jasnej cholery, ma być?! Zielone włosy, kolczyk w nosie, tatuaże pod oczami, zęby zrobione tak, by przypominały kły... On się na jakiś koncert wybiera? „Hannibal Bartolomeo”. Które to jest jego imię? 20 lat.
Ze szczerą obawą biorę do ręki ostatnią kartkę. Przez chwilę mam ochotę walić głową w ścianę, ale patrzę na komentarz i się uspokajam. Cóż... Niektóre drużyny maja w składzie jako maskotki psy, słyszałam o takiej z niedźwiedziem... Ci są jak najbardziej... oryginalni, więc wybrali równie oryginalnego towarzysza. Niebieskonosy renifer nazywa się Tony Chopper.

Siedzę na krześle już jakieś pół godziny i wgapiam się w ścianę. Zastanawiam się, ile siły musiałabym użyć, by ja zniszczyć. Chyba nie za wiele, to tylko lekka ścianka działowa. Wyobrażam sobie tych wszystkich ludzi z zarządu, nabijających się ze mnie: Sengoku, Akainu, Fujitora, Newgate... widzę ich roześmiane twarze, gdy wymieniają zakłady. Nie, tym razem niczego nie zniszczę. Nie dam im tej satysfakcji. Tym razem ze spokojem przyjmę nowy skład i postaram się ich poznać, zanim zacznę się denerwować. Przecież to drużyna Shanksa, muszą być dobrzy... Prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz