niedziela, 3 czerwca 2018

"Zawsze za tobą pójdę" [Dishonored]

Tytuł: Zawsze za tobą pójdę
Fandom: Dishonored
Występują: Thomas, Daud, wspomnieni Corvo, Billie, pozostali Wielorybnicy

Status: zakończone.
Ostrzeżenia: wspomniana śmierć, morderstwa; możliwe spoilery (do misji Zatopiona Dzielnica/Flooded District)

Uwagi: brak
Opis: Thomas zawsze był lojalny Daudowi. Nigdy nie zakwestionował żadnego rozkazu, ani razu nie pomyślał o sprzeciwie. Daud zawsze wygrywał. Zawsze. Aż do tego dnia.

Czyli moja wizja relacji pomiędzy Daudem a Thomasem po oszczędzeniu przez Corvo Dauda, bo mam słabość do taty-Dauda i jego dzieci, Wielorybników...
Low Chaos Daud i Corvo


~~~~

Cała Zatopiona Dzielnica zdawała się być pogrążona w ciężkiej ciszy. Nie takiej, do jakiej wielorybnicy zdążyli się przyzwyczaić. Nie, to było coś innego. Zupełnie, jakby cała okolica wstrzymała oddech, oczekując na dalsze wydarzenia. Albo wstrzymała oddech, nie zdając sobie sprawy z tego, że miał to być jej ostatni?
Thomas oparł się ciężko o resztki parapetu, starając się przeczekać gwałtowne zawroty głowy. Nie pamiętał, czym oberwał. A może niczym? Jego umysł wciąż był nieco zamglony, chociaż wspomnienia napływały ciągłym strumieniem.
Kilku wielorybników odnalazło byłego Lorda Protektora, dryfującego na zbitej na szybko konstrukcji, pomiędzy walącymi się budynkami Zatopionej Dzielnicy. Był… Zatruty. Nie w odpowiedniej dawce, aby ta mogła go zabić, jednak wystarczającej, żeby pozbawić mężczyznę możliwości walki. Schwytali go. Daud… Kazał go uwięzić. A potem Corvo zniknął. Nikt nie wiedział w jaki sposób, nikt go nie widział. Dwóch z jego wartowników było nieprzytomnych, trzeci ich znalazł i podniósł alarm. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło od ucieczki więźnia.
Wysłano wielu wielorybników, mieli szukać Attano. Mieli meldować, jeżeli chociaż go zobaczą, rozstawili się na dachach nad całą dzielnicą. Nie było możliwości, by ktoś się prześlizgnął… Chociaż Daud zdawał się w to nie wierzyć. Kręcił się po swoim gabinecie, słuchając kolejnych raportów, które niczego nowego nie wnosiły i nie wydawał się zaskoczony czy nawet wściekły. Po prostu kiwał głową i odsyłał swoich ludzi w inne miejsca. Uwadze Thomasa nie uszedł fakt, że wielu z nich, szczególnie tych młodszych, zostało wydelegowanych w najdalsze okolice, tam, gdzie Corvo z pewnością nie mógł trafić. Mistrz wiedział, że nie było sensu narażać ich, nie mieli szans w walce z byłym Lordem Protektorem.
W końcu w pomieszczeniu został tylko Daud i Thomas. Młodszy zabójca pamiętał, jak jego przywódca coś mówił… Nagrywał się…? A potem… Ktoś go złapał od tyłu. Przedramię zaciśnięte na gardle stłumiło każdy dźwięk, jaki mógł wyrwać się z jego gardła. Ostatnim, co odczuł wielorybnik, był zawód, że nie da rady nawet ostrzec swojego mistrza. Był tuż obok, wiedział o tym, że wróg już tam był… I nie mógł nic zrobić. Potem była ciemność.
Kiedy się obudził, był sam. Nie tylko w pomieszczeniu, nie słyszał charakterystycznego poskrzypywanie skórzanego płaszcza, kiedy wartownik za drzwiami przechadzał się w tę i z powrotem. Żadne deski z na wpół zrujnowanej podłogi za oknem nie trzeszczały pod ciężkimi butami zabójców. Brakowało przekleństw, metalu uderzanego o metal, kiedy ktoś trenował, a nawet tego cichego dźwięku, gdy ktoś korzystał z mocy, powierzonych im przez Dauda. Cisza.
Na zewnątrz nie widział, żeby ktokolwiek się ruszał. Thomas zmrużył oczy, starając się wypatrzeć coś – cokolwiek. Miał nadzieję, że Daud żył. Nie, to była głupia myśl. Oczywiście, że żył. Chodziło o Dauda – Nożownika z Dunwall, najlepszego skrytobójcę na Gristol, przywódcę wielorybników, mistrza Thomasa! Nie było szans, aby ten przegrał… Prawda?
Dobra wiadomość: nie widział nigdzie krwi. Przynajmniej tej świeżej, stare plamy, do których zdążył się przyzwyczaić, wciąż były w tych samych miejscach. Zła wiadomość? Nie wiedział, gdzie są inni.
Kiedy poczuł się na tyle pewnie, by puścić ścianę, wyprostował się i podskoczył kilka razy na próbę. Nie przewrócił się ani nie zachwiał. Wyskoczył na zewnątrz i szybko przeniósł się na najbliższą platformę, biegnąc przed siebie. Wciąż mógł korzystać ze swoich zdolności, co musiało oznaczać, że Daud żył. Oczywiście, nigdy w to nie zwątpił. Ani na moment.
Po zrobieniu niewielkiego koła, trafił w to samo miejsce, z którego zaczął. Planował właśnie zrobienie znacznie większego okręgu, kiedy kątem oka zauważył jakiś ruch. Fragment niebieskiego płaszcza zawirował przy oknie, zanim nie zniknął w budynku. Płaszcz nie należał do żadnego wielorybnika, a wewnątrz znajdowało się jedyne wejście do kanałów. Thomas zmarszczył brwi. Czyżby Corvo jednak przeżył? Zacisnął zęby i już miał zacząć go gonić, kiedy dobrze znany głos sprawił, że zatrzymał się w pół kroku.
- Pozwól mu przejść.
Thomas odwrócił się gwałtownie. Kawałek dalej, na podłodze siedział Daud. Plecami opierał się o fragment wciąż stojącej ściany, jedną ręką obejmując krwawiący bok, jego twarz wykrzywiał grymas bólu, ale kąciki ust uniesione były w czymś, co miało uchodzić za uśmiech.
- Mistrzu… - powiedział ostrożnie, po czym szybko podszedł do starszego mężczyzny i kucnął przy nim.
Jedną ręką wyciągnął sakiewkę zza pasa, którą zawsze miał przy sobie i w której znajdowały się wszelkie materiały, których mógł potrzebować na polu walki, by szybko opatrzyć dowolną ranę. Każdy wielorybnik miał taką. Ostrożnie odciągnął dłoń Dauda od boku i po chwili to samo zrobił z jego płaszczem i koszulą. Na widok rany pozwolił sobie ma ciche westchnienie z ulgi. Nie było to nic poważnego. Oczywiście, zostawiona sama sobie, rana mogła okazać się śmiertelna, szczególnie, kiedy wkoło wciąż grasowała zaraza, jednak Thomas wiedział, że był w stanie temu zaradzić.
Szybkimi, sprawnymi ruchami zaczął zakładać opatrunek, jednocześnie walcząc ze sobą. Powinien zapytać, co się stało? Chciał to wiedzieć, oczywiście. Musiał też wiedzieć, co z tym zrobić dalej. Odszukać innych i rozkazać im ścigać Attano? Sprawdzić, czy ktokolwiek przeżył? Może zabrać ciało i oddać je za nagrodę? Jednak nie był pewien, czy powinien. Daud został zraniony i ktoś zdecydowanie oddalił się od miejsca pojedynku. Czy to możliwe, że Corvo wygrał? Czy… Daud przegrał? Może nie chciał o tym mówić? Przecież, jeżeli uzna to za konieczne, sam wprowadzi podwładnego we wszystkie wydarzenia, prawda? A jeśli nie, to oznaczać będzie, że nie było to nic ważnego?
- Co się stało? - odważył się w końcu zapytać, kończąc wiązać bandaż.
Daud przez moment nie odpowiadał. Poprawił ubranie, by zasłaniało opatrunek i, z pomocą ściany, podniósł się do pozycji stojącej. Z zamyśleniem spojrzał w okno, w którym chwilę wcześniej zniknął były Lord Protektor.
- Zbierz pozostałych… Jeśli jeszcze żyją. - Zabójca spróbował zrobić krok do przodu, jednak zachwiał się niebezpiecznie. Thomas odruchowo zrobił krok do przodu i pomógł mu zachować równowagę, podtrzymując go za ramię. Wyjątkowo, Daud nie protestował. - Muszę opuścić Gristol. Najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Dzisiaj? - Thomas zmarszczył brwi, czego pod maską i tak nie było widać. - To może być trudne do zorganizowania. Żeby przewieźć tak dużą grupę… - Przerwał, przypominając sobie, że wciąż nie wiedzieli, ilu tak naprawdę przeżyło.
Nożownik tylko pokręcił głową. Wykonał ruch, jakby chciał wrócić do gabinetu, więc jego podwładny ruszył w tamtą stronę wciąż pomagając swojemu dowódcy.
- To już nie ma znaczenia. Wielorybnicy przestają istnieć. Kto będzie chciał, może zostać tutaj. Tylko ja muszę stąd odpłynąć… Jeśli chcesz, możesz iść ze mną.
- Mistrzu, o co ci chodzi? - Młody zabójca nie rozumiał. Dlaczego… Dlaczego mieliby przestać istnieć?
- Obiecałem. Corvo oszczędził mnie i zgodził się nie zabijać nikogo innego w drodze do wyjścia. Obiecałem, że opuszczę Gristol i już nigdy więcej mnie nie zobaczy.
Thomas opuścił ramiona. Czyli Attano faktycznie wygrał. Więc to naprawdę miał być ich koniec. Koniec wspaniałej grupy skrytobójców pod przywództwem Nożownika z Dunwall? Co miało zdarzyć się później?
- Co teraz? - zapytał.
- Jak mówiłem, ja muszę stąd odpłynąć. Znajdę jakiś statek, do wieczora powinienem być daleko na morzu. Thomas, ty możesz zostać, jeśli chcesz. Poprowadzisz tych, którzy zdecydują się zostać. Możesz też popłynąć ze mną… - Daud zamyślił się na moment. - Mógłbym cię zaadoptować.
Głowa młodszego zabójcy błyskawicznie obróciła się w kierunku mężczyzny, nie potrafiąc ukryć szoku. To… To nie mogło być tym, co Nożownik miał na myśli. Nie, prawdopodobnie mężczyzna miał jakieś urojenia.
- Czy Corvo uderzył cię za mocno? - zapytał, zanim zdał sobie sprawę z tego, o co zapytał.
Wstrzymał oddech, kiedy zrozumiał, co właśnie powiedział. Od czasu, kiedy został jednym z wielorybników, chyba ani razu nie zwrócił się w ten sposób do przywódcy. Wiedział, że Billie zdarzało się w odzywać do niego bez należnego szacunku, ale przecież ona była inna… I zdradziła.
Daud jednak nie wydawał się tym przejmować. Zaśmiał się słabo, po czym pokręcił przecząco głową.
- Mówię poważnie.
Thomas poczuł dziwne ciepło, którego nie potrafił zidentyfikować. Uśmiechnął się pod maską i nieznacznie ścisnął dłonią ramię Dauda. Zawsze darzył swojego mistrza wielkim respektem. Od kiedy ten przygarnął go i kilku innych, gotów był zrobić dla niego wszystko. To, że mężczyzna najwyraźniej chciał go ze sobą zabrać… Ta myśl wydawała się zaskakująco kojąca.
- Oczywiście, że z tobą pójdę, mistrzu. Zawsze za tobą pójdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz