wtorek, 20 marca 2018

"Dlaczego przeżyłem?" [Dishonored]

Tytuł: Dlaczego przeżyłem?
Fandom: Dishonored
Występują: Corvo, Emily, Daud, przypadkowi strażnicy i wielorybnicy, wspomniana Jessamin

Status: zakończone.
Ostrzeżenia: wspomniana śmierć, morderstwa; możliwe spoilery (do pierwszej części, niezgodne z dwójką czy Brigmore Witches)

Uwagi: brak
Opis: Corvo nie opuścił boku Emily nawet po tym, jak ta zasiadła na tronie. Sądził, że poradził sobie z większością problemów i nie spodziewał się wizyty prawdopodobnie najlepszego skrytobójcy w Dunwall. Daud jednak zdaje się tylko szukać odpowiedzi na swoje pytania. Czy tego typu spotkanie może zakończyć się bez rozlewu krwi?



~~~~

- Jak myślisz, co powinnam z tym zrobić? - zapytała Emily, ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w list trzymany w dłoni.
Corvo, który nie miał problemów z czytaniem ponad ramieniem dziewczyny, milczał przez chwilę, starając się wymyślić najlepsze rozwiązanie. Młoda cesarzowa całkiem nieźle radziła sobie na swojej nowej pozycji, jednak wciąż stawiała niepewne kroki w świecie polityki i gospodarki. Z każdym dniem robiła niesamowite postępy, jednak wciąż wolała pytać o zdanie najbardziej zaufaną osobę. Nawet mając pod ręką całe tabuny doradców, wciąż to jego zdanie miało dla niej kluczowe znaczenie.
- Najpierw powinniśmy się upewnić, co do ich zamiarów - uznał w końcu Attano. - Najlepiej byłoby wysłać szpiega, który mógłby dać nam lepszy pogląd sytuacji…
Emily westchnęła, zmieniając nieco pozycję na tronie. Był całkiem wygodny, jak na tak oficjalny mebel, jednak dziewczyna zdecydowanie nie przywykła do siedzenia tak długo. Dobrze, że w sali byli tylko we dwójkę, nie licząc po dwóch oficerów straży miejskiej ustawionych przy każdym wejściu. Kaldwin nie wyobrażała sobie, jak męczące musiało być spędzanie czasu w tym miejscu w towarzystwie jakiś wysoko postawionych osób.
- Masz kogoś, kogo moglibyśmy wysłać? - zapytała, nie przejmując się, czy przerywa mężczyźnie.
Chciała tylko wyjść z budynku. Miała nadzieję, że Corvo da się namówić na nauczenie jej czegoś ciekawego. Lord Protektor był najlepszy we wszystkim!
Czarnowłosy jedynie pokręcił głową i uśmiechnął się nieznacznie na ten przejaw zniecierpliwienia. Doskonale rozumiał swoją towarzyszkę. Ledwo zdołali opanować cały bajzel, najpierw z Burrowsem, potem z Havelockiem. Sam też, pomimo ulgi, odczuwał pewną tęsknotę do godzin spędzonych na poruszaniu się po dachach budynków i pomiędzy cieniami. Jednak sześć miesięcy w więzieniu sprawiło, że stracił swoją odporność na długie, nudne spotkania. Musiał na nowo dostosować się do tego trybu życia. Emily miała o tyle ciężej, że ona nigdy się tego nie nauczyła. Te kilka razy, kiedy obserwowała swoją matkę, niewiele mogły jej pomóc.
Kiedy myśli Corvo zawędrowały na wciąż dość bolesny temat, szybko ponownie skoncentrował się na naglącej kwestii. Sądząc po minie cesarzowej, nie odpłynął wcale na tak długo. Dziewczyna wciąż zerkała na niego z wymuszonym zainteresowaniem.
- Obawiam się, że ci, których mamy, nie są najlepsi - przyznał niechętnie. - Plaga, a później te zamieszania… Straciliśmy większość dobrych ludzi. Pozostali już są rozesłani na inne misje, a ci, których szkolę, jeszcze nie nadają się do tak delikatnego zadania. Przydałby się ktoś z większym doświadczeniem…
Mężczyzna nie zdążył dokończyć. Jedno z uchylonych okien nagle stanęło otworem, a do środka wpadły trzy osoby. Attano w mgnieniu oka znalazł się naprzeciw tronu, własny ciałem osłaniając Emily, w jednej jego dłoni niemal zmaterializowało się jego ostrze, a druga zawisła nad uchwytem kuszy. Mógł zrezygnować z maski, ale nigdy nie zdecydował się porzucić broni. Wolał zachować ostrożność. Najwyraźniej, nie na próżno.
- Co się dzieje? - krzyknął niezbyt inteligentnie któryś ze strażników, jednak wszyscy zadziwiająco sprawnie znaleźli się w pobliżu obcych, obnażając własną broń.
Corvo nie łudził się – jeżeli mieli do czynienia z prawdziwymi zabójcami, ci ludzie tylko by przeszkadzali. Jednak pozwolił im na okrążenie przeciwników, wykorzystując moment rozproszenia, aby przyjrzeć się obcym. I prawie od razu rozpoznał jednego z nich.
- Daud – powiedział chłodnym tonem. Mogło to ujść za przywitanie, ale jednocześnie było dość oczywistą formą ostrzeżenia.
Żołnierze, słysząc, jak sam Lord Protektor używa imienia jednego z przybyszów, cofnęli się nieco, zerkając kątem oka na mężczyznę, jednak nie obniżyli broni. Dwóch skrytobójców towarzyszących Daudowi również cofnęło się nieznacznie, jakby dając przywódcy pole na wykorzystanie umiejętności dyplomacji. Sam zabójca zrobił krok do przodu, wykonując wręcz dworski ukłon.
- Corvo Attano – przywitał się, po czym zerknął ponad ramieniem mężczyzny. - Oraz Lady Emily Kaldwin.
Lord Protektor zmrużył oczy w podejrzliwym geście. Nie wiedział, co ten mężczyzna chciał osiągnąć, jednak nie wydawał się planować ataku. Gdyby ponownie usiłował przeprowadzić zamach na cesarzową, nie ujawniłby się tak po prostu. A na pewno nie, kiedy jej ochroniarz był tuż obok.
Oficerzy straży miejskiej najwyraźniej potraktowali krótkie „przywitanie” jako znak, by wycofać się i pozwolić Attano rozwiązać sprawę. Tak samo dwójka zabójców, którzy ustawili się posłusznie po obu stronach wciąż otwartego okna.
- Corvo…? - Głos Emily był cichy i wystraszony.
Mężczyzna nie był pewien, czy dziewczyna poznaje zabójcę swojej matki, jednak wolał o to nie pytać. Cofnął nieco jedną rękę, by zacisnąć palce na jej kolanie w uspokajającym geście, chociaż drugą dłonią wciąż kurczowo trzymał swoje ostrze.
- Czego chcesz, Daud? - zapytał opanowanym głosem, licząc, że to pomoże cesarzowej się uspokoić. Chyba podziałało, bo usłyszał, jak bierze głęboki wdech.
- Złożyć przysięgę wierności swojej pani, oczywiście.
Kącik ust Corvo powędrował w górę. Gorszego kłamstwa w życiu nie słyszał. A trzeba było nadmienić, że Emily potrafiła być naprawdę kreatywna, kiedy czegoś chciała.
- Kłamiesz i obaj o tym wiemy. Zastanawia mnie tylko, dlaczego usiłujesz mi wcisnąć tak łatwy do przejrzenia blef…
- Dlaczego miałbym kła…
Kiedy Lord Protektor uniósł lewą dłoń, niewielki przebłysk światła na skórze był jedynym ostrzeżeniem. Daud zdołał sprawić, że on sam nie podporządkował się mocy drugiego mężczyzny, kiedy świat stanął w miejscu. Nie zmieniło to jednak tego, że nie zdążył mrugnąć, zanim poczuł, jak zostaje przyciśnięty do ściany z uczuciem chłodu promieniującego od ostrza przyłożonego do gardła.
- Nawet nie próbuj ze mną tych gierek. Powiedz, dlaczego tu jesteś, to może pozwolę ci żyć – warknął chłodno Corvo.
Oczy obydwu mężczyzn spotkały się i nie poruszyły przez dłuższą chwilę.
- Jak powiedziałem, chciałem złożyć przysięgę wierności cesarzowej.
- Dlaczego?
- Bo to jedyny sposób, żeby się zbliżyć do ciebie.
Attano oderwał się od przeciwnika i zrobił kilka kroków do tyłu, by dać mu miejsce na wyprostowanie się.
- Możesz trochę jaśniej?
Daud poruszył szczęką, uważnie dobierając kolejne słowa.
- Jest tylko jedna rzecz, w której jestem dobry. A raczej sądziłem, że tak jest, dopóki nie pojawiłeś się ty i nie udowodniłeś, że mnie przerosłeś.
Corvo uniósł jedną brew, jednak nie odezwał się, dając tym samym wyraźny znak, że mężczyzna ma kontynuować. Ten jedynie przelotem zerknął na pozostałych obecnych w pomieszczeniu, wciąż zamrożonych w czasie. Jaką mocą dysponował stojący przed nim człowiek, aby utrzymywać to tak długo i to bez żadnych widocznych objaw zmęczenia?
- Chciałem… Miałem nadzieję, że jeżeli uda mi się w jakiś sposób do ciebie zbliżyć, może zdołam nauczyć się czegoś nowego. Kim jest skrytobójca, który daje się podejść we własnej kryjówce? I… - przerwał, jednak po spojrzeniu, jakie otrzymał od drugiego mężczyzny wiedział, że musiał dokończyć myśl. - Chciałem wiedzieć, dlaczego zdecydowałeś się mnie oszczędzić.
Ciemne tęczówki jeszcze przez chwilę mierzyły go uważnym spojrzeniem, w końcu jednak przeniosły się na dwóch skrytobójców, w dalszym ciągu nieruchomych przy oknie.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeżeli Emily spadnie włos z głowy, nie oszczędzę cię?
Tym razem Daud pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech, wskazując na dwie osoby, które przykuły uwagę drugiego mężczyznę.
- Zanim tu przybyliśmy, wydałem im polecenie, że trzy osoby w tym pomieszczeniu mają wyjść w nienaruszonym stanie. Gdyby w jakikolwiek sposób nie dało się ochronić wszystkich trzech, dwie dostały priorytet. Zapewne domyślasz się, że oni do tej trójki nie należą.
Pojedyncze skinięcie głową później, świat dookoła powrócił do życia. Skrytobójca odetchnął z pewną ulgą. Wiedział, że niebezpieczna sytuacja wciąż nie dobiegła końca, jednak weszli na stabilniejszy grunt. Szczególnie, kiedy ostrze Lorda Protektora ponownie wylądowało w swoim bezpiecznym miejscu przy pasie mężczyzny.
Zarówno strażnicy, jak i zabójcy ze zdezorientowaniem rozejrzeli się, dostrzegając zmianę położenia dwóch z trzech kluczowych osób w pomieszczeniu. Kilku z nich wydało z siebie zduszone okrzyki niedowierzania, jednak nie poświęcono im większej uwagi.
- Emily – odezwał się miękko Corvo, nie spuszczając wzroku z niedawnego przeciwnika. - Dasz mi chwilę? Muszę porozmawiać z tym tutaj.
Dziewczyna z niepokojem przeniosła spojrzenie od zabójcy do swojego obrońcy i z powrotem. Z pewnym wahaniem zwróciła uwagę na dwójkę skrytobójców, jednak skoro Corvo uważał, że mogli się rozdzielić, to chyba nic jej nie groziło.
- W porządku.
Attano skinął głową, po czym zagestykulował w stronę okna. Mogli skorzystać z drzwi i przejść do innego pomieszczenia, jednak poza budynkiem była większa szansa, że nikt ich nie podsłucha. Daud musiał zrozumieć przekaz, bo pierwszy podszedł do parapetu, by po chwili stać na dachu kilka metrów niżej. Corvo szybko do niego dołączył, krzyżując ramiona na piersi.
- Nie musiałeś tutaj przychodzić. Myślałem, że dość jasno dałem do zrozumienia, że nie zamierzam cię zabijać – zauważył tylko.
Daud uśmiechnął się krzywo.
- Na pewno wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, że nigdzie nie jestem bezpieczny. Przez kolejne trzy dni nie mogłem zasnąć… Dopóki nie dowiedziałem się, że wróciłeś tutaj.
- No proszę, a myślałem, że ktoś taki jak ty już dawno wyrósł z bania się ciemności.
- Tak było, kiedy to ja się w tej ciemności kryłem. Od kiedy zrozumiałem, że może w niej być ktoś jeszcze…
Nie dokończył, ale nie musiał. Lord Protektor pokręcił tylko głową.
- Co konkretnie chcesz wiedzieć?
- Dlaczego mnie nie zabiłeś? Zabiłem Jessamin Kaldwin, porwałem jej córkę, przeze mnie wylądowałeś w więzieniu. Powinieneś być wściekły.
Corvo podszedł bliżej krawędzi i spojrzał na ulice pod spodem. Ludzie przechodzili wiele metrów niżej, kompletnie nie zdając sobie sprawy z rozmowy, toczącej się ponad ich głowami. Wciąż mieli przed sobą długą drogę, jeżeli chcieli przywrócić Dunwall dawną świetność, jednak ludzie już zdawali się szczęśliwsi, mając prawowitą następczynię tronu u władzy i świadomość, że dwóch wybitnych naukowców postanowiło połączyć siły, aby pomóc wyleczyć zarażonych. Mężczyzna chciał, aby tak zostało.
- Byłem wściekły… Wciąż jestem.
Daud, chociaż się starał, nie zdołał powstrzymać dreszczu, jaki przebiegł mu po plecach, słysząc chłodny i niebezpieczny głos rozmówcy. Wydawało się to nieprawdopodobne. Postrzegany jako najlepszy skrytobójca w cesarstwie, Nożownik z Dunwall, przywódca grupy zabójców, znanej jako Wielorybnicy, osoba, której imienia obawiają się niemal wszyscy… Bał się człowieka, który zaledwie kilka tygodni wcześniej był pogardzany przez całe społeczeństwo.
- Ale żałowałeś tego. Nie chciałeś zabijać cesarzowej. Pragnąłeś móc jakoś to odwrócić – dokończył Attano.
- Skąd…? - Daud zmarszczył brwi, jednak chwilę później jego oczy rozszerzyły się ze zrozumieniem – i pewnym strachem. - Czytałeś mój dziennik
- Owszem.
- Kiedy? Leżał cały czas przy mnie. Skąd miałeś czas, żeby go przeczytać?
- Miałem znacznie więcej czasu, niż myślisz. Długo po prostu tam stałem, bawiąc się swoim ostrzem. Do tamtego momentu ani razu nie poczułem aż tak dużej ochoty, aby kogoś zabić.
Skrytobójca pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie rozumiał, jak mógł przegapić coś takiego. Do tamtej pory uważał się za najlepszego… Jak ktoś mógł go tak po prostu podejść?
- Nie rozumiem tylko, dlaczego się zawahałeś. Dlaczego czytałeś ten dziennik?
- Sam zauważyłeś, że możemy być podobni. Może też lubię gromadzić informacje o przeciwnikach? Tak jak ty…
Oczywiście. Skoro Corvo czytał ten dziennik, na pewno zauważył wpis o tym, jak obydwaj pochodzą z Serkonos, jak wiele podobieństw mają. Tylko to wciąż nie do końca pasowało…
- Zazwyczaj, pewnie tak. Do tamtego momentu wszystkie twoje akcje opierały się na cichym i skrupulatnym wykonywaniu każdego zadania. Nikt cię nie widział, nikt nie złapał, o wszystkim wiedziałeś, więc nic cię nie mogło zaskoczyć… Ale nie tam. Od kiedy wydostałeś się z naszej celi, działałeś inaczej. Wciąż niezauważenie, wciąż rzetelnie, ale szybko. To już nie była ta sama chłodna kalkulacja. Wyglądało to tak, jakbyś chciał jak najszybciej dostać się do mnie i dokonać swojej zemsty. A jednak zawahałeś się.
Attano obrócił się plecami do drugiego mężczyzny. Skrytobójca zmierzył jego sylwetkę uważnym spojrzeniem. Ktoś inny pomyślałby, że to idealna okazja do uderzenia. Szerokie plecy były całkowicie odsłonięte na jakikolwiek atak. Wzrok prawdopodobnie utkwiony gdzieś w oddali, jakby kompletnie nie zwracał uwagi na rozmówcę. Jednak Daud nie dał się zwieść. On widział w tej postawie coś innego. Wyzwanie, jawną prowokację. Pokaz siły. Ponieważ Corvo świetnie wiedział, że skrytobójca go nie zaatakuje. Że nie odważy się zaatakować.
- Może jednak nie jesteśmy aż tak podobni… - wymamrotał w końcu Lord Protektor. - Zatrzymałem się, bo przypomniałem sobie, dlaczego to wszystko robiłem.
Nożownik przekrzywił nieco głowę, usiłując zrozumieć drugiego mężczyznę.
- Dlaczego to robiłeś? Dla zemsty? Dla sprawiedliwości? Żeby obalić Lorda Regenta?
Corvo obrócił się, aby spojrzeć na rozmówcę a na jego twarzy pojawiło się rozbawienie.
- Czemu wszyscy myślą, że działam z tak nudnych powodów? - zapytał. - Nie, nie robiłem tego dla żadnej z tych rzeczy. Chociaż, oczywiście, czułem satysfakcję, kiedy „wymierzałem sprawiedliwość”… Ale tak naprawdę robiłem to dla Emily.
- Dla niej?
- Przez chwilę myślałem o tym, żeby się poddać. Jeszcze w więzieniu. To byłoby takie łatwe. Ale wiedziałem, że muszę obronić Emily i zapewnić jej bezpieczną przyszłość. Obiecałem to jej matce. Chwilę przed tym, jak zginęła od rany zadanej przez twoje ostrze. - Ostatnie zdanie ponownie nabrało tego chłodnego tonu, który sprawił, że Daud zadrżał. - Jednak zauważyłem ten posąg. Stałem zaraz za twoim oknem, planując pozbyć się zabójcy, który był tam z tobą i kątem oka zauważyłem posąg Jessamin.
- Czekaj, zabójcę? Masz na myśli tego, który później wyszedł…? - Daud zawahał się, a jedna z brwi Corvo powędrowała do góry w geście jawnej kpiny. - Tego, którego później znaleźliśmy nieprzytomnego i jedyne, co pamiętał, to to że miał ze mną porozmawiać… - dodał z nagłym przebłyskiem zrozumienia. - On nie wyszedł, prawda? - zapytał zrezygnowanym głosem.
- Opuścił pomieszczenie, jeżeli cię to satysfakcjonuje. - Skrytobójca westchnął jedynie, widząc jak Lord Protektor najwyraźniej świetnie się bawił, drwiąc z niedawnego wroga. - Ale nie, nie zrobił tego z własnej woli, ani nawet nie był tego świadomy.
Nożownik z Dunwall pokręcił głową.
- Zauważyłeś posąg cesarzowej – przypomniał.
- Owszem. - Corvo ponownie spoważniał. - I ponownie zobaczyłem tamtą scenę. Ale zamiast tego, jak ją zabijasz, widziałem przerażony wzrok Emily. Nie chciałem, żeby kiedykolwiek tak na mnie patrzyła. Nie chciałem stać się mordercą.
Skrytobójca zmarszczył brwi.
- Nie próbuj mi wmówić, ze nigdy nikogo nie zabiłeś.
- Oczywiście, zdarzało się. Częściej niż mógłbym zliczyć. Ale nie z zimną krwią. Nie zabijałem, jeżeli miałem inny wybór.
Daud zamyślił się. Attano dał mu chwilę na przetworzenie wszystkiego, sam mu się przyglądając. Chciał wiedzieć, o czym ten myśli. Chciał móc przewidzieć jego następny ruch.
- Naprawdę jest twoją córką? - zapytał nagle nożownik.
Kącik ust Corvo drgnął nieznacznie. Te plotki i próby ustalenia prawdy przez wszystkich dookoła zazwyczaj go bawiły. Dlaczego dla nich to miało takie znaczenie?
- Ludzie i tak będą wierzyć w co chcą – odpowiedział dyplomatycznie, po czym obrócił się w kierunku okna, którym przybyli na dach, tym samym dając znak, że koniec tych pytań. Sam miał tylko jedno. - Dalej chcesz złożyć przysięgę wierności, czy wystarczy ci to, co usłyszałeś?
Skrytobójca zawahał się. Niby jego ciekawość została zaspokojona, jednak wciąż nie potrafił się zmusić do odejścia. Lord Protektor może i wciąż nieco go niepokoił, ale też fascynował. Chciał poznać jego techniki, może nauczyć się czegoś nowego… Sam nie do końca to rozumiał, jednak pragnienie pozostało.
- Nie zmieniłem zdania.
- Świetnie.
Po kilku minutach Corvo ponownie stał przy tronie Emily, obserwując, jak jego niedawny wróg składa przysięgę wierności swojej nowej pani, a w jego głowie pojawił się pomysł. Mógł wykorzystać zdolności skrytobójców. Chociaż do nieco mniej krwawych zadań, niż te, do których ci przywykli.
- Emily, pamiętasz, jak mówiłem, że musimy wysłać kilku szpiegów? - zapytał, uśmiechając się nieznacznie.
Dziewczyna spojrzała na niego z zaciekawieniem i pokiwała głową. Strach minął jej, kiedy zorientowała się, że Corvo miał wszystko pod kontrolą. Czy pamiętała twarz mordercy matki? Trudno było to stwierdzić.
- Myślę, że mam już ludzi, którzy posiadają odpowiednie zdolności – powiedział, wskazując na zmieszanych zabójców, wciąż stojących pod oknem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz