czwartek, 30 sierpnia 2018

2. Trening strzelecki [DxOP]

Fandom: Dishonored, One Piece

Ostrzeżenia do rozdziału: zabójcy, nawiązanie (aczkolwiek może być niezauważalne, jeśli się nie wie, czego szukać) do przeszłych traumatycznych wydarzeń, niewoli itd.

Występują (w rozdziale): Zoro, Sanji, Dodge

~~~~


Sanji uniósł rękę, starannie celując w stojące kilka metrów dalej jabłko. Zagryzł dolną wargę, wytężając wszystkie swoje zmysły, by tym razem zrobić to dobrze. Miał dość pudłowania; dość porażek i, najwyraźniej, rozczarowywania swojego nowego nauczyciela. Chociaż, może nie tyle rozczarowywania go, a przynajmniej tak sobie wmawiał, co jego uwag odnośnie swoich umiejętności. Tak, wiedział, że był beznadziejnym strzelcem. Nigdy wcześniej nikt nie starał się nauczyć go bycia zabójcą!
Chociaż spodziewał się odrzutu, ten wciąż go zaskoczył. Dłoń drgnęła mu jedynie nieznacznie, i tak niezły postęp, jednak strzałka wciąż ominęła cel i odbiła się głucho od metalowej ściany za nim. Nie tylko za bardzo w górę, ale i co najmniej dwa centymetry w prawo. Przy takiej odległości niewiele, ale dla bardziej oddalonych celów taka różnica mogła być ogromna – tak przynajmniej powtarzał mu wielorybnik, opierający się plecami o ścianę.
- Jeszcze raz – mruknął tamten, nawet nie racząc drgnąć. Był świadkiem podobnej porażki już tyle razy tego dnia, że chyba po prostu znudziło go wytykanie swojemu uczniowi kolejnych potknięć i rzucanie kąśliwych uwag.
Sanji wziął głęboki oddech i, starając się powstrzymać przed palnięciem czegoś, czego mógłby później żałować, wyciągnął zza pasa jeszcze jedną strzałkę. Ostatnią. Jeżeli znowu spudłuje, będzie musiał zacząć zbierać te, już porozrzucane po całym pomieszczeniu. Przy okazji zapewne znajdując co najmniej kilka uszkodzonych i znowu słuchać zirytowanego tym faktem zabójcy. Czy naprawdę musiał trafić pod opiekę akurat tego typa? Wielorybnik zdecydowanie go nie lubił, zawsze znalazł powód, by się do czegoś przyczepić i ani razu nie ściągnął przy nim swojej maski, czy nawet się nie przedstawił! Może i blondyn nie przebywał w grupie wystarczająco długo, by poznać większość osób, wciąż miał problem z rozpoznaniem kogokolwiek, kiedy chodzili w pełnych strojach, może poza Daudem i właśnie tym gościem, który miał czerwony płaszcz, jednak był w stanie stwierdzić, że było wiele osób, które zachowywały się znacznie przyjaźniej w stosunku do nowego członka.
Powtórzył cały proces z celowaniem i naciskaniem spustu zwalniającego pocisk. Wstrzymał oddech na ten ułamek sekundy, kiedy strzałka była w powietrzu, po czym zamknął z rezygnacją oczy, gdy ta poszybowała wysoko nad jabłkiem. Porażka.
Zabójca przez chwilę przyglądał się wciąż nietkniętemu jabłku, po czym pokręcił głową i w końcu odepchnął się od ściany.
- Myślę, że wystarczy na dzisiaj – mruknął, poruszając barkami, jakby chciał je rozciągnąć i odwracając się w kierunku wyjścia.
Sanji spojrzał na niego, starając się ukryć, najlepiej przed samym sobą, jak zabolało go to zachowanie. Nie, żeby spodziewał się, że po trafieniu do wielorybników jego życie nagle stanie się różowe, jednak miał nadzieję, iż w końcu przestanie być ignorowany, kiedy nie spełniał wszystkich standardów – czyli przez większość czasu.
- A co z tobą? - zapytał ostro blondyn, jak zawsze ukrywając prawdziwe uczucia pod płaszczem agresji. Do tej pory się sprawdzało. Nie zawsze było najlepszym wyjściem, jednak pozwalało udawać, że nie czuł niczego innego.
Głowa zabójcy obróciła się, by spojrzeć na swojego ucznia. A przynajmniej tak Sanji przypuszczał. Przez grube szkła maski trudno było cokolwiek stwierdzić z pewnością.
- Co ze mną? - zapytał spokojnie mężczyzna.
- Ty potrafisz strzelać lepiej? Może zamiast cały czas się gapić, mógłbyś coś zrobić? - To było głupie. Oczywiście, że wielorybnik potrafił strzelać lepiej. Sanji widział zaledwie próbki jego zdolności, a i tak był pod wrażeniem. Jednak musiał powiedzieć cokolwiek, aby skupić na sobie uwagę mężczyzny. Żeby wyprowadzić go z równowagi, zmusić, by okazał w końcu jakiekolwiek emocje, przestał zachowywać się tak obojętnie… Cokolwiek!
Tym razem zabójca obrócił się już całym ciałem w stronę blondyna, a ten poczuł dreszcz na plecach. Przesadził? Powinien przeprosić, zanim zostanie ukarany? A może wręcz przeciwnie, zacząć mówić jeszcze więcej, aby osiągnąć… Coś.
Jednak nie zdążył zdecydować się na żadną reakcję. Zabójca podszedł do stolika i podniósł trzy jabłka, leżące na blacie. Miały być zapasowymi celami, gdyby to pierwsze nie nadawało się do dalszego strzelania. Okazały się kompletnie niepotrzebne, skoro pierwsze nie zostało nawet naruszone. Wielorybnik wręczył owoce swojemu uczniowi, cofając się o pół kroku.
- Rzuć – polecił cicho.
Blondyn wahał się jedynie przez chwilę. Nie do końca wiedząc, czego się od niego oczekuje, podrzucił wszystkie trzy jednocześnie, wysoko, prawie pod sufit. Wielorybnik patrzył na owoce przez sekundę, po czym bez namysłu, jakby bezwiednie, uniósł rękę, do której przypiętą miał kuszę. Trzy strzałki pomknęły przez powietrze z cichym dźwiękiem. Po chwili Sanji patrzył z niedowierzaniem na owoce, zwisające ze ściany, przybite tam przez pociski. Czubek każdej strzałki utkwił w szparze pomiędzy metalowymi płytami, dzięki czemu nie odbiły się od zdecydowanie zbyt twardej do przebicie powierzchni.
Trzy poruszające się cele w niemalże tym samym czasie, z nieludzką wręcz precyzją. Więc to był prawdziwy poziom zabójcy. Sanji zrozumiał, dlaczego jego własne wyniki tak bardzo zniechęcały wielorybnika. Był beznadziejny. Nie było szans, by kiedykolwiek mógł zadowolić kogoś takiego…
Zabójca podszedł do ściany i spokojnie wyjął wszystkie trzy strzałki, zbierając przy okazji owoce.
- Nie zastanawiaj się tyle – mruknął, wyciągając blondyna z jego myśli.
- Co? - zapytał ten, nie do końca rozumiejąc.
- Przestań rozważać każdy kolejny strzał. Tu nie ma żadnej filozofii. Musisz wiedzieć, gdzie jest cel, po czym wystrzelić. Reszta powinna być całkowicie odruchowa.
Sanji z niedowierzaniem wpatrywał się w swojego nauczyciela. Czy on właśnie dał mu wskazówkę? Tak po prostu? Skinieniem głowy podziękował za radę, zerkając na nienaruszone jabłko, które przez cały czas zdawało się z niego nabijać. Zbyt dużo myślał…?
- Zrób sobie przerwę, wyjdź na pokład, pozwól oczom odpocząć. Wtedy możesz spróbować ponownie – dodał jeszcze zabójca, zasłaniając mu widok na cel.
Blondyn przeniósł wzrok na maskę zabójcy, pojedynczym przytaknięciem dając znak, że zrozumiał polecenie. Miał się odwrócić, kiedy jedna z rąk mężczyzny poruszyła się błyskawicznie. Sanji bez namysłu uniósł dłoń i chwycił nadlatujący w jego stronę owoc. Z zaskoczeniem spojrzał na niego, po czym na drugiego mężczyznę.
Tamten przez chwilę stał nieruchomo, jakby coś rozważając. Albo robiąc cokolwiek innego, przez strój wielorybniczy ciężko było domyślić się czegokolwiek. W końcu wzruszył ramionami.
- Twój refleks się poprawił – uznał.
Usta Sanjiego otworzyły się, jednak żaden dźwięk ich nie opuścił. Czy właśnie został pochwalony? Czy… Czy mężczyzna naprawdę go za coś pochwalił? Przecież…
Charakterystyczny dźwięk skupił uwagę ich obu. W chmurze popiołów, tuż obok nich, pojawiła się jeszcze jedna postać. Przez założony strój i maskę, blondyn nie był w stanie stwierdzić, kim był ten wielorybnik, poza faktem, że był jednym z bardziej doświadczonych osób, skoro nosił granatowy płaszcz, jednak drugi zabójca najwyraźniej nie miał z tym problemów.
- Nie powinieneś pilnować sprzętu? - zapytał, krzyżując ramiona na piersi.
- A ty nie powinieneś spać? Miałeś wartę przez całą noc. - Wzrok nowo przybyłego na moment zawędrował do Sanjiego, wciąż ściskającego jabłko, po czym wrócił do rozmówcy.
- Nie byłem zmęczony. O co chodzi, Dodge?
- Daud kazał cię zawołać. Planują, co zrobić, kiedy dopłyniemy na Serkonos.
Wielorybnik w czerwonym płaszczu pokiwał głową i postawił jedno jabłko ponownie na stoliku, drugie zostawiając w dłoni. Wyglądał, jakby miał zamiar skorzystać z magii, by przenieść się w inne miejsce, jednak Dodge ponownie się odezwał.
- Zoro, – zaczął ostrożnie, skupiając na sobie uwagę drugiego zabójcy, - naprawdę powinieneś później się przespać.
Mężczyzna tylko machnął ręką, po czym zniknął w chmurze popiołu. Dodge zerknął na Sanjiego, przez chwilę po prostu stał bez ruchu, jednak w końcu pokręcił głową i sam również ulotnił się z pomieszczenia. Blondyn został sam z własnymi myślami.
Czyli zabójca, do którego Sanji został przydzielony, nazywał się Zoro? I… czy on faktycznie nie spał tylko dlatego, żeby trenować nowego członka grupy? W zasadzie, to wyjaśniałoby, dlaczego przez większość tego czasu zachowywał się, jakby był myślami gdzieś indziej. Mógł być po prostu zmęczony…
Sanji pokręcił głową i zebrał swoje strzałki, jak się spodziewając, odkrywając, że trzy z nich zostały złamane. Z rezygnacją ugryzł jedno jabłko i udał się na pokład, by móc spojrzeć w ocean. Wielorybnik kazał mu dać oczom odpocząć, chyba powinien posłuchać.

Ze słów informacji: Zoro dołączył do Dauda jeszcze przed Billie, jest jego najbardziej zaufanym i lojalnym człowiekiem. On również nosi czerwony płaszcz. Zdrada Lurk dotknęła go, nie licząc Dauda, najbardziej ze wszystkich, bo kobieta była dla niego trochę jak młodsza siostra. Sanji był wcześniej przetrzymywany wbrew swojej woli w Golden Cat. Został uratowany krótko przed zamachem na Jessamine, jednak zdecydowanie częściej widywał Dauda już po, dlatego nie do końca rozumie, dlaczego niektórzy Wielorybnicy martwią się o swojego przywódcę. Oczywiście, więcej szczegółów z ich historii powinno się pojawić dalej w tekście, więc nie będę tu nic pisać, żeby nie robić spoilerów i nie psuć (pewnie przewidywalnych) plot twistów, jakie mam zaplanowane ;)
Zoro ma 25 lat, czyli jest rok starszy od Billie, Sanji ma tu 21 lat. Pozostali bez zmian. (Dodge też ma około 22 lata.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz