środa, 18 kwietnia 2018

"Trucizna" [Disonored]

Tytuł: Trucizna
Fandom: Dishonored
Występują: Daud, Corvo, Thomas + kilku innych wielorybników, wspomniana Emily

Paring: CorvoxDaud? (można potraktować jako brak takiego... w sumie, nic takiego się nie dzieje, to tylko w mojej głowie coś z tego wynika...)
Status: zakończone.
Ostrzeżenia: Możliwe spoilery. Tak poza tym, trucizny, zabójcy i coś na kształt, shounen-ai, chociaż można potraktować jako zwykłe brothership czy coś... Fluff!

Uwagi: można założyć, że akcja rozgrywa się kilka miesięcy po Dishonored, wersja low-chaos, gdzie Daud nie tylko żyje, ale i został w Dunwall... Albo przynajmniej na Gristolu.
Opis: Daud nie może zrozumieć, jak można być takim idiotą, żeby pozwolić się otruć po raz drugi. I to dokładnie tym samym! Jednak rzeczywistość wygląda, jak wygląda, a osłabiony Lord Protektor leżący gdzieś w Dunwall Tower to zdecydowanie nie najlepszy pomysł...



~~~~

Daud pokręcił głową z rezygnacją, spoglądając na jednego z wielorybników. Johan właśnie przekazywał mu informacje zdobyte podczas swojego patrolu. I chociaż chłopak nie zdawał sobie z tego sprawy, kilka z nich, tych pozornie mniej istotnych, od razu zwróciło uwagę zabójcy.
- Możesz odpocząć – powiedział w końcu Daud, odsyłając młodego stażem podwładnego. Obserwując jego plecy, pomasował dłonią nasadę nosa. Dlaczego się przejmował?
Przez chwilę rozważał, czy by nie zignorować własnego przeczucia. Bo przecież nie było to nic pewnego. Ktoś zakupił truciznę, ktoś zdobył plany Dunwall Tower, jeszcze inny wypytywał o Lorda Protektora. To mogły być całkowicie niepowiązane zdarzenia. A nawet jeśli miały związek, przecież Corvo był dorosłym facetem, zdolnym do zadbania o siebie i swoją córkę! Nie raz już udowodnił, że był świetnie wyszkolonym wojownikiem i byłby doskonałym zabójcą, gdyby tylko się na to zdecydował. Daud nie mógł martwić się o swojego „wroga”… Bo oficjalnie tym właśnie powinni być. Próbowali się zabić i to przy więcej niż jednej okazji!
Nożownik z Dunwall westchnął ciężko, świetnie wiedząc, że próby przekonania samego siebie na nic się nie zdadzą. I tak będzie próbować się wmieszać. Chwycił kartkę papieru i pióro, po czym napisał kilka słów. Wezwał do siebie dwójkę ludzi, którzy pojawili się przed nim dosłownie chwilę później, kłaniając się nieznacznie i posłusznie czekając na rozkaz. Jak zwykle.
- Chcę, żebyście wślizgnęli się do Dunwall Tower – powiedział tylko.
Pozostali mężczyźni popatrzyli po sobie, zanim jeden z nich odezwał się.
- Lord Protektor jest w środku… - zauważył ostrożnie.
Oczywiście. Samo wejście do budynku – jakiegokolwiek budynku – nie stanowiło dla nich problemu. Do tego byli przygotowywani. Jednak z Tower był jeden problem, o którym wiedzieli wszyscy wielorybnicy, jak i większość zabójców z okolicy. Wewnątrz mieszkał Corvo Attano. A ten zdążył sobie wyrobić całkiem niezłą reputację pośród skrytobójców i nie tylko. Z tym mężczyzną się nie zadzierało.
- Wiem. - Daud skinął głową. - I macie go znaleźć. Jeżeli nie będzie zbyt gościnny, po prostu dajcie mu ten list. Możecie powiedzieć, że mieliście to tylko przekazać i zaraz was tam nie będzie. Jeżeli jednak zauważycie coś dziwnego… Jeżeli będzie nieprzytomny bądź umierający, weźcie go tutaj.
Wielorybnicy poruszyli się niepewnie, jakby wciąż powątpiewając w plan, jednak nie oponowali. Oczywiście, że nie. Potrafili być posłuszni i nie kwestionować woli przywódcy. Cokolwiek by się nie działo. Jeden z nich wziął list i schował go do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Och, jeszcze jedno – przypomniał sobie Daud. - Bez względu na okoliczności, nie zbliżajcie się do Cesarzowej. Chyba, że będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie, wtedy możecie jej pomóc…
Obydwaj jego ludzie pokłonili się ponownie, po czym zniknęli, by zająć się swoim zadaniem, a Daud osunął się niżej na siedzeniu. Może jego ostatnie ostrzeżenie wydawało się dziwne, jednak było chyba najlepszą wskazówką, jeśli chodziło o Corvo. Lord Protektor był bardzo wyczulony na bezpieczeństwo swojej córki. Jeśli coś miałoby się jej stać… Zabójca miał już okazję widzieć kilka osób, które miały nieszczęście tego doświadczyć. Zdecydowanie nic ładnego, chociaż jako osoba z długoletnim stażem w zawodzie skrytobójcy, musiał docenić kreatywność i skuteczność metod Attano. Te z pewnością robiły wrażenie.
Czekając na wiadomości od swoich ludzi, zabrał się za przeglądanie ostatnich listów gończych. Pojawiło się kilka nowych, które zdecydowanie przykuły jego uwagę. Chyba nawet widział kiedyś jednego z tych ludzi. Och, czy to nie on pomagał Kapelusznikom przy załadunku materiału kilka dni wcześniej? Przyglądając się mapie, rozdzielił kolejnych czterech ludzi do obserwacji magazynu Kapeluszników przy porcie oraz wejścia do ich siedziby.
Znajdował sobie zajęcie przez kolejną godzinę, dopóki do pomieszczenia nie wszedł jeden z ludzi, których wcześniej wysłał do Tower.
- Mamy go – poinformował. - Był nieprzytomny, jak przewidziałeś. Przebudził się kilkukrotnie w drodze tutaj, jednak nie stawiał oporu. Podano mu Tyvian, prawdopodobnie w zbyt małej dawce, żeby okazała się śmiertelna. Lady Emily jest bezpieczna, kiedy odchodziliśmy zaczynała swoje lekcje.
Daud ledwo powstrzymał się przed przewróceniem oczyma. Oczywiście, że miał rację. Cholerny Corvo, żeby dać się nabrać na dokładnie to samo po raz drugi!
- Gdzie on jest?
- Nie wiedzieliśmy, co z nim zrobić, więc jest w magazynie koło kuchni. Alden go pilnuje – odparł.
- W porządku, zaraz się tym zajmę. - Nożownik skinął głową, po czym zerknął na mężczyznę, który uważnie studiował plan stoczni, jednak podniósł wzrok, by posłuchać rozmowy. - Thomas, poradzisz sobie z resztą?
- Oczywiście. - Wielorybnik skinął głową, a następnie wrócił do mapy.
Daud polecił jeszcze skrytobójcy, by wrócił do Tower i miał oko na Cesarzową, – wolał uniknąć sytuacji, w której dziewczyna znalazłaby się w niebezpieczeństwie – po czym szybkim krokiem skierował się w stronę magazynu. Zgodnie z zapowiedzią, odnalazł tam nieprzytomnego Attano oraz Aldena, który stał jakieś dwa metry od niego i akurat wyglądał przez okno. Zabójca tylko pokręcił głową.
- Jeżeli tak byś go pilnował, kiedy się obudził, już byłbyś martwy – powiedział, sprawiając, że wielorybnik podskoczył i odwrócił się gwałtownie w jego stronę. - Chociaż, gdybyś pilnował go inaczej też pewnie byłbyś martwy, więc nie ma to znaczenia.
- Przepraszam. - Chłopak ukłonił się szybko.
- Możesz odejść. Zapytaj Thomasa, czy nie będzie potrzebował dodatkowej pary rąk przy ataku na stocznię.
- Tak jest!
Zaledwie kilka sekund później, Nożownik został w pomieszczeniu sam z nieprzytomnym Corvo. A przynajmniej tak mu się zdawało.
- I tak byłby martwy… Czy to był komplement? - zapytał Attano, lekko zaciągając samogłoski. Wciąż był mocno zaćmiony trucizną, a jednak był w stanie myśleć. Całkiem nieźle. Jego klatka piersiowa poruszała się rytmicznie, co było dobrze widoczne, bo nie miał na sobie żadnej koszuli.
Daud lekko pochylił się i pociągnął nosem. Po czym się skrzywił. Mieli rację. Tyvian.
- Złapałeś się po raz drugi na dokładnie to samo. Niczego się nie nauczyłeś?
- Miewam problemy ze zbyt dużym zaufaniem. Wpuszczam ludzi do zamku, wznoszę toasty… - Powieki Lorda Protektora opadły, i pozostały w jednej pozycji jakiś czas, zanim ponownie uniosły się z widocznym wysiłkiem. - Rozmawiam z zabójcami.
Wspomniany zabójca pokręcił głową, z trudem zwalczając uśmiech.
- Zabiorę cię do siebie, powinieneś się przespać. Z tego co widzę, nie potrzebujesz antidotum.
Kąciki ust Corvo uniosły się, jednak po chwili całe jego ciało rozluźniło się, kiedy mężczyzna ponownie zapadł w sen.
Daud przerzucił sobie mężczyznę przez ramię, a następnie skierował się do swojej sypialni. Umieścił nieprzytomnego na łóżku, a sam usiadł na fotelu obok, chwycił kilka raportów, które zostawił sobie na przejrzenie przed snem i zajął się nimi.
Minuty mijały, przerywane jedynie szelestem kartek i niekiedy cichym skrobaniem pióra o papier, kiedy zabójca coś zapisywał. Upłynęła może godzina, zanim Corvo ponownie się obudził.
- Zawsze pracujesz? - Leniwy głos mężczyzny zwrócił uwagę skrytobójcy, który odłożył papiery na biurko i spojrzał na łóżko.
Lord Protektor zdawał się kompletnie nie przejmować faktem, że leżał na łóżku swojego wroga, bez górnej części odzieży i żadnej broni. Bez oporów wyciągnął ręce nad głowę i przeciągnął się jak wielki kot.
- Nie każdy ma czas na picie zatrutego wina – rzucił z przekąsem Daud. - Już ci przeszło? - zapytał jeszcze dla upewnienia się, chociaż mógł zobaczyć, że faktycznie tak było. Jakim cudem facet pozbierał się tak szybko, to pozostawało poza pojmowaniem skrytobójcy.
- Czuję się jak nowo narodzony – stwierdził Corvo. - Co tym razem dostałem?
- Dokładnie to samo, co wcześniej. Tylko tym razem dawkę, która powinna cię zabić.
- Uodparniam się. Jeszcze kilka razy i w ogóle nie będzie na mnie działać – uznał z zadowoleniem Attano, uśmiechając się.
- Jeszcze kilka razy? Masz zamiar pozwolić się otruć jeszcze kilka razy? - Daud uniósł brew, wyraźnie niezbyt zachwycony pomysłem.
- Jeśli za każdym razem będę się budzić, widząc tę brzydką gębę, mogę nawet zgodzić się na otrucie.
Skrytobójca przewrócił oczami. Z mężczyzną zdecydowanie było coś nie tak. I nie była to jedynie zasługa trucizny.
- Komu tym razem podpadłeś? - zapytał zabójca, podnosząc się z fotela i łapiąc szklankę z wodą. Podszedł do łóżka i wręczył ją Corvo.
- Kto wie? Wychodzi na to, że mam całkiem sporo wrogów. - Attano przyjął z wdzięcznością naczynie i wypił kilka łyków. - Sporo ludzi chciałoby kontrolować Emily, ale wiedzą, że póki żyję, nikomu na to nie pozwolę.
Daud pokiwał głową ze zrozumieniem. Przez chwilę jedynie obserwował towarzysza sączącego wodę, zanim ponownie się odezwał.
- Ani razu o nią nie zapytałeś. Nie chcesz wiedzieć, czy nic jej nie jest?
Corvo uniósł jedną brew.
- A coś jej się stało?
- Nie.
- No właśnie. - Lord Protektor uśmiechnął się triumfująco. - Gdyby tak nie było, nie stałbyś tutaj ze mną. Mogę się założyć, że teraz też nie jest sama.
- Jeden z moich ludzi jej pilnuje, ale to nie znaczy…
- Daj spokój! - Mężczyzna zaśmiał się. - Nie pozwoliłbyś, żeby coś jej się stało pod moją nieobecność.
- Twierdzisz, że jest dla mnie coś warta?
- A nie jest? Przyznaj, czujesz się za nią odpowiedzialny. Poza tym, zależy ci na tym, żebym był w dobrym nastroju.
- Tak? - Skrytobójca skrzyżował ramiona na piersi. - Dlaczego miałoby mi na tym zależeć?
Corvo ruszył się tak szybko, że Daud nawet tego nie zauważył. W jednej chwili stał stabilnie na obu nogach, a Attano leżał na plecach, z wyciągniętymi nad głowę ramionami, w kolejnej zabójca opadł na poduszki z cichym „uf” opuszczającym jego usta, a Lord Protektor zawisł nad nim, trzymając równowagę na kolanach i jednej ręce, drugą wciąż trzymając pusty już kubek po wodzie. Na ustach mężczyzny błąkał się drapieżny uśmiech.
- Bo nie chciałbyś znaleźć się w takim położeniu, kiedy akurat nie byłbym w dobrym humorze – stwierdził pozornie lekkim tonem Corvo, zbliżając szklankę do twarzy drugiego mężczyzny.
Daud wstrzymał oddech, obserwując każdy ruch naczynia. To było głupie, kubek nie był śmiercionośnym narzędziem. W przeciwieństwie do mini kuszy, ukrytej w rękawie lewej ręki zabójcy, w przeciwieństwie do ostrza, wciąż spoczywającego przy jego biodrze… Denko szklanki dotknęło czoła skrytobójcy, a Attano a cichym śmiechem ponownie padł na łóżko. A dokładniej na klatkę piersiową Dauda, który wciąż pod nim leżał.
- Wyglądałeś jak przerażony kociak – skomentował Corvo, bez skrępowania moszcząc się wygodniej na ciele towarzysza.
- Jesteś ciężki, spadaj – warknął zabójca. Jedną ręką chwycił kubek i, nieznacznie się wyginając, by sięgnąć, postawił go na ziemi, drugą, wbrew wcześniejszym słowom, ułożył na plecach leżącego na nim mężczyzny.
- Przepraszam. Zapomniałem, że tutejsi zabójcy są na tyle delikatni, że można ich uszkodzić kładąc się na nich – zakpił Corvo.
- Tutejsi zabójcy przynajmniej nie pozwalają się otruć – warknął Daud.
- Nie odpuścisz, prawda?
- Czy gdybym odpuszczał, zostałbym nazwany Nożownikiem z Dunwall?
- W porządku, niech ci będzie.
Attano opuścił głowę, opierając ją o klatkę piersiową towarzysza, po czym zamilkł, pogrążając się w przyjemnej zadumie. Daud pozwolił mu na moment relaksu, samemu też potrzebując chwili wytchnienia. Może faktycznie przerwa od czasu do czasu nie była aż takim złym pomysłem…?
Jednak wybuch gdzieś za oknem jasno wskazywał, że nie dane mu były długie wakacje. Mógł się tego spodziewać.
- Powinienem to sprawdzić – mruknął niechętnie.
- Zostaw. - Corvo nawet nie drgnął, nie pozwalając drugiemu mężczyźnie na wydostanie się. - Sami to ogarną.
- To pewnie jedna z tych nowych min Sokołowa. Przysięgam, jego wynalazki są tak samo niebezpieczne dla osoby, która się w nie złapie, co dla osoby, która je rozstawia.
- Na pewno wytwarzacie je dobrze?
- Oczywiście, że nie. Ciężko odtworzyć coś, na podstawie jedynie szczątek i tego, co udało się rozbroić.
- Mogę załatwić ci schematy, jeśli ładnie poprosisz… - Daud mógł przysiąc, że cwaniak uśmiechnął się. Zabójca czasami zapominał, jak duże wpływy naprawdę miał Lord Protektor.
- To nie znaczy, że tutaj zostanę. - Słysząc jęk, stłumiony przez własną kurtkę, zabójca pokręcił głową. - Ty też powinieneś wracać. Emily pewnie cię szuka.
- Chciała, żebym uczył ją łażenia po dachach – przypomniał sobie Attano, jednak wciąż nie ruszył się z miejsca.
- To leć do niej.
- Powiedz, że się czymś zatrułem i nie mogę…
- Kto jeszcze nie dawno narzekał, że Emily wykręca się z lekcji? - zapytał Daud, postanawiając pominąć fakt, iż zabójca informujący Cesarzową, że jej obrońca „czymś się zatruł”, raczej nie był zbyt dobrym pomysłem.
- Ma to po mnie.
- Po prostu do niej idź!
Corvo mruczał jeszcze przez chwilę, po czym westchnął i faktycznie podniósł się. Przeciągnął się leniwie, wyglądając przez okno.
- Szykuje się coś większego? - zapytał, jakby jeszcze przed chwilą nie zachowywał się jak wielkie dziecko.
- Prawdopodobnie. Nie planuję walki, ale jeżeli coś pójdzie nie tak, może do niej dojść. Musimy zdobyć coś ze stoczni. - Daud wstał szybko z łóżka, jakby z obawy, że znowu zostanie unieruchomiony.
- Hmmm… - Attano przyjrzał się rozmówcy. - Uważaj na siebie.
- Martwisz się?
- Oczywiście. Ktoś musi pilnować, żeby jakaś trucizna mnie nie zabiła.
Corvo wyszczerzył się, na co jego rozmówca przewrócił oczami. Oczywiście.
- Zaczynasz się uczyć rozpoznawać trucizny – rozkazał Daud.
- Co? - Lord Protektor przechylił głowę, jakby nie zrozumiał.
- Dokładnie to, co słyszałeś. Wyślę kogoś, kto ci to wytłumaczy w taki sposób, że nawet ty to zrozumiesz. Nie możesz łazić po Tower i łykać wszystkiego, czego ci dosypią do napoju.
Attano parsknął.
- Właśnie powiedziałeś, że wyślesz skrytobójcę do Tower i to jeszcze do mnie. Naprawdę sądzisz, że to taki dobry pomysł?
- Faktycznie, zapomniałem, że uwielbiasz być truty. Jeszcze chwila i Tyvian na półkach będzie podpisany jako „ulubiona trucizna Lorda Protektora”…
Corvo wzruszył ramionami.
- Innej nie próbowałem, więc tak, na chwilę obecną jest moją ulubioną.
Daud pokręcił głową. Czy ktoś mógłby mu przypomnieć, jakim cudem jeszcze nie rzucił wszystkiego i nie odpłynął daleko od Dunwall? Przecież gdzie indziej też z pewnością miałby dużo zleceń. Mógłby wrócić na Serkonos. Albo popłynąć do Tyvii, żeby zakupić trochę tej ich trucizny...
- Po prostu wracaj do siebie. I nie przypraw o zawał tego, który pilnuje małej.
Corvo uśmiechnął się krzywo. Ta mina nie oznaczała niczego dobrego. Skrytobójca przez chwilę nawet współczuł wielorybnikowi, który dostał rozkaz pilnowania Cesarzowej.
- Mam nazwisko osoby, która ostatnio nabyła Tyvian, chociaż prawdopodobnie to był tylko posłaniec. Najbardziej prawdopodobne nazwisko napisałem na górze listy, razem z kilkoma innymi, którzy też mogli być w to zamieszani. Mam się tym zająć? - zapytał Daud, podając rozmówcy kawałek papieru, na którym zanotował wyniki swojego krótkiego dochodzenia.
Wbrew pozorom, od kiedy Corvo przejął dowodzenie nad strażnikami i skrócił nieco samowolkę wysoko postawionych urzędników, zdobywanie odpowiednich informacji stało się znacznie prostsze, choć jednocześnie trudniejsze. Prostsze, bo wszystkie powiązania nie były aż tak splątane, i krycie kogoś innego stało się bardziej ryzykowne. Trudniejsze, bo… Dokładnie przez to samo. Nikt już nie chciał zdradzać informacji za drobne sumy i jakoś informacje nie szerzyły się aż tak bardzo. Z całą pewnością ułatwiało to robotę samemu Attano.
- Nie ma potrzeby. Wolę osobiście dopilnować, żeby nikt inny nie wpadł na więcej głupich pomysłów.
Właśnie w takich momentach Nożownik przypominał sobie, dlaczego, pomimo dosyć infantylnego zachowania, szanował Lorda Protektora. Jeżeli zachodziła taka potrzeba, mężczyzna stawał się poważny i niesamowicie niebezpieczny, roztaczając wokół siebie aurę, która wymuszała respekt i posłuszeństwo. Sam, pomimo wielu podwładnych i lat spędzonych na podporządkowywaniu sobie innych, nie potrafił tego w aż takim stopniu. Poza tym, Corvo swoje dziecinne oblicze okazywał tylko w sytuacjach, w których czuł się bezpiecznie. Tak jak przy Emily… Bądź właśnie przy skrytobójcy. Chociaż ten nie był pewny, czy to dlatego, że Lord Protektor uznał go na tyle słabego, że nie odbierał go jako zagrożenie… Czy bardziej ze względu na specyfikę ich relacji.
Daud jeszcze raz zmierzył spojrzeniem towarzysza. Miał na sobie jedynie spodnie. Brakowało mu zarówno koszuli, jak i butów, zapewne został znaleziony gdzieś w okolicy łazienki albo w drodze do łóżka. Inaczej nie było możliwości, żeby Attano chodził po Tower bez ubrań i, przede wszystkim, bez broni. Może i był to jego oficjalny dom, jednak Daud nie był głupi. Znał intrygi pałacowe na tyle dobrze, żeby mieć świadomość, że on w tych opuszczonych budynkach pewnie czuł się bardziej „u siebie” niż Corvo kiedykolwiek w miejscu, w którym mieszkał od tylu lat…
- Chcesz coś do ubrania? Ludzie mogą dziwnie na ciebie patrzeć, jeśli wrócisz tak do Tower.
Attano jedynie się uśmiechnął.
- Tylko pod warunkiem, że mnie zauważą. - Rzucił Daudowi wyzywające spojrzenie. - Pewnie nawet żaden z twoich ludzi nie zauważy, jak wychodzę. Musisz nad nimi popracować… Chociaż, najpierw powinieneś popracować nad swoimi umiejętnościami.
- Powiedział gość, którego znowu otruli.
- Powiedział facet, który został przez tego gościa pokonany.
Tym razem kącik ust Dauda uniósł się nieznacznie.
- Dobra, zrozumiałem. Nie miałeś być gdzieś indziej?
Corvo odwzajemnił uśmiech.
- Jasne, dzieci wzywają. Ty zajmij się w tym czasie swoimi – zażartował.
Skrytobójca przymknął na moment oczy, biorąc głęboki wdech i starając się nie stracić cierpliwości. Jego gość zaczynał działać mu na nerwy.
- Przysięgam, jeśli… - zaczął, otwierając oczy, jednak był w pomieszczeniu sam.
Rozejrzał się uważnie, ale zarówno okno, jak i drzwi były zamknięte, a w całym pomieszczeniu nie było śladu drugiej osoby. Jakby przez cały ten czas siedział sam. Jedynie pusty kubek przy łóżku potwierdzał, że był tam wcześniej ktoś jeszcze.
- Chyba naprawdę muszę popracować nad swoimi umiejętnościami… - wymamrotał, kręcąc głową.
Przypomniał sobie o wcześniejszym wybuchu, więc poprawił ubranie i szybko wyszedł, kierując się w stronę magazynu broni. Musiał sprawdzić, czy żadnemu wielorybnikowi nic się nie stało… Żadnemu z jego „dzieci”…? Dobra, jakkolwiek irytująco to nie brzmiało, może Corvo miał trochę racji. Chociaż Daud miał pewność, że nigdy mu tego nie powie. Aż tak nisko nie upadł. Ale zdecydowanie wyśle kogoś, by nauczył faceta rozróżniać trucizny.

~~~~

Tak, wiem że ta trucizna nie nazywała się Tyvian, tylko jeden z wielorybników skomentował ją jako "Tyvian stuff". Źle zrozumiałam/zapamiętałam, a później uznałam, że w sumie może zostać. Brzmi fajniej niż "nienazwana trucizna pochodząca z Tyvii"...
I, mówcie co chcecie, uwielbiam motyw wielorybników jako "dzieci" Dauda. To zawsze tak słodko wygląda na wszelkich możliwych artach. No bo czy oni nie są słodcy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz