Tytuł: Czarna Róża
Fandom: brak
Status: zakończone (spierałabym się...)
Ostrzeżenia: żałosny tekst. Czytasz na własną odpowiedzialność.
Gatunek: poezja (chyba mnie po***)
Wpatruję się w bezkresne, czarne niebo, wiszące ciężko nade mną, obsiane gdzieniegdzie jarzącymi się gwiazdami. Srebrzysta tarcza księżyca zdaje się obserwować cały świat. Chłodny, nocny wiatr otula moje nagie ciało. Pod stopami czuję wilgotną od rosy trawę. Przede mną rozciąga się głęboka otchłań, a w niej całe ziemskie istnienie. Jedyne, co mnie interesuje to Czarna róża, której główka nieśmiało wychyla się ponad jednolite morze traw. Widzę jak rośnie, pęcznieje i dojrzewa. To nie jest kwiat. To obietnica.
~~~~
Szczerze? Chyba właśnie dostrzegłam potencjał tego tworu. Co prawda przerobienie tego zajęłoby mi pewnie masakrycznie dużo czasu, ale mogłoby być ciekawe... (spoko, nikt nie ogarnie mojego mózgu...)
Pozwolę sobie krótko napisać historię tego czegoś. Pisałam w tamtym czasie inne coś, czego niestety obecnie nie mogę znaleźć (a może własnie na szczęście? Kto wie, jaki poziom tamto reprezentowało?)
Opowiadało o zabójczyni. Jedyny ślad, który zostawiała przy zwłokach to był właśnie kwiat czarnej róży, stąd dostała przydomek "Czarna Róża". Ofiary kwiaty te dostawały najczęściej kilka dni przed morderstwem. Był sobie też pewien śledczy, który dostał sprawę tych morderstw (właściwie, to on był głównym bohaterem). Obydwoje znali się i to dość dobrze (tak, tu wkracza romans....), ale żadne z nich nie wiedziało o zawodzie tego drugiego. (w sensie: facet wiedział, że kobieta przyjechała do miasta w interesach, a ona wiedziała tylko tyle, że facet pracuje gdzieś w policji, nie wiedziała, że jest głównym człowiekiem w jej sprawie). Leci trochę akcji, kilka kolejnych morderstw (których wymyślanie i opisywanie sprawiało mi najwięcej frajdy - tak, jestem psychiczna), w końcu gość chce się lasce oświadczyć, ale ta mu wyjeżdża z tekstem, że opuszcza miasto na jakiś czas. Facet podłamany, idzie z bukietem przez park (zapomniał jej go dać) i znajduje w nim czarną różę. Przerażony, te sprawy, bo w końcu zabójca wie, kim on jest, ale nic się nie dzieje. Żyje, ma się dobrze i cały czas pracuje nad sprawą. Później leci jakaś afera z mafią, pan komisarz jest uwięziony, laska też ma tam swoje powiązania, zdradza mafię, ratuje go, wszystko ładnie się wyjaśnia, następuje objaśnienie symbolu: czarna róża to nie zapowiedź śmierci (jak wszyscy uważali) ale symbol obietnicy (w sumie, jeżeli obiecam komuś, że go zabije to też obietnica, prawda?)
Haha, nakręciłam się na to opowiadanko. Może jak go nie będę mogła znaleźć, to napiszę kiedyś coś podobnego? O, i takie streszczenia to ja rozumiem! Wszystko mogę tak pisać. Szybko i względnie bezboleśnie, a ja zadowolona ^^
-_-' Opis wyszedł znacznie dłuższy niż sam tekst. Czymś muszę nadrabiać, prawda? Nie oceniajcie mnie zbyt surowo, to naprawdę było kilka lat temu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz