Fandom: Dishonored
Występują: Daud, Corvo, Thomas + kilku innych wielorybników, wspomniana Emily
Paring: CorvoxDaud? (można potraktować jako brak takiego... w sumie, nic takiego się nie dzieje, to tylko w mojej głowie coś z tego wynika...)
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: Możliwe spoilery. Tak poza tym, trucizny, zabójcy i coś na kształt, shounen-ai, chociaż można potraktować jako zwykłe brothership czy coś... Fluff!
Uwagi: można założyć, że akcja rozgrywa się kilka miesięcy po Dishonored, wersja low-chaos, gdzie Daud nie tylko żyje, ale i został w Dunwall... Albo przynajmniej na Gristolu.
Opis: Daud nie może zrozumieć, jak można być takim idiotą, żeby pozwolić się otruć po raz drugi. I to dokładnie tym samym! Jednak rzeczywistość wygląda, jak wygląda, a osłabiony Lord Protektor leżący gdzieś w Dunwall Tower to zdecydowanie nie najlepszy pomysł...
~~~~
Daud pokręcił
głową z rezygnacją, spoglądając na jednego z wielorybników.
Johan właśnie przekazywał mu informacje zdobyte podczas swojego
patrolu. I chociaż chłopak nie zdawał sobie z tego sprawy, kilka z
nich, tych pozornie mniej istotnych, od razu zwróciło uwagę
zabójcy.
- Możesz odpocząć
– powiedział w końcu Daud, odsyłając młodego stażem
podwładnego. Obserwując jego plecy, pomasował dłonią nasadę
nosa. Dlaczego się przejmował?
Przez chwilę
rozważał, czy by nie zignorować własnego przeczucia. Bo przecież
nie było to nic pewnego. Ktoś zakupił truciznę, ktoś zdobył
plany Dunwall Tower, jeszcze inny wypytywał o Lorda Protektora. To
mogły być całkowicie niepowiązane zdarzenia. A nawet jeśli miały
związek, przecież Corvo był dorosłym facetem, zdolnym do zadbania
o siebie i swoją córkę! Nie raz już udowodnił, że był świetnie
wyszkolonym wojownikiem i byłby doskonałym zabójcą, gdyby tylko
się na to zdecydował. Daud nie mógł martwić się o swojego
„wroga”… Bo oficjalnie tym właśnie powinni być. Próbowali
się zabić i to przy więcej niż jednej okazji!
Nożownik z Dunwall
westchnął ciężko, świetnie wiedząc, że próby przekonania
samego siebie na nic się nie zdadzą. I tak będzie próbować się
wmieszać. Chwycił kartkę papieru i pióro, po czym napisał kilka
słów. Wezwał do siebie dwójkę ludzi, którzy pojawili się przed
nim dosłownie chwilę później, kłaniając się nieznacznie i
posłusznie czekając na rozkaz. Jak zwykle.
- Chcę, żebyście
wślizgnęli się do Dunwall Tower – powiedział tylko.
Pozostali mężczyźni
popatrzyli po sobie, zanim jeden z nich odezwał się.
- Lord Protektor
jest w środku… - zauważył ostrożnie.
Oczywiście. Samo
wejście do budynku – jakiegokolwiek budynku – nie stanowiło dla
nich problemu. Do tego byli przygotowywani. Jednak z Tower był jeden
problem, o którym wiedzieli wszyscy wielorybnicy, jak i większość
zabójców z okolicy. Wewnątrz mieszkał Corvo Attano. A ten zdążył
sobie wyrobić całkiem niezłą reputację pośród skrytobójców i
nie tylko. Z tym mężczyzną się nie zadzierało.
- Wiem. - Daud
skinął głową. - I macie go znaleźć. Jeżeli nie będzie zbyt
gościnny, po prostu dajcie mu ten list. Możecie powiedzieć, że
mieliście to tylko przekazać i zaraz was tam nie będzie. Jeżeli
jednak zauważycie coś dziwnego… Jeżeli będzie nieprzytomny bądź
umierający, weźcie go tutaj.
Wielorybnicy
poruszyli się niepewnie, jakby wciąż powątpiewając w plan,
jednak nie oponowali. Oczywiście, że nie. Potrafili być posłuszni
i nie kwestionować woli przywódcy. Cokolwiek by się nie działo.
Jeden z nich wziął list i schował go do wewnętrznej kieszeni
kurtki.
- Och, jeszcze jedno
– przypomniał sobie Daud. - Bez względu na okoliczności, nie
zbliżajcie się do Cesarzowej. Chyba, że będzie w śmiertelnym
niebezpieczeństwie, wtedy możecie jej pomóc…
Obydwaj jego ludzie
pokłonili się ponownie, po czym zniknęli, by zająć się swoim
zadaniem, a Daud osunął się niżej na siedzeniu. Może jego
ostatnie ostrzeżenie wydawało się dziwne, jednak było chyba
najlepszą wskazówką, jeśli chodziło o Corvo. Lord Protektor był
bardzo wyczulony na bezpieczeństwo swojej córki. Jeśli coś
miałoby się jej stać… Zabójca miał już okazję widzieć kilka
osób, które miały nieszczęście tego doświadczyć. Zdecydowanie
nic ładnego, chociaż jako osoba z długoletnim stażem w zawodzie
skrytobójcy, musiał docenić kreatywność i skuteczność metod
Attano. Te z pewnością robiły wrażenie.
Czekając na
wiadomości od swoich ludzi, zabrał się za przeglądanie ostatnich
listów gończych. Pojawiło się kilka nowych, które zdecydowanie
przykuły jego uwagę. Chyba nawet widział kiedyś jednego z tych
ludzi. Och, czy to nie on pomagał Kapelusznikom przy załadunku
materiału kilka dni wcześniej? Przyglądając się mapie,
rozdzielił kolejnych czterech ludzi do obserwacji magazynu
Kapeluszników przy porcie oraz wejścia do ich siedziby.
Znajdował sobie
zajęcie przez kolejną godzinę, dopóki do pomieszczenia nie wszedł
jeden z ludzi, których wcześniej wysłał do Tower.
- Mamy go –
poinformował. - Był nieprzytomny, jak przewidziałeś. Przebudził
się kilkukrotnie w drodze tutaj, jednak nie stawiał oporu. Podano
mu Tyvian, prawdopodobnie w zbyt małej dawce, żeby okazała się
śmiertelna. Lady Emily jest bezpieczna, kiedy odchodziliśmy
zaczynała swoje lekcje.
Daud ledwo
powstrzymał się przed przewróceniem oczyma. Oczywiście, że miał
rację. Cholerny Corvo, żeby dać się nabrać na dokładnie to samo
po raz drugi!
- Gdzie on jest?
- Nie wiedzieliśmy,
co z nim zrobić, więc jest w magazynie koło kuchni. Alden go
pilnuje – odparł.
- W porządku, zaraz
się tym zajmę. - Nożownik skinął głową, po czym zerknął na
mężczyznę, który uważnie studiował plan stoczni, jednak
podniósł wzrok, by posłuchać rozmowy. - Thomas, poradzisz sobie z
resztą?
- Oczywiście. -
Wielorybnik skinął głową, a następnie wrócił do mapy.
Daud polecił
jeszcze skrytobójcy, by wrócił do Tower i miał oko na Cesarzową,
– wolał uniknąć sytuacji, w której dziewczyna znalazłaby się
w niebezpieczeństwie – po czym szybkim krokiem skierował się w
stronę magazynu. Zgodnie z zapowiedzią, odnalazł tam
nieprzytomnego Attano oraz Aldena, który stał jakieś dwa metry od
niego i akurat wyglądał przez okno. Zabójca tylko pokręcił
głową.
- Jeżeli tak byś
go pilnował, kiedy się obudził, już byłbyś martwy –
powiedział, sprawiając, że wielorybnik podskoczył i odwrócił
się gwałtownie w jego stronę. - Chociaż, gdybyś pilnował go
inaczej też pewnie byłbyś martwy, więc nie ma to znaczenia.
- Przepraszam. -
Chłopak ukłonił się szybko.
- Możesz odejść.
Zapytaj Thomasa, czy nie będzie potrzebował dodatkowej pary rąk
przy ataku na stocznię.
- Tak jest!
Zaledwie kilka
sekund później, Nożownik został w pomieszczeniu sam z
nieprzytomnym Corvo. A przynajmniej tak mu się zdawało.
- I tak byłby
martwy… Czy to był komplement? - zapytał Attano, lekko zaciągając
samogłoski. Wciąż był mocno zaćmiony trucizną, a jednak był w
stanie myśleć. Całkiem nieźle. Jego klatka piersiowa poruszała
się rytmicznie, co było dobrze widoczne, bo nie miał na sobie
żadnej koszuli.
Daud lekko pochylił
się i pociągnął nosem. Po czym się skrzywił. Mieli rację.
Tyvian.
- Złapałeś się
po raz drugi na dokładnie to samo. Niczego się nie nauczyłeś?
- Miewam problemy ze
zbyt dużym zaufaniem. Wpuszczam ludzi do zamku, wznoszę toasty… -
Powieki Lorda Protektora opadły, i pozostały w jednej pozycji jakiś
czas, zanim ponownie uniosły się z widocznym wysiłkiem. -
Rozmawiam z zabójcami.
Wspomniany zabójca
pokręcił głową, z trudem zwalczając uśmiech.
- Zabiorę cię do
siebie, powinieneś się przespać. Z tego co widzę, nie
potrzebujesz antidotum.
Kąciki ust Corvo
uniosły się, jednak po chwili całe jego ciało rozluźniło się,
kiedy mężczyzna ponownie zapadł w sen.
Daud przerzucił
sobie mężczyznę przez ramię, a następnie skierował się do
swojej sypialni. Umieścił nieprzytomnego na łóżku, a sam usiadł
na fotelu obok, chwycił kilka raportów, które zostawił sobie na
przejrzenie przed snem i zajął się nimi.
Minuty mijały,
przerywane jedynie szelestem kartek i niekiedy cichym skrobaniem
pióra o papier, kiedy zabójca coś zapisywał. Upłynęła może
godzina, zanim Corvo ponownie się obudził.
- Zawsze pracujesz?
- Leniwy głos mężczyzny zwrócił uwagę skrytobójcy, który
odłożył papiery na biurko i spojrzał na łóżko.
Lord Protektor
zdawał się kompletnie nie przejmować faktem, że leżał na łóżku
swojego wroga, bez górnej części odzieży i żadnej broni. Bez
oporów wyciągnął ręce nad głowę i przeciągnął się jak
wielki kot.
- Nie każdy ma czas
na picie zatrutego wina – rzucił z przekąsem Daud. - Już ci
przeszło? - zapytał jeszcze dla upewnienia się, chociaż mógł
zobaczyć, że faktycznie tak było. Jakim cudem facet pozbierał się
tak szybko, to pozostawało poza pojmowaniem skrytobójcy.
- Czuję się jak
nowo narodzony – stwierdził Corvo. - Co tym razem dostałem?
- Dokładnie to
samo, co wcześniej. Tylko tym razem dawkę, która powinna cię
zabić.
- Uodparniam się.
Jeszcze kilka razy i w ogóle nie będzie na mnie działać – uznał
z zadowoleniem Attano, uśmiechając się.
- Jeszcze kilka
razy? Masz zamiar pozwolić się otruć jeszcze kilka razy? - Daud
uniósł brew, wyraźnie niezbyt zachwycony pomysłem.
- Jeśli za każdym
razem będę się budzić, widząc tę brzydką gębę, mogę nawet
zgodzić się na otrucie.
Skrytobójca
przewrócił oczami. Z mężczyzną zdecydowanie było coś nie tak.
I nie była to jedynie zasługa trucizny.
- Komu tym razem
podpadłeś? - zapytał zabójca, podnosząc się z fotela i łapiąc
szklankę z wodą. Podszedł do łóżka i wręczył ją Corvo.
- Kto wie? Wychodzi
na to, że mam całkiem sporo wrogów. - Attano przyjął z
wdzięcznością naczynie i wypił kilka łyków. - Sporo ludzi
chciałoby kontrolować Emily, ale wiedzą, że póki żyję, nikomu
na to nie pozwolę.
Daud pokiwał głową
ze zrozumieniem. Przez chwilę jedynie obserwował towarzysza
sączącego wodę, zanim ponownie się odezwał.
- Ani razu o nią
nie zapytałeś. Nie chcesz wiedzieć, czy nic jej nie jest?
Corvo uniósł
jedną brew.
- A coś jej się
stało?
- Nie.
- No właśnie. -
Lord Protektor uśmiechnął się triumfująco. - Gdyby tak nie było,
nie stałbyś tutaj ze mną. Mogę się założyć, że teraz też
nie jest sama.
- Jeden z moich
ludzi jej pilnuje, ale to nie znaczy…
- Daj spokój! -
Mężczyzna zaśmiał się. - Nie pozwoliłbyś, żeby coś jej się
stało pod moją nieobecność.
- Twierdzisz, że
jest dla mnie coś warta?
- A nie jest?
Przyznaj, czujesz się za nią odpowiedzialny. Poza tym, zależy ci
na tym, żebym był w dobrym nastroju.
- Tak? - Skrytobójca
skrzyżował ramiona na piersi. - Dlaczego miałoby mi na tym
zależeć?
Corvo ruszył się
tak szybko, że Daud nawet tego nie zauważył. W jednej chwili stał
stabilnie na obu nogach, a Attano leżał na plecach, z wyciągniętymi
nad głowę ramionami, w kolejnej zabójca opadł na poduszki z
cichym „uf” opuszczającym jego usta, a Lord Protektor zawisł
nad nim, trzymając równowagę na kolanach i jednej ręce, drugą
wciąż trzymając pusty już kubek po wodzie. Na ustach mężczyzny
błąkał się drapieżny uśmiech.
- Bo nie chciałbyś
znaleźć się w takim położeniu, kiedy akurat nie byłbym w dobrym
humorze – stwierdził pozornie lekkim tonem Corvo, zbliżając
szklankę do twarzy drugiego mężczyzny.
Daud wstrzymał
oddech, obserwując każdy ruch naczynia. To było głupie, kubek nie
był śmiercionośnym narzędziem. W przeciwieństwie do mini kuszy,
ukrytej w rękawie lewej ręki zabójcy, w przeciwieństwie do
ostrza, wciąż spoczywającego przy jego biodrze… Denko szklanki
dotknęło czoła skrytobójcy, a Attano a cichym śmiechem ponownie
padł na łóżko. A dokładniej na klatkę piersiową Dauda, który
wciąż pod nim leżał.
- Wyglądałeś jak
przerażony kociak – skomentował Corvo, bez skrępowania moszcząc
się wygodniej na ciele towarzysza.
- Jesteś ciężki,
spadaj – warknął zabójca. Jedną ręką chwycił kubek i,
nieznacznie się wyginając, by sięgnąć, postawił go na ziemi,
drugą, wbrew wcześniejszym słowom, ułożył na plecach leżącego
na nim mężczyzny.
- Przepraszam.
Zapomniałem, że tutejsi zabójcy są na tyle delikatni, że można
ich uszkodzić kładąc się na nich – zakpił Corvo.
- Tutejsi zabójcy
przynajmniej nie pozwalają się otruć – warknął Daud.
- Nie odpuścisz,
prawda?
- Czy gdybym
odpuszczał, zostałbym nazwany Nożownikiem z Dunwall?
- W porządku, niech
ci będzie.
Attano opuścił
głowę, opierając ją o klatkę piersiową towarzysza, po czym
zamilkł, pogrążając się w przyjemnej zadumie. Daud pozwolił mu
na moment relaksu, samemu też potrzebując chwili wytchnienia. Może
faktycznie przerwa od czasu do czasu nie była aż takim złym
pomysłem…?
Jednak wybuch
gdzieś za oknem jasno wskazywał, że nie dane mu były długie
wakacje. Mógł się tego spodziewać.
- Powinienem to
sprawdzić – mruknął niechętnie.
- Zostaw. - Corvo
nawet nie drgnął, nie pozwalając drugiemu mężczyźnie na
wydostanie się. - Sami to ogarną.
- To pewnie jedna z
tych nowych min Sokołowa. Przysięgam, jego wynalazki są tak samo
niebezpieczne dla osoby, która się w nie złapie, co dla osoby,
która je rozstawia.
- Na pewno
wytwarzacie je dobrze?
- Oczywiście, że
nie. Ciężko odtworzyć coś, na podstawie jedynie szczątek i tego,
co udało się rozbroić.
- Mogę załatwić
ci schematy, jeśli ładnie poprosisz… - Daud mógł przysiąc, że
cwaniak uśmiechnął się. Zabójca czasami zapominał, jak duże
wpływy naprawdę miał Lord Protektor.
- To nie znaczy, że
tutaj zostanę. - Słysząc jęk, stłumiony przez własną kurtkę,
zabójca pokręcił głową. - Ty też powinieneś wracać. Emily
pewnie cię szuka.
- Chciała, żebym
uczył ją łażenia po dachach – przypomniał sobie Attano, jednak
wciąż nie ruszył się z miejsca.
- To leć do niej.
- Powiedz, że się
czymś zatrułem i nie mogę…
- Kto jeszcze nie
dawno narzekał, że Emily wykręca się z lekcji? - zapytał Daud,
postanawiając pominąć fakt, iż zabójca informujący Cesarzową,
że jej obrońca „czymś się zatruł”, raczej nie był zbyt
dobrym pomysłem.
- Ma to po mnie.
- Po prostu do niej
idź!
Corvo mruczał
jeszcze przez chwilę, po czym westchnął i faktycznie podniósł
się. Przeciągnął się leniwie, wyglądając przez okno.
- Szykuje się coś
większego? - zapytał, jakby jeszcze przed chwilą nie zachowywał
się jak wielkie dziecko.
- Prawdopodobnie.
Nie planuję walki, ale jeżeli coś pójdzie nie tak, może do niej
dojść. Musimy zdobyć coś ze stoczni. - Daud wstał szybko z
łóżka, jakby z obawy, że znowu zostanie unieruchomiony.
- Hmmm… - Attano
przyjrzał się rozmówcy. - Uważaj na siebie.
- Martwisz się?
- Oczywiście. Ktoś
musi pilnować, żeby jakaś trucizna mnie nie zabiła.
Corvo wyszczerzył
się, na co jego rozmówca przewrócił oczami. Oczywiście.
- Zaczynasz się
uczyć rozpoznawać trucizny – rozkazał Daud.
- Co? - Lord
Protektor przechylił głowę, jakby nie zrozumiał.
- Dokładnie to, co
słyszałeś. Wyślę kogoś, kto ci to wytłumaczy w taki sposób,
że nawet ty to zrozumiesz. Nie możesz łazić po Tower i łykać
wszystkiego, czego ci dosypią do napoju.
Attano parsknął.
- Właśnie
powiedziałeś, że wyślesz skrytobójcę do Tower i to jeszcze do
mnie. Naprawdę sądzisz, że to taki dobry pomysł?
- Faktycznie,
zapomniałem, że uwielbiasz być truty. Jeszcze chwila i Tyvian na
półkach będzie podpisany jako „ulubiona trucizna Lorda
Protektora”…
Corvo wzruszył
ramionami.
- Innej nie
próbowałem, więc tak, na chwilę obecną jest moją ulubioną.
Daud pokręcił
głową. Czy ktoś mógłby mu przypomnieć, jakim cudem jeszcze nie
rzucił wszystkiego i nie odpłynął daleko od Dunwall? Przecież
gdzie indziej też z pewnością miałby dużo zleceń. Mógłby
wrócić na Serkonos. Albo popłynąć do Tyvii, żeby zakupić
trochę tej ich trucizny...
- Po prostu wracaj
do siebie. I nie przypraw o zawał tego, który pilnuje małej.
Corvo uśmiechnął
się krzywo. Ta mina nie oznaczała niczego dobrego. Skrytobójca
przez chwilę nawet współczuł wielorybnikowi, który dostał
rozkaz pilnowania Cesarzowej.
- Mam nazwisko
osoby, która ostatnio nabyła Tyvian, chociaż prawdopodobnie to był
tylko posłaniec. Najbardziej prawdopodobne nazwisko napisałem na
górze listy, razem z kilkoma innymi, którzy też mogli być w to
zamieszani. Mam się tym zająć? - zapytał Daud, podając rozmówcy
kawałek papieru, na którym zanotował wyniki swojego krótkiego
dochodzenia.
Wbrew pozorom, od
kiedy Corvo przejął dowodzenie nad strażnikami i skrócił nieco
samowolkę wysoko postawionych urzędników, zdobywanie odpowiednich
informacji stało się znacznie prostsze, choć jednocześnie
trudniejsze. Prostsze, bo wszystkie powiązania nie były aż tak
splątane, i krycie kogoś innego stało się bardziej ryzykowne.
Trudniejsze, bo… Dokładnie przez to samo. Nikt już nie chciał
zdradzać informacji za drobne sumy i jakoś informacje nie szerzyły
się aż tak bardzo. Z całą pewnością ułatwiało to robotę
samemu Attano.
- Nie ma potrzeby.
Wolę osobiście dopilnować, żeby nikt inny nie wpadł na więcej
głupich pomysłów.
Właśnie w takich
momentach Nożownik przypominał sobie, dlaczego, pomimo dosyć
infantylnego zachowania, szanował Lorda Protektora. Jeżeli
zachodziła taka potrzeba, mężczyzna stawał się poważny i
niesamowicie niebezpieczny, roztaczając wokół siebie aurę, która
wymuszała respekt i posłuszeństwo. Sam, pomimo wielu podwładnych
i lat spędzonych na podporządkowywaniu sobie innych, nie potrafił
tego w aż takim stopniu. Poza tym, Corvo swoje dziecinne oblicze
okazywał tylko w sytuacjach, w których czuł się bezpiecznie. Tak
jak przy Emily… Bądź właśnie przy skrytobójcy. Chociaż ten
nie był pewny, czy to dlatego, że Lord Protektor uznał go na tyle
słabego, że nie odbierał go jako zagrożenie… Czy bardziej ze
względu na specyfikę ich relacji.
Daud jeszcze raz
zmierzył spojrzeniem towarzysza. Miał na sobie jedynie spodnie.
Brakowało mu zarówno koszuli, jak i butów, zapewne został
znaleziony gdzieś w okolicy łazienki albo w drodze do łóżka.
Inaczej nie było możliwości, żeby Attano chodził po Tower bez
ubrań i, przede wszystkim, bez broni. Może i był to jego oficjalny
dom, jednak Daud nie był głupi. Znał intrygi pałacowe na tyle
dobrze, żeby mieć świadomość, że on w tych opuszczonych
budynkach pewnie czuł się bardziej „u siebie” niż Corvo
kiedykolwiek w miejscu, w którym mieszkał od tylu lat…
- Chcesz coś do
ubrania? Ludzie mogą dziwnie na ciebie patrzeć, jeśli wrócisz tak
do Tower.
Attano jedynie się
uśmiechnął.
- Tylko pod
warunkiem, że mnie zauważą. - Rzucił Daudowi wyzywające
spojrzenie. - Pewnie nawet żaden z twoich ludzi nie zauważy, jak
wychodzę. Musisz nad nimi popracować… Chociaż, najpierw
powinieneś popracować nad swoimi umiejętnościami.
- Powiedział gość,
którego znowu otruli.
- Powiedział facet,
który został przez tego gościa pokonany.
Tym razem kącik
ust Dauda uniósł się nieznacznie.
- Dobra,
zrozumiałem. Nie miałeś być gdzieś indziej?
Corvo odwzajemnił
uśmiech.
- Jasne, dzieci
wzywają. Ty zajmij się w tym czasie swoimi – zażartował.
Skrytobójca
przymknął na moment oczy, biorąc głęboki wdech i starając się
nie stracić cierpliwości. Jego gość zaczynał działać mu na
nerwy.
- Przysięgam,
jeśli… - zaczął, otwierając oczy, jednak był w pomieszczeniu
sam.
Rozejrzał się
uważnie, ale zarówno okno, jak i drzwi były zamknięte, a w całym
pomieszczeniu nie było śladu drugiej osoby. Jakby przez cały ten
czas siedział sam. Jedynie pusty kubek przy łóżku potwierdzał,
że był tam wcześniej ktoś jeszcze.
- Chyba naprawdę
muszę popracować nad swoimi umiejętnościami… - wymamrotał,
kręcąc głową.
Przypomniał sobie
o wcześniejszym wybuchu, więc poprawił ubranie i szybko wyszedł,
kierując się w stronę magazynu broni. Musiał sprawdzić, czy
żadnemu wielorybnikowi nic się nie stało… Żadnemu z jego
„dzieci”…? Dobra, jakkolwiek irytująco to nie brzmiało, może
Corvo miał trochę racji. Chociaż Daud miał pewność, że nigdy
mu tego nie powie. Aż tak nisko nie upadł. Ale zdecydowanie wyśle
kogoś, by nauczył faceta rozróżniać trucizny.
~~~~
Tak, wiem że ta trucizna nie nazywała się Tyvian, tylko jeden z wielorybników skomentował ją jako "Tyvian stuff". Źle zrozumiałam/zapamiętałam, a później uznałam, że w sumie może zostać. Brzmi fajniej niż "nienazwana trucizna pochodząca z Tyvii"...
I, mówcie co chcecie, uwielbiam motyw wielorybników jako "dzieci" Dauda. To zawsze tak słodko wygląda na wszelkich możliwych artach. No bo czy oni nie są słodcy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz