piątek, 6 października 2017

"Gaz pieprzowy" [OP]

Tytuł: Gaz pieprzowy
Fandom: One Piece.
Występują: Law, OC
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: brak

Uwagi: Można traktować jako trzecią część mini-serii o walkach z Lawem, chociaż da się czytać jako niezależny one-shot.
Opis: Kolejne starcie irytującego (i zirytowanego!) chirurga z jeszcze bardziej irytującą (i zirytowaną!) przeciwniczką. Co z tego wyjdzie?


Cóż... Najlepszego, Law! Zdrowia nie życzę, bo sam sobie o to zadba, więc może zażyczę mu, żeby więcej kończyn nie tracił. Ich przyszywanie musi być męczące... Ogłośmy dzień 6.10 dniem bez chleba ;)


~~~~
- Niczego się nie nauczyłeś, co? - zapytałam chłodno, mierząc przeciwnika znudzonym spojrzeniem.
Law najwyraźniej postawił sobie za punkt honoru, by w końcu ze mną wygrać. Nawet wyśledził mnie na tej opustoszałej wyspie, żeby wyzwać na pojedynek.
- Tym razem żadne twoje sztuczki na mnie nie zadziałają – ostrzegł, wzmacniając chwyt na rękojeści miecza.
- Jasne – mruknęłam, przewracając oczami.
Rozejrzałam się. Staliśmy na niewielkiej polance w środku lasu. Zaledwie kilka metrów od nas płynęła niezbyt szeroka, za to głęboka rzeczka. Gdyby pójść wzdłuż jej nurtu, można by było dojść do statku pirata, zakotwiczonego przy plaży jakiś kilometr dalej.
- Szukasz czegoś, co ci pomoże? - zakpił chirurg, chociaż widziałam, jak się spiął przy tych słowach.
Westchnęłam cicho, po czym upewniłam się, że mam broń pod ręką.
- Dobra, słuchaj. Śpieszy mi się, a widzę, że nie odpuścisz, więc załatwmy to szybko, ok? - zapytałam z rezygnacją.
W jego oczach pojawiło się zaskoczenie i pewne podejrzenie, ale skinął głową. Wyciągnęłam nóż i rzuciłam się w jego stronę. Ten mrugnął z zaskoczeniem na tak otwarty atak, jednak szybko doszedł do siebie, machając swoim mieczem. Jego ostrze odbiło moją broń, po czym poleciało dalej, zniżając się ku mojej nodze. Syknęłam, czując delikatne pieczenie w okolicy uda. Chwyciłam za bolące miejsce i przewróciłam się na ziemię.
- Ach – jęknęłam cicho, na chwilę odrywając dłonie od nogi i odsłaniając podejrzanie dużą ilość czerwonej substancji.
Trafalgar przez chwilę spoglądał na mnie z niedowierzaniem, ale po chwili porzucił broń i podbiegł, by kucnąć tuż przy mnie.
- To mogła być tętnica. Uciskaj, zaraz to… - zaczął, wyciągając rękę w stronę uda.
- Słodki jesteś. - Uśmiechnęłam się, po czym sięgnęłam do paska i wyciągnęłam niewielką puszkę. Prysnęłam jej zawartością w stronę twarzy lekarza, podnosząc się płynnie i odsuwając o krok.
Law wydał z siebie krótki okrzyk bólu i zaskoczenia, padając na ziemię i desperacko przecierając twarz. Sama z kieszeni wyciągnęłam chusteczkę i przetarłam nogę. Dobrze, że miałam na sobie krótkie spodenki, jednak skraj nogawki i tak zabarwił się na czerwono. Niedobrze, sztuczna krew dość trudno schodzi z materiału…
- To się nazywa gaz pieprzowy – mruknęłam, kucając obok cierpiącego pirata. - A to: sztuczna krew – dodałam, wskazując na siebie, chociaż on i tak nie mógł tego zobaczyć, bo wciąż miał zamknięte i załzawione oczy.
Wyprostowałam się i podniosłam z ziemi nóż. Rzuciłam rozbawione spojrzenie na pokonanego przeciwnika.
- Co tam mówiłeś o sztuczkach? - zapytałam słodkim głosem. Po czym skrzywiłam się nieco, kiedy noga ponownie zabolała. Żeby wydawało się to realistyczne, musiałam pozwolić mu się trafić. I może było to tyko drobne zadrapanie, ale wciąż nieprzyjemnie piekło.
- Twoja noga… - Usłyszałam zduszony jęk.
Zerknęłam na mężczyznę. Moje tłumaczenie chyba mu nie wystarczyło, wciąż się o mnie martwił. Idiota. Tylko, że naprawdę się śpieszyłam…
- Nie trzyj – mruknęłam, mając na myśli jego bolące oczy. Pomogłam mu wstać i zaprowadziłam go do rzeki. - Trzeba to przemyć dużą ilością bieżącej wody. - Cytując instrukcję z opakowania, wepchnęłam go do strumienia, dopiero po chwili przypominając sobie, że facet nie umie pływać. Wlazłam za nim, zanurzając się do kolan i go wyłowiłam. Upewniłam się, że efekty gazu przestały mu dokuczać aż tak bardzo, po czym ułożyłam go na brzegu.
- Poradziłabym ci konsultację z lekarzem, ale… - Urwałam, wzruszając ramionami. Jedyny znany mi lekarzem, z którym mogłabym się skontaktować, usiłował wykaszleć wodę z płuc. - W każdym razie: do zobaczenia.
Machnęłam jeszcze ręką i odeszłam w swoją stronę.
Chemia vs chirurgia?
3:0
Może teraz wystarczy…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz