Ostrzeżenia do rozdziału: zabójcy, nawiązanie (aczkolwiek może być niezauważalne, jeśli się nie wie, czego szukać) do przeszłych traumatycznych wydarzeń, niewoli itd.
Występują (w rozdziale): Zoro, Sanji, Dodge
~~~~
Sanji uniósł
rękę, starannie celując w stojące kilka metrów dalej jabłko.
Zagryzł dolną wargę, wytężając wszystkie swoje zmysły, by tym
razem zrobić to dobrze. Miał dość pudłowania; dość porażek i,
najwyraźniej, rozczarowywania swojego nowego nauczyciela. Chociaż,
może nie tyle rozczarowywania go, a przynajmniej tak sobie wmawiał,
co jego uwag odnośnie swoich umiejętności. Tak, wiedział, że był
beznadziejnym strzelcem. Nigdy wcześniej nikt nie starał się
nauczyć go bycia zabójcą!
Chociaż spodziewał
się odrzutu, ten wciąż go zaskoczył. Dłoń drgnęła mu jedynie
nieznacznie, i tak niezły postęp, jednak strzałka wciąż ominęła
cel i odbiła się głucho od metalowej ściany za nim. Nie tylko za
bardzo w górę, ale i co najmniej dwa centymetry w prawo. Przy
takiej odległości niewiele, ale dla bardziej oddalonych celów taka
różnica mogła być ogromna – tak przynajmniej powtarzał mu
wielorybnik, opierający się plecami o ścianę.
- Jeszcze raz –
mruknął tamten, nawet nie racząc drgnąć. Był świadkiem
podobnej porażki już tyle razy tego dnia, że chyba po prostu
znudziło go wytykanie swojemu uczniowi kolejnych potknięć i
rzucanie kąśliwych uwag.
Sanji wziął
głęboki oddech i, starając się powstrzymać przed palnięciem
czegoś, czego mógłby później żałować, wyciągnął zza pasa
jeszcze jedną strzałkę. Ostatnią. Jeżeli znowu spudłuje, będzie
musiał zacząć zbierać te, już porozrzucane po całym
pomieszczeniu. Przy okazji zapewne znajdując co najmniej kilka
uszkodzonych i znowu słuchać zirytowanego tym faktem zabójcy. Czy
naprawdę musiał trafić pod opiekę akurat tego typa? Wielorybnik
zdecydowanie go nie lubił, zawsze znalazł powód, by się do czegoś
przyczepić i ani razu nie ściągnął przy nim swojej maski, czy
nawet się nie przedstawił! Może i blondyn nie przebywał w grupie
wystarczająco długo, by poznać większość osób, wciąż miał
problem z rozpoznaniem kogokolwiek, kiedy chodzili w pełnych
strojach, może poza Daudem i właśnie tym gościem, który miał
czerwony płaszcz, jednak był w stanie stwierdzić, że było wiele
osób, które zachowywały się znacznie przyjaźniej w stosunku do
nowego członka.
Powtórzył cały
proces z celowaniem i naciskaniem spustu zwalniającego pocisk.
Wstrzymał oddech na ten ułamek sekundy, kiedy strzałka była w
powietrzu, po czym zamknął z rezygnacją oczy, gdy ta poszybowała
wysoko nad jabłkiem. Porażka.
Zabójca przez
chwilę przyglądał się wciąż nietkniętemu jabłku, po czym
pokręcił głową i w końcu odepchnął się od ściany.
- Myślę, że
wystarczy na dzisiaj – mruknął, poruszając barkami, jakby chciał
je rozciągnąć i odwracając się w kierunku wyjścia.
Sanji spojrzał na
niego, starając się ukryć, najlepiej przed samym sobą, jak
zabolało go to zachowanie. Nie, żeby spodziewał się, że po
trafieniu do wielorybników jego życie nagle stanie się różowe,
jednak miał nadzieję, iż w końcu przestanie być ignorowany,
kiedy nie spełniał wszystkich standardów – czyli przez większość
czasu.
- A co z tobą? -
zapytał ostro blondyn, jak zawsze ukrywając prawdziwe uczucia pod
płaszczem agresji. Do tej pory się sprawdzało. Nie zawsze było
najlepszym wyjściem, jednak pozwalało udawać, że nie czuł
niczego innego.
Głowa zabójcy
obróciła się, by spojrzeć na swojego ucznia. A przynajmniej tak
Sanji przypuszczał. Przez grube szkła maski trudno było cokolwiek
stwierdzić z pewnością.
- Co ze mną? -
zapytał spokojnie mężczyzna.
- Ty potrafisz
strzelać lepiej? Może zamiast cały czas się gapić, mógłbyś
coś zrobić? - To było głupie. Oczywiście, że wielorybnik
potrafił strzelać lepiej. Sanji widział zaledwie próbki jego
zdolności, a i tak był pod wrażeniem. Jednak musiał powiedzieć
cokolwiek, aby skupić na sobie uwagę mężczyzny. Żeby wyprowadzić
go z równowagi, zmusić, by okazał w końcu jakiekolwiek emocje,
przestał zachowywać się tak obojętnie… Cokolwiek!
Tym razem zabójca
obrócił się już całym ciałem w stronę blondyna, a ten poczuł
dreszcz na plecach. Przesadził? Powinien przeprosić, zanim zostanie
ukarany? A może wręcz przeciwnie, zacząć mówić jeszcze więcej,
aby osiągnąć… Coś.
Jednak nie zdążył
zdecydować się na żadną reakcję. Zabójca podszedł do stolika i
podniósł trzy jabłka, leżące na blacie. Miały być zapasowymi
celami, gdyby to pierwsze nie nadawało się do dalszego strzelania.
Okazały się kompletnie niepotrzebne, skoro pierwsze nie zostało
nawet naruszone. Wielorybnik wręczył owoce swojemu uczniowi,
cofając się o pół kroku.
- Rzuć – polecił
cicho.
Blondyn wahał się
jedynie przez chwilę. Nie do końca wiedząc, czego się od niego
oczekuje, podrzucił wszystkie trzy jednocześnie, wysoko, prawie pod
sufit. Wielorybnik patrzył na owoce przez sekundę, po czym bez
namysłu, jakby bezwiednie, uniósł rękę, do której przypiętą
miał kuszę. Trzy strzałki pomknęły przez powietrze z cichym
dźwiękiem. Po chwili Sanji patrzył z niedowierzaniem na owoce,
zwisające ze ściany, przybite tam przez pociski. Czubek
każdej strzałki
utkwił w szparze
pomiędzy metalowymi płytami, dzięki czemu nie odbiły się od
zdecydowanie zbyt twardej do przebicie powierzchni.
Trzy poruszające
się cele w niemalże tym samym czasie, z nieludzką wręcz precyzją.
Więc to był prawdziwy poziom zabójcy. Sanji zrozumiał, dlaczego
jego własne wyniki tak bardzo zniechęcały wielorybnika. Był
beznadziejny. Nie było szans, by kiedykolwiek mógł zadowolić
kogoś takiego…
Zabójca podszedł
do ściany i spokojnie wyjął wszystkie trzy strzałki, zbierając
przy okazji owoce.
- Nie zastanawiaj
się tyle – mruknął, wyciągając blondyna z jego myśli.
- Co? - zapytał
ten, nie do końca rozumiejąc.
- Przestań rozważać
każdy kolejny strzał. Tu nie ma żadnej filozofii. Musisz wiedzieć,
gdzie jest cel, po czym wystrzelić. Reszta powinna być całkowicie
odruchowa.
Sanji z
niedowierzaniem wpatrywał się w swojego nauczyciela. Czy on właśnie
dał mu wskazówkę? Tak po prostu? Skinieniem głowy podziękował
za radę, zerkając na nienaruszone jabłko, które przez cały czas
zdawało się z niego nabijać. Zbyt dużo myślał…?
- Zrób sobie
przerwę, wyjdź na pokład, pozwól oczom odpocząć. Wtedy możesz
spróbować ponownie – dodał jeszcze zabójca, zasłaniając mu
widok na cel.
Blondyn przeniósł
wzrok na maskę zabójcy, pojedynczym przytaknięciem dając znak, że
zrozumiał polecenie. Miał się odwrócić, kiedy jedna z rąk
mężczyzny poruszyła się błyskawicznie. Sanji bez namysłu uniósł
dłoń i chwycił nadlatujący w jego stronę owoc. Z zaskoczeniem
spojrzał na niego, po czym na drugiego mężczyznę.
Tamten przez chwilę
stał nieruchomo, jakby coś rozważając. Albo robiąc cokolwiek
innego, przez strój wielorybniczy ciężko było domyślić się
czegokolwiek. W końcu wzruszył ramionami.
- Twój refleks się
poprawił – uznał.
Usta Sanjiego
otworzyły się, jednak żaden dźwięk ich nie opuścił. Czy
właśnie został pochwalony? Czy… Czy mężczyzna naprawdę go za
coś pochwalił? Przecież…
Charakterystyczny
dźwięk skupił uwagę ich obu. W chmurze popiołów, tuż obok
nich, pojawiła się jeszcze jedna postać. Przez założony strój i
maskę, blondyn nie był w stanie stwierdzić, kim był ten
wielorybnik, poza faktem, że był jednym z bardziej doświadczonych
osób, skoro nosił granatowy płaszcz, jednak drugi zabójca
najwyraźniej nie miał z tym problemów.
- Nie powinieneś
pilnować sprzętu? - zapytał, krzyżując ramiona na piersi.
- A ty nie
powinieneś spać? Miałeś wartę przez całą noc. - Wzrok nowo
przybyłego na moment zawędrował do Sanjiego, wciąż ściskającego
jabłko, po czym wrócił do rozmówcy.
- Nie byłem
zmęczony. O co chodzi, Dodge?
- Daud kazał cię
zawołać. Planują, co zrobić, kiedy dopłyniemy na Serkonos.
Wielorybnik w
czerwonym płaszczu pokiwał głową i postawił jedno jabłko
ponownie na stoliku, drugie zostawiając w dłoni. Wyglądał, jakby
miał zamiar skorzystać z magii, by przenieść się w inne miejsce,
jednak Dodge ponownie się odezwał.
- Zoro, – zaczął
ostrożnie, skupiając na sobie uwagę drugiego zabójcy, - naprawdę
powinieneś później się przespać.
Mężczyzna tylko
machnął ręką, po czym zniknął w chmurze popiołu. Dodge zerknął
na Sanjiego, przez chwilę po prostu stał bez ruchu, jednak w końcu
pokręcił głową i sam również ulotnił się z pomieszczenia.
Blondyn został sam z własnymi myślami.
Czyli zabójca, do
którego Sanji został przydzielony, nazywał się Zoro? I… czy on
faktycznie nie spał tylko dlatego, żeby trenować nowego członka
grupy? W zasadzie, to wyjaśniałoby, dlaczego przez większość
tego czasu zachowywał się, jakby był myślami gdzieś indziej.
Mógł być po prostu zmęczony…
Sanji pokręcił
głową i zebrał swoje strzałki, jak się spodziewając,
odkrywając, że trzy z nich zostały złamane. Z rezygnacją ugryzł
jedno jabłko i udał się na pokład, by móc spojrzeć w ocean.
Wielorybnik kazał mu dać oczom odpocząć, chyba powinien
posłuchać.
Ze słów informacji: Zoro dołączył do Dauda jeszcze przed Billie, jest jego najbardziej zaufanym i lojalnym człowiekiem. On również nosi czerwony płaszcz. Zdrada Lurk dotknęła go, nie licząc Dauda, najbardziej ze wszystkich, bo kobieta była dla niego trochę jak młodsza siostra. Sanji był wcześniej przetrzymywany wbrew swojej woli w Golden Cat. Został uratowany krótko przed zamachem na Jessamine, jednak zdecydowanie częściej widywał Dauda już po, dlatego nie do końca rozumie, dlaczego niektórzy Wielorybnicy martwią się o swojego przywódcę. Oczywiście, więcej szczegółów z ich historii powinno się pojawić dalej w tekście, więc nie będę tu nic pisać, żeby nie robić spoilerów i nie psuć (pewnie przewidywalnych) plot twistów, jakie mam zaplanowane ;)
Zoro ma 25 lat, czyli jest rok starszy od Billie, Sanji ma tu 21 lat. Pozostali bez zmian. (Dodge też ma około 22 lata.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz